Poprzednie częściMrocznego Mucho-mory

Mrocznego Mucho-mory cz.7

Przez wyszczerbione i niedomknięte drzwi komnaty wychylił się mały okrągły cień na patyku.

Poruszał ostrożnie z gracją przeskakiwał piaskowcową posadzkę.

— Hop, hop i hip hip hurra! — rozdarł się piskliwie adept sztuki uciekania we własnej osobie sam Kapeluch.

Węszył za przygodą małym noskiem. Energia go rozpierała napędzana dumą samodzielności.

Spod ciężko okutych drzwi cienie cięły próg.

 

Kapeluch skradał się pełzając na korzonku, który imitował stopy. Jeszcze nie do końca zdążyły się wykształcić kiedy go wyrwano z poletka przedszkolnego.

Zbliżył się do progu i nasłuchiwał szmerów. Twarzyczka nakrapiana czerwonymi piegami płonęła z każdym nowym odkryciem.

 

Po drugiej stronie obrośnięta postać liśćmi na głowie trzymała w patykowatych dłoniach martwego skowronka. Srebrna woliera była obleczona drobnymi zaklinaczami. Nie pomogło to uchronić ptaszyny przed zgonem.

Płacząc wykopał dołek w glinianej donicy.

—Ziemia odradza, niech odrodzi ciebie ćwirku. Ostatnia warstwa ziemi była pokryta życiodajnym pyłem.

— Czas zanieść cię do szklarni.

 

I nagle — Trach! — Drzwi uderzyły go tak mocno, że przykleił się do nich niemal cały.

— Co to za dziwna przylepa, czyżby zamontowali mi spowalniacz? — Dziecko roślin przyglądało się uważnie, po chwili usta małego przybysza zawyły żałośnie.

— Daruj mi życie i odklej, aaaaa! — Płacz był okropny.

— Kim jesteś? — Odklejając go z desek wydłubywał go długimi zdrewniałymi paznokciami.

— Muchorem, Kapeluchem! — wyszeptał zapłakany.

 

Kawałki nie kleiły się ze sobą. Podopieczny Mrocznego próbował wszystkiego, od mąki z wodą po mocne żywice z wiecznie zielonego drzewa. I nic, nadal Kapeluch pasował idealnie w formie do sosu grzybowego.

 

— Oddam cię w dobre miejsce, ale najpierw musisz przejść przez korytarz skąd przyszedłeś. Ja nie mogę ci w tym pomóc ponieważ mnie tu nie powinno być — rozumiesz?

— Mały pokiwał tą częścią jaka jeszcze mu pozostała po kapeluszu. Teraz to strzępy jedynie podartego parasola zwisały z jego czubka głowy.

 

— Ale jak, kiedy ja jestem w rozsypce? — wy kwilił.

— Jeśli któryś ze szczurów zgodzi się dotrzymać tajemnicy wrócisz z nim do komnaty.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Dekaos Dondi 3 tygodnie temu
    Zerko↔Fajny już sam początek.I oczywiście cała reszta, w takim stylu, treści i zdań:)
    Ten biedny "Kapeluch" nie miał za wesoło. Jak zwykle tekst→ na tak!!
    Może tak:?
    ''Przez wyszczerbione i niedomknięte drzwi komnaty, wyjrzał mały, okrągły cień na patyku.
    Szeleścił ostrożnie, z gracją przeskakując piaskowcową posadzkę.
    — Hop, hop i hip hip hurra! — wrzasnął piskliwie adept sztuki uciekania, sam Kapeluch we własnej osobie''.
    Pozdrawiam🤠:)
  • 00.00 2 tygodnie temu
    Dekaos, dzięki, że czytasz tak długo. 😃
    Kapeluch się pozbiera. 😉
    Wprowadzę korektę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania