Na szyi noszę ciebie w łańcuchach
Droga do İzmiru dłużyła się bez końca, na dworze panował trzydziestostopniowy upał, błękitnego nieba nie mąciła najmniejsza chmurka. Jadący autokarem nie odczuwali gorąca, mimo to ponad pięć godzin jednostajnej podróży dawało się im we znaki. Od ostatniego postoju zdążyły im zdrętwieć nogi, a oczy wyszukiwały na próżno czegoś ożywiającego monotonię pustynnych wzgórz. Większość rozprostowywała ręce, zmieniała pozycję na pół siedzącą jednym bokiem, niektórzy zapadli w rozłożonych fotelach w lekką drzemkę. Nawet ci ze wzrokiem utkwionym w okno, zamykali oczy i znużeni wtulali głowy w miękkie oparcia. Z głośników u góry sączyły się cicho słowa melodyjnej piosenki:
Uçurum uçurum gözlerine baktığım sensin
Prangalarca boynuma takığım sensin ❋
Piosenkę zakończył przejmujący dźwięk harfy, ginący w jednostajnym szumie silnika. Autokar zwolnił, jechał chwilę ze zmniejszoną prędkością, ułatwiając obserwację terenu przy drodze, jakby kierowca szukał miejsca na postój, choć okolica wyglądała równie surowo i niegościnnie, co przez ostatnią godzinę jazdy. Wreszcie naciśniętemu pedałowi hamulca odpowiedział zgrzyt metalowych części, pojazd zastękał ociężale i kołysząc się na boki, stanął w miejscu. Niezapowiedzianą przerwę w podróży pasażerowie przyjęli ze zdziwieniem na twarzy.
— Co jest, pani kierowniczko, czemu stoimy?
Siedząca przy drzwiach kobieta podniosła się z miejsca, żeby zapytać o to samo kierowcę. Szofer patrzył w milczeniu na kres drogi ginącej za zakrętem, a kiedy przewodniczka ponowiła pytanie, zaczął mówić coś do niej powoli, z czego najbliżej siedzący nie potrafili zrozumieć jednego słowa. Za to z miny oraz sposobu w jaki opowiadał mogli się domyśleć, że chodzi tu o całkiem poważną i powikłaną historię. Gdy szofer przestał mówić, kierowniczka odwróciła się do pasażerów, wyciągnęła mikrofon, przytknęła go blisko ust.
— Wszystkich państwa proszę o uwagę…
Podróżni przestali wyglądać przez okna i wlepili w nią oczy.
— Mamy mały problem… — przerwała w tym miejscu, szukając właściwych słów — nasz kierowca poczuł się nagle zmęczony i potrzebuje kilka minut, żeby odpocząć.
— Coś podobnego — skomentował komunikat ten sam pan, który przed chwilą zapytał o przyczynę postoju.
— Czy on nigdy przedtem nie jeździł tą trasą? — wtrącił ktoś z tyłu.
— No właśnie i czemu nie dali mu zmiennika? — zapytał lekko poirytowanym głosem pierwszy z mówiących. — Na takiej długiej marszrucie zawsze powinno być dwóch kierowców.
Pasażerowie poruszyli się w miejscach, wymieniając zaskoczone spojrzenia, szeptali coś między sobą. Kierowniczka wycieczki czekała spokojnie aż rozmowy ucichną.
— Proponuję w takim razie wykorzystać ten czas na rozprostowanie kości. — Uśmiechnęła się mocno pomalowanymi ustami. — Proszę przy wychodzeniu uważać na barierkę i nie oddalać się zbytnio. Za piętnaście minut proszę być z powrotem w autobusie.
Ściągnęła z ramion beżową kamizelkę i włożyła ją do torby. Potem stanęła w drzwiach i liczyła wysiadających. Jeden z nich zatrzymał się przy niej i zapytał poufałym tonem:
— Pani Zosiu, czemu się nie zatrzymaliśmy w mijanym miasteczku? Byłoby co przekąsić i wypić dla ochłody.
— Niestety nie zależy to ode mnie — odpowiedziała nie patrząc mu w oczy. — Ten postój nie był w planie.
Większość pasażerów rozeszła się wzdłuż drogi, lecz zniechęcona krajobrazem kamienistych wzgórz, porośniętych jedynie kępami suchej trawy i karłowatych krzewów, prędko wróciła pod ocienioną ścianę autobusu. Nie widać było jak okiem sięgnąć jednego drzewa, cóż dopiero małego zagajnika, gdzie można by się ukryć przed słońcem i wysikać bez skrępowania. Dlatego prędzej niż planowano załoga autobusu była gotowa do odjazdu, za wyjątkiem kierowcy, który bez słowa opuścił kabinę i udał się nie wiadomo dokąd. Przewodniczka wyglądała za nim we wszystkich kierunkach, a kiedy przeczesywanie okolicy nie dało rezultatu, włożyła czarne okulary i z głową okrytą szerokim kapeluszem, oddaliła się szybkim krokiem w stronę najwyższego wzgórza. Minęło kilka dłuższych chwil zanim stamtąd wróciła, głęboko nad czymś zamyślona, lecz gdy tylko wspięła się po stopniach autokaru, na usta powrócił jej uśmiech. Duże doświadczenie w pilotowaniu zagranicznych wycieczek pomagało jej profesjonalnie załatwiać najtrudniejsze sprawy w najmniej oczekiwanym momencie. Wyjaśniła w kilku słowach, że kierowca się odnalazł, lecz wciąż jest niegotowy do prowadzenia pojazdu, a to ze względu na prośbę pod adresem pasażerów. Jednakże nie ma powodu do obaw, ponieważ jego życzenie jest zwykłą błahostką i już za chwilę będą kontynuować podróż.
— A czego znowu on chce? — Niecierpliwił się otyły mężczyzna w luźnej koszuli na krótki rękaw i szerokich szortach z dużymi kieszeniami po bokach w kolorze khaki. — Jeśli ma kaca po wczorajszym, niech walnie sobie zimne piwko i jazda!
Przewodniczka potakiwała na każde słowo głową, jednocześnie badawczym wzrokiem obserwowała pasażerów. Jej uwagę przyciągnął rosły, wysportowany chłopak o pociągłej twarzy i kruczych włosach. Obok wspierała głowę na jego ramieniu młoda, urodziwa dziewczyna. „Kim ona jest?” — przewodniczka usiłowała przypomnieć sobie rubrykę z formularza wypełnionego przez podróżnych. „Ach tak, Ola z Ustrzyk, 23 lata”. Podeszła do niej i wyjaśniła w kilku słowach, że potrzebuje się z nią rozmówić na osobności.
— Czy chodzi o wymianę waluty? — spytała Ola kiedy stanęły na zewnątrz, z dala od ciekawskich oczu.
Ale z miny Zosi szybko wywnioskowała, że powód rozmowy jest zupełnie inny, co przyjęła ze zdumieniem, a nawet niedowierzaniem. Zagryzła wargi i spuściła wzrok, a kiedy Zosia łagodnie dotknęła jej ręki, wyrwała się i wróciła na swoje miejsce. Jej chłopak zauważył od razu uderzającą zmianę, lecz pomimo próśb, niczego od niej nie wyciągnął. Zastanawiał się, co ją tak nagle odmieniło, aż naraz rzucił się do wyjścia. W drzwiach zderzył się z kierowniczką. Próbowała go zatrzymać, wtedy odepchnął ją na bok.
— Ja mu pokażę!
— Stój! — wykrzyknęła za nim, a gdy wołanie nie odniosło skutku, zawołała na grupkę mężczyzn palących papierosy przed wejściem: — Trzymać go! Nie dajcie mu uciec.
Grubas w traperskim stroju rzucił niedopałek na ziemię i brzuchem zablokował biegnącego, dwóch pozostałych złapało go za ręce. Wyrywał się, pyskował głośno, napluł nawet jednemu w twarz, to dali mu po gębie i mocno trzymając przygwoździli do boku autokaru. Przewodniczka wyciągnęła klucz, otworzyła schowek z bagażem i tam go wepchnęli. Kopał nogami w klapę, darł się na cały głos, ale prędko utracił siły w niewygodnej pozycji i tylko jęczał bezsilnie. Pozostali pasażerowie podnieśli się z miejsc i patrzyli na to w osłupieniu, zwłaszcza Ola.
— Proszę natychmiast wypuścić Mateusza! — naciskała przewodniczkę. — Jest pani odpowiedzialna za dobro pasażerów. To skandaliczne, co się tu dzieje — protestowała roztrzęsiona, jednak na widok opanowanej twarzy Zosi, odzyskała wkrótce równowagę. Przewodniczka spokojnym głosem poprosiła, aby wszyscy wrócili na miejsca, a kiedy znalazła się w centrum uwagi, starannie dobierając słowa, zaczęła mówić przez głośniki:
— Drodzy państwo, to co zamierzam powiedzieć jest szokujące, dlatego przede wszystkim proszę o zachowanie zimnej krwi… — przerwała, żeby zaczerpnąć wody z plastikowej butelki. Było wczesne popołudnie, słońce prażyło niemiłosiernie zamieniając wnętrze autobusu z nieczynną klimatyzacją w hutniczą halę.
— Staliśmy się ofiarami podstępu jednego człowieka, to jest naszego kierowcy. Sytuacja, w której się znaleźliśmy dotyczy nas wszystkich, bez wyjątku, dlatego podkreślam, musimy działać solidarnie, niczego nie robić na własną rękę…
— Ale co się właściwie stało? — wszedł jej ktoś w słowo.
Przewodniczka powiodła wzrokiem po siedzących i odrzekła z namysłem:
— Co się stało, a właściwie co się ma stać, miało już miejsce w przeszłości, wprawdzie sporadycznie i nie na mojej wycieczce. Jest to w najwyższym stopniu niemoralne, ohydne i zwyczajnie obrzydliwe…
Nikt jej nie przerywał, zapomniano nawet o morderczym zaduchu, wewnątrz autobusu zaległa głucha cisza.
— Nie owijaj, tylko gadaj jak ze mną — wyrwała się Ola, wzbudzając zainteresowanie bardziej wyjątkową urodą, aniżeli tym co powiedziała.
Ale przewodniczka nie dała się zbić z tropu i trzymała się starannie przemyślanych słów, jakby całą mowę miała zapisaną na kartce.
— Otóż chcę powiedzieć, że nie pierwszy raz… — tutaj jeszcze raz rzuciła okiem w stronę wzgórza — kierowca wycieczki domaga się specjalnej usługi wyświadczanej przez kobietę. Młodą, atrakcyjną kobietę — położyła nacisk na ostatnie słowa.
Wszyscy spojrzeli na Olę. Mężczyźni wpatrywali się z lubością w jej piękną twarz, kobiety obrzucały ją zawistnym spojrzeniem.
— To w takiej dużej Turcji nie ma ładnych kobiet? — zdziwiła się jedna pani o spiczastym nosie i fioletowych policzkach.
Przewodniczka taksowała ją wzrokiem: jak ma komuś tak ograniczonemu wyjaśnić szczególne okoliczności zdarzenia.
— Z Turczynką żaden na coś podobnego się nie odważy — tłumaczyła — a Polka, komu się poskarży? Za kilka dni wyjedzie daleko, to tak jakby nigdy jej tu nie było.
— Jebać Turka! — wykrzyknął traper.
— Zrobić im odsiecz wiedeńską! — zawtórował siedzący po drugiej stronie.
Jeden z mężczyzn, ten co się zwracał do przewodniczki po imieniu, na znak, że chce coś powiedzieć, podniósł rękę i rzekł ściszonym głosem:
— Najlepiej odjedźmy po cichu i zostawmy go tutaj samego. Resztę załatwią w biurze podróży.
— A kluczyki masz? — zgasiła go Zosia. — Czym uruchomimy to pudło?
— Za pozwoleniem pani kierowniczki — włączył się traper. — Ja nie widzę żadnego problemu. Spuścić wpierdol, to mu się odechce dziewczynek o błękitnych oczach.
— Wtedy pójdzie na policję, a cudzoziemcom nikt nie uwierzy — argumentowała przewodniczka. — Obawiam się, że nie mamy wyjścia.
Zapadło milczenie, a wtedy usłyszeli walenie w bagażnik, przerywane stłumionym wołaniem:
— Otwórzcie, nie mam czym oddychać!
Przewodniczka kazała wypuścić uwięzionego i po chwili Mateusz stanął przy Oli z opuchniętym okiem i twarzą zroszoną kropelkami potu.
— Ludzie, czy wy żeście postradali zmysły? — Wodził po współpasażerach półprzytomnym wzrokiem. — To jest moja narzeczona. — Podniósł prawą rękę Oli wysoko do góry, żeby wszyscy widzieli każdy palec. — O, tutaj jest pierścionek zaręczynowy, oświadczyłem się przed samym wyjazdem…
Urwał widząc, że jego słowa nie wywierają na nikim większego wrażenia. Każdy myślał o tym samym: Byli godzinę drogi od İzmiru, stamtąd następna godzina do ruin Ephesus, jeśli w ogóle zdążą je zwiedzić. Potem nocleg w hotelu, o ile nie stracą kolejnego dnia i rezerwacji, a to oznacza dodatkowe koszta i pokrzyżowanie dalszych planów wycieczki. Spełnienie żądań kierowcy w tej sytuacji wydawało się być najmniejszym złem. Robi to każdej nocy z narzeczonym, to czemu nie może się poświęcić jeden raz dla dobra ogółu? Pójdzie na tę górkę, położy się za krzaczkiem, zamknie oczy, a reszta to już zew natury. Kilka minut i będzie po wszystkim. Jednak nikt nie miał śmiałości powiedzieć tego na głos. W końcu przewodniczka zdobyła się na odwagę i wyręczyła podróżnych.
— Olu, skarbie, wybór należy do ciebie.
— A czemu ty z nim nie pójdziesz? — zaatakował przewodniczkę Mateusz. — Załatwiasz noclegi, posiłki, przejazdy, to czy nie powinnaś się zatroszczyć również o zachcianki kierowcy? Przecież płacą ci za to — dokończył dość uszczypliwym tonem.
Zosia słuchała go cierpliwie z niewzruszonym wyrazem na twarzy, a kiedy skończył odrzekła chłodno:
— Oczywiście, że bym to zrobiła i to bez całego zamieszania. Ale on nie jest głupi. Znam biegle jego język, mieszkam w Turcji od wielu lat, mam wpływowych przyjaciół. Dobrze wie, że mogłabym mu mocno zaszkodzić.
Mateusz przerzucał bezradnie wzrok z osoby na osobę, aż zatrzymał się na kobiecie, która wprawdzie nie miała zbyt młodej twarzy, za to mogła się poszczycić zgrabnymi nogami i obfitym biustem.
— A co złego z tą? Nie zna tureckiego i za kilka dni też stąd wyjedzie.
— Ależ wypraszam sobie — obruszyła się pani obrażonym tonem. — Ja jestem mężatką.
— A jakie to ma znaczenie?
— Fundamentalne. Zdrada małżeńska to nie jakieś tam igraszki panienki z pierścionkiem na palcu, choćby i zaręczynowym.
Kobieta odsapnęła i lekceważąco odwróciła głowę. Zanim Mateusz zdążył jej odpowiedzieć, przewodniczka przerwała im formalnym głosem:
— Ta dyskusja jest bezcelowa, ponieważ kierowca dokonał już wyboru. Jedyne w czym możemy pomóc to zrekompensować tę… — chciała rzec „niewygodę”, lecz prędko odrzuciła to słowo — wynagrodzić to nadludzkie poświęcenie. Dwieście lir od osoby. Większe darowizny będą oczywiście mile widziane.
— Co, mam płacić za czyjąś uciechę? — oburzyła się jakaś pani o rudych włosach w zielonej sukience.
— To lepiej tkwić na pustkowiu całą noc, tak? — przekonywała ją przewodniczka. — Do najbliższej wioski na piechotę trzy godziny, a i tam z pewnością nie ma możliwości na posiłek, ani nocleg. Każda wycieczka pociąga ryzyko nieprzewidzianych opłat. A ta suma nie jest wygórowana.
Rudowłosa kobieta nic nie odpowiedziała na takie argumenty. Sięgnęła do torebki i wyjęła ze środka pomarańczowe banknoty: cztery za siebie, tyle samo za męża. Rozprostowała banknoty z wahaniem, bo ciężko było jej się rozstać z każdą lirą. Inni poszli za jej przykładem. Zosia wręczyła Oli zebrane pieniądze.
— Proszę, cztery tysiące i sto lir. Ktoś dał więcej niż prosiłam. — Próbowała ją rozweselić. — Będziecie mogli zafundować sobie za to cudowny koniec wakacji.
Ola ściskała pieniądze w garści, ugniatała banknoty w palcach, jakby to był bezwartościowy papier, a kiedy uświadomiła sobie wreszcie, czego od niej oczekują, wstała i rzuciła cały zwitek Zosi w twarz.
— Chcecie mnie kupić? Nie jestem autokarową dziwką. Jeśli mu się oddam, to nie na wasze życzenie, ale dla własnej rozkoszy!
Po tych słowach włożyła na ramię torebkę i ruszyła z wielką zawziętością na wzgórze. Patrzącym za nią zrobiło się żal, jednak żaden nie wykonał najmniejszego ruchu. Nikt jej nie zawrócił, ani nie powiedział dla otuchy miłego słowa, kiedy szła coraz wolniejszym krokiem pod górę. Tylko Mateusz chciał za nią pobiec, ale traper natychmiast zagrodził mu drogę.
— Narzeczona, to nie znaczy, że nie ma własnej woli. — Usadził go na miejscu.
— Ale przecież to jest ewidentne przestępstwo! — Zaprotestował Mateusz, lecz na widok groźby w oczach trapera wycofał się do środka.
Pasażerowie posiadali na miejscach. Pani w zielonej sukience wyciągnęła z wałówki dwie bułki z kotletami mielonymi, pierwszą nadgryzła, drugą podała mężowi. W powietrzu rozszedł się drażniący nozdrza zapach cebuli i czosnku.
— Schowaj to. — Oddał bułkę mąż, nie odwracając głowy od okna. — Co za pomysł jeść w taki upał…
Pozostali tak samo nie mieli ochoty na jedzenie, ani na rozmowę i siedzieli apatyczni, gapiąc się bezmyślnie przez szyby, wewnątrz dusznego autobusu na skraju drogi do İzmiru…
Słońce opadało niżej, cały czas grzejąc mocno. Wrócił kierowca, nie wracała Ola. Kierowca usiadł za kierownicą i jakby nigdy nic włączył silnik. Skrzynia autokaru zawibrowała, powiało znad głów chłodnym powietrzem. Wszyscy chcieli stąd odjechać jak najprędzej.
— Idź przyprowadź Olę — zwróciła się Zosia do Mateusza. — Tylko bądź dla niej miły.
Dziewczyna o modrych oczach i włosach koloru lnu siedziała wciąż na szczycie wzgórza, a właściwie nieco poniżej, na zachodnim stoku, gdzie dało się odczuć lekki powiew wiatru i było czym oddychać. Oparta o migdałowe drzewo, zasadzone trójnogiem rosochatych konarów pod olbrzymim głazem, patrzyła w dal, setki mil przed siebie, gdzie na brzegu morza wznosiły się niegdyś pałace dumnego miasta. Czuła się oderwana od tego miejsca, nie zdawała sobie sprawy gdzie jest, ani co się z nią dzieje. Posąg pięknej bogini wykuty w marmurowej skale, pomyślałby kto, gdyby nie wybuchy niekontrolowanego płaczu co jakiś czas. Na widok Mateusza zareagowała nerwowym śmiechem: nic ją nie obchodziło. Stanął obok, patrzył na nią długo i tak jakoś dziwnie, jakby nie była tą samą osobą co przedtem.
— Ola, wszyscy czekają, czas wracać.
— Zostawcie mnie tutaj — jęknęła zrezygnowana. — Nie chcę nigdzie jechać.
Mateusz kucnął przy niej i pogładził ją po włosach.
— Nie mogę cię zostawić. Nie zrobiłaś nic złego. — Próbował ją pocieszyć. — To nie twoja wina. Stałaś się ofiarą zmowy i przemocy.
— A ta przemoc może teraz odjechać bezkarnie autobusem? — Popatrzyła mu w oczy z wyrzutem.
— To był wypadek. — Uspokajał ją Mateusz.
— Wypadkowi nie można zapobiec — mówiła przez łzy — a to był koszmarny gwałt za przyzwoleniem wszystkich uczestników wycieczki, twoim również.
Oskarżała go, a on nie potrafił znaleźć niczego na swoją obronę. Wiele by dał, żeby wybór padł na inną kobietę.
— Zapomnisz o tym. Niedługo będziemy w hotelu. Weźmiesz kąpiel, umyjesz się…
— Tego nie da się zmyć — przerwała mu, bo nie mogła go już dłużej słuchać.
Mateusz rozmyślał chwilę nad tą trudną sytuacją, aż twarz mu się rozpogodziła, jakby znalazł doskonałe wyjście dla nich obojga.
— Traktuj to jako wakacyjną przygodę. Straciłaś dla kogoś głowę, poflirtowałaś troszeczkę, ale ja już ci przebaczyłem — zapewnił ją wesoło.
A ona nie mogła pojąć, czemu to powiedział.
— Szkoda tylko, że nie wzięłaś tych pieniędzy… — dodał po chwili zupełnie innym tonem.
— Nie wzięłam, nie chcę również tego — to mówiąc ściągnęła z palca pierścionek.
Późnym popołudniem zajechali na miejsce, lecz zanim się to stało, po drodze kobiety odwracały głowy w stronę Oli, rzucały jej pogardliwe spojrzenia, szeptały między sobą:
— Szmata.
— Bezwstydna latawica.
— Niechby jej tam zrobił bachora, to będzie miała nauczkę na całe życie.
❋ Na niedostępnym urwisku, tam twoje oczy, jesteś jedyną,
na którą patrzę. Jesteś tą, którą na szyi noszę w łańcuchach.
Komentarze (46)
Przeczytałem kategorię. "O życiu"
Dlatego aż się boję rozpocząć lekturą, spodziewając się jakiejś dydaktycznej dykteryjki z morałem. Ale trudno, raz kozie śmierć, skuszę się, zaczynam lekturę.
Pozdrawiam.
Ja myślę, że komentarze są ważniejsze niż publikacje. Tym bardziej dziękuję za przeczytanie.
Nie mogę rozgryźć zakończenia. Odnosi się do zniewolenia, tak?
Tyle napisałem o romantycznej miłości, aż mi przyszła chęć na coś krwistego. Zakończenie jest właśnie takie jak odbierasz. Dziękuję za przeczytanie i komentarze.
Nie wierzę, ze ktoś stanąłby w obronie kobiety, gdybyśmy mieli ich tutaj, może kibole, bo w nich jeszcze gorąca krew i honor. Reszta by uciekła, szybko
A kobiety jeszcze by znalazły winę w ofierze...
My jednoczymy się dopiero wtedy, gdy nóż na gardle. Polska rzeczywistość.
W kibolach honor? HAHAHA! To żeś pojechała :-D
Jest kilka rzeczy do poprawienia - szyk, interpunkcja.
Przyjmuję historyjkę.
Lepiej o tym gadać niż pisać, ale od trzech miesięcy muszę żyć w izolacji i mogę rozmawiać jedynie z kotem, bo żona zna te historie już na pamięć.
Dziękuję za rzut oka i zwrócenie uwagi na błędy.
Za to bardzo w punkt wydaje mi się być reakcja pasażerów "po wszystkim". Pogarda dla dziewczyny, potępienie – tak, to wygląda bardzo autentycznie. I mam wrażenie, że dla napisania tej końcówki powstało to opowiadanie.
Masz rację, historia mało wiarygodna, pisana na siłę, ale nie chciałem, żeby to było sprawozdanie z wokandy sądowej. Dziękuję za konstruktywny komentarz.
Może nie znam świata, nie wiem, a może żyję w innym świecie. Polska to jednak fajny kraj:)
Pozdrawiam
Historia jest niewiarygodna ponieważ wydarzyła się naprawdę kilkanaście lat temu w Grecji. Pisano o tym wypadku w gazetach. Nie znałem tylko detali i złagodziłem nieco końcówkę, bo tę dziewczynę chcieli zostawić samą na drodze. Syndrom Jagny.
Dziękuję za ciekawy komentarz i również pozdrawiam :)
Na poboczach leżą potrącone psy- mało kto reaguje.
Za ścianą krzyk bitego dziecka - mało kto reaguje.
W necie pod doniesieniami o tragedii komentarze pełne treści co ja bym takiemu nie zrobił.
Nic byś nie zrobił.
I będąc w tym autobusie zachowałbyś się, jak nim podróżujący.
I zanim zaprotestujesz, że na pewno nie - odpowiedz sobie na pytanie ile razy pomogłeś.
Dla kawałka chleba i dachu nad głową człowiek gotów jest się upadlać całe życie.
Kto rządzi?
Kierowca i pasażerowie.
Dziewczyna kontra uczestnicy wycieczki. Ona przegrywa.
Pojebany świat, w którym istotne jest zdeterminowanie i as przetargowy, czyli wygoda większości.
Brutalne prawo, które wciska się wszędzie. Do polityki na przykład wręcz powszechnie.
Decyzyjna jednostka urabiająca szantażem morale reszty.
Mało takich przykładów w historii i teraźniejszości?
Na kopy. Każde prześladowanie mniejszości wpisuje się w ten mechanizm.
Cel: wygoda. Żarełko, baseny, sreny... cholera, jaki podły gatunek!
Dziewczyna, jedyna pozytywna postać, nie ma nic. Traci nawet zdeterminowanie narzeczonego, bo siedzenie w luku bagażowym wygodne nie jest.
Czy warto poświęcać się dla innych?
Nie.
Zawsze zwycięży egoizm stadny, a jednostkowy, jeśli do swojego zdeterminowania dołączy się interes grupy.
I jeszcze... słowa tej piosenki.
Bardzo są ważne.
❋ Na niedostępnym urwisku, tam twoje oczy, jesteś jedyną,
na którą patrzę. Jesteś tą, którą na szyi noszę w łańcuchach.
Wydaje mi się, że nieistotne, stąd mało wiarygodne, są okoliczności "zniewolenia" kobiety.
Ktoś ją bardzo czymś skrzywdził, i dlatego zawsze będzie pamiętał. Kochał.
5!
Bardzo ciekawa interpretacja... W gromadzie rzeczywiście ludzie postępują inaczej, odpowiedzialność się rozpuszcza niczym trucizna w poświęconej wodzie.
Może powinienem pisać w pierwszej osobie z perspektywy jednego z uczestników wycieczki, wtedy lepiej byłoby to widać, ale i tak wychwyciłeś/wychwyciłaś (ustaw proszę płeć w swoim profilu, żebym nie musiał się zwracać trybem dwojako nijakim).
A miliony na Adolfa głosowały.
W kwestii płci... :D
Nie gniewaj się proszę, zdecyduj, mi to obojętne.
Pozdrawiam serdecznie.
Mnie nie jest obojętne, ponieważ zostałem wychowany w kulturze, gdzie do mężczyzny i kobiety wypada się zwracać inaczej. Oczywiście w kwestii pisania i komentarzy nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Ale skoro chcesz to ukrywać, nie będę nalegał.
Tytuł zapożyczyłem z piosenki 'uçurum uçurum gözlerine baktığım sensin' https://www.youtube.com/watch?v=YLfyAheeXAs tylko nie wiedziałem, że może on być źródłem tylu dojrzałych myśli co w Twoim komentarzu.
Miło, że się nimi podzieliłaś, są naprawdę nieocenione :)
Jak ja ci zazdroszczę tej jazdy autobusem. Też się najeździłem. Najlepsze były uwagi współpasażerów. Rady jak mam wychowywać dzieci, gdzie kupić mieszkanie, na kogo głosować. Szkoda, że tego nie zapisywałem. Mógłbym opublikować jako cykl „Rozmowy autobusowe” :)
45 minut to rzeczywiście musi być od pętli do pętli. Pociesz się, że mnie podróż zabiera dłużej: 15 minut na piechotę do przystanku, stamtąd 10 minut autobusem do stacji, potem 35 minut do centrum miasta piętrowym pociągiem, znowu przesiadka i jeden przystanek pociągiem jadącym w kierunku lotniska, później osiem minut szybkim krokiem z kolejki do pracy. Razem z postojami od drzwi do drzwi 80-90 minut. Żadnych miejsc siedzących, za to dobre ćwiczenie na nogi. Wiele z opublikowanych tutaj opowiadań napisałem właśnie stojąc w pociągu :)
Trzymająca w napięciu historia. Rozwiń w opowiadanie, a będziesz miała wielu czytelników :)
Satyryczną nowelę 'Animal Farm' czytałem gdy była jeszcze na liście owoców zakazanych. Nigdy bym nie przypuszczał, że przypomnisz je sobie, czytając moje opowiadanie. To dla mnie prawdziwy zaszczyt :)
Czytałam biografię Marilyn Monroe, jest tam m.in. o tym, jak ją te wpływowe, hollywoodzkie knury wykorzystywały seksualnie, ech, ten kult fallusa i macho, dobrze, że chociaż jednego knura utrącono - Weinschweina, upssss, Weinsteina, knurem go nazwał Żuławski, gdy się Weronika Rasati z nim prowadzała - największy knur Hollywoodu.
Opowiadanie bardzo ciekawe, wciągające i poruszające ważne dylematy moralne, szkoda tylko, że faceci w tym autobusie to miękiszony, a nie faceci.
Piątak w ? ?
Myślę, że wielu mężczyzn chciałoby być na miejscu Weinsteina, jak długo nie ponosiliby konsekwencji za popełnione czyny.
W tym autobusie gwałcili ją wszyscy, kierowca był ledwie urzeczywistnieniem ich skrytych marzeń o zniewoleniu i dominacji. W jego postępowaniu znaleźli kompensatę za nieudane małżeństwo, marną pracę, niespełnione ambicje. Autobus kursu nie ukończył, cały czas jest w drodze.
Dziękuję za oryginalny komentarz :)
To znaczy:
1. Każdy kto ma odrobinę władzy, nie zawaha się z niej skorzystać. Tutaj kierowca pokazał, że urządzić się potrafi, a tłuszcza nie odpuściła sobie sposobności pokazania wyróżniającej się jednostce (ponadprzeciętna uroda), że nie wolno się wyróżniać.
2. W obliczu sytuacji, gdzie brak bezpośredniego zagrożenia, a więc i podświadomej obrony życia, nie jest łatwo wybronić godność. Cóż by stało na przeszkodzie, żeby Ola wzięła kasę, po czym w porozumieniu z Mateuszem zabiła kierowcę siedzącego poza widokiem ogółu i uciekła. Mając dużo pieniędzy jedyną niedogodnością byłoby przejście do najbliższej miejscowości. Czyż nie łatwiej sobie wyobrazić, że bardziej by o siebie walczyła, gdyby była sama przeciw bandzie Turków i miała pistolet przystawiony do głowy?
3. Zachowanie się ludzi, który uratowali swój tyłek przez poświęcenie kogoś innego – skrajna niewdzięczność, ale tak musi być. Jedynie w ten sposób wypierają ze świadomości własną słabość i bezradność.
4. Pani przewodniczka jest w zmowie z kierowcą, a być może jeszcze któryś z pasażerów o wszystkim wie. Cała sytuacja pasuje do gry w trzy karty / kubki, gdzie jest rozdający (kierowca) i dwóch naganiaczy, którzy udają przyjaciela gracza.
Każdy wariant można by obrócić w ciekawe opowiadanie.
Wariant 1 jest bardzo życiowy. Słyszałem, że w Pakistanie kierowca nie otworzy drzwi, o ile mu się nie dopłaci do biletu, a jeśli nawet otworzy, to nie zmniejszy prędkości i trzeba wyskakiwać w biegu. Usługa dynamiczna, im więcej płacisz, tym lepszy otrzymujesz serwis, a raczej gwarancję, że nie połamiesz kości.
Wariant 2 to dobry dreszczowiec. Ale nie rozwiązuje problemu, tylko przesuwa go w innej miejsce. Zabili kierowcę i co dalej? Oczywiście, że ich złapią, pójdą siedzieć, ich opiekunami i opiekunkami będą pewnie jeszcze gorsi „kierowcy”.
Wariant 3 jest wyborem oczywistym. Wystarczy nic nie robić, co jest bardzo ludzkie.
Wariant 4 to świetny pomysł. Też mi przyszedł do głowy. Gdybym pisał ponownie, być może poszedłbym w tym kierunku.
Twój znakomity komentarz jedynie mi uświadomił, jak niemożliwym zadaniem jest napisanie choćby krótkiego opowiadania, w którym wszystko by grało jak należy. Chyba najwyższy czas zająć się czymś przyziemnym. Pozdrawiam :)
Zajmująca lektura, 5 i pozdrawiam serdecznie:)
Ciekawy punkt widzenia. Deterministyczna natura świata. Co się stało, musiało się stać, bo zostało zaprogramowane miliardy lat temu. Coś z Twoich „Trybików”.
Dziękuję za miłe słowa :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania