Na krawędzi

„Kiedy jestem na szczycie – chcę budować światy. Kiedy spadam – nie chcę istnieć.”

Nie spałem od trzech nocy. Nie potrzebowałem snu. Snu za który ludzie z bezsennością oddaliby wszystko. Mózg chodził mi jak zegarek nakręcony za mocno – tykał szybko, głośno, bez przerwy, jak po spożyciu kilku energetyków naraz. Miałem milion myśli, milion pomysłów, milion planów. Wstawałem o czwartej nad ranem, aby zapalić papierosa. Dym nikotynowy dawał mi w głowie w przestrzeń na uporządkowanie własnych myśli. Lecz tylko na chwilę mnie to uspokojało. Później ćwiczyłem. Chciałem zrzucić siedem kilo, nauczyć się hiszpańskiego i założyć kanał o zdrowiu psychicznym. W jeden dzień. Tobie wydaje się to niemożliwe? Dla mnie w tym stanie manii, wszystko wydaje się do wykonania w jeden dzień. Mama mówiła, że znowu jestem "w trybie turbo". Mama umówiła mnie na zdalną konsultację z psychiatrą bo bała się ze mną wyjść z domu. Miała obawy że narobię jej wstydu, moim euforycznym zachowaniem. Wiadomo w dzisiejszych czasach ludzie chodzą na ulicy jak zombie. Bez cienia radości. Tylko czasem napotykam nastolatki, śmiejące się między sobą.

Ja czułem, że po prostu żyję. Na ulicy podczas manii uśmiechałem się do ludzi. Świat wydawał się bardziej nasycony, kolory żyły, powietrze miało smak. Kochałem wszystko. Kochałem życie, kochałem swój mózg, kochałem każdą osobę, która przechodziła obok mnie, choćby przez sekundę. Wszystko miało sens. Po konsultacji zdalnej z lekarzem dostałem receptę na leki. W razie pogorszenia stanu psychicznego matka miała zawieźć mnie na oddział psychiatryczny.

Następne częściNa krawędzi 2

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania