Na grzyby

„Emocje jak przy zbieraniu grzybów” – mawia się dla określenia jakiegoś nudnego wydarzenia. Nic podobnego. Tak mogą mówić tylko ci, którzy zajęcie to znają jedynie ze słyszenia. Wszystko oczywiście zależy od człowieka, ale dla większości grzybiarzy są to spore emocje.

Zaczynają się one już rankiem, bo w lesie trzeba być możliwie wcześnie, żeby nie zostać wyprzedzonym przez konkurentów. Nastawia więc grzybiarz budzik na godzinę czwartą i na głodniaka wychodzi z domu. O świtaniu jest już w lesie i tam przeistacza się z normalnego Kowalskiego w tropiciela śladów i łowcę, który koniecznie musi coś zdobyć i zanieść rodzinie.

Na początku biegnie więc do pewnych, znanych tylko jemu miejsc, gdzie zawsze można coś znaleźć. Czasem okazuje się, że grzybów tam nie ma i wtedy musi pójść gdzie indziej, narażając się na spotkanie ludzi nieznających lasu tak dobrze jak on, czyli z grzybiarską hołotą. Takie spotkanie oko w oko z innym zbieraczem jest dla niego tak samo niemiłe, jak natknięcie się na żmiję - a już nie daj Boże, żeby napotkany miał pełny koszyk.

Brak grzybów w pewnym miejscu jest jeszcze jakoś do przeżycia, ale może się zdarzyć, że owo miejsce jest znane jeszcze komuś innemu i ten ktoś dotarł tam wcześniej. Wtedy nasz bohater prawie dostaje zawału i rusza do wyścigu. Patrząc kątem oka, gdzie jest tamten drugi, biega jak szalony, żeby jeszcze zebrać choć trochę grzybów. Czasem może się zdarzyć, że konkurenci zbliżą się na tyle, że wypada się przywitać. Z ich ust pada wtedy zdawkowe: „Dzień dobry”, ale ich serca wręcz krzyczą: „A żeby cię szlag trafił!”. Taka sytuacja siłą rzeczy przynosi marne efekty i wtedy nasz zdenerwowany zbieracz musi albo wracać prawie z niczym do domu, albo iść do miejsc niepewnych, i tam narażać się na sytuacje opisane w poprzednim akapicie.

Są złe dni, gdy grzybów po prostu nie ma i wszyscy wracają z pustymi rękami. Wtedy nasz bohater - ciesząc się, że innym też się nie powiodło - zaczyna jednocześnie żałować, że nie poszedł do innego lasu, gdzie na pewno coś by znalazł.

W dobre dni rasowy grzybiarz też może mieć powód do stresu. Napełnił już bowiem wszystkie kosze czy torby i w zasadzie mógłby wracać do domu. Mógłby, ale nie wraca, bo przecież grzybów w lesie nie zostawi. Jeśli ma w pobliżu auto, to przesypuje wszystko do bagażnika i wraca z powrotem. Jeśli tak nie jest, wtedy zdejmuje jakąś część garderoby i zbiera do oporu. W końcu dumny z siebie wraca do domu, a tam często okazuje się, że z jego zbiorami nie ma co zrobić.

Samo grzybobranie też dostarcza wielu przeżyć - nie tak mocnych jak wyżej opisane, ale jednak. Przeżycia te są zależne od rodzaju grzybów.

Są takie, które lezą człowiekowi w oczy i aż się proszą, żeby je brać. Dobrym przykładem tutaj są kurki, rosnące grupami i z daleka wabiące żółtym kolorem. Podobnie „zachowują się” kanie, które wysoko wystawiają nad trawę szerokie kapelusze i zdają się wołać: „Hej! Jestem tutaj!” Nasz bohater oczywiście chętnie takie grzyby zbiera, ale odczuwa przy tym pewien niedosyt. Brakuje mu bowiem atmosfery poszukiwania i wieńczącego je: „Ha! Mam cię!”

Ciekawszą zdobyczą są grzyby ukrywające się w trawie, pod liśćmi lub gałęziami. Niełatwo je znaleźć, chyba że jeden z nich nieostrożnie wystawi głowę, zdradzając w ten sposób siebie i współbraci. Grzybiarz wtedy - wyrwawszy już tego nieostrożnego - zaczyna dokładne przeczesywać trawę, przerzucać patyki i nurkować pod obwisłe gałęzie. Przeważnie znajduje w ten sposób kolejne okazy i dopiero wtedy jego ambicje zostają zaspokojone.

Podobnie miłe jego sercu są grzyby, które kolorami kapeluszy dopasowują się do podłoża i w ten sposób udają, że ich nie ma. Zachowują się jak małe zajączki lub kuropatwy, które w obliczu zagrożenia przypadają do ziemi i uciekają dopiero w ostatniej chwili. Grzyby na szczęście nie uciekają, ale są tak wtopione w podłoże, że nieuważny zbieracz nieraz je nadeptuje. Uważny natomiast, znalazłszy jednego, rozgląda się uważnie, żeby czasem nie przegapić innego w sąsiedztwie. Gdy go już zauważy, wtedy - ścinając pierwszego - cały czas baczy, żeby ten drugi nie zniknął mu z oczu.

Denerwujące są grzyby udające inne, czyli trujące sobowtóry jadalnych. Grzybiarz czasem się nabiera i schyla po nie, ale „gdy błąd swój obaczy, zagniewany grzyb złamie albo nogą kopnie; tak szpecąc trawę czyni bardzo nieroztropnie”.

Najbardziej jednak wkurzające są grzyby niedostępne. Idzie nasz bohater wzdłuż potoku i nagle na przeciwnym jego brzegu widzi np. piękne borowiki. Stoją tam, uśmiechają się prowokująco - a potok głęboki i wartki. Co zrobić? Zdejmować buty buty, czy odpuścić? Różnie bywa, ale gdy grzybiarz zrezygnuje, to taka scena może mu się przyśnić następnej nocy. Podobnie wkurzające są grzyby rosnące na wysokich skarpach. Zbieracz wspina się po nie, ziemia usuwa mu się spod stóp, nie ma się czego uchwycić, ale w końcu dociera do celu. Dociera i czasem okazuje się że grzyby są robaczywe. Co wtedy usłyszy las - lepiej nie cytować.

Wychodząc z lasu, grzybiarz zaczyna na powrót przeistaczać się w normalnego zjadacza chleba, ale w tym często przeszkadzają mu spacerowicze lub wyprowadzacze psów, którzy przeważnie pytają go: „Są grzyby?” Ludzie ci chcą być mili, ale nie wiedzą, że większość grzybiarzy takich pytań nie lubi. „Przecież widzi palant, że mam pełny kosz, to po co pyta” – myśli zagadnięty i rzuca jakąś zdawkową odpowiedź. Gorzej gdy grzybów nie ma. Wtedy odpowiedź jest jeszcze krótsza, a komentarz myślowy bardziej dosadny.

Grzyby opisywał Mickiewicz, śpiewali o nich Starsi Panowie i Helena Majdaniec. Nie może więc grzybobranie być nudne, bo przecież nieciekawe zajęcia nie bywają opiewane w literaturze i piosenkach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Zbieranie grzybów to niezła gimnastyka, no i daje satysfakcję. Zapomniałeś o zdjęciach?
    Pozdrawiam
  • Marian dwa lata temu
    Józefie, dziękuję że wpadłeś.
    Faktycznie zapomniałem o zdjęciach i wysyłaniu ich od razu do znajomych.
    Pozdrawiam.
  • rozwiazanie dwa lata temu
    Grzybiarskie vademekum? Pasjami lubię grzybobranie, świetny z humorem napisany tekst. Pozdrawiam ?
  • Marian dwa lata temu
    Rozwiązanie, dziękuję za wizytę i dobre słowo.
    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Marianie↔Tekst niczym opowieść przygodowo→tropiąca→sensacyjno→planująca→o poszukiwaczach skarbów:)
    No i tak ludzka, w ludzkich zaistnieniach, na sytuacje. I charaktery grzybów, przy okazji poznałem:)
    Pozdrawiam?:)
  • Marian dwa lata temu
    Dekaos, dziękuję że wpadłeś i za komentarz.
    To oczywiste, że grzybobranie, łowy na mamuta i poszukiwanie skarbów to równorzędne zajęcia.
    Pozdrawiam.
  • Narrator dwa lata temu
    Jest w zbieractwie coś fascynującego: planowanie, wyruszanie w dalekie miejsce, poszukiwanie, no i oczywiście radość ze zdobyczy. Potem emocje opadają. Podobnie jest z robieniem zdjęć: liczy się moment uchwycenia niepowtarzalnej sceny, bo później setki zdjęć zalega na dyskach, nikt ich nie ogląda. Jesteśmy przede wszystkim zbieraczami.

    W Polsce nie udało mi się znaleźć jednego jadalnego grzyba, tutaj gdy się wybrałem ze znajomymi do lasów sosnowych sadzonych specjalnie na wyrąb, trafiłem na ich zatrzęsienie, lecz tylko dwa rodzaje: saffron milk cap (rydz) i slippery Jack (maślak). Wypełniłem nimi cały bagażnik, nie licząc kilku upieczonych na ognisku, a po przyjeździe do domu nie chciało mi się ich suszyć, gotować, marynować i wyrzuciłem wszystkie na kompost. Jednak pozostało wspomnienie pięknych chwil spędzonych w lesie, jak w Twoim opowiadaniu: potrafiłeś ciekawie to ukazać, dlatego zbieranie grzybów ma sens; w tym roku wybiorę się znowu.

    Najlepsze podobno są muchomory — po ich zjedzeniu można pisać historie, że się w pale nie mieści. ?

    Daję ? i pozdrawiam. ?
  • Marian dwa lata temu
    Narratorze, dziękuję za odwiedziny.
    Cieszę się, że zachęciłem Cie do wypadu na grzyby.
    Zatem: W las, przyjacielu! W las!
    Ale muchomorów nie zbieraj.
    Pozdrawiam.
  • Tjeri dwa lata temu
    Toś grzybiarzy prześwietlił, Marianie! ?
    Zawsze mówiłam, że zbieranie grzybów ma takie powodzenie, bo to namiastka polowania :D. Prawdziwego polowanie nie dla mnie, a grzybobranie w sam raz. Bardzo fajny tekst!
  • Marian dwa lata temu
    Tjeri, dziękuję że wpadłeś oraz za miły komentarz.
    Pozdrawiam.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    To chyba fabularyzowana publicystyka? Na grzybach byłem tylko kilaka razy, jeszcze w dzieciństwie. Mam do tego mieszane uczucia, z jednej strony widzę to jako ciekawą (i wymagającą pewne dyscypliny) formę kantaku z naturą, z drugiej chyba dla mojego pokolenia jest to nieco spierniczałe. Tak czy owak grzyby są smakowite, a twoje pióro jeszcze bardziej smakowite. Idąc po lesie tylko zbytnio się nie zapuść, bo jeszcze dojdziesz do Kości Wielkich. Pozdrawiam 5 Ps. To zbieg okoliczności, ale następny odcinek będzie o grzybobraniu.
  • Marian dwa lata temu
    Marku, dziękuję za pdwiedziny i miły komentarz.
    Czekam na Twoją opowieść o grzybach z Kości Wielkich.
    Pozdrawiam.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Marian zapowiedziane opowiadanie https://www.opowi.pl/muchomor-mniam-mniam-a80808/
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Opisanych tu zbieraczy można by nazwać ponurymi kosiarzami:)))
    Fajna opowieść, jak zawsze u Ciebie.
  • Marian dwa lata temu
    Trzy Cztery, dziękuję za wizytę i komentarz.
    Pozdrawiam.
  • Robins dwa lata temu
    Kiedyś zbierałem grzyby:) Ciekawa opowieść. Pozdrawiam
  • Marian dwa lata temu
    Dzięki Robin, że wpadłeś.
    A czemu już nie zbierasz grzybów?
  • Robins dwa lata temu
    Nie zbieram bo mnie to nudzi, jak idę do lasu to tylko na spacer.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania