Na palcach - 1/3
Opowiadanie sprzed trzech lat, po poprawkach, napisane na motywach z piosenki "Tiptoe" (Imagine Dragons). (Wrzuciłam w nie też dużo innych rzeczy... już od siebie). Spis wykorzystanych cytatów z piosenki znajduje się na końcu i tak, to moje własne tłumaczenia (bywałam o to pytana przy tego typu tekstach).
***
Stał w wielkim, ciemnym pomieszczeniu. Ciemnym, choć miało okno na całą ścianę. Ciemnym, choć za oknem był dzień. Był dzień, choć nie widział nieba. Ale widział to, co jest za oknem, widział spadające z góry krople deszczu, więc był dzień, prawda? Oprócz kropli deszczu dostrzegał tylko ściany. Otaczały niewielką przestrzeń za oknem ze wszystkich stron. Ciężkie, potężne ściany budynków, wyglądających, jakby z czasem zrosły się ze sobą, połączyły w jeden organizm i tak istniały, współzależne od siebie. Nieskładna mozaika burego i szarego tynku z poczerniałą cegłą i wystającymi gdzieniegdzie, bez żadnego widocznego zamysłu, czerwonymi dachami. I oknami. Masą okien. Małych, wąskich. I zupełnie czarnych. Wyglądały jak poprzyklejane starannie, w równych odstępach, prostokąty z czarnego kartonu, z maźniętymi byle jak białymi kreskami okiennic. Nie jak okna, za którymi ktoś mieszka i żyje. Rozmyślał, czy okno, przy którym stoi, też tak wygląda z zewnątrz. Może dlatego, że jest tak czarno w pokoju?
– Chłopcze, słyszysz mnie w ogóle?! Co on tak marnie wygląda?
– Przepraszam za niego; cierpi na bezsenność.
Bezsenność nocy letniej. A ,,cierpi” to niewłaściwe słowo. Przynajmniej nie o tej porze roku, gdy i tak są wakacje. Letnie noce – choć krótkie – są kojące. Odosobnione, lecz nie samotne. Dają złudzenie dodatkowego czasu, który można zmarnować. W którym zmartwienia są niepotrzebne. Odsuwające wszystko dalej, poza siebie. Nawet, jeśli obudzi się niewyspany, a jazgot maszyn i łoskot torów kolejowych nie pozwoli spokojnie śnić dłużej. Letnie noce należą tylko do niego.
Maszyny milkną tylko w nocy. Wtedy też nie wszystkie, ale zdecydowana większość. Protestujący mieszkańcy zdołali uzyskać ten przywilej – sen za cenę spowolnienia produkcji na ściśle określoną ilość godzin w ciągu doby. Osiem godzin nocnych plus jedna godzina w ciągu dnia na drzemkę – to ostatnie z myślą o dzieciach i seniorach.
(Po tej godzinnej drzemce czuł się tylko bardziej zmęczony.)
To była jedna z rzeczy, które już o nich wiedział.
Maszyny są wszędzie dookoła.
Jest ich coraz więcej.
Są coraz większe. I bardziej rozbudowane.
Są głośne.
Za głośne.
Pociąg przejeżdża codziennie rano i wyznacza moment, w którym znów uruchamiają je w pełni.
Przyzwyczaisz się, słyszał, kiedy jeszcze próbował się na nie skarżyć. To w łagodniejszej wersji. Przesadzasz, nie jest tak źle. Nie marudź. – To wersja zniecierpliwiona.
Maszyny są nam potrzebne. Kiedyś zrozumiesz, ile im zawdzięczamy.
Zawdzięczał im kłopoty.
– Blady jak śmierć, cienie pod oczami – kto to widział? A w nocy siedzi i gapi się na nie wiadomo co!
Więc nie mógł już spędzać letnich nocy tak, jak chciał. Musiał leżeć w łóżku i co jakiś czas zaglądali do niego, czy na pewno jest tam i śpi.
Nie spał. Nie cierpiał swoich snów, kiedy próbował.
Nie był w stanie zobaczyć nic więcej, choć stał praktycznie przyklejony do szyby i wykręcał głowę na wszystkie możliwe strony – jakby ziemia była za nisko, a niebo za daleko. Mury i martwe okna.
Nic więcej.
Ta myśl sprawiła, że przerażenie i poczucie beznadziei zalało jego organizm. A co jeśli NIE MA nic więcej? Żadnej ziemi. Żadnego NIEBA. Tylko te ściany ciągnące się w nieskończoność. Tylko martwe, czarne prostokąty udające okna. Wielkie, ciemne klatki schodowe, po których wędrujesz po omacku i gdzie snują się – ale czy naprawdę? – ciemne postaci, które…
Tamtego dnia, gdy obudził go łoskot pociągu, był mu naprawdę wdzięczny.
Nie da się zmusić do snu. Po tym koszmarze już nigdy nie da się zmusić do snu.
Nie zasnę, szepcze cicho, patrząc w przestrzeń szeroko otwartymi oczami. Nie zasnę.
– No to nie śpij?
Mruga, siadając gwałtownie. Widzi uśmiechniętą postać za oknem.
Mruga kolejny raz i gdy rozchyla powieki, drugi chłopiec jest już po drugiej stronie szyby, dyndając nogami z parapetu.
*
Góra. Dół. Blisko. Daleko.
W jednej chwili zobaczył wszystkie warstwy ziemi. Unosił się w chmurach. Gałęzie i liście smagały go po twarzy – a przynajmniej powinny, ale przemknął przez nie tak szybko, że sygnały płynące ze zmysłów nie zdążyły dotrzeć do mózgu. Albo pod wpływem szoku przestał odczuwać ból. Widział rzeczy, o których istnieniu nie miał pojęcia. Niektóre były piękne, innych wcale nie chciał zobaczyć.
Nagle zdał sobie sprawę, że jest gdzieś pod wodą. Widział jej lustro… od dołu. Burzone co chwila przez bąbelki powietrza, unoszące się do góry, jakby tańczące wokół niego. Ona się gotuje, uświadomił sobie. Nie wiedział, czy nagle zrobiło mu się gorąco przez ogarniającą go panikę, czy-
Ja… ja też…?!
*
Siedział, dysząc ciężko, z głową między kolanami. Był mokry od potu, w głowie mu szumiało. Jego serce dorobi się sińców od uderzeń o żebra. Powoli docierało do niego, że ktoś położył mu dłoń na łopatce, a drugą na kolanie.
– Ciii… spokojnie – szept przy jego uchu. – Nie podnoś głowy – przytrzymał go lekko na miejscu. Mocniej nie musiał; nie zostało w nim wiele siły do stawiania oporu. – Głowa nisko. Daj sobie trochę czasu.
– Przepraszam – powiedział jakiś czas później, kiedy siedzieli znowu naprzeciwko siebie, w pewnej odległości. – Powinienem był zacząć ostrożniej.
– Nie… przepraszaj… – wciąż gwałtownie chwytał powietrze, ale siedział już w miarę spokojnie. – To… było…
– Fantastyczne, co? – uśmiechnął się szeroko, jednym kącikiem ust bardziej niż drugim. Ponieważ siedział wyprostowany, a on wciąż trochę pochylony, jego ,,mentor” skojarzył mu się z gołębiem, obserwującym go złośliwie z góry. Zawsze uważał gołębie za złośliwe – zdawały się z niego szydzić z gzymsów i dachów budynków. Teraz pomyślał, że dlatego, że miały coś, o czym mógł tylko pomarzyć.
Aż do teraz.
Do chwili, kiedy jego nowy przyjaciel zaczął go wtajemniczać w sztukę, którą żartobliwie nazywał wspinaniem się na palce.
To była pierwsza lekcja.
– Na dzisiaj wystarczy. Śpij dobrze.
Uśmiechnął się, przekrzywiając głowę.
– Naprawdę myślisz, że po tym będę mógł zasnąć?
_________________________________
watch me from above, like a vicious dove
I won’t fall asleep
Take some time to simmer down keep your head down low
sink into the soil, watch the water boil
Komentarze (8)
Ale wczytując się po latach, zdecydowanie można to tak odczytywać.
Dzięki :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania