Myślistwo
Swoją przygodę z myślistwem rozpocząłem dość przypadkowo i zanim zagłębiłem się w temacie głębiej, a właściwie z powiązaniami towarzyskimi myśliwych, minęło sporo czasu. Początkowo prawdopodobnie jak każdy w społeczeństwie miałem wyrobioną opinie o tym „sporcie” dzięki programom telewizyjnym. Zawsze tam pokazywano troskę myśliwych o dzikie zwierzęta zamieszkujące nasze lasy, najczęściej przejawiała się ona dokarmianiem ich w okresach zimowych i na tym cała moja współczesna wiedza się kończyła. Literatura z poprzednich wieków przenosiła mnie w ostępy leśne, gdzie myśliwi siedząc w siodłach na koniach, wyposażeni w łuki i oszczepy uganiali się po wykrotach za dorodnymi jeleniami. W późniejszych okresach myśliwi stali się bardziej leniwi i polowania urządzali z nagonką. Sami siedzieli w wygodnych fotelach i czekali, kiedy chłopstwo rozciągnięte w tyralierę, przygoni jakieś zwierzątko pod lufy ich dubeltówek. Widocznie myśliwym współczesnym to nie wystarczało i skorzystali z osiągnięć techniki, teraz są wyposażeni w karabinki z lunetą. Szkoda tylko, że zwierzęta nie zostały wyposażone w kamizelki kuloodporne wtedy, choć troszkę zlikwidowałoby się nierówne szanse.
Podobnie jak większość kierowców swoim samochodem jeżdżę prawie zawsze tymi samymi ulicami, przez to wyrabia się nawyk nie obserwowania znaków drogowych. Najczęściej o zmianach w ich ustawieniu dowiadujemy się przy nakładaniu mandatu i nic nie dają nasze tłumaczenia w rodzaju.
- Panie władzo zawsze tak jeżdżę i nie zauważyłem, kiedy postawili ten znak, chyba ustawili go wczoraj.
- Panie kierowco ten znak postawiony został już osiem miesięcy temu – odpowiada najczęściej funkcjonariusz drogówki.
Pięknego niedzielnego poranka swoim autem przemierzałem dla wygody odcinek obwodnicy, droga była prawie pusta, a radyjko grało. Nawet nie spostrzegłem, kiedy karoserię mojego samochodu rozorał wystrzelony w oddali śrut, uszkodzenia zauważyłem dopiero podczas mycia samochodu. W kilku miejscach z lewej strony pojazdu lakier był głęboko zarysowany i dwie szyby boczne od strony kierowcy i pasażera posiadały uszkodzenia. Zrobiłem zaprawki z lakieru na karoserii i po takiej naprawie dalej jeździłem do czasu sprzedaży samochodu.
Wymieniłem samochód na znacznie nowszy i dlatego bardziej o niego dbałem. Podobnie jak kilka lat wcześniej podczas słonecznej pogody jechałem tą samą obwodnicą, nagle na pustej drodze usłyszałem uderzenie niewielkich przedmiotów w karoserię i przednią szybę, natychmiast na niej pojawiły się dwa pęknięcia. Odruchowo zatrzymałem się na poboczu, jednocześnie włączając światła awaryjne. Po opuszczeniu pojazdu zobaczyłem liczne uszkodzenia lakieru na masce pojazdu spowodowane przez śrut. Dłuższą chwilę stałem na drodze i rozglądałem się za osobą strzelającą do mnie. Niestety nikt się nie ujawnił, lub był tak daleko, że nie byłem wstanie go dostrzec.
Chciałem zgłosić sprawę uszkodzenia pojazdu na policję i potrzebowałem wyceny uszkodzeń. Pomimo dnia wolnego podjechałem do najbliższego zakładu blacharsko- lakierniczego, mieszczącego się w mijanej wiosce. Właściciela przeprosiłem za wizytę o tak nietypowej porze i poprosiłem o wycenę. Zanim poszedł do kościoła na niedzielną mszę, spojrzał na uszkodzenia i powiedział.
- Na sto procent myśliwy wystrzelił z dubeltówki nabojem z śrutem w kierunku pana samochodu. Szyba przednia do wymiany i maska samochodu do lakierowania, dochodzą jeszcze drobne naprawy pozostałych elementów. Wstępnie to kosztować będzie pana jakieś dwa tysiące.
Na moje słowa o zgłoszeniu sprawy na policję i próbę ukarania winnego tylko się uśmiechnął.
- Pięć lat temu poszedłem z psem na własne pole, obsiane pszenicą pod las ocenić szkody zrobione wczesną wiosną przez zwierzęta leśne, o tam - ręką wskazał kierunek.
- Owczarek kaukaski był tak posłuszny, że od nogi mi nie odszedł dalej niż dwa metry, dlatego smyczy nie musiałem używać. Dodatkowo to moje pole, a od lasu jest minimum dwieście metrów. Nagle od strony lasu padł strzał, pies padł przy moich nogach i konał, a ja popatrzyłem w kierunku lasu. Dokładnie widziałem, kto strzelał, rozpoznałem myśliwego, był to dyrektor banku, dwa dni wcześniej byłem u niego z prośbą o przesuniecie raty pożyczki. Zgodził się na moją prośbę i przez to go zapamiętałem, jako fajnego gościa. Jednak nie zareagował na moje krzyki i po odwróceniu się plecami wszedł do lasu. Przy sobie nie miałem telefonu, wiec wróciłem do domu i zadzwoniłem na policję. Długo nie czekałem jak przyjechali, poszliśmy na pole, a tam nie było psa. Został zaciągnięty do lasu, ślady na ziemi wyraźnie na to wskazywały. Razem po śladach udaliśmy się na skraj lasu, mój pies tam leżał. Funkcjonariusze sporządzili protokół z miejsca zdarzenia i zgłosili sprawę do prokuratury. Jedynym odzewem na zabicie psa było cofnięcie zgody przez bank na odłożenie raty i wypowiedzenie kredytu. Komornik przyszedł po dwóch miesiącach, zlicytował mi pole. Teraz na nim nowy właściciel dokarmia leśne zwierzęta i walczy z kołem łowieckim o odszkodowanie. Przecież wszystkim wiadomo, że to rolnicy hodują na własnych polach zwierzynę leśną, a odszkodowania za szkody, jak już są to zawsze symboliczne. Normalnością się stało utrzymywanie przez rolników zwierzątek służących myśliwym do rozrywki i sportu. Panie, daj pan sobie spokój ze skargami na myśliwych to jedna wielka sitwa z nimi nikt nie wygrał takie mają powiązania towarzyskie – powiedział to i poszedł na mszę do pobliskiego kościoła.
Jakoś ciężko było mi uwierzyć w jego słowa, dlatego stale o tym rozmyślałem i samochodem wyjechałem z wioski powoli. Niedaleko tablicy końca terenu zabudowanego, dostrzegłem na polu myśliwego. Karabin z lunetą miał zamontowany na statywie i skierowany w stronę pasącej się na polu sarny, oddalonej jakieś pięćset, siedemset metrów. Myśliwy długo przymierzał się do strzału i jak go oddał, to po chwili zobaczyłem jak zwierzę pada. Zatrzymałem się niedaleko i obserwowałem całe polowanie. Kiedy myśliwy się odwrócił rozpoznałem go, jako prokuratora, brata naczelnika Urzędu Skarbowego.
Jak gdyby nigdy nic odjechałem, wolę zapłacić za naprawę dwa tysiące niż mieć w przyszłości nie przyjemności, przecież on ma kumpla od krwawego sportu w osobie byłego prezydenta. Choć już były to jednak układy towarzysko biznesowe zawsze są pewniejsze i mocniejsze niż głosowania wyborcze, a o prawie już nie wspomnę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania