Nadzieja umiera ostatnia

Nadszedł ostatni dzień wojny ze skażonymi. Zostało nas tak mało,że nikt nie spodziewał się wrócić z tego żywy,jednak nie było nam z tego powodu smutno. Pogodziliśmy się z tym losem. Ostatnie godziny poświęciliśmy na modlitwy i przeprosiny. Również na pożegnania. Co dziwne ciężko mi było pożegnać się z tą kamienicą, która z więzienia stała się domem.

Rozejrzałam się po korytarzu. Każdy albo siedział w kącie i modlił się,albo po prostu cicho płakał. Był to okropny widok. Poczułam się beznadziejnie. Ci ludzie bali się tak samo jak ja i tak samo jak ja wiedzieli ,że za kilka godzin będą musieli zabić swoich bliskich,żeby odrodzili się na nowo.

- Musisz coś zrobić - odezwał się czyjś głos. Obejrzałam się i zobaczyłam Andre. No tak zapomniałam,że już wrócił z patrolu.

- Co mam niby zrobić? Wiesz dobrze,że tego nie przeżyjemy i dawanie tym ludziom fałszywej nadziei jest nie fair- wyszeptałam . Nie chciałam by ktokolwiek słyszał,że dowódczyni się poddaje.

- Musisz ich zmotywować! Zostali sami. Nie powinni w takim stanie iść na wojnę. Ze smutkiem w oczach i wyrokiem śmierci w sercach. - Andre położył rękę na moim ramieniu w geście otuchy - Jako ich przywódczyni powinnaś w takiej chwili pokazać im,że z nimi jesteś i w nich wierzysz.

Westchnęłam. Andre miał rację. Powinnam dodać im otuchy,pocieszyć. Nie mogłam z obojętnością patrzeć na ich smutek i cierpienie.

- Proszę o uwagę - Na korytarzu umilkły szepty i łkania. Wszystkie pary oczu zwrócone były na mnie. Dodalo mi to odwagi.- Pragnę wam coś powiedzieć.

- A więc - zaczęłam po chwili- pragnę was przeprosić. Nie dałam rady ...nie dałam rady ochronić waszych bliskich i was samych. Zawiodłam. I jest mi z tym źle. Wstyd. Zaufaliście mi. Powierzyliście swoje życie. Mogę chociaż wam obiecać,że nie oddam go bez walki. Wiem,że się boicie, że chcecie aby to się skończyło...- Wybuchły pomroki i jęki. Zrozumiałam tylko słowo ' umrzemy". - Jednak w nawet w cierpieniu można znaleźć sprzymierzeńca. - Chrząknełam. Znów zapanowała cisza. - Musicie pamiętać,że robimy to dla naszych bliskich!!! Nie wiem jak wy ale ja chcę uratować Ann i resztę! Tylko my im zostaliśmy. Walczmy o lepsze jutro albo zgińmy próbując je ocalić!! Kto jest ze mną?!? - Wykrzyknęłam. Wszyscy odpowiedzieli" Ja" . Poczułam ulgę i silę jakiej nie miałam przez ostatnie dni.

- To dla ciebie Ann - wyszeptałam i zaczęłam ostrzyć swój ukochany nóż. Tak mieliśmy szanse. Wspólnie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania