Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
My Brutal Mafia King - rozdział 2
— Ostrożnie. — Powiedziała kobieta, gdy wychodziłyśmy z pomieszczenia.
Szłam, czując się jak marionetka, którą można było sterować, jak tylko się chce.
Sama niewiedza, czy kiedykolwiek mnie stąd ktoś wypuści, przerażała mnie.
Każdy ruch przeze mnie musiał być dokładnie przemyślany. Nie mogłam pozwolić sobie na żadne ,,wykroczenie".
Stukot szpilek, odbijał się echem, podczas drogi przez długi korytarz. Buty utrudniały mi chodzenie po śliskiej i błyszczącej podłodze, powodując coraz większą opuchlizne, która nie zdążyła mi się jeszcze zagoić po wczorajszej wywrotce. Marzyłam tylko o tym, aby usiąść, gdziekolwiek.
Obawiałam się, że została skręcona.
Wtedy nie byłoby dobrze. W pewnym momencie, dotarłyśmy na ogromną sale, gdzie było pełno ludzi.
To jest według niego rodzinna kolacja?
Wyglądało to jak jakiś cholerny bal.
Kobiety zostawiły mnie samą w progu drzwi, a ja nerwowo postawiłam pierwsze kroki przez próg drzwi. Nie wiedziałam jak miałam się zachować, więc usiadłam na krześle, które stało obok ściany. Obserwowałam ludzi, którzy się tutaj zjawili. Jedni rozmawiali, drudzy śmiali się i tańczyli, wyglądając przy tym beztrosko. Ewidentnie nie pasowałam do tego miejsca.
Jak na mój gust, sala była przesadnie wystrojona. Wszędzie znajdowały się złote dekoracje, a na oknach, zwisały tiulowe firanki ze srebnymi zdobieniami.
Westchnęłam i oparłam swój łokieć na udzie, chcąć wrócić do pokoju, w którym obecnie mieszkałam.
— Witaj, Gaio. — Usłyszałam ostry jak brzytwa głos, który od razu przywrócił mnie na ziemię.
Nie miałam odwagi spojrzeć w jego oczy, nie po tym co mi wczoraj zrobił.
— Wypowiedziałem się jasno i wyraźnie na temat ignorowania mnie, czyż nie? — Stanął naprzeciwko, dotykając swoimi końcówkami butów, moich.
— T-tak. — Wyszepytałam, wciąż patrząc w dół.
— Więc czemu to wciąż robisz?
Nie chcąc powtórki z wczoraj, uniosłam nieśmiało głowę do góry i utkwiłam swoje wystraszone oczy, w jego. Patrzył na mnie kpiąco, jakby był zadowolony z tego, że się go panicznie boję. Wkrótce, nie mogąc wytrzymać napięcia, mój wzrok znów poleciał w kierunku podłogi.
— Wstań. — Powiedział władczo, a moje ciało, automatycznie to zrobiło.
— Zapraszam. — Wskazał ręką na stół wokół, którego wszyscy zaczęli się gromadzić.
Zachowywał się, jakby wczoraj do niczego złego nie doszło, ale stało się. Uderzył mnie.
— Długo mam czekać? — Warknął, a ja nie chcąc dłużej go złościć, ustąpiłam mu.
Usiadłam przy długim stole, gdzie zaczęły być serwowane dania przez pomoc domową, a on po chwili, obok mnie.
Właściwie nie miałam pojęcia, w jakim celu była potrzebna tutaj moja obecność, ale nie miałam zamiaru narzekać, ponieważ byłam naprawdę głodna.
Pobladłam, gdy mężczyzna skierował swój wzrok na mnie. Czułam jak swoim spojrzeniem, wywierca we mnie dziure, ale jedyne na co było mnie stać, to patrzenie cały czas przed siebie. Nie miałam pojęcia, czy nie wpadnie znowu na nową formę znęcania się nade mną. Pracownik postawił przede mną jedzenie, a ja przez utkwiony jego wzrok na mnie, nie mogłam zacząć jeść. Wszystko stało się dla mnie niewyraźne. Czułam się pod jego wzrokiem osądzana, domyślałam się, że nie miał o mnie dobrego zdania, ale trzyma mnie tutaj z jakiegoś powodu, którego najprawdopodobniej nigdy się nie dowiem.
— Jedz, blondyneczko. — Powiedział nieco łagodniej, zapewne pod wpływem innych osób.
Jednak to sprawiło, że nieco się uspokoiłam i zaczęłam jeść. Wzięłam pierwszy kęs jedzenia do ust, które od razu rozpłynęło się w mojej buzi. Po latach niedożywienia, pierwszy w swoim życiu, poczułam jak mój brzuch powoli się napełnia.
Byłam tak przyzwyczajona do uczucia głodu, że nie zwracałam wcześniej nawet na to uwagi. W połowie posiłku mój żołądek, miał już dość, więc odłożyłam sztućce i czekałam aż reszta skończy.
— Nie jesz już? — Zapytał, a ja pokręciłam głową.
Byłam już całkowicie pełna i czułam, że nic się już nie zmieści. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak jest. Przez tak długi okres braku pożywienia, powinnam zjeść wszystko, ale tak nie było.
Brunet wzruszył jedynie ramionami i dokończył swoje jedzenie.
Popatrzyłam zaskoczona na ludzi, którzy po skończonym posiłku, udali się na środek sali i zaczęli tańczyć.
— Idziemy zatańczyć. — Oznajmił bez zapytania mnie o zgodę i pociągnął za nadgarstek.
Mogłam poczuć, jak przez strach, wywołany jego dotykiem, po moich plecach, powoli spływały pojedyncze krople potu. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła, gdy cały parkiet został zapełniony. Co tutaj się działo? Nie mogła to być zwykła kolacja. Było tutaj zbyt uroczyście.
— Zaraz wszystko się wyjaśni, Gaio — Odparł, jakby czytał mi w myślach i przyciągnął bliżej siebie.
Moje umiejętności taneczne były zerowe, więc próbowałam naśladować reszte par, ale marnie mi to wychodziło, w przeciwieństwie do bruneta, który był już wprawiony. Zwinnym ruchem objął mnie ramieniem, gdy mężczyzna z mikrofonem stanął na środku sali, powodując u mnie grymas na twarzy. Najbardziej ze wszystkiego, nienawidziłam dotyku drugiego człowieka, kojarzył mi się tylko i wyłącznie z bólem, który spotykał mnie na codzień. Moja warga zadrżała, gdy jego ręka zjechała tuż nad moje pośladki.
W ostatnim momencie chciałam bezmyślnie uciec, ale zatrzymał mnie jego głos.
— Nawet się nie waż. — Wysyczał i docisnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
Przymknęłam powieki, na zbierające się w moich oczach łzy. Dlaczego był takim potworem? Wiedział, że nie chcę tutaj przebywać, więc czemu mnie przetrzymywał? Nie potrafiłam znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi na to pytanie.
— Witam wszystkich zgromadzonych. — Zaczął staruszek z siwymi włosami.
— Miło mi was wszystkich tutaj gościć,
w tak wspaniałym dniu, jak ten.
Chciałbym oficjalnie ogłosić zaręczyny mojego wnuczka. — Rzekł.
Zaczęłam rozglądać się za zaręczoną parą, ale nigdzie nie mogłam jej dostrzec, a gdy
brunet poprowadził mnie w kiernku osoby, która stała na samym środku, był już całkiem zdezorientowana.
— Tutaj jest. — Uśmiechnął się miło, a wszyscy, którzy się tutaj znajdowali, zaczęli klaskać.
— Dziękuje wszystkim za przybycie.
Pozwólcie, że wypowiem się za moją narzeczoną. — Popatrzył na mnie.
— To wydarzyło się niedawno i jest jeszcze w szoku. Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy i jak widać, zaowocowało to wspaniałym związkiem. — Uniósł moją dłoń, na której znajdował się pierścionek, założony dziś, przez stylistkę.
Gdy zrozumiałam co się dzieje, miałam ochotę się rozpłakać. Pełno gości patrzących na mnie z uśmiechem, nie wiedzących, że to wszystko wydarzyło się bez mojej wiedzy. Nie chciałam żadnego ślubu, pragnęłam tylko i wyłącznie spokoju, którego chyba nigdy nie doznam. Zostałam wrobiona w coś, czego nie chciałam. Teraz byłam pewna, że nigdy nie uda mi się stąd ucieć.
— Jednocześnie chciałbym ogłosić nowego właściciela naszej firmy - Percy Villin. — Powiedział z szerokim uśmiechem na ustach, co sprawło, że wszyscy zaczęli wiwatować.
Chciałam stamtąd uciec, ale jedyne co mogłam zrobić, to stać i patrzeć, jak człowiek, który mnie porwał, a wczoraj skrzywdził, przejmuje całkowitą kontrole nad moim życiem. Poczułam jak ściska mocno moją dłonią, najprawdopodobniej bojąc się, że zrobię coś głupiego i posyła sztuczny uśmiech w moją stronę.
Wiedział, że jestem na przegranej pozycji.
— Rób to, co ci każę, a przeżyjesz. — Wyszepytał mi do ucha i z pewnością siebie zszedł z widowiska razem ze mną.
Byłam pewna, że to nie jest nawet początek, jaki mnie czekał. Po tym co zrobił dziś, mogłam stwierdzić, że ten człowiek nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Jedyne co mi pozostało, to mieć nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni i zostanę puszczona wolno. Ludziłam się, że do tego ślubu nie dojdzie. Minął grupy ludzi, którzy nam gratulowali i w ciszy, z determinacją na twarzy zaczął prowadzić mnie do tajemniczego miejsca.
W końcu otworzył drzwi od jakiegoś pomieszczenia i to, co tam zobaczyłam, zamurowało mnie. Na jednym ze stołów leżał, pocharatany mężczyzna, z którego wypływały wnętrzności, a drugi wisiał do góry nogami na grubym sznurze. Przełknęłam śline i zrobiłam krok do tyłu, nie mogąc wtrzymać. To się dzieje naprawdę. On jest mordercą. Na półkach leżały różne rodzaje noży i sznurów. Nie zabrakło także broni. Popchnął mnie mocno na ścianę i popatrzył z mordem w oczach na moje.
— Gramy teraz do jednej bramki, więc nie wywijaj żadnych numerów, jeśli nie chcesz skończyć, tak jak oni, jasne? — Złapał mnie za szyje i po chwili ją ścisnął, odbierając mi na chwile dopływ do tlenu.
Gdy skończył, próbowałam złapać trochę powietrza. Miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi. Moje stopy dały o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie, ponieważ nie mogłam zrobić już ani kroku.
Byłam zmęczona tym wszystkim i praktycznie cała w siniakach. Upadłam z bezsilności na ziemię i zaniosłam się płaczem, nie przejmując sie nawet tym, że on teraz stoi przy mnie i może wymierzyć mi kare, jaką tylko sobie zamarzy.
— Wstawaj. — Odezwał się chłodnym tonem, ale nie reagowałam na to, zbyt bardzo wszystko mnie bolało, żebym mogła to zrobić.
Nie byłam w stanie znieść coraz większego, rozprzestrzeniającego się wewnątrz mnie bólu, więc zdjęłam szpilki, które miałam na sobie i zaczęłam masować stopę, która była cała spuchnięta. Niestety nie przynosiło to żadnego efektu, więc skuliłam się pociągając nosem.
— Co ci się stało w stopę? — Kucnął przede mną, nie odpowiadając.
Sam fakt, że byłam w miejscu tortur, przerażał mnie, a obecność bruneta, cały czas przypominała mi o mojej kiepskiej sytuacji. Tym razem pozwolił pozostawić swoje pytanie bez odpowiedzi i uniósł mnie w stylu panny młodej. Zamknął drzwi na klucz i wyszedł ze mną na rękach.
Czułam się coraz słabsza, bojąc się, że doznałam jakiś urazów wewnętrznych.
Zaniósł mnie do mojego pokoju i usadził na łóżko, jednak ja bezwiednie, opadłam po chwili na nie, całym swoim ciężarem.
Oddychałam szybko i ciężko, czując, że zaraz mogę odlecieć.
— Co ci jest? — Spytał zdezorientowany moim nagłym złym samopoczuciem.
— Zaraz przyjedzie nasz prywatny lekarz. — Powiadomił mnie, gdy wystukał coś w telefonie.
***
— Wygląda na to, że była bita wcześniej przez kogoś i to przez bardzo długi okres czasu. — Zwrócił się do mężczyzny i podał mi jakiś zastrzyk. — Przyjdźcie jutro do mnie do przychodni. Zrobimy wszystkie potrzebne badania i zostanie zbadana przez bardzo dobrego ginekologa, który u nas pracuje.
Mężczyzna popatrzył na mnie intensywnie,
ale postanowił nie komentować moich siniaków. Gdy lekarz wyszedł, usiadł obok mnie na łóżku.
— Musiałem to wczoraj zrobić.
— Powiedział i z tymi słowami wyszedł z pokoju.
Prawda była taka, że nic nie musiał, ale uwielbiał znęcać się nad innymi ludźmi psychicznie. Uwielbiał ich męczyć i torturować, a ja padłam jego kolejną ofiarą.
Obraz zwłok ludzi, które zastałam w tamtym pomieszczeniu, zostanie ze mną już na zawsze. Nigdy nie zapomnę o tym, jakim okrutnym jest człowiekiem. Najwidoczniej dla niego zabijanie, było tylko i wyłącznie przyjemnością, a nie coś, nad czym musiałby cały czas rozmyślać.
Czułam, że pomimo wszystko, ja też tak skończę.
Po kilku minutach, poczułam jak ból mojej stopy zaczyna uśmierzać, więc wstałam i usiadłam, zastanawiając się, czy istnieje tutaj jakakolwiek możliwość ucieczki. Kraty na oknach i zamknięte drzwi na klucz, z pewnością mi to uniemożliwiały. Wzięłam pod ręke, kule, który pozostawił mi lekarz i udałam się do łazienki, w celu sprawdzenia, czy tam mi się uda coś wykombinować. Przecież musi istnieć jakaś forma ucieczki. Zerknęłam na okno, ale tam również znajdowały się kraty. Jęknęłam z bezradności i zaczęłam odstawiać po kolei meble, jak to miałoby mi w jakiś sposób pomóc. Niestety tam też wszystko było szczelnie zamknięte. Wtedy wpadła mi do głowy jedna myśl. Czy wcześniej ktoś był też tutaj przetrzymywany, czy po prostu oni w ciągu trzydziestu godzin, zdążyli to wszystko przygotować. Tak dużo pytań, a zero odpowiedzi. Wyszłam z pomieszczenia i zaczęłam szukać czegoś w pokoju, łudząc się, że zaraz pokaże się tutaj jakieś tajemnicze przejście, a ja będę mogła wyjść z tego więzienia. Niestety przysłowie ,,głupi ma zawsze szczęście", u mnie się nie sprawdziło. Podeszłam do stalowych, grubych krat i obejrzałam je z zawiedzeniem. Były zbyt grube, żeby je w jakikolwiek sposób przeciąć. Nawet nie miałam czym. Stanęłam bliżej nich i zaczęłam analizować, co to jest właściwie za miejsce. Być może kiedyś będę miała okazje zadzwonić na policje. Każda informacja wtedy będzie na wagę złota.
Willa napewno leżałała na jakimś odludziu, a wokół niej, znajdował się tylko i wyłącznie piasek i drzewa. Było to niewiele, ale zawsze coś. Starałam się znaleźć jakiś znak drogowy, który powiedziałby mi w jakim mieście się znajduje, ale cała budowa budynku, była idealnie zaplanowana. Nic takiego nigdzie nie dostrzegłam. Wróciłam zrezygnowana na łóżko i patrzyłam w jeden punkt.
Właściwie nie miałam tutaj co robić, więc podeszłam do biurka, na którym leżały kartki, kredki i ołówki. Usiadłam naprzeciwko niego i po chwili zaczęłam rysować. Gdy chodziłam do liceum, uwielbiałam rysować. Zawsze robiłam to w bibliotece w szkole. Miałam wtedy stypendium, o którym nie wiedzieli moi rodzice. Kupowałam sobie za nie książki i inne przybory szkolne. Dałabym wszystko, żeby móc znowu się uczyć i kształcić, ale nie miałam na to żadnych szans.
Przynajmniej nie teraz. Przejechałam ołówkiem po kartce i od razu, z uśmiechem na ustach, przypomniałam sobie stare czasy. Ostatnio robiłam to, cztery lata temu.
Skupiłam się tylko na kartce papieru i na tym, co się na niej znajduje. Przez moment zapomniałam o tym, co dzieje się w moim życiu i z radością, patrzyłam na rysunek, który powoli, coraz bardziej zaczynał go przypominać. Gdy skończyłam szkic, zaczęłam go cieniować, w końcu kończąc swoje ,,dzieło". Obraz przedstawiał rudowłosą dziewczynę, znajdującą się na stoku narciarskim, razem ze swoją rodziną.
W dłoni trzymała kijek, a na nogach miała założone narty. Jej włosy swobodnie, opadały na jej kurtkę spod kasku, który miała na głowie. Rozmarzyłam się, ponieważ zawsze chciałam wyjechać w góry, ale nigdy mi się to nie udało.
Chciałam chociaż raz zjechać z ogromnej góry na nartach, czując się beztrosko i szczęśliwa. Pokręciłam głową, żeby wrócić do rzeczywistości i skarciłam się w myślach za to, że myślę o nierealnych wydarzeniach, które nigdy w moim życiu się nie wydarzą. Wstałam i po chwili, znalazłam się przy szafie, żeby obejrzeć ubrania, jakie się w niej znajdują.
Lekarz kazał mi się rozebrac, więc miałam teraz na sobie koszulke i czarne leginsy, które nałożył na mnie Percy.
W środku znajdowały się różności.
Począwszy od spódniczek do spodni, czy różnych bluz i topów. Wszystko było tak piękne, że nie mogłam się na to napatrzeć.
Czekała mnie tutaj najgorsza gra, w jaką grałam w swoim życiu.
Komentarze (1)
?????
— Ostrożnie. — Powiedziała kobieta, gdy wychodziłyśmy z pomieszczenia.
->
— Ostrożnie — powiedziała kobieta, gdy wychodziłyśmy z pomieszczenia.
Kropka i nowe zdanie niepotrzebne, kiedy po myślniku mamy sposób wypowiedzi, a nie tło dialogowe.
Powinnaś zatrudnić edytora w zamian za czystą przyjemność pracy z Tobą. ??
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania