Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
My Brutal Mafia King - Prolog
Nie wierzyłam już w to, że moje życie mogłoby się kiedykolwiek ułożyć.
Byłam doszczętnie zniszczona przez mojego ojca alkoholika, który nie potrafił opanować swoich zwierzęcych instynktów względem mnie. Za każdym razem, gdy mnie gwałcił, czułam się brudna i obrzydliwa. Nienawidziłam siebie i swojego pochodzenia.
Powolnym krokiem szłam w zalesionym terenie, żałując, że nie mam odwagi popełnić samobójstwa. Gdy wrócę do domu, będzie czekać na mnie to samo, co zawsze. Syf oraz smród papierosów i alkoholu. Chciałam zachować tam jakąkolwiek czystość, aczkolwiek mieszkając z ludźmi, którzy o to nie dbają jest trudno. Tak bardzo chciałabym się wyrwać z mojego dotychczasowego życia, które nigdy nim nie było. Jedyną barierą były pieniądze, których nie miałam.
Pracowałam jako sprzątaczka w galerii handlowej, ale wszystko szło na konto mojego ojca. Nie miałam nic. Ja ciężko pracowałam, a on to wszystko przepijał.
Usiadłam na wzgórzu, które znajdowało się około trzy kilometry od mojego miejsca zamieszkania. Było je widać z oddali. Mała, drewniana chatka, w której zimą było cholernie lodowato. Nie mieliśmy prądu i bieżącej wody, codziennie musiałam przynosić ją do domu ze studni, która znajdowała się właśnie tutaj. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ musiałam przez trzy kilometry nieść ogromne dwa wiadra wody, ale po tylu latach byłam już przyzwyczajona. Za każdym razem, gdy sobie pomyśle, ile można by było zaoszczędzić, gdyby mój ojciec nie pił, chce mi się płakać. Przez niego nie miałam możliwości pójść na studia, ponieważ nie było na to pieniędzy. Marzyło mi się życie przeciętnej, amerykańskiej, młodej kobiety, ale niestety to jest tylko sen na jawie. Pragnęłam choć raz włożyć na siebie piękną sukienkę, czy buty, ale mój los był przenaczony do wiecznego cierpienia i ciężkiej pracy. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego to akurat mnie spotkało. Nic nikomu nie zawiniłam, a już w wieku dziewięciu lat, osoba, która miała obowiązek o mnie dbać i kochać, wkorzystała mnie seksualnie. Codziennie nie chcę tam wracać, ponieważ nie potrafię się obronić. Jestem za słaba, a on za silny, dlatego to wykorzystuje. Bałam się go bardzo mocno. Jego ciemne oczy, mocno zarysowana szczęka, zmarszczki na twarzy i surowe spojrzenie, powodowały we mnie niekontrolowane ataki paniki, podczas, których byłam zesztywniała, nie potrafiąc ruszyć nawet palcem.
Zwróciłam twarz ku górze, zauważając na błękitnym niebie stado, szarżująych po nim ptaków. Były wolne, nikt im nic nie kazał i nie robił krzywdy. Mogły polecieć gdziekolwiek tylko chciały. Będąc tutaj, na ziemi, zazdrościłam im beztroskiego życia, które posiadały. Chciałam choć raz wzbić się w powietrze, po którym one szybowały i świergotały. Westchnęłam i wstałam ze swojego miejsca, aby skierować się do studni i napełnić wiadra wodą.
Opuściłam przedmiot na dół, który po chwili swobodnie opadł na samo dno,
wywołując lekki chlust, następnie pociągnęłam za sznurek, do którego było przywiązane wiadro i wyciągnęłam je.
Z drugim zrobiłam to samo.
Wzięłam ogromne ciężary w dłonie i wyruszyłam w drogę powrotną do domu.
Czasami zdarzało się, że przed samym budynkiem, wszystko się wylało, co skutkowało tym, że musiałam się wracać z powrotem. Zatrzymywałam się co kilka minut, gdy wchodziłam po ogromnej górze, modląc się, żeby mi nic nie wyleciało.
Gdy dotarłam na sam szczyt, odetchnęłam z ulgą i kucnęłam, żeby trochę odpocząć.
To był najtrudniejszy element drogi, ale potem już było łatwiej.
Po kilku minutach wstałam i zeszłam powoli ze stromej górki, ciesząc się w duchu, że wszystko przebiegło pomyślnie.
Teraz zostały mi do pokonania tylko trzy kilometry, podczas, których nie byłam narażona na żadne przeszkody. Szłam, obserwując przyrodę, która otaczała mnie wokół, zapominając na chwilę o tym kim jestem. Przeszłam przez gąszcz krzewów, które zasłaniały mi drogę, gdy je pokonałam, ucieszyłam się i zauważyłam, że w sadzie zaczęły rosnąć już owoce. W domu ojciec nie dawał mi zbyt wiele jedzenia, więc zawsze lato było moją ulubioną porą roku, ponieważ wtedy mogłam najeść się owocami do syta.
Starałam się też uprawiać warzywa, których nasiona, dawał mi ,,sąsiad'' mieszkający dwa kilometry od nas.
Mój ojciec nie jadł takich rzeczy, dlatego mogłam być spokojna, że nic im się nie stanie. Stanęłam naprzeciwko wiśniowego drzewa i powąchałam jego kwiaty. Przyjemna woń, rozprzestrzeniła się w moich nozdrzach, wywołując u mnie uśmiech. Zerwałam rośline i włożyłam kilka kwiatków sobie we włosy.
Moją melancholie, przerwał głośny strzał, który padł niedaleko mnie. Stałam cały czas w miejscu jak wryta, nie wiedziąc co zrobić. W końcu zdecydowałam się schować, w tym celu pobiegłam w kierunku krzaków i z przerażeniem schowałam się w nich.
— Ktoś tutaj był. — Usłyszałam, mocny męski głos, a potem ludzi poruszających się dosłownie pół kilometra ode mnie.
Starałam się uspokoić, ale nie mogłam nic poradzić na to, że nagle poczułam się, jakby mi ktoś odebrał dostęp do tlenu.
Próbowałam oddychać najciszej jak tylko potrafiłam.
— Rocky, szukaj. — Powiedział i mogłam się tylko domyślić, że posiadał przy sobie psa, który mnie zaraz znajdzie.
Trzęsłam się cała ze strachu.
Nie zrobią mi nic, prawda?
Siedziałam cały czas w tym samym miejscu, mając cały czas głupią nadzieje, że pies mnie nie wytropi, jednak nawet to mi się nie udało, ponieważ po około pięciu minutach, pojawił się obok mnie doberman, co sprawiło, że jeszcze bardziej się zlękłam. Uspokoiłam się trochę, gdy zaczął machać ogonem. Wyglądał przyjaźnie i nie miał kopiowanych uszu.
— Idź. — Machnęłam ręką, zbierając się na odwagę. — Piesku, proszę. — Powiedziałam błagalnie, głaskając go po głowie, próbując uwierzyć w to, że to pomoże i zaraz sobie pójdzie, jednak on był nieugięty.
Przekłnęłam śline, gdy zobaczyłam na ziemi czarne półbuty. Patrzyłam cały czas na ziemie, łudząc się, że jakimś cudem zaraz sobie pójdą.
— Kim jesteś? — Zapytał jeden z nich,
a ja nie mogąc wypowiedzieć ani słowa, cały czas milczałam.
Po dłuższym czasie, kucnął przede mną i próbował skierować moją twarz w jego kierunku, ale ja od razu się odsunęłam, czując w sobie narastającą panike.
Siedziałam i patrzyłam cały czas w jeden punkt przed sobą, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.
— Weźcie ją. — Rozkazał czwórce mężczyzn i po chwili jeden z nich przyłożył mi białą szmatkę do twarzy, przez co po straciłam całkowitą świadomość.
Komentarze (18)
Całkiem udany debiut. Daję ☆☆☆☆☆ i pozdrawiam ?
Cześć i powodzenia w zdobywaniu Czytelników :)
Dziękuję za opinię?
Też lubię "pokawałkowane teksty" →lepiej się czyta.
''...ale niestety to jest tylko sen na jawie.''→tu by mogła być przerwa, zdaniem mym:)
Pozdrawiam:)↔%?
Poprawię, jak tylko będę miała czas?
Na poziomie zdania wielkiej tragedii nie ma.
Plus dla Ciebie za wizualną stronę, poprawność edycyjną, że nie stosujesz dywizów w dialogach, nie robisz spacji przed przecinkami itp. Tekst graficznie wygląda schludnie i dlatego może błędy nie są aż tak widoczne. A trochę błędów jest: najbardziej razi nagminny brak ogonków oraz błędny zapis dialogów (w skrócie: gdy w didaskaliach mamy słowa typu powiedział, krzyknął, szepnął itd, ale i też np.
"usłyszałam", to wypowiedzieć nie kończymy kropką, a didaskalia rozpoczynamy małą literą.
Np. u Ciebie:
— Rocky, szukaj. — Powiedział i mogłam się tylko domyślić, że posiadał przy sobie psa, który mnie zaraz znajdzie.
Poprawnie:
— Rocky, szukaj — powiedział i mogłam się tylko domyślić, że posiadał przy sobie psa, który mnie zaraz znajdzie.
Błędy masz chyba każdej wypowiedzi.)
Jakieś jeszcze inne drobiazgi widziałam, ale to co wyżej – najbardziej przeszkadza i irytuje.
Błędy poprawić łatwo, gorzej usunąć wadliwą osnowę, choć i to jest do zrobienia.
Forma w którą postanowiłaś ubrać swój prolog, nie jest najszczęśliwsza. Zdecydowałaś, że od razu zapoznasz czytelnika z postacią, jej uwarunkowaniami, światem. Ok, można tak, ale wyszło nieco karykaturalnie i papierowo. Dorzucasz nieszczęścia jeden po drugim, jak warzywa do zupy, kończąc trzykrotną zasmażką. Do tego, skondensowanie i upchanie wszystkich informacji wypacza ich sens. Zobacz na początek:
"Byłam doszczętnie zniszczona przez mojego ojca alkoholika, który nie potrafił opanować swoich zwierzęcych instynktów względem mnie. Za każdym razem, gdy mnie gwałcił, czułam się brudna i obrzydliwa."
Z nadmiernego uproszczenia informacji wyszło, że bohaterka była gwałcona przez ojca, ponieważ ten był alkoholikiem... (niezaburzony człowiek nie gwałci dziecka, nawet jeśli jest alkoholikiem).
Lećmy dalej. Jak już czytelnik dźwiga ten ogrom problemów bohaterki, dokładasz jeszcze trzykilometrowe spacery do studni (i jak by to było mało – pod górę! Do tego okazuje się, że dziewczyna czasem przed samym domem wodę wylewa i musi iść jeszcze raz ?. Hiob to przy niej pikuś). W tym momencie te nieszczęścia przechodzą w groteskę. Do tego dochodzi wiarygodność, a raczej jej brak. Bo kto buduje chatkę, z której trzeba chodzić trzy kilosy pod górę po wodę?? Znaczy wszystko można wytłumaczyć, jakieś konkretne zawirowania (przydomowa wyschła, była zanieczyszczona, plus sto innych rzeczy), ale ciężko to zrobić w prologu... Może więc prolog powinien wyglądać inaczej? Może przedstawić przedakcję w inny sposób, mniej łopatologicznie, bardziej zajawkowo? Albo w ogóle zrezygnować z prologu? Wrzucić czytelnika w środek akcji, a potem sukcesywnie wprowadzać go w świat bohaterki? Jest sporo możliwości, ale tak jak teraz jest po prostu słabo.
Ostatnią rzeczą o której wspomnę (bo i tak za bardzo się rozgadałam) będą pewne słowne niefortunności. Są to drobiazgi, w postaci niewłaściwego słowa czy dwóch, które jednak nie sprawiają dobrego wrażenia. Podam przykład którego użyłam wcześniej do dialogu.
"— Rocky, szukaj. — Powiedział i mogłam się tylko domyślić, że posiadał przy sobie psa, który mnie zaraz znajdzie."
Lepiej: "miał przy sobie psa", "był przy nim pies" itp.
Albo tu:
Przyjemna woń, rozprzestrzeniła się w moich nozdrzach" – po prostu rozeszła.
Trochę takich miejsc jest.
Ogólnie, jest sporo do poprawy. Zaczęłabym od przemyślenia co powinnaś w ogóle w tym prologu zawrzeć. Co powiedzieć czytelnikowi żeby go zachęcić, zaintrygować, jak dużo wyjaśnić? Bo ładowanie tu wszystkiego nie jest dobrym pomysłem (nawet opis wyglądu ojca tu zmieściłaś...).
Przemyśl.
Wybacz elaborat, nie zamierzałam się tak rozpisywać, samo wyszło.
O tych kropkach nie wiedziałam! Dziękuję i na pewno to wykorzystam! I ogólnie dziękuję za zwrócenie uwagi na to wszystko i gdy skończę już pisać opowiadanie, zrobię konkretną korektę, biorąc pod uwagę pani rady.
Moim zdaniem po prostu tytuł brzmi lepiej po angielsku niż po polsku.
U nas nikt sobie raczej nie paniuje. ;)
Z dialogami jest sprawa bardziej zawiła – didaskalia opisujące tło dialogowe zaczynamy wielką literą i wtedy wypowiedź kończy się kropką. Jest sporo stron kompleksowo przedstawiające te zasady. Warto je poznać, jeśli dialogi są zapisane poprawnie, cały tekst "
"wygląda lepiej".
Pozdrawiam:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania