Napad na autobus
W związku z anonimowymi doniesieniami dotyczącymi ataku ekshibicjonisty na autobus, w którym znajdowały się trzydzieści dwie dziewice, w tym trzy prostytutki, reporter Ralf Moderator postanowił pojechać na miejsce zdarzenia. Urywający dupę górski krajobraz rościł sobie słuszne prawo do bycia najistotniejszym powodem wycieczki w te strony. Cóż z tego, jak większość ludzi gardzi pięknymi widokami, wgapiając się w niewielkie ekrany smartfonów, przy okazji dyskretnie pociągając z niewielkich buteleczek. Również i reporter Ralf nie zważał na olśniewające widoki gór zatopionych w promieniach zachodzącego słońca, tylko lustrując otoczenie, szukał przynajmniej jednej z dziewic będącej świadkiem tego jakże oburzającego ataku.
– Pan kogoś szuka?
Zza pleców usłyszał nieśmiały głosik, który jak się okazało, należał do szczupłej blondynki, pozbawionej tego czegoś. Włosy ułożone w kok, zbyt szerokie spodnie i luźny, wełniany, nieokreślonego koloru sweter jasno wskazywał, iż jest to jedna z dziewic. Szczery uśmiech zagościł na twarzy Ralfa, który tak często pomagał dziewicom wyrwać się z ich nieciekawego położenia. Teraz jednak sprawa miała inny, zdecydowanie ważniejszy wymiar.
– Pani była jedną z zaatakowanych przez ekshibicjonistę osób? – spytał, świdrując wzrokiem rozmówczynię.
– Tak – pisnęła i uśmiechnęła się nieśmiało. – Pierwszy raz widziałam – dodała.
– Przestraszyła się pani?
– Węża? – momentalnie odpowiedziała i lekko się zarumieniła. – To nie był badyl – dodała jakby na usprawiedliwienie.
– To by znaczyło, że się nie przygotował lub też zjadł go stres. – Ralf powiedział to bardziej do siebie, niż do rozmówczyni. Głośno zaś zapytał. – A czy kręcą się tu może prostytutki? – Widząc zaś, że pytanie płoszy dziewczynę, dodał. – Dziewice, prostytutki.
– Aaa, te trzy wywłoki? – zaśmiała się nieśmiało, bo ona wszystko robiła nieśmiało i dyskretnie. – Stoją tam – lekko skinęła głową.
– Serdecznie dziękuję za informacje. – Sztuczny uśmiech zawitał na jego twarzy, który miał dziewczynie wynagrodzić, niewątpliwy trud zaczepienia obcego faceta.
– A telefon? – spytała zawiedziona i Ralf dałby sobie głowę uciąć, że patrzy mu w krocze.
– Może gdybyś rozpuściła włosy – powiedział, a gdy dziewica faktycznie to zrobiła, wręczył jej jedną z tych wizytówek z błędnym numerem telefonu.
– Zadzwonię – pisnęła, czerwieniąc się przy tym okrutnie.
Ralf nie zaprzątał sobie głowy jedną z dziewek, bo było tu ich znacznie więcej, a więc natrafienie na lepszą sztukę, wydawało się kwestią czasu. Skierował się w kierunku trzech niewyraźnych kształtów, prawdopodobnie prostytutek, które powinny być lepszymi obserwatorkami. Gdy podszedł dostatecznie blisko, obraz wyostrzył się i zobaczył przed sobą trzy dzidy w czerwonych miniówach z papierosami w zbyt dużych, krwiście czerwonych ustach.
– Czeeść – powiedział, delikatnie zaciągając, mając nadzieję, że jego niebanalna wibracja głosu, momentalnie zainteresuje kobiety.
– O, przyjechał facet na koniu – nieco ochrypniętym głosem powiedziała ta z największymi zderzakami, które próbowały wydostać się z przyciasnej, czerwonej bluzeczki.
– Raczej z koniem – zaśmiała się druga i mrugnęła do niego znacząco.
– Jesteście dziewicami prostytutkami? – zapytał, by jakoś zagaić rozmowę.
– Zawsze i dla każdego – powiedziała ta nieco chrypiąca.
– Podobno wasz autobus zaatakował ekshibicjonista?
– To nie był nasz autobus, my nawet nie kupiłyśmy biletów, tylko dostałyśmy pocztą – odezwała się trzecia z kobiet i zbliżyła się do niego niebezpiecznie blisko. – Dwie stówki za godzinę nawet na łonie natury – szepnęła, a gdy Ralf nie zareagował odpowiednio, dodała. – Najtańsza dziewica w mieście.
– A ten ekshibicjonista, czy bardzo was wystraszył? – Ralf zignorował zachowanie jednej z dziwek, niestety pytanie zostało zbyte chichotem. – Zatem? – Ponownie zaciągnął i popatrzył w dekolt tej z ochrypniętym głosem.
– Zatem jesteśmy gotowe nawet we trzy. Możesz nas bronić do woli – odpowiedziała, pewna, że klient jest jej.
– A ekshibicjonista?
– Nie nadaje się, staje mu tylko, jak kogoś przestraszy. Zresztą czworokąt jest lepszy od pięciokąta. Łatwiej obliczyć obwód, no i pole przede wszystkim. – Ta z ochrypniętym głosem na dobre przejęła inicjatywę, a jej bluzka rozpaczliwie walczyła, by nic z niej nie wyskoczyło.
– Miałem na myśli, gdzie może być ten zboczeniec?
– Zboczeniec, jaki on zboczeniec – machnęła ręką ta z ochrypniętym głosem. – Siedzi tam na kamieniu. Widać, że to biedak, ten jego brązowy płaszcz to chyba z dwadzieścia lat już ma.
– O, dziękuję. – Widząc zaś zawiedzione spojrzenia dziwek, dał im wizytówki z błędnym numerem telefonu.
Żwawym krokiem zmierzał do głównego bohatera dzisiejszego wieczoru. Niewyraźny kształt iskrzył się na tle zachodzącego słońca i wydawał się krzyczeć, że to nie góry, a on jest tu prawdziwym powodem wizyty Ralfa. Taka też była prawda.
– Adam jestem – wyciągnął rękę facet w brązowym, skórzanym płaszczu.
– Ralf – odpowiedział, uśmiechnął się zachęcająco.
– Opowiem o sobie. – Nie czekając na pytania, rozpoczął monolog. – Ten płaszcz od zawsze przynosił mi szczęście. Gdy tylko rozpościerałem go, jak skrzydła orła, dochodziły do moich uszu piski zachwyconych dziewczyn. One uciekały, a ja niczym skrzydlaty drapieżnik szybowałem za nimi. Jakże to było podniecające. Niestety bycie ekshibicjonistą amatorem nie jest łatwe – westchnął, co pozwoliło Ralfowi na zadanie pytania.
– Amatorem?
– Niestety. Taka Doda, Krupa, a nawet Kasia Figura eksponują swoje niewątpliwe wdzięki, podziwia je świat, a one za to otrzymują sowite wynagrodzenie. Czasami rozbierają się w szczytnym celu, ratując ginące gatunki ślimaków, czy też żuków. Kształtują opinię publiczną, a zachwycona młodzież chce być taka jak one. A ja? Jestem amatorem, często narażonym na wyzwiska i niewybredne żarty. Śmieją się, że jest dla przykładu mały.
– A jest? – spytał zaciekawiony Ralf.
– W zimie tak, bo nie może być inaczej. Wszędzie mróz, śnieg a ja chodzę w poszukiwaniu ludzi, ubrany jedynie w ten płaszczyk. A jaką on daje ochronę? Żadnej nie daje, więc nie dość, że często mam zapalenie dróg moczowych, to dodatkowo, gdy jest zimno, mój skarb niebezpiecznie się kurczy. Słyszę kpiny i śmiech, a przecież ja to robię dla nich. Czy nie lepiej coś przeżyć na żywo, niż jedynie oglądać w telewizorze?
– Zdecydowanie lepiej – zgodził się Ralf.
– I ja to robię całkowicie za darmo, często nawet dopłacając do interesu. Nawet nie wiesz, ile mnie kosztowało zebranie w jednym autobusie trzydziestu dwóch dziewic w tym trzech prostytutek. Kupiłem bileciki, wysłałem je w ozdobnej kopercie i obiecałem SPA we Wrocławiu.
– A propos prostytutek, naprawdę uważasz, że są dziewicami?
– A nie są? – spytał zaskoczony i chwilę później sam sobie odpowiedział. – Bo to przez moją naiwność, chciałbym być sławny, rozbierać się dla wszystkich wokół. Dla przykładu tacy grajkowie na ulicy. Brzdękają na gitarach, ludzie rzucają im kasę i wszyscy są zadowoleni. A mi się nie pozwala na rozebranie się i zbieranie kasy do kapelusza. Jestem gorszy sort – powiedział twardo.
– I co zamierzasz dalej?
– Robić swoje. Kiedyś ludzie pigmentowo dodatni byli niewolnikami, pogardzanymi przez świat, a teraz mają nawet udogodnienia w dostaniu się na studia. Dajmy na to transwestytów, kiedyś byli w równie nieciekawej sytuacji, co ja teraz. I udało im się. W końcu przyjdzie ten czas, że pójdziemy ulicami miasta i w rytm bębnów, będziemy rozpościerać płaszcze, by każdy mógł zapoznać się z naszymi sterczącymi skarbami. Kiedyś przyjdzie nasz czas.
Nastała cisza, której nie mogły nawet zepsuć, nieziemskie widoki szczytów gór, spowitych w promieniach zachodzącego słońca. Bo tam słońce zachodziło od zawsze, bo tam był prawdziwy zachód.
Komentarze (34)
Pozdr
Pozdr
Pozdr
Pozdr
Dzięki
– Zgłoszę się – powiedział składając gazetę. – Zawsze chciałem być artystą.
Po drodze snuł wielkie plany:
– Sława i pieniądze. A może nawet wyjazdy za granicę.
– I z powrotem – dodał Lis.
– Dlaczego z powrotem? Za granicą podpiszę kontrakt z Metro Godwyn Meyer.
Dyrektor przyjął go na świeżym powietrzu, gdzie urzędował. Właśnie rozwijano namiot cyrkowy. Ja i Lis zatrzymaliśmy się opodal.
– Bardzo mi miło, że pan się do nas zgłasza. Można poznać godność?
– Lew – przedstawił się Kogut krótko.
– Lew? – zdziwił się dyrektor. – Czy jest pan tego pewny?
– Ewentualnie tygrys.
– No dobrze. Wobec tego niech pan zaryczy. Kogut zaryczał jak umiał.
– Owszem, nieźle, ale są lepsze lwy od pana. Gdyby pan się zgodził na koguta, to co innego. Wtedy mógłbym pana zaangażować.
– Ja dla pana przyjemności nie będę udawał ptaka – obraził się Kogut.
– Żegnam wobec tego.
W drodze powrotnej Kogut milczał ponuro. Wreszcie nie wytrzymałem.
– Co ci strzeliło do głowy, dlaczego chciałeś grać lwa?
– Jak to, dlaczego… – odpowiedział za niego Lis. – Czy widziałeś kiedy artystę bez ambicji? St. Mrożek
Pozdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania