Mrówka i Żuk
Pamiętam, że powtarzałem sobie: gdyby zapytali mnie o zgodę, to odmówiłbym.
Problem w tym, że nikomu nie przyszło do głowy pytać mnie o cokolwiek. Dam i Pat po prostu założyli z góry, że jestem z nimi. I byłem. Z wystarczającą ilością entuzjazmu, aby udało mi się przetrwać i wtedy, i później, kiedy już poszliśmy do liceum.
To była trzecia klasa gimnazjum, niedawno ukończyliśmy piętnaście lat. Lato zmierzało ku końcowi, chociaż wciąż nawiedzały nas upalne, sierpniowe dni, słodkie i lepkie jak cukier. Pamiętam, że moje kontakty z Damem i Patem poluzowały się - według rodziców wyglądało to tak, jakby porzucili mnie najlepsi przyjaciele, ale w moich oczach był to moment, w którym mogłem poświęcić się włóczeniu po lesie, obserwowaniu mrówek, kąpaniu w rzece i wylegiwaniu na najwyższej gałęzi, która była w stanie utrzymać mój ciężar.
W pewnym momencie jednak Dam i Pat, jak dwie prywatne klątwy, przypomnieli sobie o moim istnieniu i pojawili się wcześnie rano pod domem, w którym mieszkałem z rodzicami. Weszli na działkę przez dziurę w żywopłocie, przekupili Jukę resztkami boczku i zaszli na tył domu, gdzie uparcie (i bardzo celnie) rzucali pojedynczymi kawałkami żwiru w okno mojej sypialni, aż się obudziłem.
Zaspany wyjrzałem przez okno, a świat zalany był błękitno-złotym, oślepiającym blaskiem świtu, który zawsze smakuje jak zimna woda wciągnięta do nosa.
Możliwe, że jednak powiedziałbym: nie, nie tym razem, chłopaki. W końcu ta chwila samotności w wakacje pozwoliła mi trochę dojrzeć, przetrawić w sobie kilka rzeczy, oswoić i polubić to dziwne zwierzę, samotność.
Ale oni nie byli sami. Przyprowadzili Żuka. Wtedy zrozumiałem, że miałem być świadkiem egzekucji.
*
Nie potrafię się im sprzeciwić, nigdy, pomyślałem, stojąc przy nasypie kolejowym między Biedrzanką a Nałęczowem i patrząc jak Pat z Damem - zmienili się przez te wakacje, urośli, ich ramiona czerwone i łuszczące od świeżej opalenizny - wgniatają Żuka w kamienie nasypu, krzycząc i śmiejąc beztrosko, gdy ten próbował się wyrwać.
Mój mózg zrobił ten sam stary trick: jeżeli czujesz się zmuszany do pewnego działania i nie masz możliwości (albo obawiasz się konsekwencji) aby zaprotestować, wystarczy, że znajdziesz tę część ciebie, której to działanie się podoba, która odczuwa satysfakcję i rozdmuchaj ją tak bardzo, aż oprócz niej nie pozostanie nic. W późniejszych latach ta metoda dosyć uprzykrzyła mi życie, jako że nie potrafiłem już stanowczo powiedzieć tak lub nie, albo wykształcić w sobie mocnych upodobań czy antypatii. Zawsze z dystansem, balansując na linie, zgodnie z tym jak wiał wiatr, zgodnie z tym co chcieli ode mnie silniejsi.
Dawało mi to poczucie kontroli nad sytuacją – nigdy mnie nie złamano. Nigdy nie byłem zmuszony czy gnojony. Odczuwałem spokój ducha, entuzjazm i zadowolenie.
A mimo to patrzyłem teraz na Żuka o stłuczonych okularach, skórze z dłoni i łokci zdartej o kamienie, ubranego w piżamę z Zygzakiem McQueen pokrytą ziemią i plamami z trawy, i myślałem z żalem: czyli nigdy nie zdołam ci powiedzieć, że akurat lubię cię i te twoje żuki. Wolę mrówki, ale żuki też są fajne. Nie mów chłopakom, że lubię mrówki, okej?
— Dobra, siódma trzydzieści dwie. Za trzy minuty przyjeźdża pociąg z Nałęczowa — powiedział Pat, dysząc lekko jak zdrowy pies. Na jego nosie i górnej wardze zbierały się krople potu, które ścierał bez zastanowienia, automatycznie.
— Wskakuj, Żuk, wskakuj, będzie fajnie. — Dam śmiał się.
Pomimo tego, że wiedziałem co chcą zrobić - pomimo tego, że wiedziałem o konsekwencjach, które mogą nas spotkać - mimo to nie potrafiłem zdobyć się na protest. Jakby sprzeciw tu i teraz, podważający lata współpracy i wymuszonego, wmówionego sobie entuzjazmu mógł doprowadzić do takiej destrukcji mojego ja, że wolałem zaryzykować poprawczak niż oszaleć tu i teraz, na nasypie kolejowym między Biedrzanką a Nałęczowem.
Więc zamiast tego patrzyłem jak rozciągnęli Żuka na torach — jego głowa i tułów leżały bezpiecznie na kamieniach po drugiej stronie torów, jednak jedną z tych jego chudych, wyrośniętych, włochatych nóg ułożyli na szynach.
Złapałem stopę Żuka machinalnie, stojąc po przeciwległej stronie do chłopaków, którzy musieli skupić się na unieruchomieniu większości ciała miotającej się z nową siłą naszej ofiary.
— W porzo, głąbie. Trzymaj mocno. — Usłyszałem rozkaz. Dziwne, nie słyszałem ani jednego słowa z ust Żuka, a przecież się poruszały, widziałem, czułem, jak wypluwają litanie błagań, przekleństw, gróźb, widziałem jego wytrzeszczone zaszczute oczy i wargi pogryzione do krwi.
A potem wszyscy czterej usłyszeliśmy cichy, niebiański śpiew szyn i wszechświat zaczął wibrować, gdy z lasu wypadł granatowo-czerwony, ciężki jak diabli, smok - pociąg Polregio.
*
Trzymałem mocno, jakby moje życie zależało od tego. Trzymałem tę chudą, kościstą kostkę, widziałem ubłoconą podeszwę stopy, ziemię pod paznokciami, nogawkę spodni podwiniętą nieomal do kolana w ciągłych gwałtownych spazmach mięśni, próbujących wyzwolić kończynę z uścisku.
Słyszałem rozpaczliwy gwizd pociągu, ostry, bolesny dźwięk włączanych hamulców, nic z tego - gwałtowny podmuch lodowatego powietrza w moją spoconą twarz, spoconą piżamę, i nagle przewróciłem się na plecy, sturlałem z nasypu, a razem ze mną odcięta stopa.
Miałem zamknięte oczy, kiedy ciało człowieka zatknęło się z ciałem smoka, więc nie opowiem wam jak to dokładnie wyglądało. Leżałem teraz u stóp nasypu, zipiąc ciężko, obok mnie leżała stopa Żuka. Przód piżamy opryskany krwią, o dziwo było jej mniej niż myślałem. Uniosłem dłonie i spojrzałem na nie na tle nieba - później jeszcze wiele razy miałem powtarzać ten ruch, wszedł mi w nawyk - i odczułem ulgę, były czyste.
Czyste ręce, czyste sumienie.
Podniosłem się z ziemi i uciekłem, uciekłem tak samo jak Pat i Dam. Został tylko Żuk, który zdążył wykrwawić się z tętnicy udowej, zanim przyjechała karetka wezwana przez obsługę pociągu.
*
Trzymałem mocno, jakby moje życie zależało od tego. Trzymałem tę chudą, kościstą kostkę, widziałem ubłoconą podeszwę stopy, ziemię pod paznokciami, nogawkę spodni podwiniętą nieomal do kolana w ciągłych gwałtownych spazmach mięśni, próbujących wyzwolić kończynę z uścisku.
Słyszałem rozpaczliwy gwizd pociągu, ostry, bolesny dźwięk włączanych hamulców i w ostatniej chwili moje palce po prostu puściły. Nie wiem czy to był skurcz mięśni, zmęczenie palców czy wolna wola, która nagle przejęła dowodzenie. Jednym słowem, wypuściłem kostkę Żuka, a on w ułamku sekundy podkulił nogę pod siebie, już po drugiej, bezpiecznej stronie torów.
Podmuch powietrza przejeżdżającego pociągu, gwizd który ostro niczym sztylet przeszył bębenki uszne. I już, zniknął, ostatni wagon, a ja skakałem, przez tory, odbijając się bosymi stopami od gorących szyn - tam gdzie Pat i Dam kopali skulonego na ziemi Żuka, przeklinając go za zrujnowanie dobrej zabawy.
Sekundy, a zaczną przeklinać mnie. Zdążyłem wyciągnąć ramiona, złapać ich obu, pociągnąć, a następnie rzucić na łeb, na szyję z nasypu.
Gruchnęliśmy o ziemię jak worek kartofli, usłyszałem ostre westchnięcie, jakby całe powietrze uszło z ich płuc… a potem postękując, kompletnie ogłupiali, zaczęli wić się jak robaki pośród kęp trawy.
Mi ledwo udało pozbierać się na równe nogi. W tym momencie z nasypu zsunął się Żuk, ostrożnie, sprawnie, szybko. Złapał mnie za rękę - jedno krótkie spojrzenie, jedna krótka myśl - i razem uciekliśmy do lasu, zanim Pat i Dam policzyli wszystkie kości i stwierdzili, że tym razem wyrwą odnóża nie tylko małemu żukowi, ale i małej mrówce.
Żuk został moim najlepszym przyjacielem. To dzięki niemu przetrwałem liceum i nie oszalałem.
*
Teraz mam dwadzieścia trzy lata.
Wynajmuję mieszkanie z tą dziwną dziewczyną, którą poznałem na stacji benzynowej pięć lat temu, kiedy tylko uciekłem z domu. Koraliki wplecione we włosy grzechotały przy każdym ruchu, kiedy buńczucznie jadła poobijaną gruszkę, podniesioną z pobocza.
Po naszym pierwszym spotkaniu utraciliśmy kontakt na ponad cztery lata, aż wpadliśmy na siebie ponownie kilka miesięcy temu i zanim zdążyłem mrugnąć okiem, okazało się, że mieszkamy razem.
Wydaje mi się, że jestem zakochany. Lubię na nią patrzeć kiedy śpi, słuchać kiedy śpiewa, dotykać jej policzków i ust, kiedy je. Ale znowu, wczoraj, próbowaliśmy się kochać - patrzyła na mnie tymi ciemnymi, ciepłymi oczyma i uśmiechała się, z rozdygotaniem, które poświadczało, ile ufności we mnie pokładała. I przecież chciałem, bóg mi świadkiem jak bardzo chciałem z nią, dla niej, w niej-… ale potem zobaczyłem na jej twarzy jedno maleńkie drgnięcie bólu, i już było po mnie.
Opierałem cały ciężar na przedramionach, nie ruszając się i tylko czułem, jak łzy skapują mi z oczu i opadają na jej twarz, a w jej źrenicach powoli maluje się zrozumienie.
— Nie da się żyć, nie skrzywdziwszy nikogo. Przecież nawet kiedy oddychasz, zabijasz setki, jeżeli nie tysiące, mikrobów — szepnęła, kiedy jak zwykle skuliłem się na podłodze, trzymając ją za rękę, jakbym próbował przeprosić za wszystko. — I wiesz też, że istnieją różne rodzaje bólu. Dobry ból po wyrwaniu zęba. Dobry ból, który zaraz zniknie, jeżeli tylko poczekasz minutę czy dwie. Zapowiedź ulgi lub przyjemności. Rozumiesz?
— To nigdy nie powinno boleć. Nigdy — szeptałem uparcie, całując jej najmniejszy palec, zaraz pod paznokciem z resztkami czarnego lakieru.
— Nie da się żyć bez bólu — powtórzyła. — Unikając jednego bólu, powodujesz drugi.
— Nie mogę wybierać, który ból jest lepszy — odpowiedziałem, cierpiąc tak bardzo, że chciałem wymiotować.
Kruche, miękkie, białe ciało, które tym razem miałem rozerwać w imię miłości. Nie mogłem. Czasami śniło mi się, że Żuk patrzy na mnie takimi samymi ciepłymi, miękkimi oczami, i leżąc na torach, własnowolnie wsuwa stopy w moje dłonie. Nie da się żyć bez bólu, sam wiesz mówią jego wargi, chociaż jak zwykle nie wydobywa się z nich żaden dźwięk.
*
Ulgę zaczęło mi sprawiać podpalanie.
Najpierw śmietniki, czyli jak to mówią - klasycznie. Na początku brałem ze sobą tylko zapalniczkę. Jeżeli w śmieciach było dużo zepsutej żywności czy wilgoci innego pochodzenia, nie chciało się palić; jedynie plastikowy worek topił się smrodliwie. Potem zacząłem brać ze sobą kanister benzyny, choć szybko zorientowałem się, że ciężko go ukryć i przykuwa nadmierną uwagę, a poza tym łatwo było się ubrudzić. Więc tworzyłem zaimprowizowane koktajle Mołotowa - zwykła butelka po piwie, benzyna, wepchnięta do środka szmata czy stara skarpeta. Wystarczyło podpalić materiał i mieć dobrego cela.
Za każdym razem zbyt szybko na miejscu pojawiała się policja, wobec czego większość mojego dzieła przepadała, musiałem uciekać z miejsca zdarzenia, pozostawiając za sobą żar płomieni i ten cudowny, dławiący zapach spalenizny. Potem planowałem miejsca trochę lepiej, spoglądałam na pożar i akcję ratowniczą z bezpiecznej odległości na czyjejś klatce schodowej, z dachu, spomiędzy drzew w parku, z zaparkowanego niedaleko samochodu.
Pierwszy płomień - i już ulga. Napięcie ewaporowało, jak naprężenie pękającej drewnianej linijki. Jakby z tyłu głowy znajdował się łącznik jednobiegunowy, jeden pstryk i następowała kojąca ciemność. Pierś wezbrana emocjami, których po raz pierwszy w życiu nie analizowałem i już nikogo się nie bałem, już nigdy nie bałem się tak bardzo jak kiedyś.
M. pytała mnie rano, dlaczego znowu pachnę dymem, a ja opowiadałem jej bzdury.
Zastanawiałem się jak długo to będzie trwało, kto pierwszy nie wytrzyma - ja, policja, M. Okazało się, że była to M.; któregoś dnia mieszkanie było po prostu puste, jakby nikt wcześniej tam nie mieszkał.
Tak naprawdę, wcale nie byłem pewny, że ta dziwna dziewczyna o ciepłych oczach w ogóle istniała. Możliwe, że ją sobie wyobraziłem, tak jak wiele innych rzeczy.
Nie wiem co mną kierowało, gdy podpaliłem mieszkanie.
*
Żuki przynajmniej nie gryzą, kłócił się Żuk, gdy oboje balansowaliśmy na najwyższej gałęzi grabu. Za dwa dni rok szkolny, ale sierpniowy upał nie ustawał.
Mrówki też nie, jeżeli ich nie zaczepisz odparowałem, wystawiając twarz na promienie słońca, kolekcjonując kolejne piegi. Sam wiesz, jakie są mrowiska. Arcydzieła architektury, mnóstwo skomplikowanych korytarzy łączących maleńkie komnaty. I wszystko jak w zegarku, dopóki ktoś nie przyjdzie i nie rozdepcze. Ale nawet wtedy mrówki po prostu ratują królową i budują nowe mrowisko.
Co jeśli królowa zginie? zapytał Żuk ciekawie.
Nie wiem, odparłem szczerze. Postanowiłem później sprawdzić w encyklopedii.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania