Najsmutniejszy Człowiek Świata

Wchodząc, jak co tydzień, do baru nie spodziewała się spotkać w nim Najsmutniejszego Człowieka Świata. Słyszała o nim, jak każdy i zawsze przypuszczała, że ktoś taki musi żyć w tym mieście chudych ludzi i bladych psów. Wyobrażała go sobie jednak zupełnie inaczej - jako żebraka w worku pokutnym albo prostytutkę bez papierosów. Mężczyzna w trzyczęściowym garniturze, białej koszuli na spinki i pod głęboko czerwonym krawatem z pewnością nie wyglądał na tego nieszczęśnika z opowieści. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Tatiana usiadła na stołku przy barze, cztery miejsca od mężczyzny. Ogromny cień barmana pojawił się przed nią niemal natychmiast, wyczarowując ze swoich wielkich łap białego rosjanina. Otworzył jej tym samym rachunek na wieczór, opatrzył drinka uśmiechem i bezszelestnie, jak to cień, oddalił się do innych spragnionych klientów, by cierpliwie kołysać ich do snu. Kobieta popijała drinka skrzyżowawszy nogi pod stołkiem i ukradkiem spoglądając na tajemniczego eleganta. Zwykle poszarzałe, topielcze fizjonomie gości baru ożyły tamtego wieczora na jego tle, jakby ich spuchnięte twarze wyschły w wiosennym słońcu i letnim wietrze. Mężczyźni również od czasu do czasu rzucali oczami na siedzącą samotnie postać w garniturze. Patrzyli tak dłuższą chwilę, uśmiechali się pod nosami i gestem zamawiali nieznajomemu drinka, po czym wznosili bezgłośny toast. Przed elegantem stało całkiem sporo szklanek z whisky. Zaintrygowana Tatiana wzięła swojego drinka i przysiadła się do obiektu zainteresowania całego lokalu.

- Dobry wieczór – powiedziała, wyciągając papierosa – czy ma pan może zapalniczkę? – Mężczyzna popatrzył na trzymanego między palcami własnego papierosa. Uśmiechnął się lekko i podał ogień kobiecie, która mimowolnie dostrzegła obrączkę na jego palcu. – Dziękuję – odwdzięczyła uśmiech. – Przepraszam za swoje wścibstwo, ale kojarzę wszystkich, którzy bywają w tym barze. Pana jeszcze nie widziałam. Jest pan nowy w mieście? – Zapytała, obracając się na stołku w stronę rozmówcy.

- Skądże, mieszkam tu od dawna. Po prostu rzadko bywam w barach – odpowiedział, po czym utkwił wzrok w dymiącym żarze i dodał – w ogóle rzadko bywam.

- W takim razie cieszę się, że akurat dzisiaj postanowiłam wybrać się na drinka – zaśmiała się rozbrajająco Tatiana uważając, czy cień barmana nie przemyka aksamitnie po ladzie na łyżwach z kieliszków – mam nawet wrażenie, że nie tylko ja. Pozostali goście również wydają się jacyś bardziej żywi niż zwykle.

- Naprawdę? Ciekawe dlaczego – w głosie mężczyzny nie słychać było zdziwienia ani też znudzenia. Beznamiętny ton jego głosu mógł sugerować zmęczenie, ale i to nie było pewne.

- Mam takie wrażenie, oczywiście mogę się mylić, że to pan ma z tym coś wspólnego – zatrzepotała rzęsami, rozwiewając kłęby szarej tajemnicy – pan chyba im daje trochę szczęścia, nie wiem tylko jak ani dlaczego.

- To bardzo ciekawe - skonstatował – najpewniej ma pani rację, w końcu jestem najsmutniejszym człowiekiem świata – po raz pierwszy spojrzał Tatianie w oczy sprawiając, że nie uznała jego słów za jedną z męskich bajek. Z drugiej strony nonszalancja, z nutą gorzkiej dumy w jego głosie rozpaliły ciekawość kobiety.

- Najsmutniejszy człowiek świata chyba nie powinien uszczęśliwiać przypadkowych osób? – Strząsnęła argument z czubka papierosa na ladę dyskusji.

- Cóż… Widzi pani…

- Tatiana – przerwała mu, mrużąc lekko oczy.

- Widzi pani – kontynuował, szukając właściwych słów w płucach pełnych dymu – może to się wydawać pani niedorzeczne, ale mężczyźni wznoszą za moimi plecami toasty, bo cieszą się, że nie są na moim miejscu. To zupełnie normalne u naszej płci – dopalający się papieros wylądował w popielniczce, ustępując miejsca między palcami nieskazitelnemu bliźniakowi.

- To dosyć okrutne – czoło kobiety objęła drabinka zmarszczek, po której wspinała się wzgarda – cieszyć się z cudzego nieszczęścia.

- Oni nie cieszą się z mojego nieszczęścia, tylko zapominają o swoim – mężczyzna dopił szkocką i sięgnął po drugą, w której lód prawie całkiem zdążył się już stopić. – Mają swoje zmartwienia, większe i mniejsze, które na co dzień zaprzątają ich myśli. Te problemy kotłują się, ganiają i kłócą o pierwszeństwo, aż w końcu włażą jedne na drugie, jak akrobaci z trądem. Urastają wtedy do rozmiarów tego barmana. Jednak na tle prawdziwego nieszczęścia odzyskują swój niedorzeczny wygląd – opowiadał, kręcąc ostrożnie bursztynowym płynem, jakby miał w szklance niechciane dziecko i zastanawiał się, co z nim zrobić.

- Cały czas uważam, że kobieca empatia jest dużo lepsza – upierała się przy swoim Tatiana, kończąc pierwszego drinka. Kształty butelek w półmroku baru zmiękły już delikatnie, a niezadbana szczecina na twarzach miejscowych pijaków wygładziła się do lekko niezadbanego zarostu. Tylko mężczyzna w garniturze nie chciał poddać się zaklęciu barmana, chroniony jakimś niewyjaśnionym uporem. – Pewnie ciągle o to pana pytają, ale dlaczego uważa się pan za najsmutniejszego człowieka świata?

- Wie pani… W zasadzie to nie pytają mnie o to – rozmówca sam wydawał się zdziwiony tym spostrzeżeniem. – Podejrzewam, że po prostu nie chcą wiedzieć. Może wolą snuć ponure opowieści o tym, że straciłem majątek, którego nikt nie byłby sobie w stanie wyobrazić. Albo, że jestem sierotą, w dodatku moja żona zmarła przy porodzie, córka zginęła w wypadku, a ogarnięty depresją syn – narkoman zerwał ze mną kontakt – wyliczał, kręcąc obrączką na palcu. Tatiana przyglądała się pierścionkowi, zafascynowana blaskiem jej historii, ukrytej za obłokami sinego dymu i do głębi tą fascynacją zniesmaczona.

- Strasznie… Bardzo mi przykro – powiedziała cicho, kładąc dłoń na szklance z drugim drinkiem. Pod przemykającym cieniem dostrzegła biel uśmiechu.

- Nie mówiłem, że to mi się przytrafiło – wyjaśnił niepotrzebnie mężczyzna. – Nie potrafię sobie nawet wyobrazić takiego cierpienia – trzeci bliźniak zajął się ogniem. - No ale nigdy nie mówiłem, że jestem najbardziej cierpiącym, tylko najsmutniejszym – biel papierosa zlała się z bielą zębów.

- W takim razie – drink pomógł jej przełknąć łzy, zarówno te wzruszenia, jak i złości oraz pomógł zapomnieć o dziwnym braku irytacji – co pan przeskrobał, że tak panu smutno? – Elegancki rozmówca pociągnął łyk szkockiej i zajrzał do szklanki, jakby zasmakowała mu jakąś inną szkocką, z jakiegoś innego dnia.

- Moją winą jest to, że znalazłem szczęście – w jego oczach na zapalił się błędny ognik, by już po chwili, nie wiedząc po co przybył, zgasnąć. Tatiana nie widziała sensu, przynajmniej na razie, w zadawaniu pytań i pozwoliła mężczyźnie w garniturze mówić. – Szczęście to dziwne zjawisko. Jest trochę jak czterolistna koniczyna – wszyscy zawsze jej szukają, ale kiedy faktycznie uda się tę efemeryczną zieleninę znaleźć, nikt tak naprawdę nie wie co z nią zrobić. Zasuszyć? Spalić? Włożyć do książki? Wpleść w wianek? No można, ale po co? Co by pani zrobiła z czterolistną koniczyną? – Zapytał, zwracając się na stołku w stronę Tatiany.

- Pewnie cieszyłabym się chwilą, w której ją znalazłam – stwierdziła kobieta – i schowałabym gdzieś, gdzie nikt nie mógłby jej znaleźć, bo to przecież moje szczęście – żar papierosa migotał w jej niespokojnych palcach jak oczy kołysanego dziecka. – Potem zapomniałabym, gdzie schowałam tę koniczynę. Kiedy się chce coś dobrze schować, to zawsze potem się zapomina, gdzie dokładnie jest ta wyjątkowa skrytka. Jakiś czas rozpaczałabym po stracie mojego dopiero co znalezionego szczęścia. Strata to przecież taki mały wehikuł czasu, który przynosi najbardziej odległe momenty związane z utraconą rzeczą i stawia je przed oczami, chwila po chwili. W końcu zapomniałabym, że znalazłam czterolistną koniczynę. Zapomniałabym nawet jak one wyglądają. Wtedy zaczęłabym szukać nowej – podsumowała kobieta, gasząc niedopałek w popielniczce. – Wszyscy każą nam gonić za szczęściem, ale nikt nie mówi, co z nim zrobić…

- Toteż nie wiedziałem co zrobić ze swoim szczęściem, – ciągnął mężczyzna, biorąc kolejną szkocką i jedną podsuwając Tatianie – ale na pewno nie chciałem go tracić, chować ani o nim zapominać. O nie, chwyciłem je mocno, bezlitośnie wręcz. Jakbym chciał zadławić to szczęście, żeby nie mogło uciec. I karmiłem się nim. Delektowałem. Upasłem się nim jak najbardziej zadbane prosię, szykowane na święta u biskupa – wyobraziła sobie swojego rozmówcę jako wyjątkowo elokwentnego knura w trzyczęściowym garniturze. Obraz ten nie rozśmieszył jej jednak, więc zapaliła papierosa. – Przywykłem do tego szczęścia. Do dobrego łatwo się przyzwyczaić. Podobały mi się ciche poranki i krótkie wieczory. Wygodna kanapa i bezprzewodowy Internet. Pachnąca kawa. Spokojne kłótnie. Spokój… - Mężczyzna zaciągnął się tak głęboko, że żar rozpalił się jaśniej niż zakurzone lampy nad barem. Za jego plecami pijani goście rechotali, rozkoszując się swoimi idealnymi żywotami – spokój kochałem najmocniej. Kochałem go tak mocno, że aż zapomniałem o miłości.

- To wtedy ponownie zaczął pan szukać koniczyny? – Zapytała, nie zauważając tańczącego na stole za plecami rozmówcy burmistrza miasta smutnych ludzi i chudych psów.

- I tak, i nie, – uśmiechnął się – w zasadzie to nie. Lepsze jest wrogiem dobrego, a co może być lepsze od szczęścia? – Opróżnił kolejną szklankę i delikatnie ujął ostatnią. – Z drugiej strony, trzeba do czegoś dążyć. Ale jeżeli nie do szczęścia, to do czego? Wszystko inne to tylko środek do jego osiągnięcia. Ale bez dążenia, bez ruchu, nie ma życia. Może ja więc od jakiegoś czasu po prostu umieram… - Papieros dogasał, chowając swoje zawstydzone oblicze między jego palcami. – Nie do końca żyję i nie do końca mogę umrzeć, więc… Po prostu… Jestem – zakończył najsmutniejszy człowiek świata. Nie znalazł papierosów w kieszeni, ani whisky na ladzie, więc uśmiechnął się do Tatiany i splótł dłonie na barze. Kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu. Omiotła wzrokiem ludzi o fizjonomiach topielców, którzy przekrzykiwali się nawzajem o swoich sukcesach, wysoko wznosili naczynia, śmiali się z grubiańskich żartów i już bardzo rzadko spoglądali na mężczyznę w garniturze. Wyjęła z torebki dwa papierosy i skinęła na cień barmana, który właśnie sunął slalomem po ladzie na łyżwach z kieliszków.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • sisi55 16.04.2020
    Tekst ciekawy. Podobał mi się, chyba nic bym nie zmienił.
  • Bajkopisarz 16.04.2020
    Cóż, wychodzi mi, że Najsmutniejszy osiągnął już szczyt i zrozumiał, że dalsza droga prowadzi tylko w dół. Nie będzie już lepszy, może tylko utrzymywać się na topie, lecz to było nie było oznacza stagnację. W tej sytuacji faktycznie nie ma zbyt wielu powodów do radości.
    Chciałbym kiedyś spotkać takiego barmana z prawdziwego zdarzenia ? Widocznie chodzę do kiepskich lokali, bo tam tylko studenty zwykle po internetowym samouczku, ewentualnie właściciel (ten to już bez żadnego przygotowania).
  • Hollow 18.04.2020
    Uprzejmie dziękuję za miłe słowa ^^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania