Mrok - Rozdział I [Gość]

Rozdział I

„Gość”

 

Wojna o Zachód trwała już piętnaście lat. Północ, Południe i Wschód, razem ze wszystkimi podległymi królestwami rzuciły się na bezkrólewską ziemię niczym wygłodniałe lwy na ranne zwierzę. Żołnierze każdego z krajów grabili, gwałcili, mordowali i porywali sieroty. Wiele rodzin żyło w strachu o życie, wiele płakało nad losem towarzyszy. Nic jednak nie zwiastowało, jakoby wojna dobiegała końca. Wielu możnowładców wzbogaciło się na potyczkach, wielu zyskało ziemię i przywileje, o których wcześniej tylko śnili. Zakończenie mogło się źle skończyć, zwłaszcza dla tych, którzy liczyli tylko na zasługi.

Artas, Thynder i Melir byli panami nieugiętymi, twardo rządzącymi własnymi ziemiami. Każdy z nich, wbrew woli pozostałych, chciał zgarnąć kawałek kraju dla siebie i swoich poddanych. Ale i oni, mimo wielotysięcznych armii i „złotych” doradców, musieli ugiąć się pod potęgą zza zachodu. Zza wielkiej pustki. Ciężkozbrojna, kilkunastotysięczna wataha pod dowództwem tajemniczego Kai’Dzuna zalała kraj od strony gór i morza, rozpoczynając kolejną wojnę, tym razem krwawszą i mniej litościwszą.

W ten sposób zaczęła się nowa era, nazywa przez pospolity lud „wojną czterech jeźdźców”. Wojna, Zaraza, Głód i Śmierć. Upiorni bracia, samotnie przemierzający świat i wykańczający go powoli, aż do ostatniego tchnienia…

Mimo wszechobecnego strachu, były księstwa, gdzie żyło się jeszcze w miarę spokojnie, gdzie nie widziano widma przedwczesnego odejścia ze świata. Daleko na południu, poza granicami frontu, żyło się błogo. Zero żołnierzy, niskie podatki, brak dworskich skandali i intryg. Ziemiami tymi zarządzała osoba w podeszłym wieku, które swoje już dawno wyżyła. Spokojna, poukładana, miła, szlachetna. Był to Andre Kerde, pomniejszy szlachcic, który dzięki odwadze na polu bitwy zdobył ziemię.

Kerde był osobą o łagodnym usposobieniu, rzadko kiedy spoglądającym obojętnie na ludzką krzywdę. Nikogo więc nie zdziwił fakt, iż przyjął on pod swój dach sieroty wojenne. Dwójkę noworodków, chłopca i dziewczynkę. Przez jakiś czas oboje wychowywani byli na jego dworze, jednakże po pewnym czasie baron zdecydował się oddać jedno z nich pod opiekę swojego brata. Armin, bo tak nazwano dziewczynę, zabrano daleko na północ, na ziemie Melira, gdzie zamierzano oddać ją do szkoły dla początkujących w magii.

Po szesnastu latach chłopiec wyrósł na rosłego mężczyznę o pięknych czarnych włosach, jak pióra kruka, o zielonych oczach, jak kwitnąca trawa skąpa w rosie o brzasku, o delikatnej cerze, o której marzy niejedna kobieta. Był człowiekiem łagodnym, podobnie jak jego ojczym. Lata wychowania wsiąkły w niego jak w gąbkę, kształtując człowieka tak podobnego do osoby, która go wychowała.

Na imię miał Mathew.

Wracał właśnie z samotnej przechadzki po ogrodach ojczyma, rozmyślając nad sensem swojego życia. Miał wszystko. Złoto, kochających rodziców, szacunek u ludzi w podgrodziach, kobiety. A jednak… Nie czuł spełnienia w życiu. Przez to, iż był jedynym z bogatszych rodzin w okolicy, nie miał przyjaciół. Takich prawdziwych, nie kupionych, którzy poszliby za nim w ogień. Uważano go bowiem za „gorszego” bo mógł mieć to, czego zapragnął. Nie miał.

Było południe, gdy w końcu zawitał do dworu. Już od początku stwierdził, że budynek jest opustoszały co oznaczało, że jego przybrana matka wybrała się na przejażdżkę. Cieszył się z tego. Nie miał bowiem ochoty opowiadać, jak to było na spacerze, z kim się widział, co robił. Nigdy nie chwalił się tym, że jego rówieśnicy nie zadają się z nim. Że nie ma żadnych przyjaciół, ani kogoś, z kim mógłby spędzić wolne chwile. W ciszy i spokoju, otoczony lasem, ptakami i rzekami.

Otworzył drzwi prowadzące z ogrodów do dworu, wszedł do środka i zamknął je szczelnie za sobą. Poprawił swoją szatę, przeczesał palcami grzywę i ruszył w głąb, stąpając cicho na palcach. A nuż, jednak ktoś siedzi w środku i zaraz odkryje jego obecność?

Nasłuchiwał dokładnie przez parę minut, chcąc jak najlepiej wybadać sytuację. Nikogo nie usłyszał, co go wyjątkowo ucieszyło. Nie oznaczało to jednak, że ktoś sobie nie przysnął w salonie, albo w którymś z wielu pokoi.

Postawił kolejne kroki, ciche i równomiernie rozstawione. Jego celem były schody prowadzące na piętro, gdzie mieścił się jego pokój. Jego małe, osobiste królestwo, w którym niemal całkowicie był oddzielony od wszystkich. Tylko on miał do niego klucz, nikogo tam nie wpuszczał i nikogo nie wypuszczał. Nawet szczurów. To właśnie tam spędzał większość czasu, gdy nie przebywał w ogrodach. W swoim własnym księstwie...

Stanął w końcu przed małymi, drewnianymi drzwiami, okutymi żelazną ramą. Ściągnął rzemyk z szyi, na którym wisiał drobny kluczyk. Wykonany był przez jego ojca, darowany w dniu trzynastych urodzin. To był jeden z nielicznych jak dotąd wspomnień o Kedre. Ale było szczęśliwe, co młodzieniec uważał za podwójną radość.

Gdy żelazna kłódka upadła na ziemie, a wrota jego raju zostały otworzone, Mathew przekroczył próg dumnym krokiem, wchodząc w owiany mrokiem korytarz.

 

To dopiero początek rozdziału, wysyłam go tu, bo chce wiedzieć, co o tym sądzicie. Warto pisać dalej?

Następne częściMrok - Rozdział I [Gość] Cz. II

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • elenawest 07.12.2015
    Widzę, że jesteś raczej początkującym pisarzem. Tekst ciekawy, czyta się go lekko, bez jakiegoś przymusu. Opisy są ładne, dobrze oddają świat, który tworzysz. Nie dodawaj jednak takich notek, jak tutaj, z pytaniem czy warto pisać dalej, bo może być to źle odebrane przez czytelników.
    Zostawiam 4 na zachętę
  • Zerius 07.12.2015
    Początkujący, jak początkujący, bo leci już drugi rok jak pisze :P A notkę dodałem, bo naprawdę nie wiem, czy warto to rozwijać.
  • elenawest 07.12.2015
    Zerius decyzja o kontynuacji powinna przyjsc po komentarzach :-) jak dla mnie piszesz naprawde fajnie, wiec spokojnie mozesz kontynuawac ;-)
  • comboometga 07.12.2015
    - ,,Zakończenie mogło się źle skończyć'' - takie masło maślane ;p
    - ,,zza zachodu. Zza wielkiej pustki'' - można spokojnie usunąć to drugie ''Zza'' i w miejsce kropki dać myślnik lub przecinek ;)
    - ,,żyło się jeszcze w miarę spokojnie, gdzie nie widziano widma przedwczesnego odejścia ze świata. Daleko na południu, poza granicami frontu, żyło się'' - powtórzenie ;)
    - ,,Ziemiami tymi zarządzała osoba w podeszłym wieku, które swoje już dawno wyżyła'' - która* swoje już dawno (nie wiem, czy nie lepiej pasowałoby przeżyła) wyżyła
    - ,,Lata wychowania wsiąkły w niego jak w gąbkę, kształtując człowieka tak podobnego do osoby, która go wychowała'' - wychowania, wychowała ;)
    - ,,w salonie, albo'' - bez '',''
    - ,,Jego celem były schody prowadzące na piętro, gdzie mieścił się jego pokój. Jego'' - jego, jego, jego ;)
    - ,,Gdy żelazna kłódka upadła na ziemie, a wrota jego raju zostały otworzone'' - ziemię* + lepiej brzmiałoby ''otwarte'' ;)

    Pomysł masz bardzo fajny, z chęcią będę go śledzić i komentować, gdy znajdę czas :) Trzymam kciuki za kolejne części. Zostawiam 4.
    Powodzenia! ;D
  • LiL 09.12.2015
    Moim zdaniem zapowiada się ciekawie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania