Nałęczów

Spoty reklamowe przeważnie nas ogłupiają, lec niektóre uczą nas prawidłowego wypowiadania słów i rzadko, kto teraz nie powie włączać, a wcześniej przed tą reklamą mówił „włańczać”. Zastanawiające jest to, że nauczyciele często wpajali uczniom prawidłową wymowę tego słowa przez liczne godziny lekcyjne, lecz jakoś to do nich nie docierało. Podobnie źle wypowiadanych słów w mowie potocznej, nawet wypisywanych na murach funkcjonują setki. Jednak mało, kto spotkał się z reklamą, która prawie identycznie pokaże naszą przyszłość.

Kilkanaście lat temu rozpocząłem staż w małym dusznym pomieszczeniu, siedziałem tam na krzesełku z niewielkimi przerwami osiem godzin. Potem była pierwsza praca i w niej wykonywałem pracę siedzącą. Kolejna praca podobnie wyglądała, nawet jak awansowałem dalej siedziałem na stołku. Powoli mój organizm zaczął się buntować na wielogodzinne przebywanie w pomieszczeniach, braku słońca, ruchu na świeżym powietrzu i śmieciowego żarcia. Wszystkie sygnały ostrzegawcze bagatelizowałem i garściami łykałem tabletki dostępne bez recept. Prawdopodobnie trzy lata temu przeholowałem, moje serce odmówiło posłuszeństwa. Wyjątkowo szybko okazało się, że zdrowie jest najważniejsze i reperowanie jego sporo kosztuje. Moje stanowisko kierownicze zajęła osoba młodsza i zdrowa, a ja za swoją długoletnią nienaganną pracę zostałem przesunięty na niższy dużo mniej płatny etat. Jednak trzeba docenić dyrekcję, która mnie nie zwolniła i nie postąpiła z chorym tak jak w innych firmach.

Lekarz zalecił mi aktywne spędzanie czasu, prawidłowe odżywianie i pobyt w sanatorium celem podleczenie serca. Rady usłyszane w ośrodku zdrowia głęboko zapadły w mojej pamięci i wziąłem je sobie do chorego serca. Bezzwłocznie zapisałem się do kolejki chętnych na leczenie sanatoryjne w Narodowym Funduszu Zdrowia pod numerem czterysta dwadzieścia cztery tysiące sto czterdzieści osiem, lecz na samym czekaniu na wyjazd nie zakończyłem staranie o zdrowie. Kuchenkę mikrofalową, z której tak chętnie przez lata korzystałem, w podzięce za wyjaławianie moich potraw, przekazałem do utylizacji. Chciałem poprawić sobie sprawność fizyczną i zakupiłem kijki do chodzenia. Szybko przekonałem się, o nienajlepszym wyborze sposobu aktywności fizycznej. Dyscyplinę tą uprawiają w zasadzie tylko panie, a panowie to pod czułym i fachowym wzrokiem małżonki. Jako samotny wilk z góry skazałem się na porażkę w tej dyscyplinie sportu, każde moje wyjście niezmiennie przyciągało jakieś panie z dobrymi radami. Gdyby były one atrakcyjne w wieku do trzydziestki, prawdopodobnie byłby to mój ulubiony sport, lecz niestety tak nie było. Bieganie chodnikiem wśród przechodniów i w chmurze spalin jadących ulicą samochodów, wyjątkowo mi nie odpowiadało. Wybór padł na rower, muszę dużo jeździć w ten sposób zadbam o swoją formę fizyczną. Teoretycznie wszystko przebiegało planowo, niestresująca praca, do której dojeżdżałem rowerem, zdrowa żywność i regularne posiłki mogły dopełniać reszty gdyby nie moje szwankujące serce i rozjechanie mojego roweru razem ze mną przez samochód. Powoli zbliżam się do stu tysięcy w kolejce do sanatorium finansowane przez NFZ, a tu okazuje się jak mało pozostało mi czasu. Sanatoryjne leczenie muszę załatwić na własną rękę i zapłacić prywatnie.

Oferty uzdrowisk przeglądam i natrafiam na taką wzmiankę w folderze „Takiej bujnej zieleni i tak zdrowego klimatu nie ma żadne miasto w Regionie Lubelskim. W Nałęczowie panuje kameralna aura uzdrowiska leczącego choroby serca, atmosfera letniskowej miejscowości, z pensjonatami z drewna w stylu szwajcarskim i podhalańskim. Tu się świetnie wypoczywa, spaceruje po alejkach zabytkowego parku, pije smaczną i leczniczą wodę zdrojową”. Jeszcze przeglądam dołączoną reklamę, a w niej chory starszy człowiek po wizycie i leczeniu w Nałęczowie, jeździ sobie hulajnogą. Natychmiast dzwonię, krótka rozmowa i otrzymuje pokoik w nowo wybudowanym pensjonacie, w centralnej części uzdrowiska, z widokiem na park zdrojowy. Niezwłocznie pieniądze przelewam i pełen nadziei na wyzdrowienie jadę. Zgodnie z umową w piątek dwudziestego dziewiątego kwietnia, zjawiam się w pensjonacie, wszystko na moje przyjecie jest przygotowane. Trochę martwię się sznurem samochodów na ulicy przed pensjonatem. Obsługa zapewnia mnie, że jest to wyjątkowe, ponieważ rozpoczyna się długi weekend i niebawem to minie. Pełen oczekiwań przeciskając się przez stojące nawet na przejściu dla pieszych w korku samochody, idę na pierwszy zapisany przez lekarza zabieg. Mijają godziny, a korek dalej jest, nie tylko na jednej ulicy, lecz na wszystkich pięciu, które łączy jedno skrzyżowanie bez sygnalizacji świetlnej i niebędące rondem. Zostało ono usytuowane w bezpośredniej bliskości parku zdrojowego, prawdopodobnie dla poprawy leczniczego powietrza.

Piękny park zdrojowy zachęca do spacerów, w oddali słychać szum silników i gwar dochodzący z ulic pełnych licznych atrakcji dla przyjezdnych. W centralnej części jest usytuowana w nim pijalnia wody mineralnej, do której właśnie zmierzam. Przed drzwiami wejściowymi płacę frycowe, właśnie jest godzina siedemnasta i do tej godziny można korzystać z wody mineralnej. Zostałem zaskoczony godzinami otwarcia, koniec kwietnia, piękna słoneczna pogoda, park pełen spacerowiczów i tu nagle trach. Jednak dla sfrustrowanych taką sytuacją dyrekcja uzdrowiska postarała się o polepszenie im samopoczucia. W budynku tym drugim wejściem można wejść do pijalni czekolady, a jak wiadomo czekolada zawiera endorfinę źródło szczęścia. Musiałem wypić dziesięć porcji by poczuć jej wpływ na lepsze samopoczucie.

Przez kolejne dni prawie nic się nie zmienia, mija sobota, niedziela pierwszy maja, poniedziałek ulice dalej zapchane, piękna pogoda i korzystam z pijalni do siedemnastej. Trzeciego maja w południe już nie byłem w stanie znieść tej uzdrowiskowej pełnej spalin atmosfery, o wyjeździe z parkingu i ucieczce z stąd mogłem tylko pomarzyć do godzin wieczornych. Przeciskając się przez wszędobylskie samochody dochodzę do wypożyczalni rowerów, wypożyczam jeden i na nim wymykam się z uzdrowiska. Kilka kilometrów od Nałęczowa zaczynam dopiero oddychać czystym powietrzem, jadę sobie asfaltową drogą pełną dziur i przez to omijaną przez samochody. Przyzwyczajony do ciągłych obelisków przy ulicach rozglądam się, z jakiego finansowania dokonano budowy, lub remontu. Niczego podobnego nawet zardzewiałego nie zauważam i dopiero jak w padłem w dziurę biegnącą całą szerokością jezdni, to sobie przypomniałem. Kiedyś wszystkie inwestycje, remonty finansowane były z funduszy nie Unijnych jak teraz, tylko z dotacji Związku Radzieckiego i w poczuciu patriotyzmu zostały pominięte przez ówczesną propagandę. Taką to piękną arterią dotarłem do wioski usytuowanej po obu stronach drogi. Tak jak stałem uciekałem z Nałęczowa i bardzo się ucieszyłem jak zobaczyłem otwarty sklep pomimo święta. Przed sklepem przy stoliku siedziało czterech panów i spędzali tam wolny słoneczny dzień, popijając piweczko. Niestety, jako zmotoryzowany sprzętem na pedały, musiałem zadowolić się wodą mineralną nałęczowianką i wczorajszą bułką zaoferowaną w sklepie. Panowie pozwolili mi na zajęcie wolnego miejsca obok nich i po chwili wciągnęli do rozmowy. Tematy były ogólne i dotyczyły tego skąd jestem i co tu mnie do nich sprowadziło. Mniej niż dumny opowiedziałem jak to nawdychałem się powietrza pełnego spalin, za które zapłaciłem w opłacie klimatycznej i rozczarowaniu miejscem wypoczynku. Nawet opowiedziałem o reklamie, jaka mnie do miejscowości uzdrowiskowej sprowadziła.

- Pan sobie tą reklamę źle zinterpretował, zobaczył pan zdjęcie starszego mężczyzny jadącego na hulajnodze. Dodatkowo jeszcze przeczytał slogan z całkiem innego uzdrowiska, a tylko jedno w niej jest prawdziwe. Jak się przyjedzie do Nałęczowa na leczenie i skorzysta z wszystkich zabiegów, rozrywek, opłaci pobyt to trzeba sprzedać samochód, ponieważ pieniędzy na pewno zabraknie. Powrót do domu z braku zbiorowej komunikacji zapewni tylko lokalny producent hulajnóg – powiedział mi jeden z biesiadników.

Na krzesełku przed sklepem odpocząłem od cywilizacji i pod wieczór wróciłem do wypożyczalni oddać rower. Samochodem z parkingu mogłem wyjechać dopiero późnym wieczorem, wcześniej się nie dało, tak duży tłok panował na drodze, a nikt z kierowców nie chciał mnie wpuścić przed siebie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 09.05.2016
    Jak zawsze dobry tekst; 5:)
  • Shina-san 09.05.2016
    Dość ciekawe
  • Lucinda 09.05.2016
    Przyciągnął mnie tu tytuł, jako że mieszkam niedaleko Nałęczowa. Całkiem przyjemnie napisane, mimo błędów, których wypisywanie tym razem sobie daruję, bo nie jestem na komputerze. Nie wiem za bardzo jak jest tam z ruchem, zwłaszcza podczas dłuższych weekendów, mój pobyt tam jeszcze dwa lata temu na ogół ograniczał się do trasy przystanek - gimnazjum - szkoła muzyczna - przystanek. Natomiast wzmianka o drogach... W mojej miejscowości do zeszłego roku chociażby przed moim domem była dziura na wylot w drodze... Hmm... Ode mnie takie 4,5, a więc 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania