Narodzenie
Z pola naprzeciwko wyjąłem bagnet
zamoczony w białej krwi chmur.
Nogi otulone cętkami ran
poniosły mnie jak przynętę w proszku
na rumowisko, gdzie rdzenna flora
tuszowała ślady po źdźbłach porcelany.
Źli orzekli, że las przyjął balast,
mili, że właśnie zapłonął przez słomę.
Komentarze (8)
W końcu do... — tak, pamiętam. Nie przeklinać u Ciebie — ... do diaska.
kurwa zanudza
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania