Najciemniejsza z Nocy Cz. 2
Rozłożone na kocach ciało chłopca, drżało od zimna i wysokiej gorączki. Starzec wygramolił się z zarośli i ułożył znalezione patyki w ładny stosik. Pośpiesznie przeszukiwał swój dobytek, by po chwili wyciągnąć z niego krzemień, stal oraz hubkę ze starannie upakowanych sakw. Podszedł do czekającego nań drewna i podjął nerwowe próby rozpalenia ogniska, co jakiś czas sprawdzając stan wycieńczonego dziecka. W końcu po kilku minutach zmagań, spomiędzy zeschłych gałązek i badyli buchnął ogień i ogarnął resztę zgromadzonego opału. Gorący żar ogarnął ciało chłopca i wyraźnie złagodził targający nim chłód. Wtedy też starzec zabrał się do dokładniejszych oględzin pacjenta.
- Brak uszkodzeń wewnętrznych, nie ma żadnych złamań. Tylko lekkie otarcia w okolicach nadgarstków i kostek. Musieli go więzić - mówił do siebie cicho. - Swoją drogą. Kto mógł mu zrobić coś tak potwornego? - otrząsnął swój umysł z ponurych wizji - Nieważne. Skup się na pomocy, a nie na spekulacjach - nagonił na siebie.
Mimo braku obrażeń wewnętrznych starzec przeczuwał, że uratowanie go będzie graniczyło z cudem. Został prawie zagłodzony na śmierć i przy jest tak wycieńczony, że powinien już dawno odejść z tego świata. Widać było jednak, że chłopiec miał wielką wolę życia. Tylko czasami to może nie wystarczyć. "A Moc? - przemknęło w umyśle maga - Nie mam nic do stracenia. Jeśli się uda, to on da światu więcej, niż ja już mogę z siebie wydobyć".
Ostatecznie po chwilowej wewnętrznej dyskusji, zdecydował się spróbować uratować to dziecko magią, lecz teraz, proste nawet użycie magii, stanowiło dla niego nie lada wyczyn. Walka z tamtym dziwnym psem osłabiła go na tyle, że raczej nie zrobi tego bez jakiejś pomocy. Miał jednak coś na takie szczególne okazje.
Poszperał w fałdach szaty i po chwili wyciągnął z nich kryształ, ale nie jakiś tam sobie zwykły kryształ. Był to duży kryształ górski. Przezroczysty i oszlifowany na kształt spłaszczonej kuli. W jego wnętrzu zamknięty był szkarłatny klejnocik. Nie większy niż paznokieć. "Miałem go użyć, tylko gdy coś będzie naprawdę zagrażało mojemu życiu - przypomniał sobie. - Ale lepszej okazji do jego użycia może już nie być". Starzec spokojnie przykląkł przy ciele chłopca, skoncentrował się i zaczął wypowiadać na głos słowa długiej i monotonnej inkantacji.
Nagle cofnął rękę znad czoła chłopca niczym oparzony płynnym metalem. Z przerażeniem spojrzał na jego wykrzywioną w grymasie twarz. Nie był to jednak tylko wyraz bólu. Pod tą maską cierpienia dostrzegł coś innego. Coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Ostrożnie odgarnął włosy zakrywające czoło chłopca, i z niewypowiedzianym strachem spojrzał na wyryty na jego skórze symbol przedstawiający w dużym uproszczeniu skrzyżowanie człowieka, węża i psa. Bał się nawet wypowiedzieć teraz to słowo, ale samo mimowolnie przecisnęło mu się przez usta:
- Darghuar... - szepnął i opuściła go wszelka nadzieja.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania