Mroczna Enigma Rozdział 2
Rozdział 2
- HARRY! – zawołała Hermiona rzucając mu się na szyję - Stęskniliśmy się za tobą.
Harry znajdował się teraz w Norze. Członkowie Zakonu Feniksa eskortowali go na miejsce. Nie wiedział, co czuje, znajdując się w domu Weasleyów. Miał wrażenie, że wszyscy ruszyli na przód i tylko on nie może otrząsnąć się po śmierci Syriusza.
- Ja za wami też. – odpowiedział.
I to była prawda. Nie mógł być wściekły na Rona i Hermionę. Tylko oni mu pozostali.
Ron uśmiechnął się do niego ostrożnie. Czyżby jego żałoba, była aż tak widoczna? Zmusił się, by odpowiedzieć uśmiechem.
- Harry, kochaneczku – odezwała się nagle pani Weasley. – na pewno jesteś zmęczony i głodny. Jaki ty jesteś wychudzony! Musisz zaraz zjeść z nami kolację.
***
Nora była spokojnym, przyjaznym miejscem. Panowała tu atmosfera miłości i akceptacji. Czyli zupełnie inna niż ta u Dursleyów. Dzielił pokój z Ronem, jak zawsze. Mimo wszystko nie było tak źle. Na kolacji nie rzucano mu, aż tak wielu litościwych spojrzeń i nikt na szczęście nie wspominał ani słowem o Syriuszu. Nie był gotowy na rozmowę o nim.
Jednak jeszcze jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Mianowicie oferta Czarnego Pana. Bał się, co ten może zrobić, jeśli mu odmówi. Bo to zrobi. Prawda? Nie ma zamiaru się do niego przyłączyć. Leżał teraz w łóżku. Ron już dawno zasnął. On jednak oddał się ponurym rozmyślaniom. Od złożenia przez Voldemorta tej propozycji minął już tydzień. Dziedzic Slytherina nie powiedział ile da mu czasu do namysłu. Nie wiedział, co robić.
Nagle straszliwie rozbolała go blizna. Poczuł mdłości, i tak wielka wręcz namacalną wściekłość, że przez chwilę nie był pewny czy nie jest to jego własne uczucie. Ale po chwili zrozumiał. Voldemort był bardzo, bardzo rozgniewany. Uśmieszek pojawił się na jego twarzy. Ciekawe, co się takiego wydarzyło?
***
Tom miał bardzo wielką ochotę kogoś zabić. Najlepiej tych idiotów, którzy kolejny raz go zawiedli. Nie dość, że nie zdobyli dla niego przepowiedni, to teraz nawet nie potrafią wykonać najprostszego polecenia. Czy naprawdę, tak trudno jest nakłonić kilkoro centaurów do współpracy? Głupotą z jego strony, było sądzić, że choć z tym sobie poradzą.
Gdy się nieco uspokoił, obmyślając jak ich ukarze, zaczął rozmyślać na temat o wiele bardziej niepokojący. Nie rozumiał, dlaczego, ale od czasu spotkania z Potterem, zaczęło go martwić to dziwne podobieństwo pomiędzy nimi. Nie mógł nic na to poradzić, że widział w nim tak wiele z samego siebie. To było doprawdy niewiarygodne. Byli do siebie tak podobni i jednocześnie niesamowicie różni. Potter jest tak obrzydliwie dobry i naiwny, podczas gdy on gardzi moralnymi zasadami i łamie je na wszelkie możliwe sposoby.
No i jeszcze ta przepowiednia. Od razu domyślił się, że Harry Potter zna jej treść. Dumbledore nie mógł trzymać go dłużej w niewiedzy.
Mimo, że ciężko było mu to przyznać, zazdrościł Potterowi tej wiedzy. Tom nie znosił czegoś nie wiedzieć. Pogardzał tym.
Ale z drugiej strony, jeśli i on, i Potter zignorują przepowiednię nic takiego się nie wydarzy.
Nie mógł zapytać chłopca o nią i to go frustrowało.
Przechadzał się po ciemnych korytarzach Czarnego Dworu. Jego szata łopotała w rytm jego pewnych, cichych kroków. Śmierciożercy nie wchodzili mu w drogę wyczuwając jego zły humor i frustracje. Nie chcieli oberwać klątwą Cruciatus, albo jakimś innym czarnomagicznym zaklęciem.
Już jako nastolatek potrafił doskonale czytać z ludzi. Psychoanalizować ich i katalogować do odpowiednich rodzajów charakterów. W taki sposób dowiedział się, że ludzie posiadają o wiele więcej empatii niż on. Pchnęło go to do przeanalizowania samego siebie. Stwierdził, że posiada wszystkie cechy psychopaty. Nie przejął się tym zbytnio. Według niego, czyniło go to tylko silniejszym i potężniejszym. W dodatku był geniuszem, co utrudniało ludziom przejrzenie masek, jakie na siebie nakładał. W Hogwarcie wszystkich, oprócz Dumbledore'a, przekonał, że jest tylko utalentowanym, niezwykle inteligentnym, pokrzywdzonym chłopcem z sierocińca. Ukrywał swoją ciemną naturę, rozkoszując się niewiedzą innych na jej temat.
Jego myśli przerwał Glizdogon, który nieopatrznie wszedł mu w drogę.
- P-p-panie mój. Obserwowałem dom krewnych Harry'ego Pottera. Już go tam nie ma. Zapewne został przeniesiony do domu jednego z członków Zakonu. – wyjąkał szczur.
Jak niefortunnie. Ale to i tak niczego nie zmienia. Nie mógł wejść do domu jego krewnych. Jednak wolał wiedzieć gdzie znajduje się chłopiec.
Ponieważ był w bardzo złym nastroju, bez zastanowienie rzucił na Glizdogona klątwę torturującą, nie przejmując się jego krzykami.
Jego myśli pędziły z prędkością światła. Musi porozmawiać z tym chłopcem. Miał plan.
***
Harry od razu spostrzegł, że coś jest nie tak. Podświadomie wyczuwał, że to nie jest zwykły sen. Znajdował się w ogromnym pokoju. Musiał przyznać, że był piękny. Był bogato umeblowany i miał lekko mroczny charakter, co sprawiało, że czuł, iż jest to dom kogoś wysoko postawionego.
Nagle, poczuł tak bardzo znajomą i potężną aurę mocy. Natychmiast obrócił się, stając oko w oko z Tomem Riddle'em.
Na miłość boską! Dlaczego to zawsze musi być on?
Jeśli chodzi o ofertę połączenia sił, to Harry mu odmówi i ktoś zginie. Merlinie, przecież nie może brać na siebie odpowiedzialności za kolejną śmierć.
Przez chwilę, Harry i Czarny Pan, przyglądali się sobie intensywnie. Żaden z nich nie spuścił wzroku. Potter odmówił odezwania się jako pierwszy. W końcu, to Riddle go tu ściągnął, prawda?
- Witaj, Harry. – powiedział w końcu, jak zawsze szyderczo, Czarny Pan. – Nie martw się, nie jestem tu po to by usłyszeć twoją odpowiedź. Wiem, że musisz wszystko przemyśleć.
Harry, lekko zszokowany, ostrożnie przyglądał się Voldemortowi. Nie wyglądał na wzburzonego, a przecież wcześniej wyraźnie czuł jego gniew. Riddle chyba ma strasznie niespodziewane huśtawki nastrojów. Jak na psychopatę przystało.
- Jeśli już o tym rozmawiamy, to zamierzasz mi powiedzieć ile mam czasu? – zapytał, naprawdę bardzo pragnąc dostać odpowiedź na to pytanie. Wszystko było lepsze od tej cholernej niepewności.
Czarnowłosy, przystojny mężczyzna przed nim, spojrzał na niego beznamiętnie.
- Masz tyle czasu, ile ci raczę udzielić – stwierdził unosząc wyzywająco brwi.
Harry prychnął. Naprawdę, jakiej innej odpowiedzi mógł się spodziewać? To przecież Czarny Pan! Musi być aroganckim dupkiem.
Na twarzy Riddle'a pojawił się uśmieszek. Jak bardzo chciałby go uderzyć. Zmazać z jego twarzy to samozadowolenie.
Spojrzał na Dziedzica Slytherina z mieszanką furii i frustracji. A także wyzwania.
- Dlaczego więc tu jestem? Czyżby znudziły cię wielkie plany zdobycia świata? A może nie wszystko idzie po twojej myśli? Wielki Lord Voldemort znowu zawiódł się na swoich sługach? – powiedział szyderczo z buntem w oczach.
W następnej sekundzie uderzył plecami o ścianę, a blade palce owinęły się wokół jego gardła dusząc go. W oczach mu pociemniało i choć wiedział, że tak naprawdę Czarny Pan nie może go zabić, bo to tylko sen, poczuł narastającą falę paniki.
- Uważaj, co mówisz, bachorze. – warknął Voldemort. – Naprawdę, nie chcesz się przekonać, co oznacza mój gniew.
Puścił go nagle i Harry natychmiast nabrał większą porcję powietrza.
- Jednak by pokazać ci moje dobre intencje, postanowiłem być dla ciebie litościwy i hojny. – ciągnął dziedzic Slytherina tym swoim spokojnym, aksamitnym głosem. – Mianowicie, jeśli tylko zechcesz, oddam w twoje ręce Glizdogona.
Harry zamarł zszokowany. Że co? Tego się nie spodziewał.
Nienawidził Glizdogona całym sercem. To on wydał jego rodziców Voldemortowi, i to właśnie przez niego Syriusz był uważany za mordercę. Ale dlaczego Czarny Pan miałby oddawać go Harry'emu?
- Czy ty próbujesz mnie przekupić? – spytał.
- Nie. Oboje wiemy, że nie należysz do ludzi, którzy dadzą się w ten sposób przekupić. Jesteś za bardzo gryfoński, żeby ulec korupcji. – odpowiedział obojętnie Riddle.
Czerwone tęczówki obserwowały Harry'ego intensywnie, gdy ten przemówił:
- Więc dlaczego?
- Powiedziałem ci, dlaczego. Bo jestem hojny. – odpowiedział kpiąco Czarny Pan. – Jestem także ciekawy, co z nim zrobisz. Zemścisz się? Oddasz dementorom i ministerstwu, oczyszczając tym samym imię twojego zmarłego ojca chrzestnego? Czy może zrobisz i to, i to?
Harry nie odpowiedział. Riddle uśmiechnął się zimno.
- Obserwowałem jak rzucałeś swoje pierwsze zaklęcie niewybaczalne w ministerstwie. Patrzenie, jak Wybawiciel Jasnej Strony używa Crucio, było fascynujące. Szczerze mówiąc, jeszcze raz chętnie bym to zobaczył. – powiedział kusząco.
Harry poczuł falę gniewu.
- Nie złamiesz mnie. Nigdy nie stanę się taki jak ty. Myślisz, że nie widzę, co próbujesz osiągnąć? Moja lojalność zawszę będzie należeć do Jasnej Strony.
- I kiedy ta Jasna Strona pomogła tobie? – spytał niemal łagodnie Voldemort. – Zawsze, kiedy stawiałeś mi czoła byłeś sam. Nikt ci nie pomagał. Nawet nie wyszkolili cię odpowiednio. Ja ci to mogę zaoferować. Jesteś wystarczająco potężny, Harry, by być jednym z największych czarodziei na świecie.
Harry znowu nie odpowiedział. Riddle dalej obserwował go uważnie.
- Musisz zrozumieć Harry, że magia nie jest dobra albo zła, ciemna czy jasna. Nic nie jest tylko czarne albo białe. Czarna magia może być używana do czynienia dobra tak samo jak i jasne zaklęcia mogą wyrządzić wiele zła. Masz predyspozycje do używania obu magii. To wielki dar. Szkoda go marnować. – Głos Riddle'a gdy ten mówił nabrał nietypowej dla siebie łagodności. On naprawdę kochał -o ile można powiedzieć, że ten psychopata czuje cokolwiek poza nienawiścią- magię.
Harry zastanowił się nad jego słowami. Z jednej strony brzmiały sensownie. Z drugiej…to przecież Czarna Magia na brodę Merlina! Co by pomyśleli jego przyjaciele, gdyby nagle zaczął jej używać?
Ale Riddle miał rację. Dumbledore nie szkolił go. Jeśli miał mieć jakiekolwiek szansę na pokonanie Voldemorta musiał się uczyć. A dzięki temu, że szkoliłby go sam Czarny Pan, może mógłby poznać jego słabe strony? Poza tym to nie tak, że będzie używać Czarnej Magii do złych celów.
Riddle obserwował każdą zmianę jego twarzy. Uśmiechnął się lekko.
- Widzę, że nie jesteś aż tak bardzo indoktrynowany jak myślałem. – powiedział.
- Dlaczego miałbyś robić dla mnie coś takiego? – Musi być jakiś haczyk. Po prostu musi.
- Oczekuję tylko zrozumienia mnie i moich poglądów. Oczywiście możesz się z nimi nie zgadzać. Chcę byś zrozumiał, dlaczego robię to, co robię. Po wszystkim podejmiesz decyzję.
- Nie skrzywdzisz żadnego z moich przyjaciół?
- Nie skrzywdzę. Przysięgam na moją magię.
Magiczny błysk przypieczętował przysięgę. Myśli Harry'ego pędziły jak szalone.
- Wiesz przecież, że jeśli postanowię nie dołączyć do ciebie to użyję nowo nabytych zdolności przeciwko tobie, prawda?
- Nie jesteś dla mnie zagrożeniem, Harry. Dzielą nas lata doświadczeń, nawet, jeśli twoja moc jest dość duża.
Na te słowa Harry mentalnie zaklął. I jak on, ma kiedykolwiek go pokonać?
- Jaka jest twoja odpowiedź? Mój grafik jest bardzo napięty. – powiedział zimno Voldemort.
Rozważając wszystkie za i przeciw, Harry podjął decyzję.
- Zgadzam się.
W oczach Voldemorta błysnął triumf. Harry nie wiedział czy to dobrze, czy źle. Miał okazję odszukać słabości swojego wroga i przy okazji się czegoś nauczyć. Podjął słuszną decyzję.
- Kiedy zaczniemy? Już niedługo znowu wracam do Hogwartu.
- Naprawdę myślisz, że twój pobyt w Hogwarcie mi przeszkodzi? – Riddle roześmiał się szyderczo. – Nie przejmuj się tym. Glizdogona znajdziesz rano, przed domem tych zdrajców krwi.
Harry zamarł.
- Skąd wiesz gdzie się znajduję? – zapytał przerażony.
- Jestem doskonałym legilimentą, a ty żałosnym oklumentą, jak już mówiłem.– odpowiedział spokojnie Czarny Pan. – Nie obawiaj się. Przysięgałem ci nie skrzywdzić ich, na czas podjęcia przez ciebie decyzji.
Nieco uspokojony Harry, spojrzał w straszne oczy Mrocznego Lorda.
- Nie oczekuj, że będę torturować Petera.
Czarny Pan uśmiechnął się okrutnie.
- To twój wybór. Do zobaczenia wkrótce, Harry.
Zniknął, a wraz z nim, zniknął także i piękny salon.
Komentarze (1)
Złoty Chłopiec uczeniem Lorda Voldemorta? To opko coraz bardziej mi się podoba. Wydaje mi się, że Tom okazuje coraz więcej ludzikich uczuć. Lece czytać dalej.
5/5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania