Na tarczy - Cicho_sza

Kwaśny odór moczu i stęchlizny wbija się w płuca, wypełniając szczelnie kunsztowny splot mojego wełnianego płaszcza — jedynej oznaki dawnej świetności. Mdły, uporczywy zapach wyziera z każdego zakamarka korytarza, jakby cały smród ze wszystkich starych kamienic skumulował się w tym jednym, obskurnym budynku. Siłą woli powstrzymuję odruch wymiotny. Czuję, jak zjedzony parę godzin temu croissant ślizga się ku górze i zbiera w gardle. Powoli wypuszczam powietrze, by uspokoić dźgany odorem żołądek. Gorzki posmak rozlewa się na języku jakby zawiedziony brakiem torsji. W półmroku klatka schodowa wygląda tak, jak ją zapamiętałam. Tutaj czas zatrzymał się w miejscu. Drewniane, schody oblepione nieokreśloną mazią jęczą jak umierająca staruszka, której nikt od dawana nie podał szklanki wody. Wydeptane stopnie pamiętają tysiące stóp, które wyryły w nich te wszystkie kratery i wgłębienia. Może nawet nienawidzą ich właścicieli? Możliwe, że za każdym razem, kiedy zbiegali lub wchodzili po ich drewnianym cielsku, miały ochotę capnąć i wciągnąć te wszystkie stopy do swojego wnętrza, by tam pożreć je bez litości. Zdobiona poręcz wije się ku górze. Nie potrafię przemóc się, by wesprzeć na niej dłoń. Mam wrażenie, że jeśli tylko jej dotknę przywrę jak ciekawska mucha do lepu. Z mozołem ruszam na piętro. Schody skrzypią zaskoczone jakby obudzone z głębokiego snu. Kamienica jest prawie niezamieszkana. Dawny ruch na klatce zdaje się już tylko wspomnieniem. W miarę pokonywania kolejnych stopni zapach staje się coraz bardziej intensywny. Jednak nie jest to już tylko smród ludzkich wydzielin i pleśni. Na półpiętrze leży człowiek. Na rozłożonych kartonach umościł sobie posłanie i zwinięty w kłębek, śpi. Przechodząc obok niego, znów czuję znajome ślizganie w przełyku. Szybko odwracam wzrok. Ubranie leżącego mężczyzny, które przesiąkło śmietnikiem, podłymi papierosami i czymś jeszcze, czego nie potrafię rozpoznać, sprawia, że powietrze na półpiętrze gęstnieje jakby pozbawione tlenu. Bezgłośnie otwieram i zamykam usta, usiłując złapać choćby odrobinę życiodajnego pierwiastka, a przy tym nie ozdobić posiadacza kartonowych leży zawartością moich trzewi. Kamienica pogrążyła się w ciszy jakby wyczekiwała na finał turnieju szachowego. W rzeczywistości śmieje się triumfalnie, tak jak matka, która wypowiada: „A nie mówiłam?”. Każda odrapana ściana szczerzy się na znak zwycięstwa. Brudne, poklejone taśmą szyby wskazują na mnie niewidzialnymi palcami i szepczą między sobą. Zwieszam głowę i na chwilę zapominam o targających mną mdłościach. Stoję i wpatruję się w mężczyznę, który tarasuje przejście na wyższe piętro. Nadal śpi. A może nie żyje? Podchodzę bliżej i trącam go butem. Nic. Powtarzam czynność, choć już nieco bardziej zdecydowanie. Nadal nic. W myślach obliczam, ile czasu tu sterczę. Minutę? Dziesięć? Nie wiem.

— Halo? — wołam. — Żyjesz pan?

Mężczyzna otwiera oczy, ale wygląda, jakby mnie nie widział. Patrzy przed siebie, a jego tęczówki przypominają dwie głębokie studnie z brunatną, mętną wodą. Nigdy takich nie widziałam. To oczy człowieka, któremu jest już wszystko jedno.

— Chciałabym przejść — odzywam się znowu. — Leży pan na przejściu.

— Ma pani papierosa? — pyta, nadal wpatrując się w przestrzeń. — Ma pani?

— Nie palę — kłamię.

— Szkoda.

Milczymy. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie dać mu papierosa. Może wtedy mnie przepuści. W głowie obracam obraz całej sytuacji. Przekładam go jak monetę między palcami. To miejsce mnie przytłacza, a jednocześnie jest we mnie. Czuję go pod skórą. Płynie w moich żyłach. Wypełnia mi płuca i penetruje każdy nerw. Wszystko miało wyglądać inaczej. I chwilowo wyglądało.

— Co pan tu robi?

Mężczyzna rozgląda się nieprzytomnym wzrokiem. Siada. Spod sterty łachmanów wyciąga butelkę. Pije z gwinta. Dopiero po chwili omiata mnie jaśniejszym spojrzeniem.

— Mieszkam.

Wyciągam papierosa. Podaję mu.

— Mówiła pani, że nie pali.

— Kłamałam.

— Wszyscy kłamią — uśmiecha się nieznacznie. — Wszyscy.

— Pan też? — pytam, zaciągając się dymem.

— Ja w szczególności.

Palimy. Dym leniwie płynie ponad naszymi głowami i osiada niczym mgła na wszystkim wokół. Dziwny stan — półsen. Mężczyzna przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. To twarz człowieka, który usiłuje uporządkować myśli i stworzyć z nich logiczną całość. Bada, choć nadal wygląda jak pies ze schroniska — skulony i wystraszony.

— A pani? Co pani tu robi?

— Mieszkam — odpowiadam trochę zbyt cicho. — Wróciłam na stare śmieci.

Kiwa ze zrozumieniem głową. Mam wrażenie, że powinnam już iść. W kieszeni płaszcza ściskam pęk kluczy. Palą mnie. Są jak wyrzut sumienia, którego nigdy nie zdołam się pozbyć.

— Nie pasuje pani tutaj — stwierdza, wskazując na mój kaszmirowy płaszcz. — Wygląda pani jak puzzel nie z tej układanki.

— Wie pan… — mówię, podnosząc walizkę. — Czasem człowiekowi się wydaje, że jeśli będzie odpowiednio się starał, to odmieni swój los. Przeznaczenie. A to gówno prawda. Panu podoba się takie życie? Na kartonach?

— Nie — odpowiada. — Ale nie mam innego. Na razie. Dziś jestem tutaj, jutro gdzieś indziej, ale chcę żyć, bo tylko to mi zostało.

Bez słowa ruszam na górę. Mogłabym jeszcze coś powiedzieć, ale po co? Czuję, jak wielki brzuch kamienicy z każdym krokiem wsysa mnie do swego wnętrza. Chce mnie utulić, objąć, ale ja jeszcze się wyrywam. Niczym krnąbrne dziecko, gryzę opiekuna, który tuli mnie co wieczór do snu.

 

Mieszkanie numer osiem.

Witaj w domu.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • Dzinks za nowości O!

    Komentować i strzelać do tarczy
  • 110101011 dwa lata temu
    Autorem jest cicho_sza - doszedłem do wniosku po dlugiej i mozolnej analizie porównawczej. Proszę mi nie wmawiać ze się mylę <stroszę się jak sowa>!
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Haha, aleś pewny! Gdzież mi do takich zawiłości ?
  • 110101011 możliw panie numerkowy, tylko, z tym że nie na pewno hihihi
  • Cicho_sza strzela kapiszonami i straszy hihihi
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Trafna ta mozolna analiza ?
  • STRZELAĆ CELNIE NIEPOWTARZALNI!
  • Pasja dwa lata temu
    Powroty na stare śmieci bywają często bolesne, ale to nie miejsca się zmieniają, tylko my dojrzewamy do miejsc.

    "Czuję, jak wielki brzuch kamienicy z każdym krokiem wsysa mnie do swego wnętrza"... jesteśmy jak drzewa wrośnięci w przeszłość.

    Stawiam na Kocwiaczka?

    Pozdrawiam
  • Kocwiaczkowo pięknie pisze, więc możliw, że to ona XD
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Miło, ale to tylko Cichoszka ?
  • Cicho_sza dlaczego tylko?
    Następnym razem zgadnę. Pozdrawiam
  • To wyżej ja :)
  • Pasja dwa lata temu
    To wyżej ja :)
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Pasja ??
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Bardzo mnie się tekst podoba. Dobrze napisany. Gładko się czyta. Jest klimat. Hmm... Niech będzie Cichoszka.
  • Zobaczymy czy masz oko na Maroko hihihi
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Może bez przekonania, ale za to celnie ? Mój ci on ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Cichoszka↔Ano... już trochę Ciebie czytałem, a napisane dobrze i ciekawie..
    ale... pewności nie miałem?
  • Akwadar dwa lata temu
    Cichosza ;)
  • Turnau nam się nowy narodził O!
  • Cicho_sza dwa lata temu
    O ty Dziadu ? Celny strzał!
  • Akwadar dwa lata temu
    Cicho_sza od razu dziadu...
  • Cicho_sza dwa lata temu
    Akwadar to tak pieszczotliwie przecie. Z szacunkiem należnym wyborowym strzelcom :)
  • Margerita dwa lata temu
    nie wiem

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania