Nadzieja
Matczyny pocałunek spowity mgłą gęstą,
ogrzewa wychłodzony horyzont,
jak świt jasnością promienną.
Kruków chór szorstkimi nutami,
zrzuca klosz szklany, smugami wyświechtany.
Czarne ptaszyska pustym wzrokiem przeszywają
na wylot, pytając:
"Czy na bezkresnej pustyni zielony pąk wyrósł?"
Wtem rozświetla się wokół.
Czy to wstaje słońce?
Czy też znów nadchodzi burzy zło piorunujące?
A może to kolejne niechciane złudzenie, dające wciąż żywą nadzieję?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania