Na własne życzenie

W ciepły, majowy piątek po zakończeniu wszystkich wykładów czekałem z utęsknieniem na wieczór. Koleżanka Magda miała przyjechać pociągiem z Warszawy dołączyć i do internackiej paczki, do której niegdyś sama należała, przed zmianą pracy. W planach były: wspólna impreza i wyjście do miasta.

W międzyczasie zjadłem obiad, póżniej założyłem elegancką koszulę. Z biegiem czasu jednak robiło się niepokojąco cicho. Postanowiłem dowiedzieć się od współlokatorki Alicji, jak z przygotowaniem na imprezę i o której godzinie ma zjawić się Magda. Jednak nie uzyskałem odpowiedzi od razu!

Finalnie Alicja smutnym tonem oświadczyła, że Magda odwołała swój przyjazd do Torunia, tym samym musimy odpuścić wszystkie najbliższe plany i w zasadzie mogę spakować się wrócić do domu autobusem! Zamarłem. Przez chwile nie wiedziałem co powiedzieć, zasłoniłem twarz i łzy mi poleciały. Zamknąłem się w pokoju, rozczarowany mówiłem do siebie:

- Ale dlaczego odwołujemy imprezę, czekałem na ten dzień cały tydzień! Musi być jakaś alternatywa!

Minęło trochę czasu. Podjąłem próbę negocjacji. Nie było łatwo. W końcu Alicja skontaktowała się, ze swoim chłopakiem, Adrianem, czy mógłby do nas dołączyć. Zgodził się i zapowiedział, że będzie czekać na nas w mieście. Z radości przybiliśmy sobie piątkę z Alicją i wspólnie rozkręciliśmy domówkę. Pojawiła się nieodzowna muzyka, którą w pewnym momencie zagłuszyliśmy, popijając drinki smakowe. Dobrze, że większość sąsiadów wróciła do domów na weekend…

Późnym wieczorem tanecznym krokiem zebraliśmy się do wyjścia. Przed opuszczeniem obiektu musieliśmy wypisać się u portiera, który zamykał internat o godzinie dwudziestej trzeciej. W specjalnym zeszycie, trzeba było podać: numer pokoju, nazwisko, godzinę wyjścia oraz planowaną godzinę powrotu. Z tym ostatnim bywało różnie, ale w razie opóźnień wystarczyło się wytłumaczyć, w klubie poznało się wyjątkową osobę i odprowadziło się ją do domu, a sam portier zaspany surowo wytłumaczył złamanie obietnicy, ale w końcu wpuścił bez jakichkolwiek konsekwencji…

Był w miarę ciepły wieczór, bez opadów. Komunikacją miejską dostaliśmy się na Aleje Solidarności. Tam wyszedł nam naprzeciw Adrian. Po przywitaniu wspólnie uzgodniliśmy kierunek trasy na miejską imprezę.

Po krótkiej dyskusji nasze nogi przekroczyły próg miejskiego klubu studenckiego przy ulicy Łaziennej. W piwnicznym lokalu panował taneczny gwar, ale względny porządek, udało nam się znaleźć wolny stolik i zajęliśmy miejsce na szerokiej, czerwonej, skórzanej kanapie. Z głośników rozbrzmiewały mieszanki najpopularniejsze utwory muzyki klubowej, a także kultowe, polskie przeboje rockowe! Zamówiliśmy kufel piwa, póżnej wypadało trochę potańczyć… Chciałem, pójść od razu, ale szturchnęła mnie Alicja z prośbą o przypilnowanie rzeczy. Pytałem głośno, co chodzi… Adrian wtrącił krótko: - Zaraz wrócimy! Współtowarzysze poszli do sali dla palących. Poczułem się lekko zniesmaczony, siedząc samotnie, ale wykorzystałem tę chwilę na przejrzenie telefonu i wypatrywanie znajomych twarzy w klubie. Po kilku minutach poczułem podmuch dymu tytoniowego i podziękowania za rzut oka na torbę i bluzy. Wreszcie mogłem pójść na parkiet. Niestety, nie było za bardzo kogo zaprosić do tańca. Płci pięknej było tego dnia, jak na lekarstwo… Nagle, przy innym stoliku napotkałem koleżanki ze studium medycznego – dwie Pauliny. Zamieniliśmy kilka słów, ale w pewnym momencie jedna z nich chciała mnie poderwać! Cienkim głosikiem wypowiedziała propozycję: - Hubercik, a postawił byś mi drinka jednego? Odpowiedziałem przekornie, nie zainteresowany „ofertą”:

- Nie ma takiej możliwość, ciao Paula!

Przyjaciele wkrótce oznajmili, że czas wracać do domu. Była póżna noc, i każdy już tracił kontakt na rzecz snu. Zabraliśmy swoje rzeczy i opuściliśmy lokal.

Do końca starówki przeszliśmy w pełnym składzie, potem Adrian pożegnał się z nami i poszedł na osiedle Bażyńskich, a mnie i Alicję czekała trzykilometrowa wyprawa do internatu – autobusy miejskie już nie kursowały. Okoliczni mieszkańcy nie mieli spokojnej nocy. Po imprezie wyrażnie daliśmy o sobie znać! Śpiewaliśmy na głos ulubione piosenki, głównie taneczne nie pomijając… disco polo, niekiedy strasznie fałszując! Jakimś cudem, nie zatrzymał nas nocny patrol, czy zażenowany przechodzeń! Bez problemu dostaliśmy się na nocleg i w milczeniu położyliśmy się spać.

W sobotni poranek już nie było mi do śmiechu. Wszystko bolało i mdliło – kac boleśnie dał o sobie znać! Ledwo wstałem i na korytarzu spotkałem Alicję, która w eleganckim żakiecie i optymistycznym nastroju przygotowywała się do wyjścia do pracy. Z uśmiechem zapytała:

- Hubert, co Ci jest ?

- Jak widać trochę ciężko ! Odpowiedziałem niechętnie, trochę nieprzytomny.

W kuchni z niemałym trudem przygotowałem dla siebie chleb z serkiem i herbatę, a część zapakowałem na drogę. Po wszystkim zabrałem wszystkie bagaże i wyruszyłem w drogę powrotną. Jakimś cudem, zdążyłem na autobus powrotny o dziesiątej. Przy zakupie biletu upuściłem dziesięć złotych. Kierowca skomentował krótko: - Gdyby się nie wypiło, to by nie spadło!

Podczas trasy liczącej około pięćdziesiąt kilometrów udało się zetrzeć ślady upojnej nocy. Wróciłem do domu, jak po zwykłym tygodniu nauki i praktyk zawodowych.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Narrator 30.11.2021
    Bohater opowiadania to jakiś drętwus lub co gorsza, sknera. Dziewczyna prosi go o drinka, a on jej odmawia! Wiele lat później będzie tego żałować. Opowiadanie również trochę na tym traci. Mogło być ciekawie, a tak noc minęła nadaremnie.

    Na twoim miejscu popracowałbym trochę nad stylem oraz konstrukcją zdań:
    ● Usunąłbym oczywistości. Dobrze się trzymać zasady „góry lodowej” — pokazywać jedną dziewiątą zdarzeń, resztę trzymać w domyśle, pod wodą.
    ● Unikał monotonnej narracji i ożywił opis głębszymi refleksjami autora. W obecnej formie jest to raczej sprawozdanie z wycieczki, bez zagłębiania się w atmosferę zdarzeń, nastrój postaci, itd.
    ● Zadbał o drobiazgi, na przykład: „Zamówiliśmy kufel piwa...” — Jeden kufel na trzech? Chyba miało być: „Zamówiliśmy po kuflu piwa...”.
    W innym miejscu: „Zamieniliśmy kilka słów, ale w pewnym momencie jedna z nich chciała mnie poderwać!”. Niewłaściwe użycie spójnika przeciwstawnego „ale”. To, że zamienili kilka słów wcale nie oznacza, iż nie chciała go poderwać. Bardziej mi tu pasuje spójnik podrzędny „aż”: „Zamieniliśmy kilka słów, aż w pewnym momencie jedna z nich chciała mnie poderwać!”.

    Mimo tych mankamentów opowiadanie ma potencjał, ponieważ nie jest sztucznie udziwniane, zmyślane na siłę, zdaje się opierać na faktach, a właśnie samo życie pisze najciekawsze scenariusze. Trzeba je tylko umiejętnie skopiować.

    Wstrzymuję się od oceny i pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania