Nad Isenną [Saga Roderycjańska I]
Świecący w pełni księżyc odbijał się w toni rzeki. Z mroku wyłoniły się promy obsadzone przez zbrojnych, bacznie obserwujących drugi brzeg w poszukiwaniu czujek vascońskich.
-Przygotować się. Przybijamy - Zakomanderował Roseburg.
Momentalnie nad rzeką rozległ się odgłos szczękajacych mieczy wyciąganych z pochw oraz skrzypienia zbroi. Porośnięty zaroślami brzeg wypełnił się od żołnierzy, którzy zsunąwszy promy na plażę rzucili się w stronę rosnącego na wprost lasu.
- Roderyku? - Ozwał się kapitan.
-Tak?
-Weźże drużynę i idź na przechadzkę w stronę tamtej zruinowanej kaplicy - Wskazał ledwo widoczną polankę w środku gęstwiny leśnej, pośród której roztaczały się mury zawalonego budynku.
-Jak każesz - Odparł młodzieniec, przystępując do działania. Kilkoma szybkimi susami zmierzył do trzech kompanów kryjacych się w krzaku dzikiej borówki i na ich czele ruszył we wskazanym kierunku.
Emil rozejrzał się po kompanii. Nie widział na twarzach swoich ludzi strachu, byli to doświadczeni w boju mężowie. Jednak gryzł go ogromny niepokój. Wiedział że nie zwiastuje to nic dobrego. Tymczasem w oddali ozwały się miecze z charakterystycznym sobie brzeszczotem ścierających się kling. Kusznicy ustawieni na brzegu wycelowali bełty w stronę cieni, walczących na polanie, lecz wstrzymał ich gestem ręki kapitan Emil Roseburg. Wytężając wzrok zdołał dostrzec znajome sylwetki i zdawało się że mają sytuację pod kontrolą. To co jednak po chwili usłyszał, zmroziło mu krew w żyłach, stało się istnym gromem z jasnego nieba, zwiastunem katastrofy. Od strony ruin zabił dzwon, podnoszący alarm
-Wasza Cesarska Maść! - do namiotu wbiegł zdyszany młodzieniec, niosący pod ręka róg wojenny - Siły nieprzyjaciela przemieszczają się naprzeciw naszego prawego skrzydła! - ledwo wydusił z siebie, trzymając rękę na piersi, odzianej szatą z białym, szlachetnym koniem.
Cesarz nie odrywając się od biurka powoli odłożył pióro i ze spokojem spojrzał na gońca.
-Przekaż marszałkowi i konetablowi aby przygotowali się do forsowania rzeki - Rozkazał, dodając - Niechaj zachowają spokój, żadnych gwałtownych manewrów.
Poinstruowany posłaniec ukłonił się nisko i wybiegł z namiotu. Niedługo później wywiązujac się z planu konetabl de Fuise i marszałek fon Hardenberg rozpoczęli przesuwać poszczególne kompanie i chorągwie w stronę rzeki, wyznaczając ich marszrutę upozorowaną w marsz na prawe skrzydło, celem przerzutu sił na przyczółek kapitana Roseburga. Był to sprytny zabieg, mający zwieść nieprzyjaciela i dać czas cesarzowi przygotować się do forsowania Isenny.
- Co teraz? - Odezwał się nerwowo głos zza pleców kapitana, należący do Lothara.
Roseburg rozejrzał się wkoło. Stali w ciemnym lesie porośniętym bukami. Oparci o gęstwinę leśną mogli przez jakiś czas odpierać ataki Vascończyków, którzy pozbawieni wsparcia jazdy zdani byliby na samą piechotę. Lecz ile czasu wytrwają w starciu z przeważającym nieprzyjacielem? Roseburg powstał z ziemi i z kamienną twarzą zwrócił się do oficerów.
-Lotharze, weź swoją rotę i ustaw swych ludzi łukiem w stronę obozu Radeona, w oparciu o te ruiny - Rozkazał wskazując mieczem wyznaczoną pozycję.
-Limeryku, z ciżbą i kusznikami wyciągnąć promy na brzeg - kontynuował
-Mości Kapitanie, liny przerwane! - Rzucił nagle jeden z strzelców, wyciągając z wody przerwany sznur. Po Roseburgu przeszły wymowne spojrzenia.
-Niech to podziemia Azalgury - Zaklnął Lothar, kiedy w tym samym czasie powrócił z felernego wypadu Roderyk, wraz z trzema ludźmi.
-Wybaczcie - Rzekł speszony - Chcieliśmy ich zaskoczyć ale było ich siedmiu, jeden poszedł do wygódki do lasu... - Zaczął się gorzko tłumaczyć .
-Miałeś jedynie sprawdzić te ruiny - Stwierdził z wyrzutami kapitan - Przez twoje zuchwalstwo naraziłeś nas na niebezpieczeństwo - Dodał, piorunując wzrokiem młodego rycerza, który w pokorze spuścił głowę, mimo że głos Roseburga był zaskakująco spokojny - Poniesiesz konsekwencje, kiedy wyrwiemy się z tego.
Sąd nad młodzieńcem przerwały odgłosy rogów i maszerujacych ludzi. Pośród drzew zaczęli się wyłaniać vascońscy żołdacy.
-Wyciągać promy na brzeg, bystro! - Ożywił się na odgłosy dowódca kompanii - Kusznicy! Na pozycje! Roderyk i Filip zabezpieczają nasze skrzydła - Dokończył rozkazy.
Wszyscy popędzeni rozkazami zaczęli zajmować pozycje. Linia Vascończyków nadal słabo widoczna, niebezpiecznie zbliżyła się do oddziału, uformowanego praktycznie w dwie linię, z kusznikami na czele i zbrojnymi ustawionymi łukiem, metr w tyle za pierwszą linią
Strzelcy nie tracąc czasu naciągnęli cięciwy i po chwili w powietrzu zaświstały bełty. Nie wiadomo czy trafili czy też nie, gdyż las przesłaniał widok. Jednak w górę wzbiła się druga chmura strzał, która tym razem na pewno trafiła za sprawą padających postaci i krzyków zranionych. Maszerujący szybkim krokiem Vascończycy wpadli w bieg i z okrzykiem rzucili się na front kompanii. Kusznicy oddali ostatnią salwę i cofnęli się za plecy współtowarzyszy. W przeciągu sekund obie linie zderzyły się z hukiem uderzanych o siebie zbroi, mieczy, tarcz i ciał ludzkich. Rozgorzała walka. Roseburg stojąc za linią przemieszczonych strzelców nie zdecydował się włączyć czynnie do walki. Wypatrywał kolejnych fal wroga i jakichś znaków po drugiej stronie Isenny, świadczących o tym że ich jedyna nadzieja - natarcie konetabla de Fuise uratuje ich z opresji. Lecz na próżno wypatrywał czerwonych sztandarów.
Komentarze (6)
Moje niektóre sugestie:
*interpunkcja w wielu miejscach (nie będę wskazywał; dużo; zapoznaj się z podstawowymi zasadami)
*Przybijamy - Zakomanderował - Przybijamy - zakomenderował (narracja po dialogu, która jest częścią mowy /powiedział, krzyknął, zakomenderował, ozwał/, zaczynamy małą literą, a wypowiedź jest prawidłowo bez kropki)
*z pochw - z pochew
*zruinowanej kaplicy - Wskazał - zrujnowanej kaplicy. - Wskazał (tu po wypowiedzi kropka, gdyż początek narracji nie jest /powiedział, krzyknął/ i prawidłowo dużą literą)
*roztaczały się mury - widać było mury ("roztaczać" można powiedzieć o większej panoramie, np. roztaczał się widok na dolinę...)
*charakterystycznym sobie brzeszczotem - z charakterystycznym brzękiem ("brzeszczot" - to klinga miecza)
*po kompanii - na swoich ludzi (w następnym zdaniu usunąć "ludzi"). Tu "kompania" może sugerować oddział wojska, a nie kompanów
* odzianej szatą z białym - odzianej w szatę z rysunkiem białego konia
*konetablowi - kontablowi (?) chodzi o kontabla?
*fon Hardenberg - von Hardenberg (chyba że wymyśliłeś nową nazwę)
*wpadli w bieg - zaczęli biec
Konetabl był najwyższym dowódca wojskowym w średniowiecznej Francji. Na tym tytule się wzorowałam :)
Oczywiście w krajach niemieckojęzycznych arystokracja nosi przedrostek "von", ja tutaj specjalnie go spolszczylem do "fon" aby nadmiernie nie germanizowac czytelnika ;)
Czekam z niecierpliwością na uwagi w innych opowiadaniach i zachęcam do komentowania.
Jeszcze na koniec pytanie Panie Zdzisławie o fabułę opowiadania, choć trochę interesuje?.Gdyż jakoś nie spotyka się z wielkim zainteresowaniem :)
Po drugie - fabuła ciekawa. Nie licz jednak, że wielu będzie czytać dłuższe opowiadania. Tak jest na wielu portalach - łatwiej, a przede wszystkim szybciej, czyta się krótkie wiersze. Do tego, aby komentarz był merytoryczny, a nie ograniczał się tylko do typu "Podoba mi się", trzeba trochę znać się na zapisie prozy i poświęcić więcej czasu (mój powyższy to ok. pół godziny). Większość nie zna się lub nie chce tyle czasu poświęcić. Przyzwyczaj się więc i cierpliwości ;)
Po trzecie - nie zawsze mogę poświęcić tyle minut, aby skomentować poważnie. Ostatnio krucho u mnie z czasem, zaglądam z doskoku... kończę nową beletrystykę. Czasem jednak poświęcę ;)
Powodzenia, masz potencjał, tylko szlifu nabieraj i korzystaj z prawidłowych uwag. "Coraz lepsze" przyjdzie z czasem; wiem coś o tym :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania