Na Widoku
Dominował jeden gatunek miłości, w krzakach dendera.
On nie podrywał, brał nie więcej niż potrzeba na halucynacje.
Kończył z nimi tak, żeby za długo nie żałowały gnoja.
Odgrzebałam go po tygodniu od wiejskiej zabawy,
postawiony pod ścianą chciał ze mną poskakać przez przeszkody.
Pociągał mnie, czekałam na głos ze słuchawki,
pragnęłam krótkich, na szczęście zaniedbanych palców.
Zaaranżowałam następne spotkanie, kwartalnik na ławkach,
Wyspę Szczęśliwą w moim pokoju,
żeby nigdy nie odpowiedzieć sobie na głos.
Oświadczył się w rozpiętej koszuli pod dopasowanym miesiącem,
przekonany, że był ze mną całe życie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania