Narkotyki od bezdomnego
Miałem szesnaście lat, kiedy postanowiłem wybrać się na kilkudniową pijacką tułaczkę, zupełnie jak bohater „Buszującego w zbożu”. W tym celu pożyczyłem od mojego taty z barku pół litra wódki i wyszedłem z domu mówiąc, że idę na boisko pograć w piłkę z kolegami. Była późna jesień, ubrałem przepastny płaszcz, pod którym schowałem flaszkę i poszedłem w kierunku dworca. Miałem zamiar wsiąść do pociągu, który zawiezie mnie do tętniącego życiem wielkiego miasta. W trakcie mojej podróży trwającej niecałe pół godziny zdążyłem opróżnić połowę flaszki. Piłem bez popity. Dwa razy prawie się zrzygałem, ale ostatecznie nie zmarnowałem nawet kropli drogocennego płynu. Alkohol uderzył mi lekko do głowy. Po wyjściu z pociągu nawet nie chowałem flaszki tylko paradowałem z nią po dworcu jak debil.
Na dworcu zaczepił mnie jakiś bezdomny.
- Hej, chłopcze, chcesz trochę narkotyków?
- Nie, dzięki, wystarczy mi alkohol – wskazałem na butelkę.
- Przestań. Po co być jak Holden Caulfield skoro za chwile możesz być jak Raoul Duke?
- Co masz na myśli?
- Ta dziecina to wszystko czego potrzebujesz – wyjął z kieszeni małą tabletkę wielkości główki od szpilki.
- Takie małe? Coś mi po tym będzie? – odpowiedziałem drwiącym tonem.
- Gdybyś wziął dwie musiałbyś szukać swojego mózgu po różnych wymiarach. Istnieje spore ryzyko, że mógłbyś już nie wrócić z tej podróży.
- Brzmi strasznie. Chyba bezpieczniej jest pić alkohol. W najgorszym wypadku skończę jak menel.
- Obleciał cię strach, co? Boisz się takiej małej tableteczki?
- Wcale się nie boję! Zaraz ci to udowodnię! – krzyknąłem piskliwym głosem.
Żeby mu to udowodnić wykonałem szybki ruch, włożyłem mu rękę do kieszeni i wyciągnąłem garść małych tabletek. Następnie zacząłem uciekać. Biegłem najszybciej jak potrafiłem. Po drodze zgubiłem parę tabletek (mam nadzieje, ze żadne dziecko tego nie zjadło). Przez jakiś czas mnie gonił, słyszałem za sobą krzyki i wyzwiska, potem się zmęczył i przestał. Dobiegłem na jakieś obskurne blokowisko, schowałem się za śmietnikami i próbowałem złapać oddech. Kilka sekund później usłyszałem policyjne syreny, pomyślałem, że już mnie namierzyli. Nie mogłem ryzykować, że złapią mnie z narkotykami. Wpakowałem wszystkie tabletki do ust i popiłem wodą z kałuży. Nie było to zbyt rozsądne, ale każdy z nas podejmuje czasami jakieś nielogiczne decyzję. Powinniście wziąć pod uwagę, że byłem lekko pijany, a po za tym, ktoś musiał wyprodukować te tabletki. Gdybym je wyrzucił cała jego praca poszłaby na marne.
Minęło piętnaście minut i nic nie czułem, kolejne piętnaście minut – dalej nic. A potem była już tylko ciemność. Ostatecznie spędziłem siedem miliardów lat w zupełnej pustce. Nie było to miłe doświadczenie, ale przynajmniej będę miał co opowiadać swoim wnukom.
Komentarze (6)
W sumie ciekawe opowiadanko.
Alkohol i narkotyki? Jeśli kogoś to bawi, to pewnie jest co opowiadać wnukom. Jeśli jednak wnuków to nie jara, obawiam się, że usną z nudów. Może na mniej niż kilka miliardów lat, ale jednak...
Ogólnie nawet niezłe opowiadanie, choć mogłoby być bardziej rozbudowane. Taki bardziej zarys bez konkretów póki co.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania