Mroczna Enigma Rozdział 6
Rozdział 6
Dumbledore spokojnie odwzajemnił jego spojrzenie.
- Ciebie, również miło widzieć, Tom.
Niebieskie oczy dyrektora Hogwartu, patrzyły na niego dobrotliwie, lecz Tom wiedział, że to tylko pozory. Starzec go nienawidził. Nie, żeby to nie było odwzajemnione.
- Gdzie jest Harry? Wiem, że go porwałeś. – kontynuował jego były nauczyciel.
Tom uśmiechnął się, patrząc jak Dumbledore traci swoje opanowanie i od razu przechodzi do sedna sprawy.
- Naprawdę nie potrzeba zbyt wielkiego intelektu, by się tego domyślić. – zaszydził Czarny Pan – A skąd wzięło się twoje przypuszczenie, że słynny Potter, jest jeszcze wśród żywych?
Przez chwilę, ku zadowoleniu Toma, na twarzy, Dumbledore'a pojawiła się niepewność i przerażenie. Szybko jednak się opanował.
- Nie zabiłeś go. Powiadomiłbyś o tym czarodziejski świat. Pławiłbyś się, w swoim zwycięstwie. – powiedział pewnym głosem.
Tom w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami, ani nie zaprzeczając, ani nie potwierdzając tego oświadczenia. Zirytowało to starca. Zimny i tak bardzo okrutny uśmiech, pojawił się na twarzy Toma.
- Nie dogadywałeś ostatnio za dobrze, ze swoim Złotym Chłopcem, prawda? Czyżby przejrzał twoje intrygi i manipulacje? To musiałoby być dla ciebie niezwykle zabawne. Kierowanie czyimś życiem, jak Bóg. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - Oczy Toma błyszczały drwiną.
Dumbledore zbladł nieznacznie, jednak w żaden inny sposób nie zareagował.
- Dlaczego go nie zabiłeś? Czyżbyś próbował go przeciągnąć na swoją stronę, bo tymczasowo zwątpił we mnie i w Zakon?
Ton Dumbledore'a był neutralny, całkowicie pozbawiony emocji, ale Tom był doskonały w ukrywaniu swoich uczuć pod maskami i wiedział, że Dumbledore się czegoś boi…Nie tylko tego, że mógł zabić chłopaka, ani nie tego, że przeciągnie go na swoją stronę. Nie mógł wiedzieć, o tej mrocznej naturze Harry'ego, bo chłopak prawdopodobnie jej nikomu nie ukazywał. Żył w zaprzeczeniu… Więc, o co chodziło?
Nagle zrozumiał. Dumbledore WIEDZIAŁ. Musiał wiedzieć, że Harry jest horkruksem i bał się, że po tym co się zdarzyło w ministerstwie, Tom się tego domyślił.
Czarny Pan poczuł przypływ czegoś, czego nie czuł od tak dawna – strachu. Dyrektor wiedział o horkuksach i mógł je zniszczyć. Zniszczyć cząstki jego duszy. Jego nieśmiertelność.
Zmusił się do uspokojenia i do chłodnej oceny sytuacji.
- Nie pomyślałeś, że może chce sprawić, by cierpiał przed śmiercią? Za te wszystkie kłopoty, które mi przysporzył? – Twarz Toma była nieprzenikniona, niemożliwa do odczytania.
Był bezpieczny. Horkruksy są dobrze ukryte, ale i tak je przeniesie. Na wszelki wypadek. Chłodna logika, była najlepszym sposobem na uspokojenie.
- Nie pozwolę ci zniszczyć tego chłopca, tak jak zniszczyłeś siebie. – powiedział Dumbledore.
W tym samym momencie, wyciągnęli różdżki. Powietrze wokół stało się ciężkie. Zaczęli krążyć wokół siebie.
- Ty nie pozwalasz, na coś mnie? – Tom zaśmiał się – Chciałbym zobaczyć, jak mnie powstrzymujesz.
W następnej sekundzie, w jego kierunku leciały płynne, szybkie i silne zaklęcia. Tom, natychmiast, z elegancją się uchylił i odpowiedział atakiem na atak. Nie wstrzymywał się ukazując pełnię swojej mocy. Tak samo jak Dumbledore.
Mógłby zabić starca. I tak planował to zrobić. Ale wtedy zauważył poczerniałą rękę dyrektora. Doskonale pamiętał, jaka klątwa to spowodowała. Sam ją przecież wymyślił. Sądząc po stopniu zniszczenia ręki Trzmielowi pozostał, co najwyżej rok życia. Dowód, że Dumbledore faktycznie wie o horkruksach. Znalazł pierścień i wykazał się okropną nierozwagą zakładając go. To uaktywniło klątwę.
Na pewno znalazł sposób by zniszczyć pierścień. Kolejny zniszczony horkruks. Całe szczęście, że ma czas ukryć pozostałe.
Mógłby pozwolić starcowi przeżyć ten ostatni rok. Dzięki temu miałby więcej czasu na przygotowanie się do zajęcia szkoły i PRAWDZIWEJ wojny.
Tom wyczarował wokół siebie potężną barierę, w którą uderzyły zaklęcia Dumbledore'a. Czarnemu Panu było żal, się wycofać z walki. Był jednak Ślizgonem i wiedział, że działanie bez namysłu jest nierozsądne.
- Przykro mi starcze, ale nie chce marnować na ciebie czasu, skoro i tak umierasz – powiedział, świadomie dając mu do zrozumienia, że wie, że Dumbledore wie.
Dumbledore patrzył na niego, zesztywniały.
- Ten chłopiec, nie będzie twoją marionetką, Tom. Jest silny. – Głos dyrektora promieniował pewnością, która wywołała szyderczy uśmiech na twarzy Czarnego Pana.
Harry Potter był bardzo do niego podobny. A Dumbledore był tak żałośnie ślepy, że nie dostrzegał tego. Tym gorzej dla niego.
- Sprzeczanie się z tobą w tej kwestii nie ma sensu – stwierdził spokojnie Mroczny Lord – Jednakże nawet ty musisz przyznać, że jest teraz pogubiony. Gdy się takim jest, na wierzch wychodzą nieoczekiwane strony osobowości.
- Może i jest pogubiony. Masz rację. Ale on nigdy nie zdradziłby swoich przyjaciół. Dlatego ci się oprze i dlatego cię pokona, Tom. On potrafi kochać.
Tom otwarcie zaczął się śmiać. Nie był to jednak wesoły śmiech. Brzmiało w nim szyderstwo i okrucieństwo.
- Jesteś głupcem, starcze. Uczucia i moralność są jedynie słabością. Ludzie, którzy się przywiązują do innych, cierpią i odsłaniają się na atak. A moralność? To tylko wymysł ludzki. Wybacz, ale nie mam zamiaru kontynuować tej bezsensownej rozmowy. Mam nadzieję, że będziesz się cieszył, swoim ostatnim rokiem życia. – powiedział Tom, głosem ociekającym ironią.
Nie czekając na odpowiedź podbiegł do najbliższego okna i wyskoczył przez nie. Jako mistrz magii, umiał latać bez miotły. Rzucił ostatnie spojrzenie na zamek. Dzisiaj dwa razy okazał miłosierdzie. Chyba robił się sentymentalny. Na szczęście w lochach miał sporo zdrajców do przesłuchania. Ta myśl wywołała sadystyczną radość.
***
Harry Potter siedział spokojnie w na parapecie okna w jego tymczasowym pokoju. Ma kolanach miał otwarta książkę pod tytułem Tajniki Magii. Była to stara księga, ale zaskakująco ciekawa. Nigdy nie czytał za dużo. Wolał trening praktyczny. Nagle zatęsknił za spotkaniami GD. Wydawało mu się, że to było w dawnych, szczęśliwych czasach. Westchnął.
Postanowił zrobić sobie przerwę i wyjść na zewnątrz do ogrodu.
Ku zdziwieniu Harry'ego, Voldemort odwołał dzisiejszą lekcję pojawiając się na krótko w jego śnie. Wyjaśnił, że ma do załatwienia pewną niecierpiącą zwłoki sprawę. Mimo wszystko Harry miał ochotę zapytać, jakie. Nie zrobił tego.
Tak, więc zapowiadało się na to, że miał dzień wolny. Nie chciał jednak wchodzić w drogę Śmierciożercom. Gdy nie było wśród nich ich Pana, byli jeszcze bardziej drażliwi niż zazwyczaj.
Usiadł na drewnianej ławce, obok krzaka kwitnących róż. Zaczął się zastanawiać, co on tu robi? Jak mógł się na to wszystko zgodzić? Powinien być ze swoimi przyjaciółmi. Tęsknił za nimi. Ciekawe, co by o nim pomyśleli, gdyby się dowiedzieli o jego mrocznych pragnieniach?
Nieobecność Czarnego Pana, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, napawała go niepokojem. Nie miał pojęcia, co ten robi. A przecież, nie może to być nic dobrego.
Siedział w ogrodzie około godzinę. Poczuł się bardziej uspokojony i pewny. Wiedział, kim jest. Harrym Potterem i nigdy nie stanie się taki, jak Tom Riddle.
Wrócił do dworu z zamiarem dokończenia książki, gdy wpadł na NIĄ.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy? – powiedziała śpiewnie Bellatrix Lestrange – Jak tam mój kuzyn? Zdołaliście odzyskać jego ciało?
Harry natychmiast wyciągnął różdżkę. Oddychał ciężko, jakby przebiegł milę. Oto, patrzył na zabójczynię Syriusza. Przypływ palącej nienawiści sprawiała, że przed oczami pojawiły mu się mroczki. Bellatrix także wyciągnęła swoją różdżkę, śmiejąc się obłąkanym, zupełnie szalonym śmiechem.
- Chcesz dokończyć nasz mały pojedynek? Chociaż z twojej strony to nie był pojedynek, a dziecięce machanie różdżką – zaszydziła.
Harry nie zamierzał myśleć o konsekwencjach. Mógł skupić się tylko na potrzebie ukarania tej kobiety. Zadaniu bólu.
- Crucio! – krzyknął.
Bellatrix poruszyła się zwinnie i uniknęła zaklęcia, ciągle z lekko szalonym uśmiechem.
- Ach, Potter. Znowu próbujesz rzucić zaklęcie niewybaczalne? Nawet, jeśli jakimś cudem udałoby ci się mnie trafić to i tak by nie zadziałało. Jesteś zbyt słaby!
Harry nie wiedział, że jest zdolny do odczuwania takiej żądzy mordu. Nie liczyło się nic oprócz chęci sprawienia bólu, a nawet popełnienia morderstwa.
- Bella, Czarny Pan zakazał – zaczął śmierciożerca, w którym Harry rozpoznał Avery'ego.
- Nasz Pan z pewnością, nie miał by nic przeciwko cierpieniu Harry'ego Pottera – ucięła czarnowłosa śmierciożerczyni, z głodnym błyskiem w oczach.
Patrząc na nią, Harry miał wrażenie, że patrzy na szaleństwo w czystej postaci. Choć Voldermort był mroczny, to był również irytująco racjonalny. Natomiast to, co zobaczył w oczach Bellatrix, to nie był tylko mrok, ale i też całkowite w nim zatracenie.
- Chcesz, abym jeszcze raz spróbowała nauczyć cię rzucić to zaklęcie? – powiedziała paradoksalnie pieszczotliwie – Crucio!
Harry, tylko dzięki refleksowi nabytemu podczas treningów Quidditcha, zdołał uniknąć zaklęcia. Odskoczył w bok, a zaklęcie uderzyło w kamienną ścianę, powodując jej pęknięcie. Harry rzucił na znienawidzoną kobietę, zaklęcie wybuchające, jednak ona odbiła je od niechcenia, machnięciem różdżki. Bellatrix uderzała prawie cały czas klątwą torturującą i Harry pomyślał, że ma cholerne szczęście, iż jest szybki, i zdołał dzięki temu ich uniknąć. Oboje dyszeli ciężko. Krwawili z pomniejszych ran i zielonooki chłopak mógł z zadowoleniem stwierdzić, że radzi sobie całkiem nieźle. Miał okazję dość upust swojej nienawiści. Otoczenie wokół niego i Bellatrix uległo zniszczeniu. Nie przejmując się tym, kontynuowali zażarty pojedynek, gdy nagle Harry poczuł znajomą, niebezpieczną i potężną magię. Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, kto właśnie wrócił do dworu
Ups
- Czy ktoś byłby łaskaw, wyjaśnić mi, co się tutaj dzieje? – zażądał niebezpiecznym głosem Tom Riddle
Śmierciożercy poruszyli się niespokojnie. Czarny Pan lustrował wszystkich spojrzeniem, zatrzymując je trochę dłużej na Harrym. Chłopak poczuł się tak, jakby te czerwone oczy docierały do najskrytszych zakamarków jego duszy. Zawładnęła nim mieszanina ulgi i niepweności, gdy Mroczny Lord odwrócił wzrok.
- Nie lubię się powtarzać.
Aksamitny głos Voldemorta był spokojny, niemalże uprzejmy, ale w jego oczach czaił się gniewny ogień. Harry mógł poczuć go przez więź. Co ciekawe, wyczuł, że Mroczny Lord nie kierował go na niego lecz na Śmierciożerców. Mimo wszystko, niechętnie podziwiał bezsprzeczną kontrolę Czarnego Pana nie tylko nad sytuacją, ale także nad swoim własnym temperamentem.
Śmierciożercy spięli się ze strachu i popatrzyli na Bellatrix. Mroczny Lord podążając za ich spojrzeniami również to zrobił. Harry mógł prawie poczuć, jak szybkie są procesy myślowe tego potężnego czarnoksiężnika. Od razu domyślił się, dlaczego się pojedynkowali. Z powodu Syriusza.
- I nikt z was, nie potrafił ich rozdzielić? – zwrócił się do reszty Riddle – Zostawiam was samych, na chwilę i od razu mnie zawodzicie. Rozejść się do swoich zajęć. Później się z wami rozliczę.
Śmierciożercy, choć wydawało się to niemożliwe, spięli się jeszcze bardziej. Szybko jednak, uciekli od groźnego temperamentu swojego Pana, który w dodatku miał sadystyczne tendencje.
- Nie ty, Bello - powiedział Voldemort – Ty zostajesz. Harry, mógłbyś, proszę, wrócić do swojego pokoju?
Harry miał ochotę się kłócić. Nie był dzieckiem, które się odsyła do pokoju, w dodatku przez kogoś takiego, jak Czarny Pan. Jednak, coś w jego głosie i spojrzeniu powiedziało mu, że to nie podlega dyskusji. Użyłby pewnie siły, gdyby go nie posłuchał.
Spojrzał ostatni raz gniewnie na Bellatrix, która odwzajemniła jego spojrzenie z drwiącym uśmiechem i wyszedł.
***
Tom przyglądał się, swojej wiernej zwolenniczce z twarzą pozbawioną wszelkich emocji. Wcześniej odszukał swoje horkruksy. Tak jak się spodziewał Dumbledore znalazł pierścień i zapewne go zniszczył. A Regulus Black ukrył gdzieś medalion. Nie miał pojęcia gdzie go szukać. Na szczęście reszta odłamków jego duszy, była bezpieczna.
Nie spodziewał się, jednak tego, co zastał po powrocie do dworu. Oczywiście, wiedział, że Potter może sprawiać kłopoty, ale liczył na to, iż jego Śmierciożercy wykażą się większym rozsądkiem.
Bellatrix opowiedziała mu jak do tego doszło. Potter znowu użył klątwy torturującej. Ciekawe.
Co nie umniejszało, jednak jego gniewu na czarnowłosą kobietę. Nikt, absolutnie nikt, nie miał prawa skrzywdzić Harry'ego. Poza nim samym, oczywiście.
- Moja droga, Bello – powiedział z błyskiem w oczach – Czyż nie wyraziłem się jasno, na temat tego, by nikt nie ważył się choćby tknąć Harry'ego Pottera?
- Tak, Panie. Zawiodłam cię – odpowiedziała uniżenie
- Owszem i poniesiesz za to karę – na twzrzy Toma pojawił się wyraz sadystycznej radości, której dzisiaj tyle razy musiał sobie odmówić.
Zaczął od klątwy rozdzierającej skórę i łamającą kości. Później wypróbował na niej kilka własnych zaklęć. Na koniec klątwa torturująca. Krzyki Belli, unosiły się echem po całym dworze. Śmierciożercy kulili się ze strachu. I dobrze. Przynajmniej teraz nikt nie odważy się, choćby krzywo spojrzeć na Pottera. I przy okazji zrekompensował sobie, swoje miłosierdzie. Dwie pieczenie, na jednym ogniu
***
Harry siedział w ciszy swojego pokoju. No, nie do końca ciszy. Bellatrix krzyczała tak strasznie, że chłopak aż bał się pomyśleć, jakie klątwy stosuje Czarny Pan. Musiały być straszne, skoro taka kobieta, jak ona, łamała się pod ich wpływem.
Nie było mu jednak jej żal. Zasłużyła na to i więcej.
Usłyszał jak ktoś otwiera drzwi i Harry odwrócił się od okna, przy który stał, po to by zobaczyć Czarnego Pana we własnej osobie.
- Harry – przywitał się wyglądając na rozbawionego.
- Co jej zrobiłeś? – spytał, od razu tego żałując, ponieważ zabrzmiało to oskarżycielsko, a przecież nie miał nic przeciwko temu. To go trochę przerażało. Nie powinien się tak czuć.
Czarny Pan chyba wyczuł jego zmieszanie i przerażenie, bo uniósł na niego brew.
- Tylko to, co ty zacząłeś – odpowiedział uważnie mu się przyglądając –Jesteś ranny.
Harry dopiero teraz zauważył, że krwawi mu ręka. Zapewne wynik szoku. Voldemort podszedł do niego, a chłopak natychmiast się cofnął. Czarny Pan, jednak nie zwrócił na to uwagi i złapał go za rękę. Wskazał na nią różdżką, a Harry zesztywniał. Rana natychmiast się zagoiła pozostawiając po sobie tylko lekkie pieczenie.
Ze wszystkich rzeczy, jakie mu się dzisiaj przytrafiły, Harry na mniej spodziewał się tej. Czy Voldemort naprawdę właśnie…?
Czy to była emocjonalna manipulacja? Szok musiał być widoczny na jego twarzy, bo Czarny Pan odezwał się.
- Jesteś moim gościem – powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało.
Harry nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Nie spodziewał się, że Czarny Pan może być…eee miły. Z braku lepszego określenia. Z powodu jego zachowania wcześniej, na cmentarzu spodziewał się ujrzeć w nim tylko szaleństwo. Tom Riddle jednak, nie tylko okazał się być racjonalny. Był geniuszem. Harry musiał to przyznać. Każdy jego ruch był zaplanowany. Dlatego należało uważać na jego czyny. Zawsze miały one na celu osiągnięcie tego, czego chciał Czarny Pan
- Słyszałem, że rzuciłeś Crucio na Bellę – odezwał się znowu Voldemort
Słysząc to, Harry poczuł, jak zalewa go fala winy. Nie powinien używać tego zaklęcia. Za takie rzeczy trafia się do Azkabanu, na litość Merlina! Po prostu nie mógł się opanować jak ją zobaczył.
- Spokojnie. Twój gniew był słuszny. Twoje poczucie winy jest kompletnie nieuzasadnione – Aksamitny baryton przywrócił go do rzeczywistości.
- Ty, zadając ból, nie czynisz sprawiedliwie – odpowiedział, częściowo po to, by oddalić od siebie poczucie winy.
- Zależy, kogo spytasz – Czarny Pan przyglądał mu się uważnie – Sprawiedliwość to pojecie względne. Ale wiem, o co ci chodzi. Zastanawiasz się czy robię to dla przyjemności.
Harry kiwnął głową.
- Wiesz, jakie cechy są typowe dla psychopaty? – zapytał po chwili Voldemort
Harry zastanowił się nad pytaniem.
- Charakteryzują się skłonnością do manipulacji, urokiem osobistym, brakiem wyrzutów sumienia za swoje czyny. Bezwzględnie dążą do celu. Nie wahają się stosować przemocy. Mają niski poziom empatii.
Czarny Pan uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Tak. Dodałbym jeszcze parę cech. Ale oddałeś ogólny zamysł charakteru psychopaty. Teraz wyobraź sobie psychopatę, który jednocześnie jest sadystą. Taka osoba czerpie przyjemność z ranienia innych, jednocześnie nie odczuwając poczucia winy, bo zwyczajnie nie ma sumienia. Myślę, że właśnie odpowiedziałem na twoje pytanie.
Harry rozmyślał nad tym przez chwilę.
- Jeśli jesteś psychopatą i nie masz sumienia które powiedziałoby ci, kiedy przestać, już dawno pogrążyłbyś się w szaleństwie.
- Psychopaci nie są szaleńcami, Harry – powiedział spokojnie Riddle – W pełni zdają sobie sprawę z tego, co robią.
Zielonooki chłopak zaczął się zastanawiać, nad surrealizmem sytuacji. Oto sobie rozmawia spokojnie, z mordercą o cechach jego charakteru. Poczuł się jednak, zafascynowany tym człowiekiem. Poznaj swojego wroga.
Czarny Pan spojrzał mu w oczy, a Harry spod maski skrywającej jego emocje, jakimś cudem wychwycił w nich ślad zawahania.
- Czy twoi krewni znęcali się nad tobą? – zapytał prawie delikatnie, gdyby nie nutka gniewu, która pojawiła się w jego głosie.
Harry'ego kompletnie zamurowało
- Skąd to pytanie? – wykrztusił
- Twoja reakcja na moją próbę uleczenia tej rany była dość nerwowa. Oczywiście, mogła to być reakcja na moją osobę, ale nigdy nie spinałeś się, aż tak w mojej obecności. Więc doszedłem do wniosku, że to ma coś wspólnego z samą raną. Nawet jej nie zauważyłeś, dopóki ci o niej nie powiedziałem, co oznacza, że jesteś uodporniony na ból. Musiałeś nabywać często rany takie jak ta. W dodatku, jak na swój wiek jesteś okropnie chudy. Oznaka niedożywienia. – W miarę mówienia w tonie Czarnego Pana coraz wyraźniej słychać było furię.
Harry'ego ogarnął szok. Co prawda słyszał o tym, jak genialny jest Tom Riddle. Ale tak szybkie myślenie i dopasowywanie elementów układanki było…niesamowite.
- Wiedziałem, że pogardzali tobą, ale nie, że się nad tobą znęcali – Głos Voldemorta brzmiał jakby mężczyzna siłą zachowywał spokój.
Harry otrząsnął się z odrętwienia. Wiedział, że jeśli nie zareaguje, Dursleyowie mogli się pożegnać z tym światem. Nie rozumiał jednak, czemu Czarny Pan się tak tym przejął. Przecież Harry był jego wrogiem. Prawda?
- Nie znęcali się nade mną. Tylko czasami karali, jeśli jakieś dziwne rzeczy działy się wokół mnie.
Jego słowa dały przeciwny efekt, od zamierzonego. Przedmioty w pokoju zaczęły się trząść. Magia Czarnego Pana niemalże dosłownie płonęła. Voldemort był jednak, mistrzem w zachowaniu kontroli, więc szybko nad sobą zapanował.
Harry po raz pierwszy widział go, tak rozgniewanego. Zaczął nad tym rozmyślać. Dlaczego Voldemorta, to tak bardzo wyprowadziło z równowagi? Gdy się spotkali we śnie, Czarny Pan powiedział mu, że został wychowany przez mugoli. Czyżby przechodził przez to samo? Ta myśl sprawiła, że jego gardło zacisnęło się.
Pamiętał, jak dziennik Riddle'a zabrał go pięćdziesiąt lat wstecz, do czasów, gdy Czarny Pan był jeszcze uczniem w Hogwarcie. We wspomnieniu, Riddle prosił ówczesnego dyrektora o to by mógł zostać w szkole na wakacje. Nie chciał wracać do sierocińca.
Wrobił Hagrida, w swoje zbrodnie, dzięki tego szkoła nie została zamknięta. Na myśl, o tym poczuł gniew. Szybko go jednak stłumił.
Czyżby nad Tomem Riddle'em znęcano się w sierocińcu? Bardzo prawdopodobne.
- Pamiętaj, że złożyłeś mi przysięgę. Nie możesz ich skrzywdzić. – stwierdził pewnym głosem Harry.
- Przysięga dotyczyła twoich przyjaciół – Czarny Pan uśmiechnął się zimno – Nie wmówisz mi, że oni się do nich zaliczają. Nie zależy ci na nich. Nasza umowa ich nie dotyczy.
Cholera. Niedobrze.
- Pozwól, że ja sam zdecyduje, czy są dla mnie ważni. – warknął, mając nadzieję, że w jego głosie nie słychać desperacji.
Voldemort przyglądał mu się intensywnie, a Harry odpowiadał mu tym samym. Po kilku sekundach siłowania się na spojrzenie, Mroczny Lord nie przerywając kontaktu wzrokowego powiedział;
- To jest zabawne, wiesz? Sam do końca nie masz pojęcia, dlaczego ich bronisz. Tendencje masochistyczne? Nie. Nienawidzisz ich. To jasne. Bronisz ich, bo obwiniasz siebie. Uważasz, ze byliby bez ciebie szczęśliwsi.
Harry poczuł się tak jakby ktoś go walnął w brzuch. Słowa Czarnego Pana były tak celne, jakby ten zaglądnął do jego duszy.
- Powiem ci coś, Harry – zaczął delikatnie Riddle – Nie jesteś niczemu winny. Jesteś dzieckiem. I to bardzo wyjątkowym. Nie zrobiłeś im nic złego. To oni powinni czuć się winni.
Szmaragdowe oczy spojrzały w szkarłatne. Harry nie spodziewał się, usłyszeć czegoś takiego od Lorda Voldemorta. Ten mężczyzna niejednokrotnie go zaskoczył. Po kimś, kto sam siebie zdefiniował, jako sadystycznego psychopatę, oczekiwał samym tortur, a nie uprzejmości. Poczuł się skonsternowany.
- W każdym razie, nieźle się pojedynkujesz, skoro jeszcze stoisz na nogach. Jutro możemy zacząć nasze lekcje właśnie od pojedynków. Skoro tak żarliwie chwalisz się tymi umiejętnościami, chciałbym zobaczyć, co potrafisz – powiedział drwiąco Riddle, kierując się do wyjścia. – Tylko tym razem będziesz miał do czynienia, z bardzo utalentowanym przeciwnikiem. Mną.
- Przypomniałem sobie kolejną cechę, która charakteryzuje psychopatów – rzekł Harry – Są okropnie narcystyczni.
Na te słowa Voldemort wybuchnął śmiechem, stanowiący mieszaninę prawdziwego rozbawienia jak i okrucieństwa.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania