Na Plażach i na Przybrzeżnych Rafach Koralowych

Opowiadanie

 

"Na Plażach i na Przybrzeżnych Rafach Koralowych"

 

gatunek: sny/fantastyka/fantasy/surrealizm/zwierzęta/klimaty morskie i tropikalne

 

styl:

- zabawny chaos, podobny do ciągu kilku snów, spośród których jeden jest bardziej lub mniej podobny do drugiego

- pokaz możliwości wyobraźni

- tak dziwne i chaotyczne, że aż zabawne

 

Kosmos...

Planeta...

Kontynent...

Duży półwysep...

Wielkie miasto nad morzem lub oceanem...

Długa i szeroka plaża, usypana z drobnego, beżowego piasku...

Dno przybrzeżnych płycizn, między plażą a wzniesionymi przez ludzi wysepkami-falochronami, częściowo usypanymi z okrąglaków, a częściowo ułożonymi z kamieni wielkich jak stoły...

 

Tak. Właśnie w takim miejscu, jednocześnie pięknym i niepozornym, dzieje się ta niezwykła historia.

 

Wiosna, rok 2005 albo 2006. Między ranem a środkiem dnia. Było dosyć ciepło, raczej słonecznie. Wiał bardzo lekki wiatr.

 

Trzy żółwie morskie wyskoczyły spod powierzchni oceanu i pofrunęły w głąb wielkiego miasta, nowoczesnego ale jednocześnie pełnego zabytkowych budowli i starożytnych stanowisk archeologicznych. Gady wodne przeleciały nad dzielnicą hoteli, których ogrody, częściowo zacienione roślinnością liściastą i palmami, skrywały baseny kąpielowe, otoczone luksusowymi kolumnami w kształcie drzew albo palm. Najbardziej ekskluzywne ośrodki wypoczynkowe były wyposażone w więcej niż jedn basen, a także w dziedzińce, w których radośnie tryskały bardzo dekoracyjne oraz luksusowe fontanny o łagodnych jak i kanciastych krawędziach, otoczone eleganckimi meblami w stylu renesansowym.

 

Tymczasem, po plaży biegało kilkadziesiąt niewielkich krabów. Na głębokości około trzydziestu centymetrów, pośród przybrzeżnych wodorostów, przepływały ciekawskie ale i jednocześnie ostrożne krewetki, a także nieduże ławice drobnych, kolorowych, błyszczących ryb. Obok skalistej wysepki przepłynęło dziesięć brązowo-błękitnych kalmarów, a za nimi podążały cztery zielone mureny.

 

Pod ukwiałami skrywały się kraby udające kamienie i koralowce, bo po okolicy krążyły purpurowe ośmiornice oraz rekiny żarłacze, niektóre jasnofioletowe z beżowymi brzuchami, a niektóre całe w odcieniach błękitu. W morzach i oceanach niezwykłego świata, w którym działa się ta historia, zdarzały się także okazy pomarańczowo-żółte i brązowo-zielone. W międzyczasie, przy powierzchni wody pędziły niebieskie delfiny i morświny w odcieniach czerni oraz bieli. W tym czasie, po plaży oraz po przybrzeżnych wysepkach skalnych pełzały syreny, pochodzące z fantazyjnego miasta na dnie oceanu i śpiewające przepiękne, melodyjne pieśni. W ich pobliżu fruwały małże, rozgwiazdy, tuńczyki, a także aligatory.

 

Nad wielkim morzem, wzdłuż wybrzeży którego fruwały amonity i łodziki, żyła kolonia bardzo dziwnych stworzeń. Miały one macki kalmarów, muszle amonitów, szczypce homarów, głowy i szyje jaszczurek, ogony i żądła skorpionów oraz skrzydła albatrosów. Horda, licząca kilkadziesiąt osobników, miała swoje gniazdo na przedmieściach dużego miasta i jednocześnie bardzo blisko plaży. Nagle, jeden osobnik odszedł od reszty grupy i powoli odleciał w kierunku horyzontu. Samotnie przeleciał nad kwitnącymi wzgórzami, żyznymi sadami i ogrodami, wzgórzami skrywającymi wielkie malownicze jeziora, górskimi lasami i łąkami, najwyższymi szczytami gdzie przez cały rok panowała wietrzna oraz śnieżna zima, zachmurzonymi oraz zamglonymi wzgórzami gdzie znajdowało się dużo łąk i pastwisk, oraz nad żyznymi nizinami z licznymi polami, a wtedy stwór zastał niespodziewany koniec lądu oraz początek oceanu. Przefrunął nad pełnym morzem, a na koniec swojej wyprawy dotarł na archipelag tropikalnych wysp, gdzie rosło mnóstwo egzotycznej roślinności o wielkich liściach i kwiatach, oraz żyły zadziwiające zwierzęta, a także mieszkali miejscowi ludzie, którzy prawie codziennie tańczyli w kręgu, grali na różnych instrumentach, śpiewali wesołe piosenki, ucztowali i byli zrelaksowani. Czyli można powiedzieć, że żyli pełnia życia.

 

W międzyczasie, nad przedmieściami miasta portowo-plażowego, w którym działa się większa część tej historii, oraz gdzie rosło dużo sadów i ogrodów, powoli przefrunęły trzy borowiki, dwa muchomory i siedem krewetek. W dużym parku w centrum miejscowości wypoczynkowej, węże skakały między fontannami i ławkami jak sprężyny, a żaby i ropuchy ze śmiechu wpadły do stawu. Nieopodal przebiegły cztery karaluchy, wracające z jednego z hoteli, a dokładniej ze stołówki. Kraby na plaży dały koncert. Tłum rozgwiazd skakał z radości. Tuż pod powierzchnią wody, homary, ślimaki i meduzy spacerowały pośród koralowców, pąkli oraz wodorostów, zwiedzając ciekawe skaliste okolice, zamieszkane przez tajemnicze, zakamuflowane małże i chitony.

 

Przez piaskowo-skalisty, pagórkowaty lasostep biegły dwie langusty z szyjami i nogami flamingów, skrzydłami mew oraz z mieszczącymi się na ich grzbietach muszlami łodzików. Ich poczynania obserwował z ukrycia biało-niebieski pegaz z zielono-złotym ogonem pawia, galopujący po niebie i skaczący z chmury na chmurę.

 

W antycznym i monumentalnym amfiteatrze, dumnie stojącym w samym środku wielkiego, starożytnego miasta, kilkadziesiąt pławikoników o nogach szarańczaków, zagrało wspaniałą, majestatyczną melodię na kwiatach w kształcie długich kielichów. Gwiżdżąco-trąbiący dźwięk sprawił, że setki owoców i warzyw, oglądających przedstawienie, sturlało się z trybun i ruszyło w barwnym pochodzie, wiodącym przez kwitnące łąki oraz pastwiska, aż zaszło na pełny przepięknych plaż i klifów brzeg oceanu, gdzie niebo było szare, chmury różowe oraz fioletowe, a słońce pomarańczowe.

 

Pośród piaskowych wydm, niedaleko dużego leśnego parku, mieszczącego się między plażą a zabudowaną hotelami przybrzeżną dzielnicą, często odwiedzaną przez mewy, rybitwy, łabędzie, flamingi, pelikany i tukany, stał ośrodek wypoczynkowy, wzniesiony ze złocistego drewna, oraz posiadający dwie kondygnacje.

 

Na balkonie skierowanym w stronę morza, długim na dwanaście metrów i szerokim na pięć metrów, stały cztery wygodne wiklinowe fotele z podłokietnikami, a na nich siedziało po jednym kowboju w jasnobrązowym kapeluszu, kolorowej koszuli w kratkę, niebieskich dżinsach i brązowych butach. Zrelaksowani, patrzyli w kierunku spienionych fal, gonionych przez wiatr.

 

Nad czterema leżącymi na piasku starymi, wyschniętymi, jasnobeżowymi pniami drzew, i jednocześnie siedem metrów przed balkonem, nagle przefrunęły cztery różowo-fioletowo-niebiesko-pomarańczowe obłoki, wyposażone w kolorowe skrzydła, podobne jak u leśnych gołębi, albo papug z dalekich, egzotycznych, tropikalnych wysp.

 

— Łooohohohohooo! — wykrzyknęli na ich widok zaskoczeni kowboje.

 

Pośród koralowców i ukwiałów przepłynęły cztery złote rybki z weloniastymi płetwami, dwa żółwie morskie i aksolotl, a także murena o barwie zgniłej zieleni. Pod powierzchnią wody, ławice motylowców, bystrzyków, skalarów, dyskowców oraz oliwkowozielonych kijanek ze złotawymi brzuchami i błyszczącymi jak diamenty ogonami, korzystały ze słonecznej pogody. Nisko nad powierzchnią wody przefrunęły dwa samogłowy, ciemnoniebieska najeżka i ciemnozielona manta. Nad plażą i miastem latały dziesiątki, jeśli nie setki, motylopodobnych płaszczek o jasnobrązowych grzbietach w pomarańczowe cętki i beżowych brzuchach w ciemnożółte plamki. Od czasu do czasu lądowały na gałęziach drzew, albo na palmach. Jadły rosnące tam owoce.

 

W sadach, na potężnych drzewach, rosły granatowe nektarynki z żółtym, różowym albo pomarańczowym miąższem. Zmieniły się w brzoskwinie. Z radiomagnetofonów, stojących na obszernych balkonach lub rozległych tarasach, leciała chwytliwa i pobudzająca wyobraźnię muzyka disco z lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku. Po potężnych drzewach, o wielkich liściach oraz licznych lianach, skakały barwnie wystrojone, tajemnicze, roześmiane istoty człekokształtne, a także szympansy, lemury, węże, pumy, rzekotki, szarańczaki, jaszczurki i papugi.

 

Kraby z muszlami ślimaków, ogonami ryb, nogami kukawek kalifornijskich i skrzydłami pterozaurów, spacerowały po słonecznej plaży. Także kiełże wodno-lądowe biegały po niej, a także po pobliskich klifach, na których wypoczywały zielone foki, jasnoniebieskie flamingi, fioletowe ibisy, czerwone ropuchy, żółte warany, maskonury o barwie deszczowych chmur, pomarańczowe aligatory i brązowo-seledynowe plezjozaury. Niekiedy można było zobaczyć, jak nad przybrzeżnymi wysepkami piaskowo-skalistymi fruwały kolibry i nietoperze, a w hotelowych i parkowych ogrodach, z jednego potężnego kwiatu wielkości melona na kolejny przeskakiwały zielono-beżowe modliszki, żółto-czarne motyle, srebrne ćmy oraz brązowe i zielone karaluchy.

 

Daleko na horyzoncie, po granicy między morzem a unoszącym się nad nim powietrzem, powoli przepłynęło pięć gigantycznych wielorybów, nad którymi co jakiś czas przefrunął śledź ze skrzydłami ważki albo rybitwy. Ogromne, rybokształtne ssaki morskie zostały odwiedzone przez niezwykły rój, składający się z kilkuset krewetek tygrysich ze szczękami chrząszczy jelonków, nogami żab nogolotek i skrzydłami papużek falistych. Bezkręgowce urządziły na grzbietach majestatycznych potężnych stworzeń najpierw piknik, a potem przebojową zabawę taneczną z piękną, unikalną, alternatywną, rzadko spotykaną muzyką. Potem wieloryby zanurkowały w bezkresnych wodach oceanu i wkrótce znalazły się w pobliżu raf koralowych, a wtedy dziwne krewetki przeniosły się na chmury, z których ulepiły sobie wygodne, luksusowe hotele, w których oddały się błogiemu relaksowi i odpoczynkowi, a nad nimi przefrunęło około dziesięć archeopteryksów z muszlami ślimaków porcelanek na grzbietach, i z pelikanimi nogami.

 

Tropikalna wyspa, zachód ciemnożółtego słońca na ciemnopomarańczowym niebie.

 

Na tarasie, obok parterowego domu wakacyjnego, pomalowanego w kolorowe figury geometryczne i otoczonego niedużym sadem oraz dosyć rozległym ogrodem, stały dwa beżowe leżaki ogrodowe, czy też plażowe. Na każdym z nich siedziało po jednym krabie pustelniku. Skorupiaki piły napoje owocowe z eleganckich pucharów i podziwiały występy mew, pterozaurów oraz rozgwiazd, śpiewających, grających na różnych instrumentach, takich jak mandoliny, a także tańczących na niebie. W tle leciała relaksująca i odprężająca, dosyć dziwna i surrealna muzyka. Między dwoma wypoczywającymi zwierzakami morskimi wywiązał się dialog.

 

— Po otwartych przestrzeniach, gdzie są prawie same łąki i skały, biegnie grupka jakichś istot, przyodzianych w barwne szaty — zaczął nietypową rozmowę jeden.

— Ich włosy są utkane z promieni słonecznych — kontynuował drugi.

— Ciekawe, co widzi słońce, kiedy zajdzie za horyzont?

— Na pewno wspaniałe krajobrazy.

— Wyobrażam sobie, że są to na przykład mewy lądujące na klifie, górującym nad plażą.

— Być może, widzą też ludzi, tańczących oraz śpiewających na ulicach klimatycznych miast.

— Tymczasem na pustyni stoją cztery tajemnicze, monumentalne budowle.

— Nad nimi przelatuje pięć pomarańczowych smoków. A może to są meteoryty albo komety?

— W rzece ukrywają się trzy niebieskie syreny.

— Z zamku, mieszczącego się częściowo w ogromnej jaskini, a częściowo na świeżym powietrzu, wychodzą cztery świecące, złociste istoty o skrzydłach jakby łabędzich.

— Mury budynku są pomalowane w realistycznie wyglądające kwiaty, które nagle wyskakują z pięknego muralu i stają się prawdziwe. Lądują na trawniku, pośród kwitnącej oraz zielnej roślinności lasostepowej i tam już zostają na dłuższy czas.

— Ląd, na którym stoi zamek, jest dużą wyspą.

— Która na koniec oderwała się od powierzchni wody i podczas zachodu słońca pofrunęła w kierunku horyzontu.

— Obok niej leciało siedem flamingów, osiem tukanów i dwie papugi. Jedna wiozła na swoim grzbiecie małża, a druga ośmiornicę.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Bożena Joanna 09.09.2020
    Urocza opowiastka, ujęły mnie "śledzie ze skrzydłami ważek". Masz niebotyczną wyobraźnię. Te stwory trochę jak z obrazów Siódmaka czy Olbińskiego?

    Pozdrowienia!
  • Piotrek P. 1988 10.09.2020
    Oni namalowali dużo pięknych i ciekawych obrazów. Ich obrazy są podobne do niektórych z moich snów i wyobrażeń na temat tego, co mogło być przed narodzinami, jak i tego, co może być po śmierci. Niektóre z moich opowiadań rzeczywiście są mniej lub bardziej, ale najczęściej podobne do ich obrazów. To rzeczywiście się zgadza. Dziękuję i pozdrawiam :-)
  • Dekaos Dondi 10.09.2020
    Piotrek P.1988→Nadal trzymasz swój styl i poziom, w takich... Twoich tekstach.
    Tak sobie pomyślałem, że gdyby jakiś malarz chciał przenieść na płótno, wszystkie twoje stworzenia i pomysły,
    to do końca życia, nic innego już by nie namalował:))↔Pozdrawiam:)↔5
  • Piotrek P. 1988 12.09.2020
    Dziękuję za wesoły oraz inspirujący komentarz i ocenę, pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania