Najstraszliwsza z bestii
W katedrze pustej z ceglanej masy
zebrała się gwardia wstrętnych demonów
by nadać życie tworze nowej rasy
nowe oblicza grzechu wykluć z kokonów,
echo Diabła wypełniło puste etery wieży:
„Niech go przepełni wieczne ciał nienasycenie
tak że za nimi światy w pogoni przebieży
bo tylko w ludzkim wcieleniu zazna spełnienie”
Diabeł zamienił się w mowę, publika w słuch
bacznym wzrokiem śledząc swego despotę
jak wargi układa w słowa, a te wprawione w ruch
uchodzą zaklęciami uformowane w flotę
płynącą między zawiłe hebrajskie treści.
Tak pewien aktu tworzenia pluł polecenia
że zaraz by serafiny od siedmiu boleści
zwołał do przyjęcia diabelskiego nasienia,
jak ocean mieni się wzburza przepada
tak też on upadł, jak fala zmieciona w sztormie.
Wtem z czarów zstąpiła tajemna śniada
istota, pokłonem cześć stwórcy oddała pokornie,
ścianę omiotła przylegając doń dyskretnie
ta ciemna zjawa, ten kształtny człowiek
co za dnia szeptem stąpać ma szlachetnie
by o późnym zmroku sen spędzać z powiek,
demony, niby stado motyli, tak skrzydłami
swoich dłoni z wrażenia trzepotały
że katedrę przepełnioną aplauzu źródłami
już w piekle czorty i zmory słyszały,
gdy oklaski i wiwaty przyćmiły potwora
uciekł po kryjomu przez tylne ościeże,
mknąc do miasta gdzie ludzi cała sfora
i nie spotkał już nigdy rodzimą wieżę,
teraz snuje się po światów bezmiarze
spotkasz go w parku w domu w altanie
gdy w tajemnym zadanym mu czarze
wskrzesza go pierwsze słońca świtanie.
Na widok ofiary kryje w głębi ducha złego;
nie zieje ogniem, nie warczy, nie szczeka
bo wie że nie potrzebne mu to do tego
by człowiek sam w sobie utracił człowieka,
nisko się kłania nogi wdzięcznie ugina,
nie rozstając się z murem
szepcze do ofiary: „To nie Twoja wina
żeś tylko moim konturem.
Człowiek chwilę nad nim przystaje,
po czym przyznaje rację mu w tej kwestii
nie wiedząc kiedy, sam cieniem zostaje;
wierną kontynuacją straszliwej bestii
co kolejną ofiarą swoje wcielenie powleka,
a osób już mało - tak wiele cieni,
że na próżno szukać gdziekolwiek człowieka
w świecie wiecznej serca jesieni.
Komentarze (3)
"tak też on upadł, jak fala zmieciona w sztormie." - bez przecinka, porównanie proste
"ścianę omiotła przylegając doń dyskretnie" - przecinek po "omiotła"
"mknąc do miasta gdzie ludzi cała sfora" - po "miasta"
"spotkasz go w parku w domu w altanie" - po "parku" i "domu", bo powtórzenie
"bo wie że nie potrzebne mu to do tego" - po "wie" + niepotrzebne*
"nisko się kłania nogi wdzięcznie ugina," - po "kłania"
Niestety jeden przecinek wewnątrz wiersza wymusza wszystkie inne i troszkę ich zabrakło. Sama historia i forma bardzo mi się jednak podobają - przedstawiłaś taki powolny proces wyniszczenia człowieka, zaniku jego empatii i wkroczenie na złą ścieżkę. W Twoim tekście nie jest on już podobieństwem Boga, a raczej szatana. Ciekawa koncepcja obrazująca upadek społeczeństwa. Podoba mi się na tyle, że przymknę oczy na te przecinki i dam 4, 5 czyli 5 :)
"żeś tylko moim konturem" - tu mi brak zamknięcia cudzysłowiu po słowie "konturem" - bo tam kończy się cała wypowiedź
Ale ogółem - całość bardzo mi do gustu przypadła - szczególnie cztery ostatnie zwrotki, które świetnie obrazują, że każdy człowiek ma w sobie jakiś "ułamek" bestii i często wcale nie trzeba wiele, aby go wyzwolić. 5. ;)
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania