Nadmetraż

"Z niepodzielności powietrza

jeszcze nikt się nie wymigał."

Kazimierz Biculewicz "Dezyderata druga"

 

zdecydowanie przesadziłem. było mnie za dużo naraz.

wolny od norm, oswobodzony z reguł, zacząłem wyrastać

w głębokich i szarych od betonu,

nieprzyjaznych miejscach. osiedlałem się, gdzie

mnie nie posiano, zaludniałem (jednoosobowo!)

parki, piwnice, pokrywałem skwery.

 

wyrodził się caluchny świat lęglin, niewprawnych

studentów kalkomanii (wbrew pozorom - to

dosyć trudna sztuka, tak odwzorowywać się

na piachu, gałęziach, odbijać na sypkich głazach).

 

z trudnym do zniesienia zgrzytem (aż w uszach

zaskwierczały nadpalone bębenki!)

otworzyły się drzwi ze zbrojonego papieru.

i, jakby miała miejsce wewnętrzna amnestia,

uwolnieni, po latach biedowania w karcerach wyszli,

wybiegli, wykuśtykali na światło dzienne.

 

zgroza, aż nie szło patrzeć, serce bolało od ich widoku:

wynędzniali, jakby od maleńkości byli karmieni

jedynie sucharami i grubym styropianem,

zakutani w smolne, aż wyrywające się spod skór

tatuaże (wężyki, kłębiąca się wełna, liny-dusiciele,

posplatane robalizny, kożuch z kosmatych

jaszczurek, filc, coś bitumicznego).

 

wyniszczeni ale w złocie, porowaci, lecz odnosiło się

wrażenie, że każda ich blizna jest efektem nacięcia

nożem o ostrzu ze szlachetnego kamienia,

wżery powstały przez skropienie ciał wodą królewską.

 

i rzucali się w chmury, by objąć, przytulić się jak do

misiów. napychali puste żołądki jadowitym błękitem.

 

od blasku topniały ich oczy i języki, łuszczyły się

wykłute obrazki. na ziemię spadała, poskręcana

niczym spalony przez jesień liść, skóra.

 

reszta z ich ciał wsypuje się dalej i głębiej,

w słońca, w kosmosy.

 

tworzą nowe przestrzenie, zgrywają wszechrzecz

na dyskietki, zapisują piórami na pendrivach

inne wymiary.

 

lecą sprane i zszarzałe kwadraty Malewicza,

role niemożliwe do zagrania przez Malkovicha.

ości rozorujące przełyk Makłowicza,

ten koślawy poblask, ten niedokładny rym.

 

powiększam się w tym, tak bardzo osobnieję

(dziwowisko, bal maskowy w próchnie)

 

dziki lokator zamczysk, gdzie, stwierdzam

z przykrością, nie straszy,

 

badacz przeprawiający się wpław

przez strużynę lepkiej cieczy, o której wolę

niczego więcej nie mówić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • kikimora dwa lata temu
    Wiem, że większość okrywa się używanym słowem i ustawia w kolejce po laury. Cóż, póki co, musimy tolerować drobne oszustwa artystów. Z wielką uwagą i przyjemnością zachowuję w pamięci Twoje mądre słowa.
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Oj, są tacy... Ja nikogo nie oszukuję, chętnie ustawiłbym się w kolejce po darmowe mięcho i piwko, ale nie wiem, gdzie takie rozdają :) Dziękuję za komentarz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania