Najciemniejsza z Nocy Cz. 1

Starzec wyrwany gwałtownie ze snu dziwnym uczuciem niepokoju zerwał się z koców i zaczął nerwowo wodzić wzrokiem dookoła. To już któryś raz z kolei, kiedy coś obserwowało go w czasie snu. I tym razem niczego nie dostrzegł, ale ulotny odór obecności tej istoty wciąż unosił się w powietrzu. Ostrożnie wyszedł mackami umysłu poza siebie i zaczął dokładnie myszkować po otaczających go zaroślach. Żadnych śladów, złamanych gałązek, a jednak wiedział, że to każdej nocy go nawiedza. Próbował już chyba wszystkiego. Totemy, kamienie odstraszające, znaki alarmowe na ziemi i drzewach, a nawet pułapki z runami magnetycznymi. I nadal nic. Sam nie wiedział, czy to tylko halucynacje, omamy, objawy starości, a może wszystko razem? Zawsze, gdy kładł się spać, błagał wszystkich bogów, aby nie powtarzało się to ponownie. Widać, może miał na pieńku z bytami wyższymi, bo te ewidentnie nie chciały go słuchać.

Kiedy w końcu uspokoił się na tyle, by nie odwracać się instynktownie na nawet najdrobniejszy powiew wiatru, wstał i postanowił rozprostować zdrętwiałe od leżenia, kości. Pierwsza próba podniesienia się z ziemi była totalną porażką, druga lepiej, ale dopiero przy trzecim podejściu udało mu się stanąć prosto. "Kiedyś ostro wywijałeś staruszku, a teraz nawet podnieść się nie możesz — powiedział do siebie w duchu".

Rozgwieżdżone nad Równiną Centralną zdawało się płonąć od ogromu zgromadzonych tam świetlistych gwiazd, które opromieniały ziemię swym blaskiem. Ostatnimi czasy noce były coraz cieplejsze. Zbliżało się lato ze wszystkimi swoimi złymi i dobrymi konsekwencjami. Z jednej strony upał i piękne widoki, a z drugiej gady i komary, które już teraz powoli zaczynały o sobie przypominać. Przechadzając się po lesie, pogrążony w sielance i nabożnym zachwycie nad przyrodą w okresie pełnego rozkwitu, nie zwracał uwagi na gromadzące się wokół niego cienie. Kryły się za drzewami, pod kamieniami i w gęstych krzewach, obserwując nieustannie poczynania siwego starca. Kiedyś miały imiona, ale teraz były już tylko artefaktami z dawno minionych dni, kiedy duchy lasów skakały sobie między drzewami i wychwalały wszystkie bóstwa, które roztaczały na nimi swą opiekę. Tak był kiedyś, ale przyszli kapłani, równając święte gaje z ziemią i obalając starych bożków. Wzrok starca był na nie ślepy, ale jego wola odczuwały ich obecność. Wiedział, że nie musi się obawiać. Teraz byli niegroźni. Istota, która go nawiedzała każdej nocy, była inna. Miała w swej naturze gniew i chaos, a samo wspomnienie o jej zimnego niczym stal, przenikliwego umysłu przyprawiało o ciarki.

Nagle starzec usłyszał w oddali czyjś stłumiony krzyk. Dobiegał z oddali, ale wychwycił, że jego źródło znajduje się kilkaset metrów przed nim. Biegnąc ile miał tylko sił, przybył nad brzeg wartkiego strumienia i zastał tam mrożącą krew w żyłach scenę.

Mały chłopiec może 8-letni uwieziony do pasu w rozdartym u góry worku z krowiej skóry, teraz słabym już głosikiem błagał by ktoś mu pomógł się z niego wydostać. Był cały przemoczony i wyziębiony. Coś chwilę napadały go gwałtowne dreszcze, a rozpalone czoło, aż pulsowało od wysokiej gorączki.

- Moi słodcy bogowie, kto ci zrobił coś tak potwornego?! - wykrzyknął, pytając raczej o to samego siebie. - Trzeba jak najszybciej Cię ogrzać!

Wyciągnął przemokniętego i majaczącego chłopca z worka. Zrzucił z siebie wierzchni płaszcz i owinął nim ledwo żywego malca. I kiedy podnosił go z ziemi, za swoimi plecami usłyszał przeciągły charkot i trzask łamanych gałązek. Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na wielkiego, czarnego psa, który wlepiał w niego, swoje czerwone ślepia. Strugi piany lały mu się po wardze i pysku, kapiąc na piaszczyste podłoże. Czarownik przykucnął i odłożył chłopca na ziemię, po czym zaczął się rozglądać za jakoś bronią, która pomogłaby mu w walce z postawnym dogiem niemieckim. Spojrzał przelotnie za siebie i spostrzegł uschniętą, dębową gałąź, leżącą kilka metrów od niego. Cofnął się powoli i szybko pochwycił swój oręż. Pies spostrzegłszy to, szybko rzucił się w stronę starca, przygotowując się do przegryzienia jego gardła i szybkiego zwycięstwa. Czarownik był jednak szybszy i w biegu ułożył formułkę pierwszego z brzegu zaklęcia bojowego. Z badyla trysnęła struga ognistej cieszy i oblała ciało doga, który zaczął się szamotać i tarzać po ziemi próbując ugasić gorejące na nim płomienie. Gdy jednak to się nie udało, uciekł w zarośla wyjąc przeraźliwie, a blask płonącego na jego ciele ognia widać było jeszcze z kilkuset metrów. Gdy wrzaski konającego psa ucichły, starzec ponownie, lecz już z większym wysiłkiem dźwignął ciało chłopca z ziemi i poniósł je do rozłożonego przez siebie obozu.

Następne częściNajciemniejsza z Nocy Cz. 2

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • wolfie 17.05.2015
    Interesujący początek. Dobre opisy, ciekawy zasób porównań. Większych błędów nie ma, jedynie gdzieniegdzie przecinki są w niewłaściwych miejscach. Czwórka ode mnie. Ps. Witamy na stronie :)
  • Vasto Lorde 17.05.2015
    Powitał nowego autora, doszukałem się drobnych błędów np. "ale jego wola odczuwały ich obecność" = odczuwała* i swoją drogą czy wola może odczuwać kogoś? Mniejsza z tym, opowiadanie zaciekawiło mnie w pewnym stopniu, lecz końcówka taka sobie. 3 :)
  • Kamelia 17.05.2015
    Całkiem ciekawe, choć motyw czarowników pojawia się na tej strronie ostatnio dosyć często.
  • NataliaO 17.05.2015
    Dobre opisy, bardzo przemyślany dobór słów i zapowiada się ciekawie. Jednak treść jak dla mnie była dość długą drogą, chwilami trochę męcząca i ciężkawa. Fajne opowiadanie ale nie do końca mnie ujęło. Tytuł mi się spodobał, pomysł też fajny, na dobry start 4:)
  • KainaBref 20.05.2015
    Wreszcie tekst, który na samym początku zaciekawia. Coś się dzieje, pozostają pytania, oby do przodu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania