Poprzednie częściMroczna Enigma Prolog i Rozdział 1

Mroczna Enigma Rozdział 5

Rozdział 5

 

Gdy tylko Voldemort zamknął za sobą drzwi, Harry rozejrzał się po pokoju. Z niechęcią, musiał przyznać, że było to piękne pomieszczenie. Mimo, że lekko mroczne, nie budziło strachu, lecz respekt. Bogato zdobione meble wyglądały na niesamowicie drogie. Harry podszedł do okna i zobaczył wspaniały ogród. Oczywiście nie dało mu to żadnej wskazówki na temat tego, gdzie się znajdował. Nie zaskoczyło go to.

 

Zebrawszy w sobie odwagę postanowił wyjść z pokoju. Nie za bardzo podobała mu się myśl o spotkaniu ze Śmierciożercami, ale jego ciekawość domagała się zaspokojenia. Po za tym, bycie Gryfonem do czegoś zobowiązuje, czyż nie?

 

***

 

Tom patrzył na majaczący w oddali zamek. Przez chwilę, owładnięty nostalgią, potrafił tylko stać i patrzeć, na pierwsze miejsce, w którym poczuł się jak w domu. Hogwart udowodnił mu, że magia jest piękna i że, on sam jest wyjątkowy. Co prawda, zawsze o tym wiedział, ale to w Hogwarcie odkrył swoje prawdziwe możliwości.

 

Jednak nie przybył tu po to, by rozpamiętywać przeszłość. Chodziło o przepowiednie. Nie mógł sobie pozwolić, na niewiedzę w tej sprawie. Nie po tym, czego się dowiedział. A jedyne osoby, które znały treść przepowiedni to: Dumbledore, Potter, oraz droga Sybilla Trelawney. To tą ostatnią, obrał za swój cel. Wiedział, że może nie pamiętać tego, iż kiedykolwiek wypowiedziała słowa przepowiedni, ale w jej umyśle na pewno znajdzie odpowiedź, na dręczące go pytania. Tom wiedział, że Dumbledore przygarnął Sybillę po części, dlatego, że chciał ją przed nim ukryć. Bał się, że Czarny Pan ją przesłucha i zabije. Uśmiechnął się sadystycznie na tę drugą opcje.

 

Pozostał tylko jeden problem – bariery nałożone na zamek przez starca. Były silne i mógł poczuć jak napierają na niego. Zamknął oczy, przywołując własną moc i zaczął szukać jakiś słabych punktów w barierze. Nie było żadnych. Oczywiście.

 

Nie spodziwał się niczego innego. Dumbledore, nie wiedział jednak o tym, że Komnata Tajemnic ma wiele wejść. Nie dałby rady, przeprowadzić przez nie swoich Śmierciożerców. Istniały mechanizmy obronne, które nie pozwalały nikomu, nieposiadającemu daru wężomowy, wejść do tunelu, z którego zamierzał skorzystać. Ułatwiało to jednak wiele spraw.

 

Podszedł do niepozornego drzewa i odnalazł wyrzeźbiony na nim symbol węża.

 

- Otwórz się. – syknął.

 

Drzewo, poruszyło się. Jego korzenie uniosły się, ukazując wejście. Tom, bez wahania, wszedł do ciemnego tunelu.

 

***

 

Harry nigdy nie widział, tak wielkiego dworu. Ani żadnego innego, jeśli miał być szczery. Ten posiadał kilka poziomów, wliczając podziemia, w których jak przypuszczał, znajdowały się lochy. Nie ważył się jednak, zapuścić do nich, ze względu na swoich przyjaciół. Wiedział, do czego Voldemort był zdolny. Także drzwi do niektórych pokoi, były zamknięte. Próbował je otworzyć zaklęciem, ale nic to nie dało.

 

Oczywiście, nie obyło się, bez spotkania ze Śmierciożecami. Obrzucali go nienawistnymi spojrzeniami, ale nie odważyli się go zaatakować, ani nawet obrzucić obelgami. Za bardzo bali się swojego pana.

 

Jednak na widok Severusa Snape'a kompletnie zamarł. Szok, jaki nim wstrząsnął sprawił, ze kompletnie zapomniał gdzie jest. Widział jedynie swojego nauczyciela Eliksirów.

 

- CO PAN TO ROBI?! – wrzasnął ze wściekłością, gdy wreszcie odzyskał głos.

 

Śmierciożercy natychmiast przyjęli wrogie postawy. Nie wyciągnęli jeszcze różdżek, ale Harry wiedział, że mogli zareagować bardzo szybko. Mimo, że Czarny Pan tymczasowo nie chciał jego krzywdy, nie oznaczało to, iż nie mogli go ogłuszyć lub w jakiś inny sposób unieszkodliwić.

 

Severus Snape przyglądał mu się jak zwykle z twarzą pozbawioną wszelkich emocji.

 

- Mógłbym zapytać cię o to samo, Potter. – powiedział zimno – Widzę, że słowo „szacunek" dalej jest ci obce.

 

Harry nie odpowiedział ciągle zszokowany. Jak Dumbledore mógł ufać Snape'owi?

 

Mistrz Eliksirów podszedł do niego, złapał ramię i pociągnął za sobą. Śmierciożercy przyglądali się zajściu, pewni, że Snape chce go zamknąć w pokoju, który miał być „jego" na czas pobytu tutaj. Sam Harry, nie wiedział, o co chodzi Snape"owi, ale zobaczył coś w jego oczach…

 

Mężczyzna faktycznie zaprowadził go z powrotem do pokoju, ale nie wyszedł. Zamiast tego, na jego twarzy pojawiło się coś podobnego do niepokoju. Dziwne było ujrzenie tego uczucia, na twarzy człowieka, który zazwyczaj utrzymywał ją bez najmniejszego śladu emocji.

 

- Wszystko w porządku? Jakim cudem jeszcze żyjesz? – Przerwał ciszę Snape, patrząc na niego, a w miarę mówienia jego wyraz twarzy zmienił się i ujawnił irytację. – Dałeś się złapać? Czego innego mogłem się po tobie spodziewać, Potter?

 

W oczach Harry'ego błysnęła wściekłość.

 

- Co pan tu robi? Dubledore panu ufa! Jak mógł pan go tak zdradzić?

 

- Ciszej, ty głupi dzieciaku! Jesteśmy tu otoczeni przez wrogów. - warknął Snape, wydając się tracić resztki cierpliwości. – Nie zdradziłem Dumbledore'a. Jestem tu na jego polecenie.

 

- I ja mam panu w to uwierzyć? – zadrwił Harry.

 

- Wierz sobie, w co chcesz, Potter. Jednak jestem twoim jedynym łącznikiem z Zakonem.

 

Harry spojrzał na niego. Nie lubił Snape'a. Jednak Dumbledore mu ufał. Ale…

 

- Muszę tu zostać. – oświadczył, a gdy Snape się skrzywił, wyjaśnił – Voldemort obiecał bezpieczeństwo moich bliskich jeśli zostanę tu do końca wakacji. Nie ma dla mnie znaczenia, czy mówi pan prawdę, czy nie.

 

- Myślałem, że chodzi o coś takiego. –oświadczył spokojnie Mistrz Eliksirów. – Musisz wiecznie zgrywać bohatera, prawda Potter?

 

Harry odwarknąłby jakąś ripostę, ale poczucie winy skutecznie zacisnęło mu gardło. Nie chodziło tylko o bohaterstwo.

 

- W każdym razie, gdybyś potrzebował czegoś od Zakonu lub…ode mnie to wiesz, do kogo się zwrócić.- Snape po raz ostatni spojrzał mu w oczy i wyszedł.

 

***

 

Po trzydziestu minutach Tom znalazł się w Komnacie. I od razu miał ochotę zakląć. I zabić Pottera, skoro już o tym mowa.

 

Szkielet bazyliszka leżał na samym środku pomieszczenia. Salazarze…Jak dwunastolatek mógł pokonać ogromnego węża? Sam pomysł wydawał mu się śmieszny.

 

Postanowił, gdy tylko rozwiąże sprawę z przepowiednią, przenieść szkielet w bezpieczne miejsce. Kły bazyliszka były jednym niewielu rzeczy, które mogą zniszczyć horkruksy. Nawet, jeśli Dumbledore nie mógł tu wejść, to Potter mógł. A to z kolei, mogło doprowadzić, do niezbyt miłych konsekwencji.

 

Tom odwrócił wzrok od ciała węża i przeszedł przez Komnatę. Chciał wyjść wyjściem, które prowadziło prosto do Wierzy Północnej, gdzie rezydowała Sybilla, ale spotkała go niemiła niespodzianka. Wejście się zawaliło. Cóż… wygląda na to, że będzie musiał wyjść w miejscu gdzie bazyliszek dokonał swojego pierwszego i niestety ostatniego zabójstwa. Z westchnieniem podążył tunelem prowadzącym do ubikacji, w którym egzystował duch zwany Jęczącą Martą.

 

Miał jednak szczęście. W ubikacji nie było Marty. Nie spowodowało to jednak, że przestał być ostrożny. Nie miał gwarancji, że Dumbledore'a nie było w zamku, ani że żaden duch go nie zobaczy. Rzucił, więc na siebie zaklęcie kameleona i kilka innych czarnomagicznych zaklęć uniemożliwiających zobaczenie go przez innych. Poczuł rosnącą ekscytację, gdy zbliżał się do komnaty wieszczki. Cicho otworzył drzwi i ujrzał śpiącą panią profesor. Uśmiechnął się szyderczo i cofnął nałożone na siebie zaklęcia. Podszedł bliżej i zacisnął rękę na jej ustach. Natychmiast otworzyła oczy, próbując krzyczeć. Rozpoznała go. Widział to. Mimo, że zmienił swój wygląd, jego oczu nie dałoby się, nie rozpoznać. Uśmiechnął się widząc jej strach.

 

- Proszę, proszę. Wygląda na to, że wreszcie spotykamy. – Jego głos był okrutny i lodowaty.

 

Kobieta wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć z przerażenia. Dobrze.

 

Spojrzał głęboko w oczy kobiety wypowiadając w myślach; „Legilimens".

 

Stał w gospodzie „Pod Świńskim Łbem". Obok przy stoliku siedział Dumbledore i Trelawney. Oczy kobiety stanęły w słup, a jej głos stał się obcy i głęboki.

 

„Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana…

 

Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca…

 

A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna….

 

I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...

 

Ten, który ma moc pokonania Czarnego pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca…"*

 

Tom przez chwilę był zbyt zaskoczony, by zrobić cokolwiek. Nie zwracał uwagi na nauczycielkę Wróżbiarstwa. Nie wiedział, czego oczekiwał, ale z pewnością nie tego, co usłyszał. On i Potter, byli przeznaczeni do tego, by się nawzajem zabić. Ale przecież chłopak był horkruksem. To nie miało sensu. Westchnął. Pomyśli o tym później.

 

Teraz pytanie: życie czy śmierć? Popatrzył na spetryfikowaną ze strachu kobietę. Była niczym robak. Żałosne, bezwartościowe stworzenie. Choć chciał ją zabić, wzbudziłoby to pytania. Nie byłoby właściwe, pozwolić Dumbledorowi domyślić się, jak dostał się do zamku. Wycelował różdżkę w Trelawney, obserwując jej strach. Próbowała krzyczeć, lecz jego ręka uniemożliwiała jej to.

 

- Obliviate.

 

Oczy kobiety zaszły mgłą. Skonfundował ją i równie cicho jak wszedł, wycofał się z pomieszczenia.

 

Pozostała jeszcze jedna sprawa. Musiał wydostać swój horkruks z Hogwartu. Nie miał zamiaru pozostawić go tak blisko Dumbledore'a. Wszedł do Pokoju Życzeń i odnalazł Diadem Rowery Ravenclaw. Schował do wewnętrznej kieszeni szaty.

 

Czas wracać do dworu. Miał nadzieje, że chłopak nie sprawiał kłopotów…

 

Zamarł w połowie korytarza wyczuwając czyjąś obecność. Rozejrzał się i zobaczył…dyrektora Hogwartu we własnej osobie. Patrzył prosto na niego, widząc go, pomimo nałożonych zaklęć. No cóż… zapowiada się ciekawa noc. Uśmiechnął się szyderczo.

 

- Dawno się nie widzieliśmy, Dumbledore. Choć nie powiem bym z tego powodu cierpiał.

 

*fragment z "Harry Potter i Zakon Feniksa" w tłumaczeniu Andrzeja Polkowskiego.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania