Narodzenie

Z pola naprzeciwko wyjąłem bagnet

zamoczony w białej krwi chmur.

Nogi otulone cętkami ran

poniosły mnie jak przynętę w proszku

na rumowisko, gdzie rdzenna flora

tuszowała ślady po źdźbłach porcelany.

Źli orzekli, że las przyjął balast,

mili, że właśnie zapłonął przez słomę.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • sensol 23.12.2018
    nie chwyta za serce
  • Neurotyk 23.12.2018
    Dziękuję za ciekawą refleksję.
  • sensol 23.12.2018
    ale jedynka nie ode mnie
  • Neurotyk 23.12.2018
    Nudzisz się?
  • Neurotyk 23.12.2018
    Mam kilka kont i - w razie czego - sam sobie wyznaczam - wedle upodobania - 1, 3 czy 5.
  • Canulas 23.12.2018
    W końcu coś Twojego, co mi się bardzo, bardzo podoba.
    W końcu do... — tak, pamiętam. Nie przeklinać u Ciebie — ... do diaska.
  • Neurotyk 23.12.2018
    do diaska pobudza
    kurwa zanudza
  • Pan Buczybór 24.12.2018
    Całkiem fajny wiersz, choć jakbym miał się czepiać, to ta interpunkcja niezbyt mi leży. Ale tak poza tym podoba się bardzo

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania