Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Mr. Johnson

Wiktoria czuła się jak przed wejściem do chłodnej, morskiej wody. Doskonale wiedziała, że to tylko chwila nieprzyjemności, po której następuje ulga. Wiedziała też, że to właśnie odwlekanie tego, co nieuniknione, jest najbardziej nieprzyjemne. Jednak wstyd i zażenowanie nie pozwalały jej wykonać następnego kroku. Na zmianę spoglądała na drzwi wejściowe i na torbę, którą trzymała w dłoni. Cienka warstwa papieru dzieliła jej wstyd przed światem, krótka chwila dzieliła ją od ulgi. Chwila, która nie chciała się skończyć.

 

Gorzko-kwaśny, duszący dym palącego się filtra wypełnił jej usta i przypomniał, że czas jednak się nie zatrzymał, a papieros właśnie spalił się do granic swoich możliwości. Odbijające się głośnym echem od betonowego ogrodzenia odgłosy kaszlu zadziałały lepiej niż domofon. Niemal natychmiast drzwi otworzyły się, a stojąca w nich kobieca postać spojrzała na nią z politowaniem.

- Znów zapomniałaś, że masz papierosa w ustach? Siostra, ty to masz naprawdę ten łeb pusty.

- Weź, spadaj. Po prostu zaciągnęłam się za mocno.

- Właź już, przecież widzę że stoisz tu pod drzwiami co najmniej od pół godziny.- powiedziała, spoglądając na kilkanaście niedopałków leżących jeden obok drugiego na chodniku.

 

Wiktoria usiadła na kanapie, kurczowo przyciskając do siebie co raz bardziej ciążący jej pakunek. Dorota skręciła do kuchni i wyjęła z lodówki dwa piwa, po czym rozsiadła się naprzeciwko Wiktorii w wielkim, skórzanym fotelu. Już miała zamiar rzucić zimną puszkę w jej stronę, jednak dostrzegła jej ręce strzegące jak skarbu papierowej torby na kolanach. Uniosła brwi, patrząc na nią.

- Pan Johnson? Fajnie wiedzieć, że znów komuś posłużył. U mnie stał już tylko jako pamiątka, bo przestał robić robotę... Widzisz, a mówili, że rozmiar nie ma znaczenia. Okazało się, że twoja starsza siostra jest gorszą zdzirą niż zasady przewidują.

- Serio? Przecież jest ogromny. To co ty tam masz na dole, parking dla ciężarówek?

- Raczej hangar zamieniony na plac zabaw. - Drugą dawkę ostrej samokrytyki Dorota skwitowała wybuchem śmiechu.

- Myślałam, że pan Johnson zostanie z tobą do weekendu, albo dłużej, jeśli się zaprzyjaźnicie. Nie spodobał się?

- Spodobał. - odpowiedziała Wiktoria zdawkowo, czując jak jej policzki robią się czerwone.

- No to w czym problem? Udało ci się, nie udało?

- Udało się. - tym razem prawie już wyszeptała odpowiedź, a jej twarz co raz bardziej nabierała rumieńców.

- Brawo! Mówiłam ci, że to nie z tobą jest problem, tylko z tym twoim... no jak mu tam?

- Kamilem. Daj spokój, to nie jego wina. Po prostu nie wiedziałam jak to jest. On jest po prostu… - Wiktoria ugryzła się w język, ale wzrok Doroty wiercił jej dziurę w brzuchu, żądając odpowiedzi. - ...za delikatny.

- Co? Ale… jak? Po prostu opowiadaj co tam się wydarzyło!

Wiktoria milczała przez dłuższą chwilę, wędrując wzrokiem po podłodze. Jakby szukała odpowiednich słów, które powiedzą dość dużo, ale nie zbyt wiele. Wzięła głęboki wdech, spojrzała Dorocie prosto w oczy i z klinicznym chłodem, jakby zeznawała do protokołu policyjnego, zaczęła opowiadać.

- Zabrałam Johnsona do łazienki. W pięć minut zamienił mnie w hydrant. Cała podłoga śliska i mokra. Nie wiem, czy najpierw mnie odcięło, czy najpierw się przewróciłam i dopiero wtedy straciłam przytomność przez upadek. Wpadłam głową w szybę od kabiny prysznicowej.

 

Twarz Doroty zrobiła się blada. Na wpół otwartymi ustami brała krótkie wdechy, nie wierząc w to, co słyszy. Wiktoria kontynuowała opowieść.

-Wyobraź to sobie. Leżę nieprzytomna, wokół mojej głowy plama krwi, a na środku podłogi kołyszący się na boki Pan Johnson. Nasz "kochany" starszy brat, musiał usłyszeć hałas i otworzyć na siłę drzwi od łazienki, bo to on mnie znalazł pierwszy. Nic nie powiedział rodzicom, a raczej jeszcze nie powiedział. Zawiózł mnie do szpitala. Trzy szwy, tutaj, tutaj i tutaj... - odsłoniła włosy, ukazując trzy długie ślady nici na potylicy, po czym zamilkła. Dorota słuchała jej w całkowitym bezruchu.

- O ja pierdole. - wypowiedziała każde z tych słów pieczołowicie, powoli, oddzielając je od siebie długimi pauzami.

- W sumie to nic mi nie jest, ale pan Johnson... Chyba trochę przesadziłam. - powiedziała Wiktoria tonem skruszonej penitentki u drzwi konfesjonału, po czym sięgnęła do torby i wyjęła jej zawartość na szklany blat stołu pomiędzy fotelem a kanapą.

Silikonowa przyssawka z głośnym plaśnięciem przyczepiła się do gładkiej powierzchni. Podstawa przypominająca kształtem suszoną śliwkę nie wyglądała, jakby była świadkiem i ofiarą tamtej groteskowej sceny. Dopiero w połowie podłużnej, środkowej części pana Johnsona widać było skalę zniszczenia. Postrzępione skrawki fioletowej gumy wyglądały teraz jeszcze bardziej autentycznie jak ludzka skóra. Zerwane przewody zasilające, niebieskie i czerwone, łudząco przypominały żyły i tętnice brutalnie wyrwane z tkanki. Tylko pęknięty rdzeń z włókna węglowego dodawał mu nieludzkiego charakteru.

 

Dorota obeszła stół kilka razy dookoła, dokładnie przyglądając się uszkodzeniom, po czym podeszła do Wiktorii i poklepała ją po ramieniu.

- Najważniejsze, że ty jesteś cała. No i że staruszkowie jak na razie nic nie wiedzą. Gdyby zamiast brata wpadł tam ojciec, to by cię wypieprzył z domu zamiast zawieźć na pogotowie. Ciesz się, że tylko tak się skończyło.

- No ale... zabiłam pana Johnsona! Nie jesteś na mnie wściekła?

- Wściekła? Gnojku, jestem pełna podziwu! Coś ty musiała na nim wyczyniać, skakałaś na niego z drabiny czy przyczepiłaś go do wiertarki udarowej?

- Nie... Sama nie wiem. Poniosło mnie. Połowy w sumie nie pamiętam. Wiem tylko, że tym razem w końcu mi się udało.

- I to chyba całkiem porządnie się udało... No cóż. Pan Johnson poległ na służbie. Tradycją wikingów, kto polegnie w walce lub podczas stosunku, trafia prosto do Valhalli. Spoczywaj w pokoju, Johnsonie. - powiedziała Dorota, podniosła gumowe zwłoki ze stołu i beznamiętnie wrzuciła je do kosza na śmieci.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania