My Story.
Przyznam się. Nie mam pojęcia co tutaj robię. Ale skoro już tutaj jestem wyznam co mnie drażni - zacząłem wpis na forum pomocniczym - Wszystkie te uczucia poupychane w mym sercu, zabiłem je, jedno po drugim. Mój uśmiech stał się fałszywy, tylko aby ukryć łzy nienawiści. Wszystkie blizny na ciele jak i na duszy bolą cholernie. Ale NIKOMU o tym nie powiem. Wiem, teraz zastanawiacie się dlaczego to w takim razie publikuje - już wam mówię. Tutaj nikt nie ma pojęcia kim jestem. Mogę nawet zmienić sobie imię! To wspaniałe... Dobra. Czas na moją spowiedź, o moim życiu...
- Matt, wstawaj nie zdążysz na autobus-te słowa wybudziły mnie z krainy snu.
- Zostaw mnie w spokoju, nigdzie nie idę! - powiedziałem chowając się pod kocem z jednorożcami.
- Matt... - czułem jak się na mnie krzywo patrzy
- Uhhh, już wstaję... - po tych słowach rodzicielka wyszła z moich czterech ścian.
Leniwie podniosłem się z łóżka. Poszedłem do szafy by wybrać cokolwiek do ubrania się.
Wylosowałem czarną bluzę z białym napisem Warau* oraz czarne spodnie. Muszę przyznać, ze nie posiadam kolorowych ubrań, czasem to jest kłopotliwe. Szybko ubrałem się, wziąłem torbę z książkami i zszedłem na dół do kuchni. Gdy znalazłem się już w pomieszczeniu zabrałem coś do jedzenia i udałem się do drzwi kierujących na zewnątrz. Po drodze do szkoły mijałem te same ulice, te same twarze. Nuda. Dziś będzie zły dzień dla mnie - pomyślałem. Moje myśli okazały się trafne. Aż za bardzo. Na wejściu czekała na mnie elita. Chciałem wejśc niezauważony. Chciałem.
" Czy potrafisz odczytać barwę serca tego dziecka?Ten, kto zabarwił jego serce na czarno... Hej, kto to był? No kto to był?! "
- Uważaj jak łazisz! - zaczyna się
- O co tobie chodzi? - powiedziałem bez żadnych emocji.
" Należycie, bez ograniczeń, tak właśnie żyłem. Lecz dlaczego ciężar w naszych piersiach mówi że chcemy zniknąć ? Że chcemy umrzeć?"
- Matt, skrobiesz sobie- tylko to usłyszałem wchodząc nieco pewniejszym krokiem do budynku. Kiedyś się z nimi przyjaźniłem. Kiedyś. Dziś twierdze, że to był jeden z moich n a j w i ę k s z y c h b ł ę d ó w. Przez to co kiedyś robiłem ona by prawie u m a r ł a . Wtedy byłem zapatrzony ślepo w moich znajomych. Myślałem, że to coś zajebistego. Myślałem, że tak pokazuje kto to rządzi. Dziś po tamtych zdarzeniach została zapłakana twarz jej matki.
Lekcje na szczęście minęły szybko. Lecz w ten dzień za szybko się ucieszyłem. Kilka godzin po skończonych zajęciach stało się coś strasznego.
Usłyszałem dźwięk mówiący o tym, że telefon dzwoni. Był to natarczywy dźwięk. Po kilku minutach postanowiłem odebrać
- Tak słucham?- powiedziałem niepewnie.
- Dzień dobry, Matt Lou?
-Umm, tak przy telefonie.
- Dzwonię ze szpitala - zaniemówiłem - chodzi o pańską matkę. Miała ciężki wypadek samochodowy. Jest bardzo w ciężkim stanie i..- nie dałem jej dokończyć
- Zaraz...co?! Jaki szpital?! Jaki wypadek... ale jak... - nie wytrzymałem zacząłem ryczeć
" Czy potrafisz rozwiązać tę linę wokół szyi tego dziecka? "
" Czy potrafisz rozwiązać tę linę wokół szyi tego dziecka? "
- Niech się pan uspokoi- zaczęła mnie upominać kobieta za telefonem- nerwy tu w niczym nie pomogą. Proszę się zjawic pod ten adres. Tak też zrobiłem. Udałem się do tego strasznego a zarazem pięknego miejsca, które cuchnęło śmiercią i pachniało narodzeniem. Gdy wszedłem do sali myślałem, że zwariuje. Moja rodzicielka leżała. Bezwładnie po prostu leżała, ale wyglądała jakby miała zaraz otworzyc oczy.
- Matt Lou? - usłyszałem męski głos, odwróciłem się i spojrzałem pytająco-Jestem Jack Smith - lekarz. Twoja mama miała dziś wypadek między godziną 13 a 14. Był on śmiertelny. - załamałem się.
- Ale powiedziano mi, że jest w ciężkim stanie a nie, że był śmiertelny
- Ale powiedziano mi, że jest w ciężkim stanie a nie, że był śmiertelny. - powiedziałem oburzony.
- Chłopcze, to prawie jedno i to samo... - przerwał na moment- Ile masz lat?
- 15- odpowiedziałem krótko.
- Jesteś niepełnoletni i..- w tym momencie mu przerwałem dodając " no shit, Sherlock " - proszę grzeczniej - upomniał mnie- jako, że nie masz ukończonych 18 lat jestem zmuszony powiadomic odpowiednie służby.
- Sugeruje pan, że mam iśc do domu dziecka?! - wybuchłem.
- Tak... Niestety są takie procedury. - po usłyszeniu tych słów wybiegłem z sali. Biegłem przez cały korytarz miałem w dupie, że ludzie gapią się na mnie jak na jakiegoś pojeba. Po chwili dobiegłem do drzwi wejściowych. Chciałem stąd uciec. To nie może byc prawdą. Ona żyje. Musi życ! Po dłuższym biegu znalazłem się na placu. Ogromnym placu. Była na niej samotna huśtawka. Heh.
" Czy potrafisz wyrecytować marzenia, które miałeś jako dzieciak? Ten, kto wyrzucił te marzenia w błoto... Hey, kto to był?! Wiesz kto, prawda?"
Hey, kto to był?! Wiesz kto, prawda?"
Po dłuższym siedzeniu na placu rozpadał się deszcz. Niebo płakało. Płakało razem ze mną. Miałem dosyc najlepiej bym znikł z tego świata. Byłem tak pogrążony we smutku, że nie zauważyłem, że policjant do mnie podszedł
-Młodzieńcze? - spojrzałem na niego wzrokiem pełnym nienawiści i smutku
-Hm?
-Nie uważasz, że powinneś wrócic do domu... - nie dałem mu dokończyc .
-Po co mam tam wracac?! Przecież nikt tam na mnie już nie czeka! A dlaczego ty stary dziadzie łazisz po całej dzielnicy?! Nie musisz wrócic do tego pieprzonego domu?! - wybuchłem. Jestem cholernie słaby. Jestem jak małe dziecko.
-
-
- Dzieciaku, gadaj tak jak z dorosłym przystało!- po chwili dodał- Kiedy w końcu dorośniesz?
-Przede wszystkim - czym do cholery jest dorastanie? Kogo powinienem zapytać?! - nie chciałem dac za wygraną. - No kogo?!
- Nie pyskuj, idziesz ze mną! - nim zdążyłem odpowiedziec zostałem skuty kajdankami. Zastanawiam się co jest ze mną nie tak. Dlaczego nie mogę miec normalnego życia?! Jestem ofiarą losu. Dosyc, że ojca nigdy nie miałem, to teraz matka odeszła. Jestem całkiem sam. A teraz będę miec problemy z prawem. Jestem debilem -skarciłem się.
" Za arogancją z siły, której już nie posiadamy... Zawsze bezradnie ukrywamy się."
Nim spostrzegłem się znalazłem się na komendzie pobliskiej policji.
-Ehhh, i na co ci to było? -zaczęła kobieta siedząca na przeciw mnie. Nic nie odpowiedziałem.- Rozumiem, nie chcesz o tym rozmawiac. Lecz chyba wiesz, że ktoś z twoich opiekunów prawnych będzie musiał zapłacic grzywnę ...
-Nie mam nikogo- powiedziałem cicho, a kobieta spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Przepraszam, ja... nie powinnam.- przerwóciłem oczami.
Tylko tyle pamiętam z tego dnia. Dziś po raz kolejny budzę się w pustym, cichym domu, lecz wiedziałem, że dzisiaj to się zmieni. Minął tydzień od tamtego wydarzenia. A dziś jest w termin w którym muszę się spakowac i na zawsze zostawic miejsce w którym się wychowałem. Miałem zamieszkac w domu dziecka. Cholernie się bałem. Bałem się tam zamieszkac. Bałem się ludzi.
Ludzie stali mi się potworami. Byłem głupi. Byłem cholernie głupi. Dlaczego tego ranka nie powiedziałem mamie tego cholernego "do później". Byłem bezsilny ryczałem. Ryczałem jak wół, przez długie godziny. Myślałem, że ogarnę się do przyjścia ludzi z domu dziecka lecz się przeliczyłem. Nadal ryczałem. Jak ostania ciota.
Gdy dotarliśmy na miejsce mój stan był nadal taki sam
Gdy dotarliśmy na miejsce mój stan był nadal taki sam. Łzy ciągle ciekły mi po policzkach, a moje oczy były całe czerwone. Jebana ciota- skarciłem się. W wejściu powitała mnie właścicielka placówki- pani Johns.
- Dzień dobry - zaczęła ze mną dialog.
- Dobry - odpowiedziałem niewyraźnie.
- A więc Matt - zaczęła- od dziś będziesz tu mieszkał.
Zapamiętałem ten dzień na zawsze. Dziś mija rok od śmierci matki i rok od kiedy wpadłem w depresję. Jestem najstarszy w domu, wszystkie dzieci mają maksymalnie po 9 lat.
- Braciszku - zaczęła mała Nell - a dlaczego chodzisz zawsze smutny?
- Nelly, po prostu coś złego mi się stało.
-I dlatego cały czas płaczesz?- zapytała czterolatka.
-Można tak powiedziec -uśmiechnąłem się przykro. Nim się spostrzegłem coś tuliło moje nogi. Spojrzałem w dół. - Nell, co ty wyrabiasz?
- Dusze całe zło! - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Że co? Coś znowu wymyśliła?
- No bo ciągle patrzysz na swoje nogi gdy płaczesz... -zaczęła -... więc tam musi byc całe zło- dodała ciszej.
-Oj maluszku. - nie mogłem powstrzymac łez. Jestem ciotą.
- Matt znowu płaczesz.. - powiedziała smutno.- to moja wina?
- Nie, nie, nie -nie jestem pewny ile powtórzyłem to słowo, chiałem tylko zapewnic, ze to nie jej wina - to wina ludzi. Złych ludzi. Którzy są wszędzie.
-Ludzi? - zapytała zdziwiona dziewczynka
- Mhm.
- Hmm... poczekaj chwilę! - powiedziała a po chwili przyniosła garnek z kuchni. Spojrzałem na nią pytająco- Patrz co mam! - zaczęła swą wypowiedź - to broń przed złymi ludźmi.- włożyła swoje znalezisko na moją głowę- teraz będziesz bezpieczny!- powiedziała dumnie
-Bezpieczny?
- Tak! - odpowiedziała z pełną dumną czterolatki.
- Ah, tak?
- Tak?
- Na pewno? - nie oceniajcie mnie, lubię drażnic dzieci
- Na pewno - powiedziała pokazując język.
- Na pewno - powiedziała pokazując język
Dziś jestem dorosłą osobą, która nadal choruję na depresję . Mam własny dom. Pracuje. Mam nawet młodszą siostrę. Przyjąłem pod swoje skrzydła małą Nell. Co prawda ludzie myślą, że to moja córka- spojrzałem na młodszą siostrę - ale nam to nie przeszkadza. Zawsze się z tego śmiejemy. Gdy poznaliście moją historię pewnie myślicie "po co ten pacan tu wstawił ten post?" Sam nie mam pojęcia. Może dlatego, że ktoś jest w podobnej sytuacji? Nie mam pojęcia.
Chcę chyba pokazac, że mimo wszystko można życ dalej. Nie wiem. Wiem za to jedno, że nadal nie rozumiem tego świata. Jestem pacanem, idiotą i ciotą. Dlatego tego nie ogarniam
" W tym gównianym, pięknym świecie. Można tylko bawić się. Nie powinnem tego mówić nieznajomym, Ale kocham was wszystkich."
//Podpisano Matt Lou
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania