Na żywioł (drabble)

Nie chciałam dotykać farb, sztalugi schowałam głęboko, płótna z zaczętymi pejzażami wylądowały na strychu. Gdybym mogła wyrzuciłabym klucz.

Nie wchodzę, nie wpuszczam powietrza, zresztą od kiedy zamieszkała tam śmierć, nikt żywy nie jest potrzebny.

 

Z rozbawieniem malowałaś mój portret. Siedziałam przejęta własnym obrazem. Wreszcie nie tymi, które były wszędzie, ale dosłownie moim. Jedne świadectwo, że mnie też widziałaś.

 

Perfekcyjnie odtworzyłaś dumę, blask w oczach, ważność chwili. Nie czułam zmęczenia, jedynie euforię, dopóki zamyślona nie wyszeptałaś, że mogę już odejść, dokończysz później. A później wzięłaś tatę za rękę, wyszliście z głośnym śmiechem.

Zostałam z babcią.

 

Imponująco zapłonął ten niedokończony pierwszy akt...

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania