Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nareszcie jestem wolny

Supermarket – miliony ludzi przechadzały się między regałami pełnymi jedzenia. Większość produktów stanowiły owady – prażone, solone, smażone. Głównie pasikoniki. Podszedłem do jednego z regałów i wziąłem kilka paczek solonych pasikoników. Z innej półki wziąłem mleko, (które było mlekiem tylko w teorii) oraz paczkę płatków. Stanąłem w krótkiej kolejce (tylko 100 osób!) i włączyłem muzykę. Czas upłynął mi stosunkowo szybko. Wyszedłem ze sklepu. Miliardy ludzi przelewało się przez ogromny plac zajęte swoimi sprawami. Nie bałem się tłumów. W świecie gdzie prawie cały ląd pokrywają wieżowce wyrastające, ponad chmury musiałeś się do nich przyzwyczaić albo umrzeć. Możesz również zejść na ziemię, aby zamieszkać w jednej ze wsi lub miasteczek pokrywających przestrzeń między wieżowcami. (Podobno stref bezprawia). Wszedłem w tłum, nie martwiąc się o nic. Zamyśliłem się.

 

– Hej! Co ty robisz?! Dlaczego się zatrzymałeś? – Czyiś głos wyrwał mnie z transu.

 

Krzyczącym okazał się, straszy poważnie wyglądający mężczyzną pod krawatem z teczką w dłoni. Ten, który bez ostrzeżenia zatrzymał się na środku placu, był przystojnym blondynem ubranym w niebieski garnitur.

 

– Pytam się o coś człowieku! – kontynuował starszy mężczyzna. – Dlaczego się zatrzymałeś?! Prawie rozsypałem dokumenty!

 

– Zaraz zobaczysz – odpowiedział spokojnie blondyn, jednocześnie sięgając do lewej kieszeni.

 

Chwilę później tak samo, jak reszta placu – zamarłem. Blondyn w prawej ręce trzymał ręczne działo laserowe. Zakazane wszelkimi możliwymi przepisami i konwencjami monstrum do zabijania ludzi. Powoli wycelował w środek klatki piersiowej biznesmena. Sekundę później pociągnął za spust.

 

– Wiiiing!

 

Zapiszczało. Prawie natychmiast promień śmierci wydobył się z broni. Zginęły miliony. Tłum zaczął krzyczeć. Ja też krzyczałem, choć tego nie słyszałem. Strach przed śmiercią przyćmił zdrowy rozsądek, przez co wszyscy zaczęli uciekać, startując słabszych od siebie. Blondyn ponownie użył broni. Tym razem celował niżej.

 

– Wiiiiiiiiing!

 

Ludzie ze wschodniej części placu padli na ziemię przecięci w pół. Pozbawieni dolnych kończyn pełzali po ziemi, wrzeszcząc jeszcze przeraźliwiej. Zamachowiec przez chwilę zadawał się napawać widokiem pełzających postaci, jednak szybko skierował swoją broń w kierunku pozostałych przy życiu.

 

– Chce już to zakończyć…

 

Domyśliłem się tego i momentalnie padłem na ziemię. Z trzech strzałów ten był najdłuższy. Przez chwilę poczułem ciepło na swoich plecach, jednak to szybko minęło. Nie podnosząc się z ziemi, obserwowałem blondyna. Rozejrzał się jakby w poszukiwaniu żywych, gdy nikogo nie znalazł, przyłożył swoją broń do skroni. Nacisnął spust.

 

– Wiiing!

 

Bezwładne ciało zamachowca upadło na ziemię. Wstałem, prawie poślizgując się na krwi. Krew. Morze krwi. Zwłoki i przecięci w pół ludzie marzący o śmierci. Zwymiotowałem na widok tej sceny. Po chwili zemdlałem.

 

. . .

 

Obudziłem się szpitalu. Nic nie słyszałem. Leczenie mojego słuchu zajęło miesiąc. Potem była psychoterapia – długa i trudna. Teraz jestem tutaj. W tłumie. Znowu. Poruszam się w nim bez obaw.

 

– Hej! Co ty robisz?! – Głos wyrwał mnie z zamyślenia.

 

Krzyczącym okazał się starszy mężczyzna w staromodnym ubraniu.

 

– Zaraz zobaczysz – odpowiedział brunet w czarnym dresie, powoli celując w środek piersi staruszka.

 

Gdy zobaczyłem tę scenę, wszystko wróciło. Śmierć milionów. Przepołowieni ludzie błagający o śmierć. Morze krwi.

 

– Nieeeee! – padłem na ziemię zakrywając głowę rękami. Nie chciałem tego ponownie oglądać. Nie wytrzymałbym tego.

 

– Puk! – rozległ się suchy strzał, potem był świst i dźwięk pękającej czaszki.

 

Wstałem z ziemi. Zamachowiec był martwy. Kawałki mózgu oraz czaszki leżały rozsmarowane niedaleko trupa. Podszedłem bliżej i podniosłem ręczne działo laserowe. Przystawiłem broń do brody. Nie chciałem już żyć, mając świadomość, że kiedyś znowu zobaczę ten widok. Nigdy więcej. Nacisnąłem spust, jednak nie usłyszałem żadnego dźwięku. Przyjrzałem się broni dokładniej.

 

– To atrapa… – wyszeptałem, a następnie rzuciłem zabawką o ziemię, przez co rozsypała się na tysiące kawałków. – To jebana kurwa atrapa!

 

Nie chcę już więcej widzieć zamachowców zabijających starców mężczyzn kobiety i dzieci. Nie chcę i nie zniosę patrzenia na kolejny zamach. Na kolejne może krwi. Na kolejnych ludzi pozbawionych głów rąk nóg i żyć. Nie mogę już żyć wśród tłumów. Nie mogę już żyć w wieżowcach.

 

. . .

 

Wszedłem do windy. Z mojego mieszkania zabrałem tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Wcisnąłem parter. Drzwi otworzyły się piętnaście minut później. Wyszedłem z windy spokojnym krokiem. Nareszcie jestem wolny

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania