Najpiękniejszy zły sen
Ta noc przyniosła jej głęboki niczym ocean sen, który łatwo przerodził się w pułapkę, z jakiej w żaden sposób nie była w stanie się wydostać. Błąkała się w swoim koszmarze jak w bezkresnym, niezwykle złudnym labiryncie, którego wszystkie korytarze prowadzą donikąd. Tak bardzo pragnęła się obudzić, wyjść z tego dziwacznego świata i już nigdy więcej nie przekroczyć jego progu . Uporczywie chciała, by wszystko znów stało się zwyczajne. Rozglądała się nerwowo po jakże nietypowej przestrzeni, która otaczała ją zewsząd; nie było tam zupełnie nic. Nieistnienie, pustka, totalny nonsens i bezcelowość. Oczy Niny widziały tylko coś w rodzaju ogromnego pomieszczenia, pokoju maksymalnie wypełnionego bielą nicości, której jasność aż oślepiała i raziła. Mimo, iż dziewczyna była w pełni świadoma tego, że śni, jej duszą gwałtownie zawładnął niepokój i paniczny strach, nad którym nie mogła zapanować. Obawiała się, że już nigdy się nie zbudzi i zostanie zamknięta w tym przedziwnym więzieniu na zawsze. Spojrzała swymi wielkimi oczami w prawo, w lewo, w górę i w dół, ale wszędzie znajdowało się dokładnie to samo- przerażająca, bezkresna pustka. Nina stała jeszcze przez moment w osłupieniu, po czym postanowiła pójść w głąb anormalnego pokoju. Nagle na skutek niewyjaśnionego bodźca zaczęła pospiesznie biec przed siebie. Poczuła się tak, jakby ktoś ukradł jej nogi i posługiwał się nimi bez pozwolenia. Biegła coraz szybciej jak zaczarowana, niczego nie rozumiejąc i nie mogąc się odnaleźć w bałaganie swych myśli, które w tej chwili kaskadami napływały do jej umysłu i zawile mieszały się ze sobą. Mknęła mimowolnie przez szerokie aleje białej próżni i nie miała pojęcia, dokąd zmierza. Biegła, z każdym kolejnym krokiem odczuwając coraz większe zmęczenie. Chciała przestać, ale nie posiadała żadnej władzy nad tym, co ją prowadziło. Wreszcie zatrzymała się w jeszcze osobliwszym od poprzedniego miejscu. Stanęła jak wryta w samym środku pewnego rodzaju szachownicy- na podłożu zbudowanym na przemian z białych i czarnych kwadratów, którego widok swoją pstrokatością bezsprzecznie był w stanie przyprawić człowieka o ból głowy. Wokół nie było już jasnej pustki, lecz przytłaczająca ciemność, z której na wprost dziewczyny wyłaniały się trzy dosyć mrocznie wyglądające korytarze. Nina nie wiedziała, którą drogę wybrać. Jeszcze większym utrudnieniem w zaistniałej sytuacji był fakt, że zdecydowanie nie należała do osób, którym z łatwością przychodzi podejmowanie decyzji. Najchętniej uciekłaby stamtąd jak najdalej lub schowała w jakimś o wiele milszym zaułku. Znów zapragnęła, aby ten okropny sen dobiegł końca. W jej wnętrzu wałęsała się duża nadzieja na to, że już wkrótce właśnie tak się wydarzy. Wpatrywała się z uwagą i strachem w ciemne, rozwidlające się daleko ścieżki. Spuściła z lekka głowę i rozmyślając nad rozwiązaniem, utkwiła wzrok w czarno-białym podłożu.
Po chwili Nina zdecydowała się pójść przed siebie, jej postać stopniowo ginęła w tajemniczej czerni środkowego korytarza. Panująca tam cisza aż drażniła uszy. Dziewczyna starała się iść bardzo ostrożnie, iż jej oczy były w pełni oślepione głęboką ciemnością, jaka wypełniała to miejsce. Stawiała intuicyjnie krok za krokiem. Wszystkie jej obawy w tym momencie gwałtownie przybrały na sile, spotkały się ze sobą i zbudowały razem wielki mur lęku, który stanął jej na drodze. W myślach stale powtarzała słowa „To tylko sen. Sen nie zrobi mi krzywdy…”. Nagle usłyszała bardzo osobliwą rozmowę toczącą się gdzieś w oddali.
- Już tutaj jest – rzekł delikatny, kobiecy głos. - Zaprowadź ją –rozkazał.
-Jesteś pewna, że ona jest gotowa na to spotkanie? – zapytała z obawą druga postać równie pięknym głosem.
-Jestem pewna tego, że powinna go zobaczyć. Dobrze wiem, że może to skutkować jej cierpieniem, ale niech oni wreszcie uświadomią sobie, że to zabójstwo – odparła tajemnicza istota. – Z zimną krwią - dodała po chwili.
- Więc uczynię tak, jak chcesz – zgodziła się nieznana postać.
Nina przeczuwała, że mówią o niej. Strach jeszcze bardziej ścisnął ją za gardło i przeszył swym sztyletem jej serce. Zesztywniała, a echo słów wypowiadanych przez nieznajome osobistości odbijało się od ścian jej umysłu i potęgowało lęk, który dynamicznie tańczył jej w duszy. W tych okolicznościach zdecydowanie nie miała ochoty na żadne spotkanie, a tym bardziej nie chciała być na nie zaprowadzona przez jedną z tych postaci. Zaczęła dociekliwie zastanawiać się, kogo to zdaniem „Jednej z nich” powinna zobaczyć i o jakim zabójstwie mówiły, ale w żadnym razie nie była żądna poznania odpowiedzi na dręczące ją pytania. Nina nie czuła również chęci na to, by istota z przedziwnego świata stworzonego w jej koszmarnym śnie ją odnalazła i gdziekolwiek odprowadziła, co miało skutkować jakimś cierpieniem, więc dziewczyna zaczęła uciekać z ciemnego, ciasnego tunelu, zupełnie nie widząc drogi, jaką się kieruje. Poczuła znaczną ulgę, gdy ponownie stanęła na podłożu przypominającym szachownicę. Obraz rozmazywał się jej przed oczami. Już myślała, że jest bliska omdlenia, jednak nie straciła przytomności. Pod wpływem adrenaliny pobiegła w dal lewego korytarza. Po chwili uchwyciła słuchem przeraźliwe krzyki, które wydobywały się z głębi tunelu. Pomimo tego, nie przestawała biec. Później usłyszała mizerne szepty, które natrętnie radziły jej: „Nie wchodź tam. Wycofaj się.”. Zatrzymała się. Były dość przekonujące. Niespodziewanie przed oczami Niny ukazała się piękna postać, która skutecznie rozproszyła promieniami padającymi z jej wizerunku ciemność korytarza; wyglądała na rówieśniczkę Niny- nie miała więcej niż dwadzieścia lat. Po jej pojawieniu odległe wrzaski przybrały na sile i stopniowo przeradzały się w ogłuszający pisk. Jej sylwetka z lekka unosiła się w powietrzu. Była czymś w rodzaju ducha, lecz w jej obecności cały strach i niepokój, jaki targał Niną znikł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki; czuła, że nic jej nie grozi i jest pod dobrą opieką. Piękna pani ubrana była w długą, białą sukienkę, która bezbłędnie podkreślała jej zgrabną figurę. Dziewczyna nieco przypominała pannę młodą, jednak jej głowy nie zdobił welon. Miała śliczną twarz i przepiękne, złociste włosy, których kędzierzawe kosmyki sięgały połowy pleców i pieczętowały jej wyjątkową urodę. Powitała Ninę promiennym uśmiechem, który niestety znikł równie szybko, jak się pojawił.
-Widocznie zupełnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, że byłaś o krok od pożarcia przez te bestie, ale już jestem, więc nie musisz się martwić- rzekła przyjaźnie, a piękny uśmiech ponownie zagościł na jej twarzy. - Cieszysz się, że w końcu zobaczysz swojego chłopca?- zapytała.
-Jakiego znowu chłopca?!- odparła nieco rozdrażniona Nina.- Nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi i co się dzieje. Chcę po prostu się obudzić; chcę, aby to wszystko już zniknęło i nigdy więcej nie powróciło - powiedziała.
- Spokojnie. Najpierw muszę cię gdzieś zaprowadzić. Masz tutaj pewnego rodzaju misję do wykonania- wytłumaczyła jej magiczna istota. – Proszę, chodź ze mną- dodała po chwili chwytając dłoń Niny.
Ona nie umiała odmówić, gdy poczuła na swojej dłoni niezwykle delikatny dotyk pięknego ducha. Był jak lekarstwo uśmierzające wszelkie dolegliwości. Paraliżował, a zarazem napełniał dziwną radością oraz lekkością; sprawiał, że człowiek czuł się kochany i objęty nieziemską opieką. Urodziwa istota wyprowadziła ją z tunelu, w którym nadal błądziło echo dosadnych krzyków, oświetlając drogę jasnym światłem własnej sylwetki. Nina pozwoliła się prowadzić. Wyraźnie odczuwała, że jest w dobrych rękach.
- Właściwie czym ty jesteś? –zadała pytanie, które właśnie nasunęło jej się na myśl.
- Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. To dość skomplikowane. Może czymś w rodzaju anioła, ale raczej bardzo się od niego różnię – odpowiedziała dziewczyna. – Mów mi Mori– nakazała, znowu mile się uśmiechając.
-To twoje imię? – zdziwiła się Nina.
- Nazwałabym to trafniej pseudonimem. Tutaj każdy dostaje własny przydomek- wyjaśniła. - Twojego chłopca nazywamy Świecidełkiem ze względu na jego nieprzeciętne oczy, które wyglądają jak perfekcyjnie oszlifowane diamenty- dokończyła Mori.
Nina nie miała pojęcia, o jakim chłopcu jest mowa. Postanowiła nie okazywać zbyt dużej ciekawości i o to nie pytać. Z resztą zdążyła się już dowiedzieć, że to właśnie z nim ma się spotkać, więc zdecydowała odznaczyć się cierpliwością. Wyszły z lewego korytarza i natychmiast znalazły się w prawym. Ten ewidentnie odróżniał się od pozostałych dwóch. Na początku żadna różnica nie była widoczna- obłędna ciemność ogarniała cały obszar; jednak kiedy weszły w głąb wnętrza, Nina żałowała, że nie zadecydowała pójść tam w pierwszej kolejności. Widok zapierał dech w piersiach; całość w dużej mierze przypominała korytarz w hotelu- z obu stron znajdowało się mnóstwo drzwi, na których z pychą, walcząc o uwagę obserwatora połyskiwały ich numery. Nadzwyczajne było to, że drzwi umocowano jakby w przestrzeni nocnego nieba, które było aż nazbyt przystrojone armią okazjonalnie mieniących się gwiazd. Za podłoże służyło przeźroczyste szkło przypominające ścieżkę uformowaną z lodu, przez które widoczny był ten sam niesamowity obraz. Cały korytarz wydawał się nieskończenie długi. Nina z niedowierzeniem podziwiała miejsce, które dla niej wyglądało niczym panorama z jakiejś baśni, w jakiej wszystko jest błyszczące i idealne, a w jej wielkich oczach kaskadami odbijał się intensywny blask gwiazd. Marzyła o tym, by zajrzeć za choćby jedne z drzwi, lecz Mori żwawo ciągnęła ją za sobą tak, że ich numery błyskawicznie przelatywały Ninie przed oczyma. Wreszcie gwałtownie zatrzymała się przed drzwiami, na których z dumą prezentował się szczęśliwy numer trzynaście. Puściła dłoń Niny, po czym poniekąd ze smutkiem rzekła: „Ja wykonałam swoje zadanie. Teraz twoja kolej, Nino. Żegnam się z tobą i życzę powodzenia. Niestety, jestem zmuszona ci przypomnieć, że co się stało, to się nie odstanie…”. Po tych słowach rozmyła się w powietrzu, pozostawiając w nim smugę swojego nieziemskiego światła. Nina przez chwilę z wahaniem wpatrywała się w usytuowane tuż przed nią drzwi, po czym niepewnie położyła swą dłoń na ich klamce. Nacisnęła na nią, pchnęła z lekka skrzydło drzwi i malutkimi krokami, stojąc prawie na palcach weszła do wnętrza zdumiewającej wielkości pomieszczenia. Było do cna wypełnione zabawkami. Można było tam dostrzec wszystkie kolory i przeróżne ich odcienie. Barwy aż migotały w oczach i obcowały ze sobą tworząc jedną wielką paletę. Podłogę zakrywał obszerny dywan przedstawiający wielokolorowe puzzle. Ściany zaś w całości pokryte były obrazem perfekcyjnie błękitnego nieba, który gdzieniegdzie upiększały kłębki białych jak śnieg chmur. A największą atrakcją pokoju był bawiący się w jego zakątku brzdąc. Po prostu siedział na dywanie i układał klocki. Jego charakterystyczną cechą była nieposkromiona burzą czarnych loków i… te oczy. Oczy niesłychanie przypominające diamenty. Mori miała rację. Nie były niebieskie, zielone, brązowe czy szare- po prostu nie da się określić ich koloru, jednak gdy się w nie patrzyło, budziły skojarzenie z odcieniem krystalicznie czystej wody. Niewymownie połyskiwały utożsamiając się z najcenniejszymi kamieniami świata. Tak, był chłopcem o diamentowych oczach. Kiedy Nina ujrzała to cudne stworzenie, serce zabiło jej mocniej. Dziecko wręcz promieniało ze szczęścia, gdy jego zdumiewające oczy dostrzegły osłupiałą dziewczynę stojącą w jego pstrokatym królestwie. Wesoły jak szczygieł chłopiec zaczął energicznie skakać, po czym jednym susem znalazł się przy Ninie. Chwycił ją za nogi z niewiarygodną jak na swój wiek siłą i przytulił jak pluszowego misia. Następnie podniósł swą kędzierzawą główkę i obdarzył ją pełnym ciepła spojrzeniem, które obudziło w duszy dziewczyny jakby wstyd i poczucie niskości. Stała nieruchomo jak drewniana rzeźba czule obejmowana przez chłopca. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa, chociaż odczuwała ogromne pragnienie nawiązania kontaktu z tą czarującą osóbką. Ni stąd, ni zowąd chłopiec zwrócił się do niej słodziutkim głosem.
-Mamo! Mamo! Mori obiecała mi, że przyjdziesz mnie odwiedzić! Ja tak czekałem! I w końcu jesteś. Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham!- wykrzyczał z radością.
-Jestem twoją mamą?- zmieszaną dziewczynę było stać jedynie na to niezbyt bystre pytanie, które chłopiec i tak zignorował.
-Mamusiu, dlaczego mnie zabiłaś?- nagle z ust chłopca wypadły te słowa.
Słowa, które już do końca życia pozostały w jej pamięci. Często próbowała o nich zapomnieć, lecz zawsze wracały jak bumerang. W tym momencie koszmar dobiegł końca; w chwili, w której do jej umysłu powróciło wspomnienie sprzed czterech lat. Właśnie wtedy, w wieku szesnastu lat zaszła w ciążę. Jej miłość życia. „wspaniały” chłopak nie chciał mieć z tym nic wspólnego. Rodzice Niny byli bardzo surowi, więc była przerażona na samą myśl o tym, co byłoby, gdyby dowiedzieli się o całej sprawie. Była sama jak palec. Zdecydowała się przerwać ciąże na samym jej początku za pomocą zdobytych nielegalnie środków. W taki sposób skutecznie pozbyła się „problemu”. Teraz cały obraz tego wydarzenia przeleciał jej przed oczami i wywołał przeszywający całe ciało ból. Gdy się obudziła, pragnęła wrócić do złego snu, który okazał się najpiękniejszym w jej życiu, jeszcze raz zobaczyć to wspaniałe dziecko i odwzajemnić jego uścisk. Jednak było już za późno… Wszystko zniknęło dokładnie tak, jak sobie tego życzyła. Sen nigdy się nie powtórzył. Został rozsadzający duszę żal i cierpienie, a także stale błądzące w jej umyśle pytanie zadane przez synka zupełnie zwyczajnym tonem „Mamusiu, dlaczego mnie zabiłaś?". Słyszała je już do końca swoich dni, a błysk diamentowych oczu często powracał w jej wyobraźni, wywołując nękające duszę głosy sumienia. (…) „niech oni wreszcie uświadomią sobie, że to zabójstwo… z zimną krwią”. Uświadomiła sobie… za późno.

Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania