Narkoman 2
Co mogłam zrobić? Rozpłakałam się. Mój przyjaciel przytulił mnie do siebie. : -Jak to było? Jak to się zaczęło, od czego? Mówiłeś, że w twoim domu układa się ,,jako tako”?
_Mówiłem ci, że moi rodzice, moje życie było doskonałe. Wcale tak nie było. Ojciec pił, a zarazem bił mamę. Siostra uciekła z domu, ja poznałem kolegę narkomana… I tak się zaczęło – Artur spojrzał mi w oczy i powiedział:
-Wybaczysz mi? Proszę!
-Jak mógłbyś w to wątpić? To, że ,,bierzesz” to nie twoja wina, to jest choroba. Artur chcę ci pomóc…
-Anita dziękuję. Dziękuję, że jesteś przy mnie…
***
Nastpnego dnia jechaliśmy do domu. Siedziałam z Arturem w autokarze, obiecując sobie nawzajem, że będziemy do siebie pisać. Ciągle miałam łzy w oczach. Artur ocierał mi je chusteczką, obiecując, że nie będzie sięgał po ,,prochy”, że zrobi to dla mnie, bo wie, że ma dla kogo żyć. Żegnając się ze sobą, płakaliśmy jak małe ,,bobasy”, choć mieliśmy ,,dość dużo wiosen” na ,,koncie”. Artur miał 16 lat, ja niecałe 13. Wszyscy się z nas śmiali, ale nas to nie obchodziło, to była nasza najważniejsza chwila w życiu. Przełomowa chwila, chwila wejścia w dorosłość. Artur ze smutkiem spojrzał na zegarek oznajmiając, że musi już iść. Ja też musiałam. – Muszę już iść… Obiecuję, że będę próbował…
-Nie musisz obiecywać, ja to wiem – w tym momencie nasze twarze zbliżyły się do siebie… To był mój pierwszy pocałunke. Pocałunek od osoby, którą kocham i która mnie kocha. Gdy wsiadłam do samochodu rodziców, spostrzegłam, że koło Artura nie ma nikogo, kto by na niego czekał, nawet nie było mamy… Kiedyś czytałam, że jedyną ,,osobą”, która na nas czeka z wyciągniętymi ramionami, jest śmierć… Po dwóch dniach od przyjazdu do domu, dostałam list od Artura. Pisał, że zaczął brać, że nie może się od tego uwolnić, że nie ma siły. Czytając ten list, płakałam, czułam , że jestem bezsilna, że nie mogę, nie potrafię mu pomóc. Odpisałam, prosząc, by przestał, by zrobił to z myślą o mnie. Przez następne tygodnie byłam pod ciągłym strachem. Artur nie dawał ,,znaku” życia. Bałam się, muślałam o najgorszym. Gdy minął miesiąc zaczęłam dzwonić do jego kolegów – ,,ćpunów”. Bałam się co mi odpowiedzą, ale musiałam wiedzieć… Chyba dopiero za siódmym razem, gdy spytałam o Artura, chłopak nie odłożył słuchawki. Poprzedni właśnie tak robili. Chłopak wiedział kim jestem, bo spytał:
-To ty jesteś Anita?
-Tak. Co się dzieje z Arturem! – krzyczałam ze łzami w oczach.
-Nie krzycz! To nie rozmowa na telefon.
-Mów! – byłam wściekła.
-Jak chcesz. Artur przedawkował.
-Co to znaczy – nie rozumiałam, a raczej nie chciałam rozumieć.
-Umarł! Rozumiesz? Umarł. – powoli odłożyłam słuchawkę. Nie wiem co się dalej ze mną działo. Obudziłam się w szpitalu. Przy łóżku siedzielu rodzice.
-Anita, wiemy… Widzieliśmy kalendarzyk z numerem do tego chłopaka. Zadzwoniliśmy do niego i powiedział nam co się stało. Jak to było… Kazał cię przeprosić – powiedziała mama ze smutkiem.
-Chcę umrzeć!!! – zaczęłam histeryzować.
-Nie mów tak! Zabraniam ci. Musisz żyć – powiedział tata ,,miękko”.
-Nie mam dla kogo żyć. Osoba, którą kocham, a raczej kochałam odeszła z mego życia… Nawet nie byłam na jego pogrzebie – rozpłakałam się. Mama wzięła mnie w ramiona ,,ukajając” mój ból.
-Jak to było? – spytałam.
-Naprawdę chcesz wiedzieć? – spytał tata. Kiwnęłam głową, że tak. Tata zaczął mówić:
-Jego ojciec tak pobił jego matkę, że ta znalazła się w szpitalu. Po kilku dniach zmarła. Ojca zamknęłi, a on… On załamał się i… przedawkował – tata skończył, a ja na nowo zaczęłam płakać.
-Mogłam mu pomóc! – krzyczałam.
-Nie mogłaś. Już nic mu nie mogło pomóc.
-A moja miłość? Czy ona się nie liczy? Co czuję, też się nie liczy? To co mam w sercu? Czy to coś znaczy?
-Anita! To znaczy dużo. Ale musisz to zrozumieć. Chyba nie chcesz skończyć podobnie?
-Chcę! Chcę do Artura. Po co mam żyć, go tu już nie ma! Po co? – pytałam.
-Anita, on tu jest! On jest w twoim sercu, w twoich wspomnieniach, w twoich myślach… On jest, tam, w górze. Patrzy na ciebie i prosi cię, byś żyła. Byś uwierzyła w sibeie, byś nie popełniła tego samego błędu, co on. On pragnie byś zaczęła wszystko od początku. Zrób to dla niego. Zrobisz? – spytała mama.
-Dla Artura zrobię wszystko…
Przez kilka miesięcy nie potrafiłam dojść „do siebie”. Co tydzień jeździłam na jego grób. Przez 3 godziny ,,rozmawiałam” pry jego grobie z ,,duchem Artura”. Już nie potrafiłam płakać, nie miałam siły na wylewanie łez. Nie mogłam płakać, musiałam żyć. Żyć dla Artura…

Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania