Poprzednie częściNadzieja Rozdział I

Nadzieja Rozdział II

Dowiedziałam się od Patryka, że sprawcy podpalenia nie znaleziono. No tak gdzie by nasza policja doszła do czegoś! Fizycznie powoli dochodziłam do siebie, dostawałam mniej leków uspokających, które miały mi pomóc się lepiej poczuć. Gorzej było z psychiką, chciałam, żeby do sali zapukała moja mama wraz z ojcem. Choć wiedziałam, że się to nie stanie to i tak miałam nadzieję. Mój chłopak Patryk odwiedził mnie koło dwunastej, bardzo się ucieszyłam z tego powodu. Brakowało mi tego ciepła i miłości, którą on mi oferował swą obecnością.

- Kochanie, policja nadal szuka sprawcy? - zapytałam.

- Nie skarbie, stwierdzili, że to może być każdy. Człowiek, który to zrobił, nie pozostawił żadnych śladów. - odpowiedział niechętnie.

Wiem, że chciał zakończyć ten temat, ale ja musiałam się dowiedzieć, kto to zrobił. Nie było innej opcji.

- Nie złość się na mnie, brakuje mi ich... - łzy napłynęły mi do oczu.

Chłopak dotknął mojej dłoni i mocno ją ścisnął. Nie potrafiłam opanować tego bólu, tej tęsknoty, która mnie napadła. Zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczę tej uśmiechu mamy. Nigdy nie usłyszę "Wstawaj kochanie, szkoda dnia na spanie. ", nie poczuję tego ciepła przy gorącej herbacie. To już nie wróci, już nigdy...

- Nigdy ich nie ujrzę, już nigdy nie powiem „Dobranoc mamo, dobranoc tato". Nigdy, nie rozumiesz?! - powiedziałam z płaczem.

- Kochanie, spokojnie. Już ciiiii... Damy radę, damy radę. - szepnął.

- Nie. Rozumiesz nie... Ja nie potrafię bez nich żyć, nie potrafię. -

Odwróciłam się na bok, miałam ochotę po prostu umrzeć... Przytulić rodziców, powiedzieć, że ich kocham. Patryk poszedł do lekarza po to, żeby mi dał większą dawkę leków. Przecież uzależnić się można. Zasnęłam... Nie wiem, ile spałam, ale gdy się obudziłam, było ciemno, a obok mnie siedział mój chłopak. Miałam żal do siebie, że tak go potraktowałam. Złapałam go za dłoń i rzekłam.

- Przepraszam... -

Uśmiechnął się i pocałował moją dłoń. Postanowiłam, że sama odnajdę sprawcę, być może to złe rozwiązanie, ale ja chcę to widzieć. W szpitalu musiałam zostać jeszcze dwa tygodnie, setki badań, pytań, najdziwniejsze było to, że nikt oprócz Patryka mnie nie odwiedził. Po tych wszystkich torturach w końcu mogłam wyjść. Patryk pomógł mi się spakować, był dla mnie tak dobry.

- Okej, to już wszystko. Zbyt dużo nie masz tu rzeczy... - zaczął zdanie, lecz ja mu przerwałam.

- Wszystko się spaliło, te ubrania nie są moje. Dały mi je pielęgniarki, ale pozwoliły zatrzymać. -

- Aha... No to ja mam super pomysł, pójdziemy na zakupy. Jesteś taka śliczniutka i najcudowniejsza więc zasługujesz na wszystko, co najlepsze. - podszedł i mnie przytulił.

- Kocham Cię. - szepnęłam.

- Ja też Cię kocham. -

Wyszliśmy z pokoju, którego szczerze nienawidziłam. Poszliśmy po wypis, a następnie do domu Patryka gdzie miło ugościli mnie jego rodzice. Jego mama miała czterdzieści dwa lata, a jej małżonek o dwa lata starszy. Idealne małżeństwo, taka kochająca się rodzina. Zjedliśmy obiad i pojechaliśmy na obiecane zakupy, prawdę mówiąc trochę się tego bałam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania