Na gorzko
- Nie odchodź, proszę cię! Nie umiem bez ciebie żyć.
Leżałam podłączona do tych wszystkich kabelków, kroplówek i wydawało się, że w tym miejscu, na tym łóżku, skończy się sen. Zresztą tyle razy przerabialiśmy ten temat, że już nim rzygałam. Ile razy można spadać, za każdym razem wolniej i dłużej? Ile można o tym mówić?
Diagnoza przyszła, kiedy staraliśmy się o dziecko. Nie wiedzieć czemu, nie mogłam zajść w ciążę. Doszło do tego, że gdy widziałam kobietę z brzuszkiem, od razu ryczałam jak głupia. No, nie dało się tego opanować. Dlatego badania.
Od tego się zaczęło.
Później było tylko gorzej. Marzenia o dziecku zamieniły się w walkę o życie. Transfuzje, szukanie dawcy, zagraniczne lekarstwa. Na początku walczyłam, liczyłam też po cichu na cud, wszak zdarzały się, więc może i mi jest pisany?
Po dwóch tygodniach wyszłam ze szpitala, znowu wyszłam, może ostatni raz? Ale nieważne, dopóki jestem. Dziwne jest życie z wyrokiem, każdy dzień, to prezent i tak do tego podchodziłam. Zaczęłam doceniać to wszystko, co nie tak dawno nie miało żadnego znaczenia. Nawet drobnostki inaczej wyglądały.
Zadzwoniła do mnie następnego dnia i uroczyście oznajmiła, że spała z moim mężem, a raczej nie spała, bo na to byli zbyt zajęci. Zamurowało mnie. Widziałam, że chodzi jakiś struty, ale kładłam to na karb mojej choroby, a tu takie kwiatki. Widocznie jeszcze za mało na mnie spadło.
Powiedziałam jej, że jeśli tak im dobrze ze sobą, to niech go sobie bierze.
Przyjechał po godzinie. Widocznie chciała wziąć i wpadł w panikę. W ten sposób dowiedziałam się, że mężczyźni mają swoje potrzeby, ale nie ma to nic wspólnego z miłością, bo przecież on mnie kocha.
Tyle lat byliśmy razem, a ja tak naprawdę w ogóle nie znałam mojego męża. Wariował, kiedy ktoś się do mnie uśmiechnął albo gdy spojrzałam na kogoś, a jeśli zatańczyłam, to jakbym, co najmniej - zdradziła. W jednej chwili zrozumiałam, że sam zdradzał, dlatego się bał. O, święta naiwności, jak to możliwe, że widziałam w tym miłość?
Nie chciał się spakować i wyjść, więc ja wyszłam. Z jedną walizką, żeby tylko dojść do ulicy. Zamknęłam się w wyludnionym o tej porze roku ośrodku wczasowym i robiłam remanent. Za dużo było strat, żeby żyć. Tak naprawdę nie miałam dla kogo, dla siebie już mi się nie chciało.
Od miesiąca nie biorę lekarstw. Spadam coraz częściej i czekam na ten ostatni lot.
Powinien być piękny, chociaż z moim szczęściem może okazać się całkiem zwyczajny. W dół.
Komentarze (6)
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania