Mrocznego Mucho-mory cz.2
Uwierało ją z boku, młoda wypchana twarz słomą wykrzywiała się w różne strony.
– Co za beztalencia, co rok to gorsze szmaty, sztuczne włókna i pomysły, nie wrzucać do wody! Ach! Gdzie moja godność z kołkiem zamiast kręgosłupa.
Utyskiwała stając na skraju jeziora, nadpalone parchany po jakiejś babce zwisały tworząc smutne odbicie w przepływającej gromadzie wychudłych gęsi, przypomniały jej srogi czas jaki im zgotowała przez ostanie kilka miesięcy.
Coś zaszeleściło w szuwarach. Wzdrygnęła się zapominając, że już jest martwa od kilku godzin.
Pożegnana śpiewami, bynajmniej nie żałobnymi.
Odetchnęła zimnym strumieniem pary, kiedy się wyłonił zza suchej gęstwiny.
— Co cię tu sprowadza Wichrze? — Odgarnęła woal z siatki na ryby.
— Mamy poważne zaburzenia w ekomagi Moro, jesteś nam potrzebna wyrównać rachunki z Wiedźmą.
— Wiedźma powinna wywrócić kozie kopyta w zeszłym sezonie grzewczym, jakim cudem nie zdmuchnąłeś jej prochów z powierzchni Ziemi? — Liczyła wiedźmowe dekady i coś się nie zgadzało, czyżby akt urodzenia był sfałszowany.
Księgę powołanych nie dusz prowadził najzacniejszy mistrz w dziedzinie rachunków, sam Kocur, tylko on mógł swoim bystrym szmaragdowym okiem otwierać ślepą księgę.
— Zaszło jakieś straszliwe nieporozumienie, Wiedźma spaliła naszego Mistrza i to jego prochy zasiliły dolinę wiecznej zieleni.
— Gdzie ona teraz jest? Mam niewiele czasu, schodzę do krainy śmierci, moje łoże jest już zimne.
— W swojej chacie, zabarykadowała się w żałobie i pije na umór, ale nie wyskokowe trunki bynajmniej. Szykuje zemstę za zabicie swojej jedynej dzieciny.
— Znając ją burzy pożądek natury. — Mora na końcach swoich długich prostych dłoni zauważyła zielone pędy i zamarła.
Zmieszanie przedwiośnia z jej aurą będzie katastrofalne w skutkach. Drzewa, krzewy, owady ptaki, całe ognisko życia wygaśnie, ludzie jedynie przetrwają, a tego by nie zniosła.
Wicher objął ją w ramionach i z podmuchem magicznego dopalacza przenieśli się pod wskazany adres.
Wiedźmowa żylasta chata oblepiona była uschniętymi pędami kolczastych róż.
Wyszczerbione drewniane zęby w postaci schodów poruszyły się lekko drgając a usta z progu mamrocząc przywołały starą kulawą postać do dziurki w drzwiach wielkiego nochala chałupy.
Krzyk Mory rozdarł poszycie pobliskiego lasu.
A na jej zwiędłych dłoniach pojawił się szron.
Komentarze (8)
Miłego
Musisz mieć ciekawy umysł, skoro tak specyficznie piszesz.
— Znając ją, burzy porządek natury.
Pozdrawiam🙂:)
Wiem, że na tak. 😉
Napadło Cię coś ostatnio na mój umysł. Lepiej się nad tym nie zastanawiać, może to być rodzaj dyslekcji.😉
"twarz słomą" - zamieniłabym miejscami
"Wzdrygnęła się zapominając, że już jest martwa od kilku godzin." - wow, dobre xd
Ładne obrazy kreślisz.
Lecim dalej ...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania