Nadchodzi burza

Wieje wiatr.

Kilkoro dzieci bawi się w piasku na plaży. Budują zamek, wykopują jamy. Jedna z większych fal uderzyła o zamek z piasku. Zamek zaczyna zapadać się na lewy bok, jego podstawę zmyło wodą. Dzieci skupiają swoją uwagę na odbudowaniu lewej ściany zamku. Fala uderza w zamek, zmywa prawą stronę. Drobne granule piasku rozprzestrzeniają się wraz z ustępującą wodą. Woda wzbiera, pieni się. Wkrótce będzie burza.

William musi pilnować dzieci. William ma już swoje lata, ukończył ósmą klasę, więc powierzono mu taką dorosłą sprawę. Śledzi wzrokiem bawiące się dzieci. Morze mieni się odcieniami błękitu. Głaszcze pieska. Ten potulnie siedzi obok jego nóg. Pies jest już stary, patrzy smutnie na pieniące się fale. William podnosi wzrok na ścianę skalną nad jego głową. Dawno temu wspinał się jak małpka na to kamieniste wzgórze, z którego widać całą plażę, stojący w nieznacznym oddaleniu dom na skraju wsi. Lubił wtedy wpatrywać się w horyzont. Zawsze czuł, że coś za nim się kryje, jakiś daleki świat, którego on nigdy nie doświadczy. Teraz już postanowił, że nie ma po co próbować przepłynąć morze, aby dostać się za widnokrąg. To już nie ma żadnego sensu, przecież już jest dorosły.

 

William patrzy na biegających w tę i z powrotem dzieci. Tacy niewinni, myśli. On już nie musi obawiać się o zapadający zamek, nie musi obawiać się o to, że ktoś go dogoni. Wie, że teraz już nikt do niego się nie zbliży, a raczej, on nie pozwoli nikomu do siebie się zbliżyć. Nie będzie już biegać, nie będzie tak szczerze się śmiać. On jest dorosły, musi zachować twarz.

Dzieci wymyśliły nową zabawę. Jeden chłopak naśladuje starca, kuśtyka, stawia gałązkę tak, jak to robi ich wychowawca chodzący o lasce. Ten „dorosły” musi krążyć w kółko pomiędzy dziećmi i upominać ich, grożąc kijem. Za co on ich upomina?

Nie może zrozumieć, co w tym takiego wesołego. Podnosi się, wraz z nim pies. Dostaje natchnienia, zamierza wspiąć się na skałę. Kamyczki zmieszane ze żwirem rozlatują się pod jego stopami. William trzyma się za wilgotne występy w głazach. Jeszcze trochę.

Stanął na szczycie. Stąd widać tyle samo, co dawniej. Dzieci stoją tuż obok wody, a kiedy nadchodzi fala, uciekają, a potem wracają i tak w kółko. Fale podnoszą się i opadają.

Patrzy z obojętnością na widnokrąg. Już jest dojrzały, po co miałby marzyć? Rozmyśla o tym, jakim go widzą dzieci. Czy wygląda na mądrego dorosłego, który czerpie przyjemność z obserwacji przyrody?

Pora wracać. Dzieci biegną z powrotem do wsi. William idzie za nimi, obok niego pies.

 

Wieje wiatr.

Jego mama wyszła z domu, aby zebrać kołyszącą się na drutach bieliznę. Patrzy w okno, opierając podbródek o rękę. Białe firanki podnoszą się w powietrzu. Teraz opadły, a teraz się podnoszą. Gdzieś w oddali przebrzmiewa grzmot. Nadchodzi burza.

Dzieci leżą w malutkich łóżeczkach ustawionych rzędem. Są zmęczone, szybko zasypiają. Zaraz zacznie padać. Ale, na razie, teraz, właśnie teraz, jest tak cicho, tak pięknie, tak cudownie. Tu i teraz, tylko tu i teraz, nie myśleć o przyszłości, przeszłości, tylko teraz. Ponieważ, teraz, jest cisza. Dzieci śpią, wiatr wieje. William zasypia z twarzą na biurku. Skrawkiem świadomości słyszy zbliżający się grzmot, lecz jest taki cichy, taki pokorny. Pies siedzi obok nóg swojego pana.

Na pewno będzie burza, lecz później, nie teraz.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • najmniejsza 4 miesiące temu
    Cisza przed burzą
  • Wianeczek 4 miesiące temu
    Smutne, zrzucanie odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo na dzieci jest niedojrzałe.
    Dzisiaj byłam w burzy nad wodą. Niesamowita prędkość z jaką się przemieszczała z jednej wyspy na drugi koniec wyspy.
    I tak jak większość. Nie odpowiadaj na ten koment.
  • pronuntatio 4 miesiące temu
    Zrzucanie odpowiedzialności można przecierpieć, ale od dojrzewania nie uciekniesz. Każdy człowiek przez to przejdzie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania