Mroczna cisza - bitwy literackie

Jeszcze tylko kilka kliknięć i Joanna będzie mogła wyłączyć komputer. Dzisiejszy dzień okazał się dla niej wyjątkowo nużący. Trzy wywiady, artykuł do napisania i kilka korekt, które już od wczoraj powinny leżeć na biurku szefowej. Musi jeszcze tylko odebrać Ewę z zajęć dodatkowych i przez resztę wieczoru będzie mogła oddać się w zupełności słodkiemu leniuchowaniu.

Wychodząc z windy, natknęła się na Artura Zabłockiego – wyjątkowo niemiłego faceta o nieprzyzwoicie pociągłej twarzy i atletycznej budowie ciała.

- Cześć – powiedziała bez uprzejmości, zerkając na niego przelotnie.

Oczywiście Artur nie mógł odwdzięczyć się jej tym samym. Omiótł ją dokładnym spojrzeniem swych brązowych oczu, a Joanna odniosła dziwne wrażenie, że na dłużej zatrzymał wzrok na jej dość obfitym biuście. Nie mogła narzekać na Karola. W roli męża i ojca spisywał się znakomicie, lecz przyjemnie było widzieć, że mimo dawno przekroczonej trzydziestki, wciąż jeszcze jest atrakcyjna dla innych mężczyzn. Uśmiechnęła się pod nosem i odeszła w stronę drzwi frontowych.

Deszcz, który jeszcze przed godziną był ledwo wyczuwalną mżawką, teraz znacznie przybrał na sile i Joanna ucieszyła się, że zrezygnowała ze zdrowego trybu życia, chowając w najdalszych zakamarkach piwnicy rower i powracając do komfortowego, ciepłego, lecz przede wszystkim suchego auta. „Ewa nie lubi deszczu – przemknęło jej przez głowę, gdy odpalała silnik.”

Na parkingu przed blokiem, w którym mieszkała pani Maria, jak zwykle nie było już miejsca. Zaparkowała na chodniku, ignorując zakazujący takiego postępowania przepis i wysiadła w deszcz. Szła szybko, niemal biegła, ale stając przed drzwiami mieszkania numer 3 i tak wyglądała jak zmokła kura.

Szczęknął zamek w drzwiach.

- Dzień dobry, pani Asiu – w progu pojawiła się szczupła, drobna nauczycielka – Pani mąż odebrał Ewę pół godziny temu, ale… chciałabym z panią porozmawiać. Proszę… proszę wejść. Czego się pani napije?

Usiadły na miękkiej, beżowej kanapie w salonie, a przed każdą z nich stanęła niewielka filiżanka parującej kawy.

- Czy zauważyła pani u Ewy jakieś niepokojące zachowanie? – spytała Maria, gdy już wymieniły należyte uprzejmości i podziękowania.

- Nietypowe zachowanie? Co pani ma na myśli?

Maria odchrząknęła z zakłopotaniem.

- Mam wrażenie, że Ewa stała się agresywniejsza i bardziej zamknięta w sobie. – przyznała.

- Moja córka nie widzi i nie słyszy, jest pozbawiona dwóch podstawowych zmysłów, za pomocą których odbieramy bodźce ze świata zewnętrznego. Chyba więc trudno się dziwić, że jest trochę zamknięta w sobie. Co do agresji… no cóż, gdy była mała, udało nam się ją niemal całkowicie zwalczyć i mam nadzieję, że teraz też nam się to uda. Ewa dojrzewa i z pewnością coraz dotkliwiej odczuwa fakt, że nie zawsze możemy ją zrozumieć…

- Tak, oczywiście ma pani rację, ale mnie chodzi o coś innego. Ewa nie chce nawiązywać ze mną żadnego kontaktu. Musiałam ją niemal zmuszać, żeby cokolwiek mi dziś powiedziała, a o lormowaniu już nie wspomnę. Myślałam, że może zrobiłam coś, co się jej nie spodobało, ale ona równie nieprzystępna była dla pana Karola, kiedy przyszedł ją odebrać. Nie powiedziała mu nawet „cześć” albo czegoś podobnego. W ogóle się do niego nie odezwała. Ewa zachowuje się tak, jakby straciła zaufanie do ludzi. Czy w stosunku do pani… czy zauważyła pani coś podobnego?

Joanna zastanowiła się przez chwilę. Ewa nigdy nie była skora do rozmów i zwykle preferowała samotność, lecz czy ostatnimi czasy nie przesadzała? Przed oczami stanął jej dzień w którym jej córka opuściła swój pokój tylko trzy razy, by coś zjeść i skorzystać z toalety. Joanna była pewna, że gdyby mogła, siedziałaby tam bez przerwy. Rozmawiać też nie chciała, ograniczając się do niezbędnego minimum.

- Hm… Wydaje mi się – zaczęła, starannie dobierając słowa – że Ewa rzeczywiście stała się mniej rozmowna.

Nie umiała wyznać wprost tego, co leżało jej na sercu. Maria zawsze jawiła się jej jako idealny wzór matki i żony i nie potrafiła sobie wyobrazić, by miała ze swoimi dziećmi jakiekolwiek problemy. Córki dzielą się z nią najskrytszymi tajemnicami, jakich nie mówią nawet swym najlepszym przyjaciółkom ze szkoły, a synowie proponują jej, by poszła z nimi na mecz piłki nożnej, bo przecież tylko oni mają taką fajną matkę.

- Proszę się zastanowić – nalegała nauczycielka, patrząc jej w oczy. – Ja naprawdę chcę tylko jak najlepiej dla Ewy. Tak jak pani wspomniała, jest ona pozbawiona dwóch podstawowych zmysłów, toteż nawet pozornie mała zmiana w jej otoczeniu, w zachowaniu bliskich wobec niej mogła sprawić, że poczuła się odrzucona albo… no nie wiem… W każdym razie chyba zgodzi się pani ze mną, że nie możemy dopuścić, by taka sytuacja nadal miała miejsce?

Joanna potrząsnęła głową.

- Przyznaję, że Ewa ostatnio zachowuje się trochę inaczej, ale nie widzę w tym powodu do obaw – skłamała. – Myślę, że to naturalny przejaw dojrzewania, nic więcej.

Maria westchnęła zrezygnowana.

- Proszę porozmawiać z mężem – powiedziała tylko, pociągając ostatni łyk kawy.

 

***

 

Deszcz już nie padał, ale teraz było jej wszystko jedno. Mogłaby moknąć bez końca, byle tylko odgonić od siebie złowieszcze myśli. Wiedziała, że Maria miała rację, lecz czy powinna przyznać się przed obcą kobietą, iż nie potrafi samodzielnie wychować własnej córki? No i właściwie dlaczego Ewa w ten sposób się zachowuje? Czy ma to związek z nierzadkim brakiem zrozumienia tego, co chce przekazać? Tak, to jedyny racjonalny powód, logiczne wytłumaczenie, ale… Przecież jest alfabet Lorma, za którego pomocą można „pisać” na dłoni. Przekazywanie informacji w ten sposób jest wprawdzie dość czasochłonne, ale jak dotąd sprawdzało się znakomicie, więc dlaczego miałoby się to zmienić? Poza tym Ewa zna język migowy, a przynajmniej na tyle, by móc w miarę sensownie przekazać to, co chce, by ona – Joanna, jej matka – wiedziała. No i umie mówić. Nie zawsze wyraźnie, to prawda, a czasami musi po kilka razy powtarzać jedno słowo, by można je było zrozumieć, lecz ona z pewnością to umie.

Bydgoskie ulice wydawały się jej znacznie dłuższe niż zwykle. Zastanawiała się, która matka z mijających ją kobiet głowi się teraz, jak jej dziecko poradzi sobie w życiu. Być może niejedna, lecz czy jej dziecko ma aż tak ogromne ograniczenia? Czy jej dziecko musi, jak Ewa, wkładać tak wiele wysiłku, by móc w miarę samodzielnie funkcjonować? Pojedyncza łza wypłynęła jej z oka, lecz starła ją, nim zdążyła pozostawić ślad na policzku. Nie może płakać z powodu własnej córki. Nie może okazać słabości. Musi być silna, aby pokazać Ewie, że ona też taka może się stać.

- Hej, kochanie! – zawołała od progu.

- O, cześć, skarbie – odpowiedział Karol, wychodząc z łazienki. Wokół bioder owinął sobie niewielki, pomarańczowy ręcznik, poza tym był zupełnie nagi. Joanna uśmiechnęła się na ten widok. „Chyba należy mi się odrobina przyjemności po tak ciężkim dniu – pomyślała, całując męża na powitanie.”

- Ewa jest u siebie? – spytała, odwieszając kurtkę na przepełniony wieszak.

- Tak, powiedziała, że jest zmęczona i chce położyć się wcześniej spać, a dlaczego pytasz?

Powinna mu powiedzieć? Co za pytanie! Przecież Ewa to również jego córka.

- Rozmawiałam dzisiaj z jej nauczycielką i…

- A właśnie, chyba nie masz mi za złe, że ją odebrałem, no nie? Byłem akurat w pobliżu, więc postanowiłem zajechać… Krótsze lekcje od czasu do czasu dobrze jej zrobią. – Uśmiechnął się przepraszająco

- Następnym razem zadzwoń – poprosiła.

- Komórka mi się rozładowała. Przepraszam. Mówiłaś coś o tej nauczycielce. O co chodzi?

- Bo widzisz… - znowu się zawahała. Musiał to zauważyć. Westchnął głośno, przytulił ją i powiedział:

- Kochanie, powiedz mi w czym problem. Jeśli to coś poważnego, łatwiej nam będzie rozwiązać go razem. Poza tym mnie tak samo jak tobie zależy na dobru Ewuni.

- Nowakowska twierdzi, że Ewa ostatnio dziwnie się zachowuje. Zauważyłeś coś?

- Chyba nie, ale o co dokładniej jej chodziło?

Opowiedziała mu o wszystkim, przemilczawszy tylko swoje własne przemyślenia. Wyczuła, że Karol nie potraktował obaw nauczycielki zbyt poważnie i nie chciała, by ją również uznał za paranoiczkę.

- Asiu, dobrze wiesz, jaka jest Ewa. Nigdy nie było łatwo do niej dotrzeć. Myślę, że ona po prostu dorasta albo nie czuje potrzeby rozmowy i nie powinniśmy jej do niej zmuszać.

- No a to ciągłe przesiadywanie w swoim pokoju? Przecież to nie jest normalne!

Nie mogła się powstrzymać, by pozostawić ten niepokój dla siebie, lecz widząc lekceważącą minę Karola, szybko pożałowała swych słów.

- A co ma robić w naszym towarzystwie? Możemy rozmawiać z nią tylko wtedy, gdy nie jesteśmy zajęci, a skoro ty pracujesz jako dziennikarka i często zabierasz artykuły do dokończenia do domu, a ja jestem sędzią, więc też mam sporo „papierkowej” roboty… Po prostu nie jesteśmy w stanie poświęcać jej więcej czasu.

- W ogóle się tym nie przejmujesz! – zarzuciła mu.

Miała świadomość, że Ewa potrzebuje z ich strony więcej uwagi, lecz wiedziała również, że fizycznie nie jest w stanie jej ofiarować. Starała się, jak mogła pogodzić pracę, obowiązki domowe i wychowywanie głuchoniewidomego dziecka, lecz teraz musiała przyznać, że odniosła w tej materii ogromną porażkę.

- Kochanie, śpij już, a jeśli chcesz, jutro oboje porozmawiamy z Ewą, dobrze?

Ramiona Karola zawsze działały na nią uspokajająco i teraz też nie zawiodły. Jej sen był jednak płytki. Co jakiś czas budziła się, dręczona nowym koszmarem. Co zrobiła źle? Gdzie popełniła błąd? Co powinna zrobić, by pomóc? Nie potrafiła odpowiedzieć, choć pytań wciąż przybywało. Znowu poczuła łzy. Oczy piekły ją i szczypały. Nie umiała dłużej się bronić. Pozwoliła, by wypłynęły na jej policzki i zalały twarz. Łkała cicho, wylewając z siebie całą swą bezradność. Przylgnęła silniej do męża. Wiedziała, że jego sen był zbyt głęboki, by zdawał sobie z tego sprawę, lecz to nie miało teraz znaczenia. Sama jego obecność działała na nią uspokajająco. Zamknęła oczy, by po chwili wtulić się w objęcia Orfeusza. Nie okazał się dobrym kochankiem, lecz ona nie mogła już się od niego uwolnić.

 

***

 

Choć było już dobrze po północy, Ewa nie mogła zasnąć. Leżała w łóżku, z całych sił pragnąc się rozpłakać. Lubiła płakać, bo przynosiło jej to pewnego rodzaju ulgę. Tylko w ten sposób mogła poradzić sobie z nawałem negatywnych uczuć, które od tak dawna kłębiły się w jej głowie. Ale mimo najszczerszych chęci, łzy uparcie nie chciały płynąć. Pisanie też nie wchodziło w grę. Nie o tej porze, gdy rodzice z pewnością dawno już śpią. Nigdy nie poznała hałasu maszyny brajlowskiej, Zdążyła zaledwie nauczyć się wymawiać podstawowe słowa, gdy na zawsze utraciła resztki słuchu, lecz wiedziała, że jest ona stanowczo zbyt głośna, by mogła używać jej w środku nocy i nie zwrócić na siebie uwagi matki.

Ze zmysłów pozostały jej teraz tylko dotyk, węch i smak. Dlaczego to ich nie mogłaby utracić? Dotyk oczywiście jest niezbędny, ale bez węchu i smaku na pewno żyje się łatwiej niż bez wzroku i słuchu. Gdyby nie czuła smaku, po prostu jadłaby mniej, gdyż nie umiałaby czerpać z tego przyjemności. Spożywanie posiłków stałoby się dla niej jedynie koniecznością, niczym więcej. Miałaby figurę modelki i może nawet byłaby ładna? A węch…? Chyba nie myślałaby zbyt często, że go nie posiada. Skupiałaby się na tym, tylko gdy ktoś zachwycałby się zapachem kwiatów, perfum czy swoich ulubionych potraw. Węch nie jest potrzebny. A wzrok i słuch?

Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, ale tylko jedna, toteż nie mogła przynieść jej ukojenia. Dawniej najprawdopodobniej odmówiłaby w myślach modlitwę, lecz teraz skupiła się tylko na tym, by wreszcie się rozpłakać. Po co ma się modlić, skoro Bóg ciągle ignoruje jej prośby? Wysłuchuje tylko tych najbardziej banalnych, tych, których właściwie nie musiałaby składać. Łzy nie byłyby banalną prośbą, więc dlaczego Bóg miałby dziś zrobić wyjątek?

 

***

 

Joanna obudziła się, nim jeszcze donośny dźwięk budzika zdążył obwieścić jej, że należy wstawać. Pijąc kawę, wspominała wczorajszą wizytę w domu idealnej matki. A jeżeli ona ma rację? Jeżeli z jej córką naprawdę dzieje się coś niedobrego?

- Zawiozę dziś Ewę do ośrodka – oznajmiła Karolowi, gdy wlewał wodę do elektrycznego czajnika.

- Okay, ale co z redakcją?

- W zeszły czwartek zostałam dłużej za Olę. Pora, żeby odwdzięczyła mi się tym samym.

Jedli w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Czy Karol chociaż przez chwilę zastanawiał się nad tym, co mu wczoraj powiedziała? Czy pamięta, co jej obiecał? Czy to możliwe, że obawy nauczycielki były dla niego tak mało istotne? Nie potrafiła w to uwierzyć. Zbyt wielu rzeczy nie potrafiła. Dlaczego? Dlaczego wszystko to jest tak skomplikowane?

- Chyba trzeba obudzić naszą śpiącą królewnę – mruknął Karol, pochłaniając dwa ostatnie kęsy kanapki.

- Ja to zrobię – Joanna natychmiast podniosła się z miejsca. –

W pokoju jej córki było ciemno i cicho. Zapaliła światło, podeszła ostrożnie do łóżka i delikatnie potrząsnęła dziewczynę za ramię. Ewa wymamrotała coś niezrozumiałego i otworzyła oczy.

- Już po siódmej. – napisała jej na dłoni Joanna. – Pora wstawać.

Ewa usiadła powoli, wciąż trzymając matkę za rękę.

- Wyjdź!

Gest był tak stanowczy, że Joanna nawet nie śmiała zaprotestować. W drzwiach odwróciła się jeszcze i rozejrzała po pokoju. Jej uwagę przykuła duża, zielona teczka, którą Ewa zwykle chowała w najgłębsze czeluście szuflady.

Nie odznaczała się talentem aktorskim, ale przez telefon umiała dość dobrze symulować grypę, co dziś okazało się niezwykle przydatne.

- Jasne, że możesz nie przychodzić. Masz teraz leżeć w łóżku i odpoczywać! To polecenie służbowe! – powiedziała jej przełożona, gdy oznajmiła, że nie jest w stanie dziś pracować.

W innym przypadku Joanna może i miałaby wyrzuty sumienia, lecz teraz potrzebowała czasu, którego tak bardzo jej brakowało. Dziękowała Bogu, że opanowała sztukę czytania Brajla. Bezładna zbieranina wypukłych kropeczek, z których każda wygląda tak samo, długo była dla niej czarną magią.

Wiedziała, że postępuje źle, że łamie wszelkie normy prywatności i przyzwoitości, lecz przecież nie miała wyboru. By pomóc, trzeba czasami popełnić przestępstwo. Usiadła na niedbale zasłanym łóżku Ewy i sięgnęła po dużą, zieloną teczkę.

 

„Czasami myślę, że chciałabym być niepełnosprawna intelektualnie. Takie życie byłoby o wiele łatwiejsze. Miałabym wszystko gdzieś, a moimi najważniejszymi potrzebami stałoby się spanie, jedzenie i załatwianie się. Ach, no tak, jeszcze oddychanie, trawienie i wszystkie inne reakcje biochemiczne oraz takie, które utrzymywałyby moje ciało przy życiu. Tylko to. Nic więcej. Reszta mniej istotnych pragnień mogłaby być regularnie zaspokajana, lecz traktowałabym je jako dodatek, coś, bez czego mogłabym spokojnie egzystować. Natrafiłam na to słowo w jednej z ostatnio przeczytanych książek i mam nadzieję, że dobrze je przepisałam.”

 

„Świat jest tak głupi, że gorzej już chyba być nie może. Nienawidzę ojca, matki, pani Marii, pani Agnieszki i w ogóle wszystkich! Wszystkich prócz Boga, bo nie mogę nienawidzić kogoś, kogo nie ma. Bo Go nie ma. Jeżeli naprawdę miałby nas kochać, nie pozwoliłby, aby świat aż tak bardzo zszedł na psy. Tak jednak się stało, a to wystarczający dowód na to, że Bóg nie istnieje. Niektórzy pewnie powiedzieliby, że może nas nienawidzić, ale ja uważam, iż nie miałby w tym żadnych celów, bo przecież podobno to właśnie On miał nas stworzyć.

Nie wierzę też w misję, jaką człowiek ma do spełnienia na ziemi. Dla mnie, na przykład, nie ma przyszłości. Jedyny zawód, w którym mogę zrobić karierę, to prostytucja, a przecież prostytucja to grzech. Nie potrafiłabym nawet zaprotestować, gdy kolejny klient wychodziłby, nie zostawiając pieniędzy. Byłabym ulubioną panienką. Ulubioną i najtańszą. Dla ojca też jestem najtańsza. Chyba nawet tańsza od matki, bo jej musi powiedzieć jakieś czułe słówka i takie tam, a jeśli chodzi o mnie, może od razu przejść do rzeczy. Tata jest moim dzisiejszym klientem, a mama alfonsem, ponieważ ojciec jest w pewnym sensie przez nią przysłany. Może gdyby umiała go zaspokoić… W swoim CV napiszę, że pobierałam u nich praktyki.”

 

„Zastanawiam się, ile osób szczerze zapłakałoby na moim pogrzebie. Nie zależy mi na potoku łez, wystarczyłoby tylko kilka, lecz prawdziwych, takich z głębi serca, udowadniających, że jednak ktoś będzie za mną tęsknił. Ja bym za innymi tęskniła. Tęskniłabym za mamą, choć coraz częściej myślę, że jej nienawidzę. Czy to jednak prawda? Nie, to chyba zbyt mocne słowo, ale pewności nie mam. „Nie lubię” też mi nie odpowiada. Potrzebuję słowa, które byłoby pomiędzy nimi. Nie znam takiego, ale tylko ono mogłoby prawdziwie określić moje uczucia. Może mam do niej żal? Tak to się chyba mówi. A zresztą jakie to ma znaczenie? Ja wiem, o co chodzi, a to będzie musiało mi wystarczyć.”

 

Czytała długo, a z każdą minutą oczy bolały ją coraz bardziej. Powinna przejrzeć kolejne wpisy, lecz już nie była w stanie powstrzymać łez, nieprzerwanie spływających po jej policzkach. „…ile osób szczerze zapłakałoby na moim pogrzebie…?, „Tata jest moim dzisiejszym klientem, a mama alfonsem…” Jak mogła być aż tak ślepa? Dlaczego umiała tylko patrzeć, zamiast prawdziwie zobaczyć?

 

***

 

- Dzień dobry panie Karolu – przywitała się wesoło niewysoka szatynka z portierni w ośrodku dla dzieci niewidomych, gdzie uczyła się Ewa. – Córki już nie ma, żona ją odebrała. Swoją drogą nie była w najlepszym humorze. Chyba jakieś kwiatki trzeba by kupić.

- Hm… pomyślę nad tym – uśmiechnął się szeroko.

Może rzeczywiście warto by wstąpić do jakiejś kwiaciarni? Joanna uwielbia chwasty.

Przed drzwiami mieszkania stały dwie duże walizki. Poczuł dziwne ukłucie niepokoju. Przecież Ewa na pewno nikomu niczego nie powiedziała! Na pewno!

- Wynoś się stąd! – usłyszał od progu.

Zrozumiał, że się mylił. Rzucił kwiaty na podłogę, wiedząc, że tylko pogorszyłyby sytuację.

- Asiu, kochanie, ja ci to wszystko wytłumaczę… - zaczął.

- Wytłumaczę?! Wytłumaczę?! Gwałciłeś własną córkę! Jakie masz na to wytłumaczenie?! Sędzia pierdolony…! sprawiedliwy wśród przestępców…!

- Ja… Przecież ona… Nie chciałem, żeby to jej zaszkodziło… Nie zdawałem sobie sprawy, że… Ona i tak jest głuchoniewidoma i…

- Jesteś chory! Powinieneś się leczyć!

Joanna już nie krzyczała. Mówiła cicho, złowieszczo zaciskając zęby W jej dłoni błysnął nóż.

- Pani Asiu, spokojnie.

Jego wybawicielką okazała się Maria. Stała w drzwiach do salonu, trzymając za rękę Ewę. Po policzkach jego córki spływały strumienie gorzkich łez. Joanna podbiegła do niej i zarzuciła jej ręce na szyję, jednocześnie mocno obejmując ramionami. Ewa odsunęła ją od siebie delikatnie i położyła prawą dłoń na jej ramieniu. Powoli uniosła rękę, by opuszkami palców dotknąć policzka. Karol był pewien, że za chwilę postąpi tak samo, używając drugiej ręki, lecz ona cofnęła dłoń, by po chwili uderzyć z całej siły.

- Żałuję, że rodziców nie można sobie wybrać – powiedziała ochryple, a jej głos zmieszał się z głośnym plaskiem ciosu

Odsunęła się nie powstrzymywana przez nikogo. Szła szybkim krokiem w stronę swojego pokoju. Karol cofnął się, by zrobić jej miejsce, lecz w tym momencie Ewa poślizgnęła się na porzuconym przez niego bukiecie i straciła równowagę. Podtrzymał ją odruchowo, automatycznie, bo przecież nie mógł postąpić inaczej. On – gwałciciel własnej córki – musiał pomóc swej ofierze, by ułatwić jej życie w jej mrocznej ciszy. Ewa spróbowała wyrwać się z jego uścisku. Nie mogła kontrolować wydawanych przez siebie dźwięków, z jej gardła wydobywały się nieartykułowane odgłosy bezradności, nienawiści i ulgi, jaką z pewnością teraz odczuwała. Jej uczucia… - dlaczego nie pomyślał o nich wcześniej? Czy znajdzie dla siebie wyrok, który okaże się wystarczająco sprawiedliwy?

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • BreezyLove 09.04.2015
    Bardzo długie, ale naprawdę warto przeczytać. Opowiadanie jest doskonale napisane, a historia smutna i na końcu okrutna. 5
  • Amy 09.04.2015
    Dziękuje, Breezy. :) Cieszę się, że Ci się podobało.
  • Osobiście nie za bardzo mi pasuje do tematu a bardziej do dramatu psychologicznego ale to tylko moje zdanie. Tekst bardzo fajny
  • Amy 09.04.2015
    Nie zgodzę się z Tobą, ponieważ moim zdaniem bohater nie zawsze musi być ukazany w bohaterski sposób. Uważam, że herosem może być każdy, nawet ten, kto pozornie niczym się nie wyróżnia. Jest tu trochę psychologii i mam nadzieję, że dość dobrze ukazałam uczucia postaci, ale zrobiłam to po to, by pokazać, że Karol nie potrafił sobie poradzić. Wychowanie głuchoniewidomego dziecka musi być trudne i z pewnością wielu rodziców nie podołałoby temu zadaniu, więc myślę, że ci, którzy potrafiliby to zrobić, są bohaterami. Karol sobie nie poradził, więc jest upadłym bohaterem. Trwale zniszczył życie swojej córce i żonie, rozwalił rodzinę i już nigdy nie uwolni się od wyrzutów sumienia.

    Wiem, że moje opowiadanie jest dość nietypowe i może się wydawać niezgodne z tematem, ale po zastanowieniu można chyba dostrzec w nim upadłych bohaterów.
  • Gdzie jest nasza loża szyderców do jasnej ch***ry!? Niech ktoś oceni aktualne teksty z bitwy!
  • Daniel 15.04.2015
    Nie wciągnęło mnie to jakoś, historia jest bardziej dla kobiet.
    Niezbyt wiem, jak to nawiązuje do upadłych bohaterów, ale tak ogólnie jest całkiem dobrze.
    Pomysł: 7/10
    Błędy: 7/10
    Całokształt: 7/10

    Podsumowanie: 21/10

    Tak jeszcze coś od siebie. :P
    „Ewa nie lubi deszczu – przemknęło jej przez głowę, gdy odpalała silnik.”
    "Ewa nie lubi deszczu" - przemknęło jej przez głowę, gdy odpalała silnik.
    Tylko myśl zamykaj w cudzysłowie, po myślniku już dalej prowadzisz narracje. ;)


    ZAPRASZAM INNYCH DO OCENIANIA TEKSTÓW BITEWNYCH!
    PRZEŁAMAŁEM LODY BĘDZIE ŁATWIEJ TERAZ.
  • Amy 16.04.2015
    Dziękuję za ocenę i radę :)
  • Jolly Joke 16.04.2015
    O łał... Opowiadanie naprawdę mną wstrząsnęło. Nie miałam większych problemów, by się w nie wczuć, szczególnie gdy akcja zaczynała iść w coraz bardziej mrocznym i niepokojącym kierunku. Tekst jest bardzo dobrze napisany, pojawiło się co prawda parę błędów, jak przecinek czy mała litera tam, gdzie powinna być duża, a także parę powtórzeń, ale ogólnie widać, że dbasz o swoje prace i przede wszystkim piszesz w dobrym stylu, który sprawia, że czytanie jest przyjemnością. Umiejętnie wtrącasz różne sytuacje z życia, nie sprawiając przy tym, że ma się wrażenie niepotrzebnych dygresji. Ogromny plus za temat, który moim zdaniem jest naprawdę oryginalny. Szczerze mówiąc nigdy za dużo nie słyszałam o tym, jak radzą sobie osoby głucho-niewidome i np. lormowanie było dla mnie zupełną nowością. Tekst wywołał we mnie dość silne emocje, pewnie po części dlatego, że molestowanie zawsze wytrąca mnie z równowagi, ale nie nastąpiłoby to bez przyzwoitego warsztatu literackiego. Poza tym zastosowałaś też nieoczekiwanie dla mnie rozwiązania, co było kolejnym powiewem świeżości i przykładem niesztampowości.

    Pomysł: 10/10
    Błędy: 8/10
    Całokształt: 9/10

    Ogółem: 27/30
  • Linka 16.04.2015
    Rodzice zawsze są bohaterami dla swoich dzieci bo i kto mam nimi być? Rodzice opisani przez Ciebie są jak najbardziej upadli bo po prostu nie dali rady. Fakt, ja nie wpadłabym na coś takiego przy temacie "upadli bohaterowie" ale faktycznie masz tutaj rację i opowiadanie jest jak najbardziej na miejscu. Błędów nie wyłapałam ale nie mam do tego zbyt wprawnego oka. Ciekawe.

    Pomysł: 8/10
    Błędy: 10/10
    Całokształt: 8/10

    Ogółem: 26/30
  • Anonim 03.09.2015
    Głosem większości padło na "W ramionach ciemności", ale że już zostawiłem tam kiedyś swoją opinie, to wiatry przygnały mnie tutaj :B Tym bardziej mnie zainteresowało, że chyba nie pamiętam bitwy z tak wysokimi notami. A Daniel to już w ogóle musiał być w ekstazie skoro dał 21 punktów na 10 :'-)

    Co zauważyłem przede wszystkim: dobry stosunek dialogów do opisów, a z tym wiele osób ma tutaj problem. Jeśli chodzi o sam tekst powiem tak: zrobiło mi się przykro, a już samo wywołanie emocji to połowa sukcesu. Końcówka mocna, ale nie jestem pewien czy dramat psychologiczny to odpowiednia rama? Trochę też na końcu za szybko to poleciało, a ostatnie zdanie, co tu dużo gadać, nie satysfakcjonuje. Za bardzo się rozmarzył, tym bardziej, że pewnie adrenalina jeszcze buzowała mu w żyłach po całej akcji. Powinien rzucić jakieś zdanie, ale odpowiednie do sytuacji, a refleksje jakie mógł potem przeżywać czytelnik powinien dopowiedzieć sobie sam. ~ czepiam się, bo całość bardzo dobra :) 4.5
  • Amy 03.09.2015
    Nie spodziewałam się, że ktoś jeszcze tu zajrzy. :) Mówiąc szczerze, pisałam ten tekst właściwie na ostatnią chwilę, a poza tym musiałam zmieścić się w limicie znaków. Cieszę się więc, że mimo wszystko Ci się podobało. Mnie ostatnie zdanie również nie pasuje, zwłaszcza po tym, jak przeczytałam to kolejny raz, ale chyba nie będę go zmieniać. :) Przynajmniej na razie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania