Nadzieja

Matczyny pocałunek spowity mgłą gęstą,

ogrzewa wychłodzony horyzont,

jak świt jasnością promienną.

Kruków chór szorstkimi nutami,

zrzuca klosz szklany, smugami wyświechtany.

Czarne ptaszyska pustym wzrokiem przeszywają

na wylot, pytając:

"Czy na bezkresnej pustyni zielony pąk wyrósł?"

 

Wtem rozświetla się wokół.

Czy to wstaje słońce?

Czy też znów nadchodzi burzy zło piorunujące?

A może to kolejne niechciane złudzenie, dające wciąż żywą nadzieję?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania