Mrok w sercu (II) Upadek
Zrywam z siebie resztki dawnych imion,
niech gniją w prochu zapomnianych snów.
Już nie jestem „ja” — jestem niczym,
królem ruin, bez tronu i głów.
Wypiłem spokój — gorzki, jak śmierć
podana w kielichu obietnic szeptanych.
Płonę od środka, ale to nie ogień —
to chłód, co wypala wolniej niż rany.
Nie ma Boga. Nie ma sensu.
Tylko lustra, co kłamią odbiciem.
Każdy krok to zejście głębiej —
tam, gdzie cisza krzyczy przekleństwem.
A jednak... coś tli się na krawędzi
– może nie nadzieja, lecz zemsta...
Jeśli światło mnie opuściło,
to niech ciemność stanie się święta.
Nie szukam drogi powrotu —
spaliłem mosty z własnych kości.
Lepiej być demonem w piekle,
niż błagać o litość w światłości.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania