Najdziwniejszy dzień w moim życiu.

Dzień zapowiadał się nieciekawie i właśnie takie dni lubię najbardziej. Do godziny 20.00 wszystko szło zgodnie z planem. Później jednak sytuacja się zmieniła, a zaczęło się od niewinnego dzwonka do drzwi wejściowych. Nie zastanawiając się wiele, otworzyłem je i moim oczom ukazał się dawno niewidziany kolega, Wojtek. Szczerze zdziwiłem się, iż chłopak jeszcze żyje, ale wyglądało, iż długo to już nie potrwa. Zapach, który unosił się wokół niego, może nie był zbyt powalający, jednak jego ręce i szyja wyglądały katastrofalnie. Właściwie nie było wolnego miejsca od ukłuć igłą. Dodatkowo te zrosty i strupy. Miałem przed sobą człowieka, z którym w wieku czternastu lat paliłem trawkę i hasz. Zdarzyło się nam też parę razy wciągnąć amfę. Obaj spotkaliśmy Pana Marka, jednak w moim przypadku matka zgodziła się na rozwiązanie zaproponowane przez niego, w przypadku Wojtka jego rodzice zdecydowanie odmówili. Nie mogli pogodzić się z faktem, iż nazwano ich syna narkomanem. Teraz zaś Wojtek, chwiejąc się na nogach, patrzył na mnie swoimi roziskrzonymi oczami.

- Stary…, kopę lat. – wydukał i powoli sunął w kierunku salonu.

- Cześć Wojtek.

Nie wiedziałem, co z nim mogę zrobić. Kiedyś był moim najlepszym przyjacielem, teraz zaś mogłem zobaczyć, co by było, gdyby nie pomoc Pana Marka. Tymczasem Wojtek przystanął i zaczął wpatrywać się w kierunku stojącej w kącie pokoju lampy.

-Stary…, aleś sobie laskę przygruchał, istny cud.

- Jaką laskę?

- Tę cudną kobitkę. – wyciągnął rękę i chwiejąc się, pokazywał w kierunku lampy.

Patrzyłem niepewnie na Wojtka, powoli rozumiejąc, iż moja lampa, to dla niego dziewczyna.

- Ty …, jak się ona nazywa?

- Wojtek, to jest lampa!

Zachwycony wciąż wpatrywał się w lampę.

- Lena mówisz …, stary to twoja laska?

Taki był właśnie kłopot z ćpunami. Oni widzieli zupełnie inny świat.

- To jest lampa, rozumiesz?!

- Słuchaj …, to twoja laska?, bo jak nie..., to do niej uderzę.

Wciąż się chwiejąc, wgapiał się w lampę, którą niedawno kupiłem w markecie.

- Nie, to nie jest moja dziewczyna.

Wojtek uśmiechnął się, odsłaniając reszki zębów i ruszył do lampy. Zatrzymał się niebezpiecznie blisko niej i zaczął zwyczajny, prymitywny podryw.

- E…, mała, Wojtek jestem. Zajebista jesteś.

Lampa spokojnie stała, natomiast Wojtek kontynuował.

- Słuchaj, jest sprawa …, cholernie mi się podobasz. Pójdziesz ze mną do kina?

Lampa dalej sobie stała, co zupełnie go nie zraziło.

- Przeproszę cię na chwilę…, maleńka.

Mój dawny kolega obrócił się z trudem, podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i zapytał szeptem.

- Ty…, mam u niej szansę? Stary..., mów szczerze.

Objęty przez Wojtka stałem na środku pokoju i naprawdę nie wiedziałem co mam robić.

- To jest tylko lampa.

- Wiem stary…, ale wiesz, jak to jest z dziewczynami…, one lubią romantycznie.

W końcu mnie puścił, podrapał się po głowie i wyglądało na to, iż wie co robić.

- Stary zaraz wracam. Załatwię kwiatka …, będzie moja.

O dziwo bezbłędnie trafił do drzwi i wyszedł. Widząc go, byłem bardzo wdzięczny Panu Markowi i matce, za to, iż pomogli mi, kiedy jeszcze był na to czas. Przez trzy tygodnie byłem wolontariuszem w ośrodku dla narkomanów. Widziałem, jak sikali pod siebie, jak przechodzili detoks. Byłem też światkiem, jak siedemnastoletnia dziewczyna odeszła z tego świata. Ta dziewczyna wyglądała jak staruszka! Dla czternastoletniego chłopaka ta praca, to był szok. Szok, który otrzeźwił mnie i pozwolił na normalne życie. Również i Wojtek mógł być wolontariuszem, niestety jego rodzice nie zgodzili się. Tym samym straciłem mojego najlepszego przyjaciela. Po dwóch godzinach do mojego mieszkania ponownie wszedł Wojtek, tym razem ani nie zapukał, ani nie zadzwonił. Sunął w kierunku salonu, trzymając w lewej ręce piękną, czerwoną różę. Tym razem nawet nie zerknął na mnie, tylko od razu podszedł do lampy.

- Cześć Lena…, stęskniłaś się?

Wyciągnął różę w kierunku lampy i ją puścił. Kwiat spadł na podłogę, co jednak umknęło uwadze Wojtka.

- Nie jest ci za ciepło w tej bluzeczce? Daj..., zdejmiemy ją.

Z trudem zdjął klosz z lampy i wpatrywał się zachwycony.

- Lena…, mógłbym tak patrzeć na ciebie tygodniami..., jesteś piękna.

Chwycił zapaloną żarówkę i ścisnął ją zbyt mocno, tak iż cała się rozsypała. Niestety jego ręce przywarły do drucików i zaczął się cały trząść.

- Ostra jesteś – wybełkotał zachwycony.

Po chwilowym osłupieniu podbiegłem do gniazdka i wyciągnąłem przewód. Wojtek padł na podłogę z błogim uśmiechem na twarzy. Zadzwoniłem na pogotowie i mimo obrzydzenia zacząłem go reanimować.

W ten oto sposób zakończył się najdziwniejszy dzień w moim życiu. Był to jednocześnie dzień, w którym Wojtek przestał ćpać. Niestety koszty poniesione przez jego organizm były olbrzymie. Ma niedowład lewej ręki i jest nosicielem wirusa HIV. Mimo wszystko twierdzi, iż jest człowiekiem szczęśliwym i niemal każdego dnia dziękuje za spotkanie z Leną. Wie, że takiej dziewczyny jak ona nie zdobędzie nigdy, ale ma nadzieję, że kiedyś w przyszłości stworzy prawdziwą rodzinę. Na razie pracuje w Monarze i pomaga takim jak on. Jedno jest pewne, kto jak kto, ale on ma bardzo duże doświadczenie w tym zakresie. Dodam jedynie, że to Pan Marek pomógł mojemu koledze wyjść z nałogu i na nowo budować swoje życie.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Mała Maggie 05.04.2017
    Ta historia wydarzyła się na prawdę? Jeśli tak, Twój kolega miał wiele szczęścia. Kiedyś mogłam na swej drodze spotkać byłych narkomanów, pracujących teraz w Monarach. Opowiadali o tym, jak jednemu z nich pękł żołądek, jak byli bliscy śmierci. Kiedyś wylądowali w szpitali i jeden z nich spotkał tam chłopaka, który nie potrafił żyć bez brania narkotyków. Prawdopodobnie człowiek ten wiedział, że umiera. Ale nie potrafił z tym skończyć. Ćpał do nieprzytomności, kiedy miał towar, zanim się naćpał, dzwonił po karetkę i mówił, gdzie jest, wiedział, że jeśli tego nie zrobi, umrze. Brał tak duże ilości, że gdyby za każdym razem nie przywozili go na detoks, nie przeżyłby. Takie wydarzenia miały miejsce co dwa tygodnie. Wiele jeszcze innych rzeczy można było od nich usłyszeć, ale może to opiszę...?
    Co do samego tekstu, ciekawy, napisany prostym językiem, ale chyba większego patosu tu nie potrzeba...
    Tak, Lena mu pomogła, przecież przestał brać...
  • Józef Kemilk 05.04.2017
    Historia wymyślona, ale jak widać prawdopodobna. Może będzie działała zniechęcająco. Pan Marek, to w domyśle Marek Kotański, o którym powinno się pamiętać, jako twórcy Monaru. Człowiek, który może być dla wielu ludzi przykładem do naśladowania.
  • Mała Maggie 05.04.2017
    Osobiście jednak nigdy nie spotkałam człowieka, ani o takowym nie słyszałam, który w stanie po zażyciu narkotyków, tak usilnie twierdziły, że lampa jest człowiekiem, kobietą. Choć, umysł ludzki nie jest do końca zbadany... Myślę, ze to, co dzieje się w zakładach odwykowych może mieć podobny wydźwięk...
    Pozdrawiam!
  • Józef Kemilk 05.04.2017
    Widziałem ludzi, którzy gadają z samym sobą. Więc czemu by nie z lampą. Presja jaka jest we współczesnym świecie, powoduje, iż wariujemy. Tu nałóg, tu samobójstwo itp.
  • Mała Maggie 05.04.2017
    Na powstawanie obsesji, czy chorób psychicznych, co chyba najczęściej nazywamy w dzisiejszym świecie wariactwem( choć nie tylko) składa się wiele czynników. Presja i nacisk jakie wywiera na nas społeczeństwo również, choć nie tylko ono. Z samym sobą rozmawia tak naprawdę wielu ludzi, czasem nawet dobrze wypowiedzieć własne myśli na głos. Ważne aby nie dawało to podstawy sądzić, że ktoś mówi do siebie bo ma urojenia. Obszerny temat, możnaby książkę napisać, z resztą ciekawą. Pozdrawiam, studentka psychologii :)
  • Józef Kemilk 06.04.2017
    Chyba dobry kierunek studiów wybrałaś. Ludzi potrzebujących pomocy psychologa, będzie pewnie coraz to więcej. Pozdrawiam.
  • Mała Maggie 06.04.2017
    Józef Kemilk
    A wszyscy mówią mi, że nie. Na psychologię idą Ci, co sobie nie radzą ze sobą i sami wariaci. Po części to prawda, po części i nie. Jestem... jaka jestem. ;) Pozdrawiam.
  • Józef Kemilk 06.04.2017
    Dobrze robisz, idziesz swoją drogą, a pracy nie zabranie.
  • Mała Maggie 06.04.2017
    Nauczyłam się wysłuchiwać wszystkich a robić po swojemu. Bujam w obłokach, to często słyszę... ale... może swoich. Zapraszam do mojego pierwszego tekstu, który nie ukazał się na stronie głównej w ostatnio publikowane.
  • Anonim 05.04.2017
    ostatnio zastanawiałam się, czy w ogóle Monar jeszcze istnieje, kiedyś były tworzone domy dla podopiecznych a teraz jakoś takoś cicho.
    a tekst wciągający, dialog z lampą zabawny, pięć.
  • Józef Kemilk 05.04.2017
    Monar oczywiście jest. Dzięki za komentarz.
  • Anonim 05.04.2017
    o, okurczę, pomyliłam się, i źle wcisnęłam, bo 4,
  • Józef Kemilk 05.04.2017
    jakoś przeżyję:)
  • Anonim 05.04.2017
    naprawdę nie chciałam tej głupiej czwórki, przepraszam.
  • Józef Kemilk 05.04.2017
    to przecież w niczym nie przeszkadza. Też dobra nota:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania