Nadzieja na lepsze życie

Przed chwilą minęło niedzielne południe i msza dobiegła końca. Jeszcze przed końcem ostatniej pieśni wierni zaczęli opuszczać kościół. Prawie wszyscy jak najszybciej starali się opuścić dom boży i niczym to wychodzenie nie różniło od masowych wyjść z opery, teatru, kina, koncertu, hali sportowej i wszelkich innych miejsc spotkań, w jakich ludzie biorą udział. Tutaj też najbardziej niecierpliwi przepychali się, jako pierwsi nie zważając, jaki swoim zachowaniem robią bałagan. Uwielbiam takie widowiska, staję sobie zawsze z boku i obserwuję całą tą przepychankę. Największe przeciskanie i zamieszanie widać w szatniach po zakończeniu koncertów w filharmonii, przedstawień opery i teatru. Osoby niechodzące do takich przybytków kultury nawet nie zdają sobie sprawy jak inteligentni i wrażliwi ludzie potrafią zachowywać się żeby odebrać wcześniej od innych swój płaszczyk. Wtedy wszelkie chwyty są dozwolone i nie ważne jest, że nakryć na pewno dla wszystkich wystarczy. Dla nich liczy się jedno, ja pierwszy i w takim postępowaniu nie widać żadnej wrażliwości takiej osoby. Dopiero po oddaleniu się na minimum sto metrów od obiektów kultury, takie osoby wracają do siebie i ponownie przypominają sobie o własnej wewnętrznej większej wartości od innych.

Ławki opustoszały i mogłem wtedy dopiero usiąść, wcześniej jak zawsze nie było miejsca. Nawet starsi i schorowani muszą sobie postać. Podobnie jak w innych i w naszym kościele obowiązuje zasada, kto pierwszy ten lepszy wtedy przez całą mszę szczęśliwiec siedzi. Miejsce było porządnie przez poprzednika wygrzane i z ciepłego siedziska obserwowałem jak przez trzy wyjścia przeciska się kłębowisko ludzi. Nawet długo nie trwało, kiedy zrobiło się pusto, wtedy spokojnie mogłem udać się do swojego domu.

Cały tłum przeniósł się na przykościelną ulicę, teraz tutaj rozgrywały się dantejskie sceny. Chodniki pełne pieszych, samochody poprzez złe parkowanie prawie zablokowały drogę. Przepychanka trwa w najlepsze, więc postanowiłem śmignąć obok i wyjść przed tłumem. Boczkiem przeskoczyłem tu i tam, tak znalazłem się na drugiej ulicy przed rozpędzonym samochodem, którego wcześniej w czasie skoku przez parkan nie zauważyłem. Auto było bardzo szybkie, choć to podrasowany stary grat. Pisk hamulców uświadomił mi zagrożenie i jedynie, co mogłem to podskoczyć. Adrenalina dodała mi skrzydeł i wyskoczyłem wyjątkowo wysoko. Bryka przemknęła pod moimi stopami i zanim stanąłem na asfalcie, znikła za zakrętem. Nawet nie zdążyłem się spocić, a co dopiero ochłonąć, jednak usłyszałem od starszej pani.

- Młody człowieku przed chwilą mogłeś zginąć.

Uważnie popatrzyłem na nią i rozpoznałem. Kobieta ta zawsze najgłośniej na mszy śpiewała i modliła się zażarcie. Jej głos był tak piskliwy, że współczułem tym, co mieli słuch absolutny. Nawet ja przez nią cierpiałem, choć jestem przez nagminne słuchanie w słuchawkach bardzo głośnej muzyki pół głuchy.

- Proszę się nie martwić, najwyżej zginę –odpowiedziałem jej z uśmiechem na ustach.

- Zabraniam w taki sposób ze mnie żartować – odpowiedziała pani jednocześnie żegnając się.

Widocznie chciała w ten sposób odciąć się od złego, a ja pomyślałem wtedy jak to jest, że osoba wierząca tak panicznie boi się śmierci. Przecież już od najmłodszych lat przekonują nas o lepszym życiu na tamtym świecie. Ateistę bojącego się końca żywota zrozumiałbym i nawet nie okazałbym oznak zdziwienia, lecz lęk tej pani dał mi wiele do myślenia.

Musiałem w końcu dowiedzieć się prawdy i na najbliższej lekcji religii przydusiłem katechetkę, mówiąc.

- Czy może mi pani wyjaśnić, dlaczego w naszym społeczeństwie osoby deklarujące swoją wielką wiarę panicznie boją się śmierci. Natomiast ludzie wychowani w innych wiarach i kulturach widzą po śmierci lepszy dla siebie byt.

Jednak nie umiała i nie potrafiła mi udzielić przekonującej odpowiedzi, w zamian zaproponowała rozmowę z księdzem. Niestety on, ani jego zwierzchnik i kilkaset innych osób, które pytałem, nie byli w stanie powiedzieć czegoś przekonywującego. Może, dlatego, że sami nie wierzyli w to, co mówią i oni też potrzebowali usłyszeć potwierdzenie z ust kogoś, kto jest pewny zmartwychwstania i życia wiecznego.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • ausek 09.09.2016
    Dobre. :) Swego czasu sama głowiłam się nad tym zjawiskiem. Może Ci zażarcie wierzący boją się tego, że pozory jakie stwarzają wokół swojej osoby są nadto czytelne... Sama znam takich ludzi. Ich wiara jest postrzegana przeze mnie raczej jako dewotyzm.
  • NataliaO 09.09.2016
    Ciekawie przedstawione ; 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania