Mroczna Enigma Rozdział 7
Rozdział 7
O Severusie Snape'ie wiele można było powiedzieć, ale na pewno nie to, że był tchórzem. Stojąc jednak przed Czarnym Panem, który nawiasem mówiąc wyglądał młodziej od niego, czuł strach. Miał wrażenie, iż oczy tego mężczyzny mogą go prześwietlić na wylot. Severus nie mógł nic poradzić na to, że czuł się odsłonięty przed nim, mimo iż wiedział, że jego bariery oklumencyjne są doskonałe i nawet Lord Voldemort nie mógłby się przez nie przebić niezauważony.
Cała ta sprawa z Harrym Potterem była niepokojąca. Dlaczego Czarny Pan go tu przetrzymuje? Musiał porozmawiać z Albusem Dumbledorem i ustalić jakiś plan.
- Severusie, co wiesz o rodzinie chłopaka? – zapytał neutralnym głosem Czarny Pan.
Choć naprawdę wyglądał na młodszego od Severusa, to otaczała go aura wymuszająca szacunek i autorytet. Jego postawa była pewna siebie i dumna. Mistrz Eliksirów pomyślał, że gdyby nie zdecydował się zostać masowym mordercą to bez najmniejszych problemów mógłby zostać Ministrem Magii. Nie musiałby nawet używać do tego siły. Wszyscy podążyliby za czarującym i genialnym Tomem Riddle'em. Nie wybrał tej drogi prawdopodobnie, dlatego, iż za bardzo go pociągała Czarna Magia.
Pytanie bardzo go zaskoczyło. Nie dał jednak wypłynąć emocjom na wierzch. W końcu w obecności Czarnego Pana musiał zawsze uważać i grać swoją rolę najlepiej jak potrafił. A i tak miał wrażenie, że mężczyzna coś podejrzewa. Było to jak igranie z ogniem.
- Niezbyt wiele. To mugole, którzy podobno nienawidzą magii.
Mroczny Lord przyglądał mu się uważnie.
- Rozumiem. Dumbledore naciskał na to, by chłopak został przez nich wychowany?
Severus zastanawiał się czy kłamanie ma sens. Nie miało. Czarny Pan mógł wyczuć, gdy ktoś kłamie. Dlatego w ważniejszych sprawach Snape zasłaniał się półprawdami. W końcu udawał szpiega Czarnego Pana, więc musiał informować go pewnych krokach podjętych przez Zakon.
- Tak. Uważał, że ochrona, jaką zapewniła mu matka będzie go chronić przed tobą, Panie.
Myśl o Lily sprawiła mu ból. Nawet po tych wszystkich latach. Jedyne, co mógł zrobić dla niej to ochronić jej syna. Nie ważne, za jaką cenę.
***
Tom był wściekły. A najgorsze, że tak naprawdę nie mógł zdecydować, na kogo najbardziej. Na tych mugoli, Dumbledore'a, Pottera czy…siebie. Tak, Lord Voldemort był zły na samego siebie. Jak mógł stracić panowanie nad sobą? ON. Mistrz samokontroli. To nie powinno się nigdy zdarzyć.
Co Dumbledore sobie myślał umieszczając magiczne dziecko w takiej rodzinie? Przecież mógłby go ochronić w inny sposób, równie dobry.
Wziął głęboki wdech, żeby się uspokoić. Musiał pomyśleć.
Severus Snape z pewnoscią powie wszystko starcowi. Oczywiście, wiedział o zdradzie Snape. Człowiek z charakterem Snape'a nigdy nie dołączyłby do niego po tym jak zabił jego ukochaną. Tom nie zabił jednak Snape, bo wiedział, że ten nie jest do końca po stronie Dumbledore'a. Jest po stronie Harry'ego. Syna Lily Potter. A Dumbledore, jeśli chciał zniszczyć Toma musiałby zabić Harry'ego, więc Snape się od niego odwróci. Nie mógłby pozwolić, aby Harry zginął. Nie po tym jak Lily poświęciła za niego swoje życie.
W dodatku dzięki temu, że Snape szpiegował dla Zakonu mógł mu podsuwać fałszywe informacje.
Tak, więc nie ważne jak bardzo chciał ukarać go za zdradę na razie był przydatny. Na razie.
***
Harry wmawiał sobie, że wcale się nie denerwował. Okłamywanie samego siebie, było jednak bez sensu. Nie wiedział, czego oczekiwać w czasie tych lekcji z Czarnym Panem.
Siedział w fotelu naprzeciwko Mrocznego Lorda starając się uspokoić.
- Powiedziałem ci, że zaczniemy od poprawienia twoich umiejętności pojedynkowania się. Skoro w pojedynku z Bellą nie doznałeś poważniejszej szkody, to oznacza, że nie jesteś w tym najgorszy. Jednak jak ostatnim razem pojedynkowałeś się ze mną, nie wykazałeś się zbyt wielkimi umiejętnościami – Voldemort posłał mu szyderczy uśmiech – To oznacza, że zacząłeś się szkolić.
Harry skinął głową, choć to wcale nie było pytanie.
- Zaatakuj mnie. – powiedział Czarny Pan wstając.
Trochę zaskoczony, Harry także wstał i podniósł różdżkę. I wtedy sobie o czymś przypomniał.
- Czy nasze różdżki nie połączą się, jak na cmentarzu?
- Nie, ponieważ teraz nie będziemy chcieli się pozabijać. – odpowiedział Voldemort
Bliźniacze rdzenie. Kolejne podobieństwo między nimi. Harry szybko odepchnął tą myśl.
Zaczęli pojedynek. Harry rzucał silne zaklęcia i uchylał się przed tymi, które leciały w jego stronę. Były płynne, szybkie i silne. Wiedział, że Mroczny Lord go testuje i sprawdza ile potrafi.
Harry był z siebie zadowolony. Jego treningi nie poszły na marne.
Gdy skończyli, Czarny Pan przywrócił, zniszczony przez zaklęcia, pokój do poprzedniego stanu.
- Radzisz sobie całkiem nieźle, jednak używasz tylko takich zaklęć, jakich nauczają w szkole. Potężnych, ale ani trochę nie przydałyby ci się w walce na przykład ze mną. Naprawdę nigdy nie kusiło cię by sięgnąć po Czarną Magię? – zapytał ze szczerą ciekawością w głosie Riddle.
- Nie. – odpowiedział natychmiast Harry – Czarna Magia jest po prostu zła.
Dziedzic Slyterina prychnął.
- Mogłem się spodziewać takiej odpowiedzi po Gryfonie. – powiedział zjadliwie – Powiedz mi czy według ciebie można zdefiniować magię jako dobrą lub złą? To zależy od czarodzieja jak posłuży się swoją mocą. Czarna Magia niczym się nie różni od Białej poza tym, że jest potężniejsza. Istnieją czarnomagiczne zaklęcia ratujące życie i uzdrawiające rany. Tak samo jak istnieją jasne zaklęcia, które zabijają. Życie nie jest czarno-białe.
Harry słuchał z niedowierzaniem i coraz większymi wątpliwościami.
- To w takim razie, dlaczego Czarna Magia została odseparowana od Białej? Dlaczego Magia nie jest po prostu Magią tylko dzieli się ją na Czarną i Białą?
Voldemort uśmiechnął się.
- Czarodziejów, którzy mają predyspozycję do używanie Czarnej Magii jest naprawdę niewielu. Są oni potężniejsi, a większa część z nich ma dość mroczne zapędy. W dodatku ludzie zawsze bali się i będą bać wszystkiego, co inne i wyjątkowe. To nie wina Czarnej Magii samej w sobie, że jest postrzegana jako „zła" tylko ludzi.
To wszystko brzmiało racjonalnie, ale…
- Dlaczego, więc w szkole o tym nie uczą? Dlaczego istnieje przedmiot Obrona przed Czarną Magią?
Dziedzic Slytherina popatrzył na niego wzrokiem, który sugerował, że patrzy na nieskończone pokłady głupoty.
- Jak już mówiłem czarnoksiężników jest bardzo mało. Zdolność do używanie Mrocznych Sztuk jest bardzo rzadka. I spotyka się ją raczej u ludzi, którzy nie przestrzegają barier moralnych. Po kilkuset latach, ludzie po prostu uprościli sobie wszystko i uznali, że Czarna Magia równa się złu, bo spotykali się z używaniem jej do czynienia niemoralnych rzeczy. Stąd się wzięła Obrona Przed Czarną Magią. Chciałem zostać kiedyś nauczycielem tego przedmiotu. Jednym z powodów było właśnie chęć rozwiania tej całej iluzji dobrej i złej magii. – Wyjaśnił
- Naprawdę chciałeś zostać nauczycielem? Dlaczego nie zostałeś? – zapytał ze szczerą ciekawością Harry.
- Dumbldore odrzucił moją propozycję. – Cień przeszedł przez twarz Czarnego Pana tak szybko, że ciężko go było zauważyć.
- I to, dlatego to stanowisko jest przeklęte. Byłeś zły i przekląłeś je. Przez ciebie, co roku mamy nowego nauczyciela! – wykrzyknął oskarżycielsko Harry.
Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego w towarzystwie Voldemorta czuje się tak swobodnie. Powinien być ostrożny i zdystansowany, a nie relaksować się w towarzystwie psychopaty.
- Tak. Muszę przyznać, że zadziałałem impulsywnie, ale to i tak jest zabawne. – powiedział Voldemort – Wracając do Czarnej Magii masz predyspozycje do używania zarówno jej, jak i Białej Magii. Jest to niezwykle rzadkie. Szkoda zmarnować taki talent
Harry zastanowił się nad tym. Jeśliby się nad tym zastanowić to Mroczne Sztuki nie byłyby złe. Wszystko, co go uczono było kłamstwem lub przynajmniej półprawdą. Ale Voldemort mógł kłamać, prawda? Musiał to sprawdzić.
Jednak nie zaszkodzi, chociaż spróbować. Zawsze mógł przestać, jeśli sprawy zajdą za daleko.
- Nie chce go zmarnować – odpowiedział – Po prostu wmawiano mi zawsze, że to jest to granica, której nie powinno się przekraczać. Ale chce się tego nauczyć.
Tylko nie chce stać się taki jak ty.
Voldemort wyglądał na zadowolonego, co kazało się Harry'emu zastanowić, czy pożałuje swojej decyzji.
- Bardzo dobrze. Zacznijmy od czegoś prostego. Istnieje zaklęcie Trietos, które powoduje zamianę jakiegokolwiek obiektu w kamień. Żywego lub martwego – Dziedzic Slytherina poparzył na niego szyderczo – I twoja moralność nie ucierpi na tym, ponieważ to zaklęcie nie czyni poważnych szkód. Można je łatwo odwrócić. I nie będziesz je rzucać na żywe stworzenie.
Harry odetchnął z ulgą. Zaklęcie nie brzmiało na złe. I wydawało się użyteczne. Czarny Pan wyczarował manekina i ustawił go na środku pokoju. Pokazał Harry'emy ruch, jaki powinien wykonać różdżką, a chłopak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Czarnemu Panu cała ta sytuacja sprawia przyjemność.
Harry nie spodziewał się poczuć uzależniającego uczucia mocy i potęgi, gdy rzucił zaklęcie. Nigdy nie doświadczył czegoś równie przyjemnego. Udało mu się rzucić zaklęcie za pierwszym razem, tak łatwo jakby robił to od urodzenia. To go przeraziło. Po prostu było niewłaściwe.
Nie wiedział już, co myśleć. To zaklęcie nie było złe. Ale powodowało, że czuł chore poczucie władzy.
- Tak, jak mówiłem – masz talent do Czarnej Magii – powiedział zaskakująco łagodnie Voldemort – I jak widzę sprawiło ci to przyjemność.
Harry nie odpowiedział. Był rozdarty. Z jednej strony wiedział, że nie to zaklęcie nie wyrządzało większej szkody niż Reduto, ale z drugiej…
Ćwiczyli długo i Harry pomyślał ze zgrozą, że Voldemort naprawdę byłby dobrym nauczycielem. Był cierpliwy i, jak coś mu nie wychodziło nie wytykał mu błędów jak Snape tylko delikatnie go nakierowywał, tak, aby sam mógł je wskazać.
Nagle się zastanowił, dlaczego ktoś tak inteligentny nie stał się kimś wielkim? Przecież masowym mordercą nie było szczytem możliwości Toma Riddle'a.
Martwiło go to, że Czarna Magia przychodziła mu tak naturalnie. Intuicja podpowiadała mu, że za tym kryje się coś więcej…
***
W miarę, jak coraz bardziej poznawał zielonookiego chłopaka, tym bardziej widział, jak bardzo się, co do niego mylił. A Tom mylił się bardzo rzadko, szczególnie w ocenie innych. Harry Potter nie przeżył tylko i wyłącznie dzięki szczęściu. Na pewno miało ono w tym swój udział, ale nie chodziło tylko o to. Chłopak miał niezłomną wolę, odwagę i moc. Te cechy Tom szanował i cenił.
I jeszcze ten niezaprzeczalny talent do Mrocznych Sztuk. Nagle i niezaprzeczalnie poczuł się zaintrygowany chłopcem-horkruksem. Wiedział, że nie minie dużo czasu zanim to zaintrygowanie zmieni się w obsesję, ale nie przejmował się tym. Był z natury zaborczą i obsesyjną osobą, a fakt, że szybko się nudził powodował szybkie zmiany obiektów obsesji. Jednak patrząc prawdzie w oczy, Harry Potter jest jego obsesją już od prawie…szesnastu lat. Miał ochotę aż gwizdnąć ze zdumienia, ale powstrzymał się wiedząc, iż to mu nie przystoi.
Po skończonej lekcji, usiedli naprzeciw siebie. Co ciekawe, Potter wyglądał na zrelaksowanego. A przecież siedział naprzeciwko mordercy swoich rodziców.
Tom nie mógł powiedzieć, ze żałuje zabicia Potterów. Nic dla niego nie znaczyli. Byli tylko pionkami Dumbledore'a, którzy jak wiele innych osób, zginęli na wojnie. Tom żałował tylko tego, że postąpił tak lekkomyślnie próbując zabić Harry'ego.
- Opowiedz mi coś o sobie, – przerwał ciszę Tom.
Chłopak z zaskoczeniem uniósł na niego brew.
- Dlaczego miałbym to zrobić? – odbarł buntowniczo.
Tom uśmiechnął się zarówno czarująco jak i groźnie, choć takie połączenie wydawało się niemożliwe.
- Ponieważ – zaczął cierpliwie, jakby musiał wyjaśniać, coś niesamowicie oczywistego – zawsze mogę użyć na tobie Legilimencji i wszystkiego się dowiedzieć. Uznaj to za znak dobrej woli, że daje ci jakikolwiek wybór w tej sprawie.
W oczach Harry'ego zapłonął ogień. Jak ktoś tak niezależny, mógł, choć przez chwilę stać się pionkiem Dumbledore'a?
- Do niczego nie możesz mnie zmusić. I jeśli choć spróbujesz dotknąć mojego umysłu, przysięgam, że zerwę naszą umowę.
Proszę proszę…ktoś tu ma charakterek.
- Ależ proszę, zrywaj. Jest ona bardziej korzystna dla ciebie niż dla mnie. – odpowiedział.
Harry wyglądał jakby właśnie zdał sobie sprawę, że to prawda.
- No dobra…ale ty też opowiesz mi o sobie. – odpowiedział pozornie lekko, ale Tom mógł wyczuć ślad czegoś jeszcze…
- Dlaczego miałbym to zrobić? – papugował go.
Na twarzy Chłopca Który Przeżył pojawił się przebiegły uśmiech.
- Ponieważ wiem, że uwielbiasz tą grę. Nie odmówiłbyś sobie tej przyjemności.
Tom w duchu przyznał mu rację. Jak na Gryfona, chłopak czasem zachowywał się jak prawdziwy Ślizgon. Kiedy oczywiście najpierw myślał, potem działał.
- Zgoda. Informacja za informację – powiedział Tom – Myślę, że to całkiem uczciwy układ.
- Skąd mam wiedzieć czy informacje, które mi podajesz są prawdziwe? Ty będziesz wiedzieć, kiedy kłamię.
- Będziesz musiał się domyślić – powiedział z błyskiem w oku Tom.
Ale nie zamierzał kłamać. Nie przyniosłoby mu to żadnej korzyści. W końcu Harry znał go od najgorszej strony, prawda? Nic nie może pogorszyć tego wizerunku.
- Na szczęście moja intuicja rzadko mnie zawodzi - Na twarzy chłopca nagle odmalowała się pewność siebie połączona z czymś, co można uznać za ciekawość.
Tom nie pozwolił, by na jego twarzy odmalowała się ekscytacja, którą poczuł. Chłopak najwyraźniej uwielbiał igrać z ogniem.
Czarny Pan uśmiechnął się drapieżnie.
- Kto zaczyna?
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania