Na festiwalu hipokryzji
Na festiwalu hipokryzji jedno wielkie show,
Gdzie każdy się wygłupia, jakby kicz był modą.
Tu politycy przybywają, pełni fałszu i zdrady,
Obiecują złote góry, choć nie mają nawet nadziei.
Tam celebryci wznoszą toasty, udając wielką sławę,
Tymczasem za kulisy znikną, jakby ich nie było wcale.
Tworzą wizerunek ideału, a tak naprawdę po lewo,
Każdy z nich tylko o sławie i kasie marzy równo.
Wokaliści, cichutko w studio, miksują dźwięki,
Potem występują na żywo, jakby byli perfekcyjni.
A wszyscy wiemy, że playback jest ich sekretem,
Chociaż wciąż wierzymy w te śpiewane legendy.
I co z tymi demonstrującymi folklorystami,
Którzy na scenie tańczą, a potem na marszu nienawidzą wroga?
Jedna wielka hipokryzja, każdy gra swoją rolę,
A potem wraca do codzienności bez żadnej skrupuły.
To festiwal hipokryzji, gdzie wszyscy się składają,
Każdy ma swoje maski, w których się przewija gładko.
Czyżby świat doszedł do takiego punktu,
Gdzie uczciwość i prawda zostały zapomniane w mgnieniu błyskawicy?
Więc zapytajmy siebie, czy też nie jesteśmy uczestnikami,
Czy czasem sami nie gramy w tę hipokryzję scenariuszami?
Bo może w tym zatraciliśmy swoje prawdziwe ja,
A festiwal hipokryzji stał się naszą własną normą.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania