My Story. Part two. Last part.
Dziś będzie pierwszy dzień w mojej nowej i zarazem pierwszej pracy. Dnia dzisiejszego rozpoczynam prace w Cute Pie - przedszkolu w niewielkim miasteczku Azeyaha, na północ od głównego miasta - Bezela.
-Dzień dobry - powiedziałem niepewnie wchodząc do placówki.
- A dzień dobry, dzień dobry- usłyszałem głos zza ściany, który przerodził się po chwili w postać niewysokiej kobiety, która była troszkę starsza niż ja - a pan kim jest? - zapytała poprawiając okulary.
- Ja? - rozejrzałem się po korytarzu, co było głupim pomysłem - a no tak, to o mnie chodzi - zaśmiałem się nerwowo - nazywam się Matt Lou i od dziś zaczynam tu pracę, jako nauczyciel. - powiedziałem zakłopotany, czując na sobie wzrok kobiety.
- Ah, pan Lou - uśmiechnęła się kobieta - pan Charison - dyrektor, wspomniał, że dziś przybędzie do nas nowy współpracownik. Jestem Melissa - funkcjonuje tu jako sekretarka i pomoc nauczyciela - powiedziała łagodnie. - Pozwól, że cię po naszej placówce - przytaknąłem. - A więc tak tu jest stołówka - powiedziała wchodząc to pomieszczenia w którym gościły stoły, które zapewne oddzielały część gastronomiczną od części jadalnej- tu je każdy, ale w różnych godzinach - zaczęła - pierw na śniadanko przychodzą Marionetki, Karuzele, Misie, Bocianki, Ogrodnicy, Muffinki, Pisarze, Kangurki oraz Malinki - powiedziała na jednym wdechu - te grupy wchodzą jako pierwsze do jadalni numer jeden - pokazała dane pomieszczenie - i przychodzą na 8.30, a natomiast do drugiej jadalni wchodzą pozostałe grupy czyli: Pieski, Strażacy, Czarodzieje, Rybki, Sowy, Motyle, Żarówki, Biedronki, Tanczerze, oni wchodzą o 9.30. - pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem- A pomoc i nauczyciele mają przerwę równo o 12.45 ponieważ wtedy maluchy mają czas tak zwanej drzemki, która trwa równo godzinkę - powiedziała szybko. - Teraz pozwól, że przejdziemy do twojej grupy.
-Dobrze, niech pani prowadzi - powiedziałem spokojnie. Kobieta prowadziła mnie przez korytarz, który chyba ciągnął się w pizdu daleko i jeszcze dalej. Wkurzające. Po 15 minutach szlajania się wreszczie ujarzałem drzwi, które były ozdobione róznymi rysunkami babeczek, muffinek.
- Wejdźmy. - odezwała się kobieta, odtwierając drzwi, a spora ilośc par oczu spojrzała się na nas.- Witam dzieci - zaczęła - jako, że wasza pani musiała zrezygnowac ze pracy, ze wzgledu na pogarszający się jej stan zdrowia. Mam nadzieje, ze polubicie sie z waszym nowym opiekunem. - powiedziala usmiechajac się - no dobrze, Jou zostawiam resztę tobie- powiedziała wychodząc.
Co robic? Oni się na mnie gapią. Pomocy. Dzieci są straszne~!
- A więc... - zacząłem- jestem Matt Lou i od dziś jestem waszym opiekunem, mam nadzieję, że się dogadamy. - posłałem zmieszany uśmiech.
Gapią się.
- Więc tak dzieci - postanowiłem przerwac hałos, który zapanował - usiądziemy teraz w kółku. - na te słowa dzieci jak zaczarowane popędziły na dywan. - Teraz każdy się przedstawi. - dzieci pokiwały główkami. - Najpierw ja zacznę. Jak już mówiłem moje imię to Matt, a nazwisko Lou. - powiedziałem spokojnie.- A teraz przedstawi się... - rozejrzałem się po pomieszczeniu. - O, może ty. - wskazałem na dziewczynkę w blond włosach i w sukience w kwiatki. - Proszę, przedstaw się.
- Mam na imię Annabele - powiedziała dumnie- a ten chłopiec obok mnie - pokazała na dziecko po jej prawej stronie.- to mój braciszek! I wie pan co? - spojrzałem na nią z zaciekawieniem w oczach. - urodziliśmy się w ten sam dzień, ale i tak jestem strasza o sekundę!
- No i co z tego, Bel? - powiedział chłopiec.
- Cicho siedź Jimmy! - odpowiedziała dziewczynka.
- A więc ty masz na imię tak Jimmy? - zapytałem.
- To tylko zdrobnienie! Moje imię to Jimmoshen.- powiedział smutno. - inne dzieci się śmieją z mojego imienia, bo jest dziwne.
-Ahh, nie ma dziwnych imion - powiedziałem starając się uspokoic Jimmoshen'a. - Twoje imię jest wyjątkowe.
I tak minął cały dzień.
-Zmeczyłem się - powiedziałem wskakując na łóżko, dosłownie - Ałłłłłł, kto dał sufit tak nisko.. I teraz tak do emerytury, nah. Męczące.
" Poczuj , jak twój rdzeń zostaje niszczony, dopóki nie pęknie jak jajko Moje życie jest grą Wymuszony uśmiech Radosny śpiew
Dopóki moja astma się nie skończy "
Tak na prawdę nie mam pojęcia co tutaj robię, jakim cudem ciągle żyje, kim jestem, co tu robię. Obecnie mam skończone 36 lat, a już mam dosyc swojego życia. Raz, dwa, trzy, cztery, pięc, szesc, siedem... i osiem. Tyle razy już umarłem. Nie posiadam wspomnień. Jestem jak jakaś humanitarna maszyna. Mój żywot to istne fatum.A co jeżeli nigdy nie istniałem? Nie, to nie mozliwe, kazdy istnieje. Każdy istnieje przecież przez wieki, nikt nigdy nie umiera... Ale to nie moje słowa, szamanka, która miała lekcje z dzieciakami tak powiedziała. Wkurzające.
Tak minął miesiąc. Przez cały ten czas myślałem czy dobrze robię, ale po monotomnym i cholernie długim czasie zaczynało mnie zastanawiac mnie jedna, tyci tyci, malutka rzecz... A mianowicie dlaczego jedna matka, gdy odbierała dziecko nazwała mnie synem. Najdziwniejsze było to w tym, że nagle poczułem, że coś w środku mnie zostało odkopane z mroku. Co prawda pewnie przypadkowo to powiedziała, ale przez przypomniałem sobie, że jeżeli na prawdę istnieje w tym świecie to mam gdzieś rodzinę: ojca, matkę, dziadków i może jakieś rodzeństwo. O czym ja mówię, od kiedy pamiętam zawsze byłem sam. Nie wiem czy serio mam jakąkolwiek rodzinę...
" Słowa co łamią coś na pół Widzę te rany na skórze. Z noża kapała krew ,,Dlaczego po prostu nie mogę zakończyć mojego życia?'' Pytanie, które powtarzam
wciąż "
...ale na co ja liczę dla takich jak ja nie ma szczęścia. Nie istnieje ono. Jedyną rzeczą, którą pamiętam z poprzedniego życia to Nelly. Wróc nazwałem człowieka rzeczą. Matt postępuj cwoku tak dalej... Wiem też, że znam ją z sierocinca. Adoptowałem chyba ją... Lecę w dół. Spadam coraz głębiej. Czy to mój koniec? Nie. Nie ma ani początku ani końca. Jest tylko nicośc. Nic wiecej. Dlaczego ten świat jest dziwny. Każdy z dnia na dzien spada, spada i jeszcze raz spada! To chore, to nie humanitarne. Przeżyłem za dużo życ. Każdy normalny człowiek ma tylko jedno życie. A nie... osiem. A co jeżeli ludzie nie istnieją - pomyślałem, patrząc na swoje nogi. Może to byc dziwne, czy tez nienormalne, ale... Dlaczego ludzie sie nienawidza? Po co ludzie istnieją? Dlaczego nasza rasa nazwana jest ludzmi? A co jezeli zwierzeta sa ludzmi, a my zwierzetami? Co jezeli to wszystko jest udawane? - pomyslalem podczas drogi na balkon.
" Powtarzam sobie Że w każdej sekundzie czuję się jak w piekle"
- A co gdyby spac na sam dół? - Powiedziałem sam do siebie.
Prawdą jest, że "ludzie" dzielą się na dwie grupy. Jedni myślą, że śmierc istnieje po to zeby zabijac zycie, a inni mysla, ze smierc jest po to aby uczcic życie. - Pomyślałem wchodząc na murek.
A co jezeli zycie i smierc nie maja sensu? A co jeżeli----
- A dzisiaj w wiadomościach naszej lokalnej telewizji, mamy dla was smutną informacje - uslyszała kobieta, troszkę młodsza od Matt'a - wczoraj w godzinach późno wieczornych popełnił samobójstwo Matt Lou - kobieta poczuła jak coś w jej wnętrzu ogarnia mrok. - Był chory na depresję. Posiadał również adaptowaną, młodszą siostę - Nell Lou, Jezeli ktos wie gdzie przebywa proszę aby sie z nami skontaktował na podany numer na ekranie.
- N, nie wiedziałem, że jesteś taka sławna - odezwał się mężczyzna. - Możliwe, ze to o tobie mowa? - zaśmiał się.
- To o mnie mowa... - powiedziała cicho i zaczęła łkac
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania