Nadzieja umiera ostatnia

Jestem Anyia. Na wpół Polka, na wpół Murzynka. Mieszkam w Ameryce, pochodzę z Afryki. Zwyciężę. Tym razem się nie poddam. Już się nigdy nie poddam. Choćby nie wiem co.

 

Jestem Anyia, mam 32 lata. Mój sześcioletni synek biega po podwórku z dzieckiem sąsiadów. Mój mąż umarł pięć lat temu z powodu raka. Alkohol, którego poważnie nadużywał, tylko przyspieszył jego śmierć. W ostatnich miesiącach życia nawet ćpał jakieś świństwa od znajomego. Spotkałam dwa dni temu Erica. Ożenił się z Mią. Mają już trójkę dzieci: dwóch siedmioletnich bliźniaków i czteroletnią córeczkę. Powróciły wspomnienia. Tak pokochałam Erica, że z miłości do niego zapomniałam o własnym szczęściu. Moje uczucie do niego kazało mi zostawić go i pozwolić mu się związać z inną kobietą. Dużo nad tym myślałam. Dziś chyba postąpiłabym tak samo. Jednak głęboko w sercu wciąż słyszę słowa wypowiedziane, kiedy ostatni raz go widziałam, tuż przed wyjazdem do szkoły z internatem: „Będę na ciebie czekał”.

 

Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły, początkowo mnie wyszydzali. Dopiero w liceum skończyła się moja udręka. Chłopcy zauważyli, że wcale nie jestem odrzutkiem, a dziewczyny, że płeć męska się mną interesuje. Zyskałam wielu znajomych. Miałam miliony chłopaków. Nie byłam cheerleaderką, zawsze uważałam, że to nie dla mnie, mimo że dobrze się ruszałam i szpagat czy salto nie sprawiały mi większego problemu. Moje utrapienie przyszło w drugiej klasie, pod postacią Erica. Był wysoki, przystojny, wysportowany… Przyjechał z Europy, z jakiegoś małego państewka. Miał śmieszny akcent, był przeraźliwie inteligentny i błyskotliwy. Już pierwszego dnia, kiedy pojawił się w szkole, znalazł się na moim celowniku. Musiałam go zdobyć za wszelką cenę. Jego błękitne oczy, blond loki opadające zawadiacko na czoło i urzekające dołki w policzkach sprawiły, że dostałam na jego punkcie bzika. Stał się moją obsesją. Wiedziałam, że muszę subtelnie go sobą zainteresować. Nachalność przynosi odwrotne efekty. Muszę przyznać - był bardzo trudny. Raz „niechcący” wpadłam na niego ze stosem kartek, bo biegłam do Evy. mojej przyjaciółki. Jego głos był hipnotyzujący, a zapach zniewalający. Kiedy musnął moją dłoń, poczułam dreszcze na całym ciele. Udałam, że się speszyłam, spuściłam głowę, przeprosiłam i uciekłam. Przez miesiąc delikatnie podsuwałam mu się i pokazywałam. Udawałam czasem potrzebującą jego pomocy, zagubioną w dzisiejszym świecie istotkę. W końcu zagadał na korytarzu, odprowadził do domu, zaprosił na pierwszą randkę. Poczułam ogromną satysfakcję. Czerpałam ze swojej zdobyczy, ile tylko byłam w stanie. Omotałam sobie Erica wokół palca.

Pewnego wieczoru spędzonego z nim na małej polance, uświadomiłam sobie, że traktowałam wszystkich jak zabawki, że przez moje podejście do życia straciłam bardzo wiele. Zrozumiałam, że tak bardzo raniłam ludzi… Zrozumiałam, że… że się w nim zakochałam. Rozpłakałam się przy nim, mimo tego że nie chciałam. Zobaczył moje łzy. Natychmiast zaczął mnie wypytywać, co się stało.

 

Opowiedziałam mu wszystko. Całą historię. O tym, że mam złamane serce. Przez głupiego Aarona, który kiedyś mnie wykorzystał, przestałam czuć. Chciałam zagłuszyć w sobie wyrzuty sumienia, to, że byłam taka głupia i że poleciałam na tego idiotę, który chciał tylko przelecieć wszystkie ładne dziewczyny. Dwa lata wcześniej moja kuzynka zabrała mnie na imprezę do kolegi. Wyglądałam dość dojrzale jak na swój wiek. I tam go poznałam. Dziewczyny zaczęły wzdychać, gdy tylko wszedł na parkiet. Rzeczywiście był przystojny. Czarne włosy, zielone oczy, łobuzerski uśmiech… Każda dziewczyna na niego leciała. Wystarczyło tylko rzucić okiem po sali. Każda posyłała w jego kierunku ukradkowe spojrzenia. W momencie dziewczyny wyszły tańczyć, zostawiając mnie samą na kanapie. Stwierdziły, że muszę im pilnować drinków. Smutnymi oczami wodziłam po sali. Wtedy do mnie dosiadł się Aaron, zagadując i uśmiechając się. Ucieszyłam się jak dziecko, które dostało szafę grającą. Zaprosił mnie na randkę następnego dnia. Zgodziłam się. Uwodził mnie przez dwa miesiące. W końcu powiedział, że urządza imprezę. Gdy przyszłam, okazało się że na imprezie będą tylko dwie osoby. Z początku się przeraziłam, ale potem mi przeszło. Wszyscy sobie dopowiedzą, co się stało. Następnego dnia wieczorem zadzwoniła do mnie kuzynka, pytając, czy rzeczywiście Aaron ze mną zerwał. Zaprzeczyłam. Kiedy usłyszałam, że całował się w szkole z jakąś dziewczyną, rozłączyłam się. Chciałam popełnić samobójstwo. Jednak w ostatniej chwili, kiedy miałam założoną na szyję pętlę i miałam zeskakiwać z krzesła, do mojego pokoju wpadł tata. I się zaczęły… Rozmowy z psychologiem, nauczycielami, terapeuta… W szkole nie miałam normalnego życia. Przeniosłam się do innej. Chciałam stłumić w sobie wszystkie uczucia i ludzkie odruchy. Udawało mi się to dość dobrze. Jednak w środku i tak cała byłam miękka. Bywały dni, kiedy ciągle płakałam. przychodziłam ze szkoły i nie dałam rady nawet odrabiać zadań, nie byłam w stanie się czegokolwiek nauczyć. Bawiłam się ludzkimi uczuciami. Podrywałam i rozkochiwałam chłopaków, a potem ich rzucałam. Sprawiało mi to satysfakcję. Jakbym chciała się zemścić na wszystkich chłopakach. Zaszufladkowałam ich wszystkich razem. Wtedy właśnie trafiłam na Erica. Przystojny, wrażliwy… Miał być ostatnią ofiarą. Tym, na którym dokonam ostatecznej zemsty. Jednak szybko okazało się, że pokochałam go. Uwierzyłam w miłość i pojęłam, że jestem człowiekiem niegodnym niczego, kimś komu miłość się nie należy. Długo tłumiłam w sobie to wszystko. Zbyt długo.

 

Eric milczał. usiadł i oparł się o drzewo. Patrzył w dal, jakby chciał to wszystko ogarnąć, ale nie był w stanie. Widziałam w jego oczach niedowierzanie.

 

- Przepraszam, nie zasługuję na ciebie. - Wyszeptałam, wstając. Pocałowałam go w policzek, roniąc łzy. Odeszłam. Odwróciłam jeszcze głowę, by zobaczyć choć przez chwilę jego sylwetkę, choćby cień. Jednak Erica tam nie było. Biegłam do domu przez niebezpieczne uliczki, ciemne zagajniki. Czułam ulgę, że wszystko z siebie wyrzuciłam, ale też okropny smutek i złość na samą siebie, że akurat teraz uświadomiłam sobie, jaką jestem świnią. Gdy w końcu wbiegłam do domu, udałam się do mojego pokoju na najniższym piętrze. Nie spałam całą noc. Tydzień symulowałam chorobę. Udało mi się tak omamić rodziców, że nie poszli ze mną do lekarza. Jednak Mateuszek, mój czteroletni braciszek, zauważył, że coś ze mną nie tak. Przyszedł do mnie i mocno przytulił.

 

- Nie maltw się. Wsystko będzie dobze. Chłopaki nie płacą. - Powiedział, ściskając moją rękę. Podchwycił tekst mamy. Zaczęłam się śmiać. Nikt nie potrafił mnie tak rozweselić, jak on. Moja trzynastoletnia siostra tylko potrafiła mnie doprowadzić do szału. Podbierała mi kosmetyki i ciuchy, myśląc, że nic nie widzę. Czytała SMS-y, podsłuchiwała moje rozmowy telefoniczne.

- Masz rację - powiedziałam. - Chłopaki nie płaczą. Tylko że ja jestem dziewczyną.

- No to nic. W takim układzie mozes płakać. Ale nie za duzo, bo ci się mogą łzy skońcyć. Zawse tseba mieć na zapas - braciszek znowu wtulił się we mnie. Był jak taka mała przylepka. Kiedy tylko zauważył, że ktoś jest smutny, od razu chciał go pocieszyć. Gdy coś zepsuł albo ktoś na niego nakrzyczał, od razu do mnie biegł i chował się za mną.

 

Następnego dnia poszłam do szkoły. Eric stwarzał pozory, jakby nic nigdy nie zaszło między nami, jakby mnie nie znał. Raz przyłapałam go na patrzeniu w moją stronę smutnym wzrokiem. Na długiej przerwie znalazłam w mojej szafce karteczkę o treści: „Gratuluję. Właśnie zdobyłaś swój cel. Dokonałaś ostatecznej zemsty. Mam nadzieję, że jesteś w pełni usatysfakcjonowana.” Wybiegłam ze szkoły. Chciałam zacząć wszystko od nowa.

 

Przybiegłam do taty, by wypłakać mu się na ramieniu. Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Całe moje życie. Słuchał i się nie odzywał. Tylko czasem mocno mnie przytulał.

 

- Wiesz, moim zdaniem powinnaś przeciwstawić się problemom. Nie można uciekać od konsekwencji. Jak by to powiedziała mama: nawarzyłaś sobie piwa, więc teraz je wypij. Nie chodzi o to, byś cierpiała, lecz o to, byś poniosła konsekwencje i wyciągnęła wnioski z tej trudnej lekcji życia.

- Tato, ja nie mam siły… Nie mam siły żyć. Zawsze udawałam twardą, że nic na mnie nie działa, że nikt mnie nie złamie. W środku byłam w kawałkach. I wiesz, że chciałam z tym skończyć. Żałuję, że mi się nie udało. Żałuję, że nie udało mi się popełnić samobójstwa. Żałuję… - wyszeptałam i uciekłam. Biegłam przed siebie. Jak najdalej. By tylko uciec od tego wszystkiego. Byle by tylko zapomnieć. Kiedy już nie miałam sił i moje ciało samo opadało, zdążyłam tylko wyszeptać: „Żałuję… Nie umiem żyć…” Gdzieś w jakimś parku opadłam i pogrążyłam się w ciemności. Miałam nadzieję, że umarłam.

 

Obudził mnie czyjś krzyk i ból w gardle. Otworzyłam oczy. Miałam nadzieję, że jestem po drugiej stronie. Ale zaraz… Przecież moja siostra żyje. Mój brat i tata też. Więc co oni tu robią?! Jeszcze raz zamknę oczy i je otworzę. To samo. Doszła jeszcze mama. Jednak nie umarłam.

 

- Przepraszam… - wyszeptałam. Z oczu popłynęły mi łzy. - Czym wy sobie na mnie zasłużyliście?

- Anyia! Obudziła się! - Usłyszałam dźwięczny głos mamy. Jej błękitne oczy spoglądały na mnie z zatroskaniem. Wiecznie zimne dłonie dotknęły mojego płonącego policzka.

- Nigdy więcej tak nie rób. Zapamiętaj: Jesteś wspaniałą dziewczyną. - Usłyszałam szept mamy. - Każdy popełnia błędy. Ludzie się na nich uczą.

- Zawsze będziesz miała obok siebie nas. Choćbyś nie wiem, co zrobiła, zawsze będziemy cię kochać i ci pomożemy. - Tata ścisnął moją rękę.

- No nie płac juz, bo ci na kiedy indziej łez nie zostanie - Mateuszek wytarł paluszkami moje policzki. Roześmiałam się. Jego ogromne brązowe oczy spoglądały na mnie z zaciekawieniem, a gdy się do mnie przytulił, brązowe loczki łaskotały po twarzy. Młodsza siostra siedziała tuż przy moim łóżku, przyglądając się zmęczonymi oczyma. Niesamowicie podobna do taty, wysoka i szczupła o nienagannej figurze, wyglądała jak modelka. Mimo podkrążonych oczu i rozczochranych włosów, wciąż była piękna.

- Masz anemię. Bardzo dużą. Przecież niedawno robiliśmy ci badanie krwi, a wszystko było w porządku! Zapisali ci tabletki. Od dzisiaj kontroluję każdy twój posiłek. Musisz się zdrowo odżywiać. - Mówiła mama, głaszcząc mnie po głowie. - Jutro po ciebie przyjedziemy. Musimy wracać. Bo już dwudziesta. Marika musi iść do szkoły. - Siostra przewróciła oczami i ciężko wypuściła powietrze.

- Przecież nie jestem małym dzieckiem… - mruknęła trzynastolatka. Na twarzy mamy pojawił się nikły uśmiech Nienawidziłam siebie. Nienawidziłam za to, że przeze mnie się tak zamartwiają. Chciałam zniknąć i sprawić, by zapomnieli o moim istnieniu. Tylko uprzykrzałam im życie. A moje pseudo-przyjaciółki (z wyjątkiem Evy, której zawsze mogłam się zwierzyć i zaufać) obgadywały mnie każdego dnia. Wymyślały niestworzone historie z moim udziałem. Nieraz przez nie wypłakiwałam się w ramię Evy. Sama nie wiem, dlaczego się z nimi kumplowałam. Pamiętam, jak Mia, jakaś dziewczyna, mówiła o Ericu z koleżanką na lekcji. Zaprzyjaźniła się z nim, chociaż wiem, że ona go kochała. Byłam cholernie zazdrosna, gdy do niego dzwoniła, czy chociażby rozmawiała. Wiedziałam, że jest ode mnie dużo lepsza, fajniejsza. Może nie była ładniejsza, ale prawdziwie go kochała. Ja zdałam sobie sprawę, że go kocham, za późno. Nie zasługiwałam na niego. Był za dobry. Chciałam go wykorzystać, tak jak Aaron mnie. Stałam się taka jak ten idiota, który się mną zabawił dwa lata temu. Bylibyśmy siebie warci.

 

**** **** ****

 

- Hej, Mia - powiedziałam do blondynki w poniedziałek przed lekcjami. Spojrzała na mnie zdziwiona.

- Yyy… Cześć - rzuciła niepewnie.

- Wiesz… Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale widzę, że podoba ci się Aaron. Hmm… Zabujałaś się w nim.

- Aale… - Dziewczyna zarumieniła się.

- Chciałam ci tylko powiedzieć, że masz wolną rękę. Zerwałam z nim. On chyba też coś do ciebie czuje. - Mówiłam swobodnie, jakby to była rozmowa o kartkówce z biologii.

 

Dziewczyna spojrzała na mnie zawstydzona. Pomachałam jej i odeszłam. Cała się trzęsłam. Gdy doszłam do mojej szafki, zorientowałam się, że czeka przy niej Eric. Poczułam łomot serca. Ręce zaczęły mi się pocić.

 

- Anyia. - Szepnął, zbliżając się. Chciał mnie pocałować, jednak zrobiłam unik.

- Czego chcesz? - zapytałam, śmiejąc się.

- Nie jestem na ciebie zły. Wiem, że mnie kochasz. Czuję to. Może z początku chciałaś mnie wykorzystać, ale widzę, że mnie kochasz. Widzę to w twoich spojrzeniach, moja podświadomość mówi mi, że czujesz do mnie to co ja do ciebie.

- Naprawdę? Bawiłam się tobą. Nie rozumiesz? Chciałam cię zranić, wykorzystać. Jesteś taki „wrażliwy i dobry”, że stałeś się idealnym celem. Nowy, zagubiony chłopczyk. W dodatku całkiem przystojny. Chciałam cię zranić, chciałam, żebyś cierpiał. Chyba mi się to udało? Idź do Mii. Wiem, że oboje coś do siebie czujecie. Nie kocham cię. Nie czuję do ciebie nic. - Lodowatym tonem głosu chciałam go odepchnąć. Pragnęłam, by mnie znienawidził. Kochałam go tak bardzo… Pragnęłam jego szczęścia. Nawet, jeśli miałoby mnie zabijać, ranić od środka.

- Nie jesteś taka… Widzę to. Wiem, że udajesz. Za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy, stawałaś się inną osobą. Wrażliwą, czułą, otwartą… - Szeptał. W jego oczach wciąż widziałam miłość do mnie.

 

 

- Udawałam. - Powiedziałam. Eric zamknął oczy. Po chwili je otworzył. W jego oczach widziałam łzy. - Beczysz? Nie dobijaj mnie! - roześmiałam mu się w twarz. Odszedł. Pociemniało mi w oczach. Zrobiłam dwa kroki i upadłam.

 

- Nie kochasz mnie. Właśnie widzę. - Usłyszałam znajomy głos. Poczułam na twarzy ciepły dotyk. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam wpatrzone we mnie błękitne oczy.

- Nie, nie kocham cię.

- Hmmm…- powiedział, po czym uniósł brwi. Miałam ochotę go pocałować i wykrzyczeć, jak bardzo go kocham. Jednak wiedziałam, że na niego nie zasługuję. Czułam, że lepiej będzie dla niego, jeśli będzie z Mią. Ta była dla Erica dobra od początku. Nie kierowała nią zawiść czy chęć zemsty - w przeciwieństwie do mnie, na początku znajomości z tym chłopakiem.

- Puszczaj mnie! - Niemalże krzyknęłam. Z odrazą wstałam, strzepując z bluzy niewidzialny pyłek. Eric również wstał i zbliżył się do mnie na tyle blisko, że zetknęliśmy się ciałami. Serce chciało mi wyskoczyć przez gardło. Wyjęłam z kieszeni żelazo i połknęłam dwie tabletki.

- Co to? - Spytał zdziwiony.

- Nie twój interes. - Warknęłam ochryple, oddalając się o duży krok. Eric momentalnie się zbliżył, ujmując moją twarz w dłonie, po czym pocałował w usta. Poczułam mięknące kolana. Gdybym mogła zatrzymać czas… Mogłabym zostać w jego objęciach do końca świata. Chciałam zapamiętać z tej chwili jak najwięcej. Wiedziałam, że to nasz ostatni pocałunek. Odepchnęłam go, udając zażenowanie. - Czy ja mówię niewyraźnie? Zostaw mnie w spokoju! Odejdź i nigdy się już do mnie nie zbliżaj! - Syknęłam. Z trudem walczyłam ze sobą. Nie doceniałam nigdy mojego talentu aktorskiego.

- Nie… Niemożliwe… - Szepnął od nosem Eric. Patrzył na mnie ogromnymi oczyma.

- O! Spójrz, kto idzie! Mia! - Krzyknęłam.

- Będę na ciebie czekał… - Szepnął niemal niesłyszalnie.

- Będzie z was świetna para. - Zakończyłam i odeszłam. Wpadłam do łazienki i momentalnie się rozszlochałam. Chciałam jak najszybciej gdzieś uciec. Byle jak najdalej od rzeczywistości. Gdy wychodziłam z łazienki, kątem oka zobaczyłam, jak Mia obejmuje Erica. Poczułam mocny cios w serce. Byłam jednak zadowolona. Eric w końcu będzie szczęśliwy.

Jestem Anyia, mam 32 lata. Mój sześcioletni synek biega po podwórku z dzieckiem sąsiadów. Mój mąż umarł pięć lat temu z powodu raka. Alkohol, którego poważnie nadużywał, tylko przyspieszył jego śmierć. W ostatnich miesiącach życia nawet ćpał jakieś świństwa od znajomego. Spotkałam dwa dni temu Erica. Ożenił się z Mią. Mają już trójkę dzieci: dwóch siedmioletnich bliźniaków i czteroletnią córeczkę. Powróciły wspomnienia. Tak pokochałam Erica, że z miłości do niego zapomniałam o własnym szczęściu. Moje uczucie do niego kazało mi zostawić go i pozwolić mu się związać z inną kobietą. Dużo nad tym myślałam. Dziś chyba postąpiłabym tak samo. Jednak głęboko w sercu wciąż słyszę słowa wypowiedziane, kiedy ostatni raz go widziałam, tuż przed wyjazdem do szkoły z internatem: „Będę na ciebie czekał”.

 

- Mamusiu, dlaczego płaczesz? - Mój synek, Alex, obejmuje mnie mocno.

- To nic, synku. Dorośli tak czasem mają. Po prostu zdałam sobie sprawę, jaka jestem beznadziejna.

- Jesteś najmniej beznadziejną mamą na świecie - szepcze mi do ucha synek.

- Obiecaj, że będziesz mądry i nigdy nie będzie tobą kierować chęć zemsty. - Szepnęłam.

- Obiecuję. Kocham cię, mamusiu. - Słyszę szept dziecka. Przypominam sobie, że muszę jechać na wyniki badań krwi do kliniki. Robię je co pół roku sobie i Alexowi. Wkładam niewygodne sandały, sznuruję synkowi tenisówki i wsiadam do starego jeepa. Po drodze wstępuję do supermarketu i kupuję mu ogromnego loda. Kiedy zajeżdżam pod klinikę, zaczyna padać. Przed chwilą było tak gorąco! Wchodzę do gabinetu i widzę szkapowatego lekarza z haczykowatym nosem i ogromnymi okularami.

- Panna…?

- Grey. Anyia Grey. I Alex Grey, to mój syn.

 

Lekarz wyciąga z biurka wyniki badań i głęboko wzdycha. Patrzy na mnie niepewnie.

 

- Co jest?

- Mam niewesołą nowinę.

- Słucham. - Mówię, czując występujące na czoło kropelki potu.

- Ma pani białaczkę. - Mówi lekarz, nie patrząc mi w oczy, uciekając wzrokiem w kierunku długopisów znajdujących się w pojemniku obok.

- Hmm… To niemożliwe. Pewnie pomyliliście próbki. - Mówię zażenowana.

- Możemy je zrobić je jeszcze raz, ale… Ale to bardzo wątpliwe, że się pomyliliśmy.

- Na pewno się pomyliliście. To na pewno nie są wyniki badań mojej krwi. Przyjadę jutro rano. Do widzenia. - Mówię ze złością i wychodzę, trzaskając drzwiami. Alex skarży się na ból brzucha. Pewnie zaszkodził mu ten lód. Przebiegamy szybko do auta. Leje jak z cebra.

 

**** **** ****

 

Dwa dni później przyjechałam do przychodni po wyniki kolejnego badania. Miałam nadzieję, że lekarz się pomylił. Byłam ogromnie zdenerwowana.

 

- Ach, to pani. - Lekarz siedzący za biurkiem patrzy na mnie dziwnie.

- Może pan liczyć na to, że już więcej nie przestąpię progu tej kliniki. Nawet pan nie wie, ile się najadłam nerwów.

- Proszę usiąść - lekarz wskazuje krzesło. Czuję mdłości. Powoli siadam na miejscu wskazanym przez mężczyznę.

- Nie myliliśmy się co do badań. To była próbka pani krwi. Bardzo mi przykro, ale jest pani naprawdę poważnie chora. Jednak jest duża szansa na to, że wyzdrowieje… Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia.

- Ja… przepraszam… - Wyduszam z siebie i wybiegam z kliniki. Przecież to niemożliwe.

 

Zielona ściana pokoju razi mnie swoim intensywnym kolorem. Mimo to nie chce mi się przewrócić na plecy, ani nawet odwrócić wzroku. Gapię się tępo w jeden punkt i zastanawiam się, co teraz będzie, jak przez to wszystko przejdzie Alex. Czy ja w ogóle przeżyję? Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić. Moja rodzina nie chce mnie znać… Po tym, jak wyjechałam do innego stanu i wzięłam ślub z mężczyzną, którego nie akceptowali - z Rosjaninem. Nic o nich nie wiedziałam, nawet nie próbowałam kontaktować. Pewnie mnie zapomnieli… Do drzwi ktoś się dobija. Niech puka… Nie mam ochoty z nikim się widzieć. Po prostu na chwilę zniknę, by sobie to wszystko przemyśleć i się z tym pogodzić.

 

- Halo! Jest tu ktoś? - Dobiega mnie czyiś krzyk. Znajomy głos. Gdzieś już go słyszałam. Zupełnie podobny do… Nie, to na pewno nie Eric.

- Dzień dobry. - Alex otworzył drzwi. Muszę go odwieźć do szkoły.

- Cześć, mały… Alex? Tak masz na imię? - Jakiś mężczyzna wita się z moim synem.

- Y… Tak.

- Mogę wejść?

- Proszę.

- Gdzie jest mama?

- Mama już wstaje. Musi mnie odwieźć do szkoły. Mamusiuuuu!

 

Powoli zrzucam nogi z materaca i ciężko się podnoszę. Muszę się przytrzymywać ściany. Coś słabo się czuję. Pewnie za gwałtownie wstałam. Kieruję się do kuchni. Strasznie mi zimno. Mam na sobie krótkie szorty i bluzkę na ramiączkach.

 

- Anyia?! Anyia! Jak dobrze, że cię widzę! - Mam omamy wzrokowe. Muszę się jak najszybciej zgłosić do kliniki. Może mi się to jeszcze śni? Tak, na pewno. Tak, do końca się nie wybudziłam. Po prostu go zignoruję. To nie Eric.

- Alex, możesz jechać autobusem szkolnym?

- Mamo… On właśnie odjechał. Obiecałaś, że mnie dziś odwieziesz.

- Coś gorzej się czuję. Widzisz… Na jakiś czas chyba będzie się musiała tobą zaopiekować pani Stanley, nasza sąsiadka, bo muszę wyjechać… - Mówię sennym głosem. Synek świdruje mnie wzrokiem. Te jego błękitne oczy… Zupełnie takie jak jego ojca. Ogromne i sprawiające wrażenie, że są w stanie przejrzeć cię na wylot.

- Co z autobusem szkolnym? - Pyta chłopiec, opierając się o ścianę.

- Mogę go podwieźć - oferuje się Eric, który wygląda jak najbardziej prawdziwie. Chyba nie mam omamów.

- To naprawdę ty, Eric? - Pytam ze zdziwieniem w głosie. Wysoki mężczyzna uśmiecha się, zbliżając do mnie i mocno tuląc. Słyszę bicie jego serca - mocne, zdecydowane. Czuję dreszcze na całym ciele. Zaciskam mocno powieki. Wciągam w nos jego zapach. Czuję się jak nastolatka. Moje serce bije jak oszalałe. Czuję motylki w brzuchu i mięknące nogi. Na czoło występuje mi pot. Spod powiek wylewają mi się łzy. Rozszlochuję się. Nawet nie wiem kiedy.

- Ale… Jak ty…

- Może najpierw odwieźmy Alexa do szkoły, co?

- Mhm. - Mówię, wciąż nie dowierzając własnym oczom. Szybko przebieram się w jeansy i wygodny top. Zauważam w lustrze, że jestem jeszcze chudsza niż niecały miesiąc temu. Para żeber wyraźnie się uwidoczniła. Wybiegam z ubikacji, narzucam kurtkę i wskakuję do samochodu. Odwozimy Alexa do szkoły.

 

Piętnaście minut później siedzimy w jakiejś przytulnej knajpie, popijając kawę.

 

- Jak ty mnie znalazłeś? - Pytam zaskoczona. - Skąd masz mój adres?

- Masz oryginalne imię.

- Dlaczego chciałeś mnie odnaleźć?

- Kiedy się spotkaliśmy, dawne uczucie się obudziło. Na dodatek Mia znalazła sobie kochasia w Kanadzie. Wytoczyła sprawę rozwodową, sąd przyznał mi jednak opiekę nad dziećmi.

- Mój mąż umarł pięć lat temu…

- Wiesz… Przez całe moje życie jakąś część moich myśli zajmowałaś ty. Zastanawiałem się, jak żyjesz, czy masz męża i gromadkę dzieci, dom z basenem i mieszkasz w domu przy plaży…

- Wzięłam ślub z Rosjaninem, zamieszkałam tutaj, urodziłam synka. Mąż był alkoholikiem, umarł w wypadku samochodowym – wjechał, gdy był pijany, w drzewo i zostałam sama, a na dodatek… - wyrzucałam z siebie kolejne fakty z mojego życia. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach, a kelnerka zaczęła mi się przyglądać. Poczułam, jak Eric ociera mi twarz.

- Nie płacz, Anyia…

- Tak bardzo cię kocham, Eric… Zawsze cię kochałam. A wiesz, dlaczego chciałam, byś związał się z Mią? Bo na ciebie nie zasługiwałam. Wiedziałam, że z nią będziesz szczęśliwszy, że da ci więcej, niż mogłabym ja. A potem zdusiłam w sobie uczucia. Wmówiłam sobie, że kocham Andrieja i wzięłam z nim ślub na przekór rodzinie, z którą na zawsze straciłam kontakt.

- Anyia, wiedziałem. Wiedziałem, że mnie kochasz… - Eric mocno mnie przytulił.

 

Wyszliśmy z knajpy i pojechaliśmy samochodem nad jezioro. Opowiadaliśmy o swoim życiu, aż doszliśmy do „teraz”.

 

- Wyjeżdżasz gdzieś w najbliższym czasie? - Spytał Eric, patrząc mi w oczy.

- Skąd ci to przyszło do głowy? - Spytałam zaskoczona.

- Mówiłaś coś Alexowi rano… Usłyszałem niechcący…

- Ach, to… Nie, ja nigdzie nie wyjeżdżam… Ja, ja po prostu… Tak, chyba tak, wyjeżdżam na długo. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek wrócę. - Powiedziałam załamującym się głosem.

 

Mężczyzna zatrzymał się i stanął przede mną, uważnie mi się przyglądając. Patrzyłam na gołębie, gwałtownie wzlatujące w górę.

 

- Nie rozumiem. Nie wiesz, czy kiedykolwiek wrócisz? Co ty…

- Jestem chora, mam białaczkę. Dowiedziałam się po badaniu krwi. Ja… Alex ma tylko sześć lat… On tego nie przeżyje. Zwłaszcza, że rodzina Andrieja mieszka w Rosji, a ja nie mam się do kogo zwrócić o pomoc… Z dnia na dzień słabnę. Jestem coraz słabsza, chudnę. Jeszcze nie zaczęłam się leczyć, bo mnie mam z kim zostawić Alexa, nie mam nawet pieniędzy, wystarczająco dobrej pracy, by zapłacić za leczenie… Ledwo co wiążę koniec z końcem. Ale jutro zgłoszę się do kliniki. Stynka zostawię z sąsiadką…

- Rany… Anyia. Ja… Zamieszkaj u mnie. Od teraz.

- Eric, przestań. - Szepnęłam i straciłam kontakt z rzeczywistością. Poczułam mocne uderzenie w głowę. Cisza. Czy to już koniec?

 

Rażące światło lamp i czyjeś głosy. Miliony rozmów. Szept, krzyk. Ktoś kaszle. Irytujący odgłos pikania urządzeń.

 

- Anyia… - Ktoś mocno trzyma moją rękę. To Eric.

- Alex… Gdzie jest Alex?

- U twojej sąsiadki. Anyia, pomogę ci. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Weźmiemy ślub i zamieszkamy razem, kiedy tylko wyzdrowiejesz. Będziemy mieszkać w przytulnym domku z małym basenem, będziemy mieli labradora.

- I małego łaciatego kotka. - Dokończyłam z uśmiechem.

- I małego łaciatego kotka.

- Pani Anyiu, udało się. Mówiąc szczerze, nie miała pani szans. To był cud. - Wysoki lekarz uśmiechnął się, ściskając moją rękę. Eric wypuścił głośno powietrze.

- Oczywiście, że się udało. Nie mogło się nie udać - mój przyszły mąż powiedział spokojnie.

 

Wyszłam ze szpitala, czując ogromną ulgę. Miałam wrażenie, że mogłabym latać. Pocałowałam Erica w usta.

 

- Dom z basenem czeka. Mam dla ciebie niespodziankę. Czeka na ciebie pod naszym chwilowym domem. Zamieszkamy teraz u mnie. Mam na oku jeden dom. Już jest gotowy do wprowadzenia się.

- Kocham cię - szepnęłam, wtulając się w jego ramię.

- W domu czeka twoja rodzina.

- Co?! Moja rodzina?! Ale jak ty to… Mateuszek? Mama? Tata? Marika? - Czułam płynące po moich policzkach łzy. Już teraz może być tylko lepiej.

 

**** **** ****

 

Jestem Anyia, mam 36 lat, dziesięcioletniego syna i męża, Erica. Dowiedziałam się o nawrocie choroby. Jeszcze niedawno cieszyłam się, że już nic nie może mi zagrozić. Będę walczyć. Muszę walczyć. Dla Alexa, dla Erica. Dla rodziców, siostry i brata, którzy o mnie nie zapomnieli, których odnalazłam po tylu latach… Dla tych, którzy wciąż mnie kochają mimo krzywdy, którą im wyrządziłam. Lekarze nie dają mi wielu szans na przeżycie. Ale co tam lekarze i te ich spekulacje… Zwyciężę. Pokonam chorobę. Pokonamy ją razem. Nadzieja umiera ostatnia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 27.08.2015
    Cholera, moja nadzieja umarła. A co do opowiadania jest fajne, ciekawa tematyka; opisy są proste, a dialogi masz naturalne; nie wiem jak z błędami bo się nie znam. Na dobry początek 5:)
  • elenawest 27.08.2015
    Bardzo ładny tekst, popłakałam się ze wzruszenia. Daję 5 ;-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania