Na jawie i we śnie

Zazwyczaj nie pamiętam, co mi się śni, ale dziś… dziś przyśniło mi się coś, co spokojnie mogłoby się nadać na scenariusz do filmu dozwolonego od lat osiemnastu. Był to tak wyrazisty i przerażający sen, że zapamiętałem go w każdym szczególe. Przypuszczam, że będzie snem z serii tych, które zapadają w pamięć na zawsze.

 

Dzień słoneczny, wiosenny wietrzyk, czuć w powietrzu kwitnący bez, idealny dzień na spacer. Więc wyszedłem na spacer, co będę na chałupie zamulał. Idę, patrzę, widzę coś jakby maraton – gromadę biegnących w jednym kierunku ludzi. Tętent – jakby stado mustangów przez prerię biegło – dobiegał do mnie od tej pędzącej kawalerii. Pod stopami czułem, jak trzęsie się ziemia, przez chwilę nawet myślałem, że trzęsienie ziemi nastąpiło o sile sześciu stopni w skali Richtera.

– Dokąd oni tak zasuwają – pytanie mi błysło pod czachą – nie wiem, ale się dowiem.

Wystrzeliłem z kopyta celem dogonienia zagadkowej grupy biegnących dokądś ludzi.

Zrównałem się z facetem ubranym w dżinsowe spodnie, kowbojski kapelusz i czarną koszulkę z wielkim emblematem żółtej cebuli. Biegł w końcówce grupy.

– Dokąd zmierzacie? – pytam się, drąc gardło na cały regulator. W tym dudniącym tumulcie starałem się być jak najbardziej słyszalny dla mojego rozmówcy.

– Nie mam pojęcia – wydarł się tak, że aż mi się szkoda jego gardła zrobiło, nie oszczędzał chłop na głosowych strunach - ale bardzo chcę się dowiedzieć gdzie biegną, bo jak tak wszyscy biegną, to na pewno mają ku temu jakiś powód.

Pomyślałem, że mi też nie zaszkodzi pobiegać, spalić trochę kalorii i przy okazji dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

Po piętnastu minutach, kiedy pot się ze mnie lał jak woda podczas oberwania chmury, dostrzegłem znikających przede mną ludzi. Biegli, biegli i… znikali spadając w dół. Podbiegłem i stanąłem… na skraju – jak na moje oko – stu metrowej przepaści. Obok mnie przebiegali uczestnicy tego owczego pędu i skakali w dół nie patrząc na to czy mają spadochron, skrzydła albo czy chociaż na dole jest coś, co zapewni im miękkie lądowanie. Skakali i spadali jak bomby spuszczane przez Luftwaffe podczas niemieckiego ataku na Warszawę w trzydziestym dziewiątym.

Wytężyłem mój sokoli wzrok i dostrzegłem na dole coś w kolorze cytryny. Bananowo żółte barwy biły mnie po oczach.

– Co to jest? – zastanawiałem się myśląc przy okazji, że jakby takie pytanie zadali mi w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”, to na pewno bym odpadł.

 

Sny mają to do siebie, że dzieją się w nich rzeczy niepojęte i właśnie ja w moim śnie w niepojęty sposób znalazłem w kieszeni lornetkę. Przyłożyłem ją do oka i odkryłem tajemnicę żółto – cytrynowo – bananowego koloru. Żółtym punktem na dnie stumetrowej przepaści był sklep nazywający się „Media Expert”. A ci wszyscy ludzie biegli na wielką wyprzedaż, jaka się odbywała z okazji otwarcia nowej placówki. Nie przeszkadzało im to, że kiedy lądowali przed wejściem do żółtego przybytku, kiedy kończyli swój stumetrowy lot wspomagany siłą grawitacji zamieniali się w coś, co przypominało placki – wyglądali jak rozpłaszczony, gorący asfalt rozwalcowany ciężkim, żelaznym kołem walca, jak rozrobione ciasto na pizzę.

 

Obudziłem zlany potem. Nie wiem czy to był pot po tym bieganiu we śnie czy pot spowodowany sennym koszmarem, jaki mi się przyśnił. Wstałem z łóżka, podreptałem odsłonić żaluzję, żeby mieszkanie rozjaśnić światłem słonecznym. Oczom moim ukazał się widok samochodu ciągnącego billboard z napisem: „MEDIA EXPERT – WIELKIE OTWARCIE”. Dat otwarcia wskazywała dzień ten sam, który wskazywał mój telefon.

 

Uzbrojony w kamerę w telefonie pobiegłem pod żółty market. Kiedy otworzyli drzwi nakręciłem walkę o sprzęty sprzedawane za jedną dziesiątą ceny. Oglądając to, co uchwyciłem w kamerę myślę sobie, że… jakby tak warszawscy powstańcy walczyli z niemieckim okupantem, to położyli by na łopatki hitlerowskiego najeźdźcę. Niestety, nawet wtedy nie mieli takiej determinacji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Ciekawy i sprawnie opisany sen. Zmieniłbym tylko "Skakali i spadali jak bomby spuszczane przez Luftwaffe podczas niemieckiego ataku na Warszawę w trzydziestym dziewiątym". - Gdyż to styl przeudopoetycki. Pozdrawiam 5
  • Paweł Beer 07.11.2021
    Dzięki, a z tym luftwaffe to tak mi wyobraźnia podrzuciła, pomyśałem, że nie będę się jej opierał:)
  • Wertyt 07.11.2021
    5. Fakt - owczy pęd nie jest biegiem po zdrowie.
  • Paweł Beer 07.11.2021
    Nie jest i nie warto brać w tym udziału

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania