Nasadzenia Gertrudy

„Już trzeci rok, już trzy lata tak się staram, a los nadal nie widzi mnie!, Dlaczego?” - w myślach skarżyła się Jagoda –„ kolejna wigilia św. Andrzeja, musi się udać tym razem! Stała energicznie z ławeczki spod chaty. To już południe, a do zachodu słońca musi tyle przygotować w izbie co by się wróżba spełniła.

Wieś Wierzbianki, w niedzielę raczej leniwe i zaspane chaty, w niczym nie przypominające olęderskiej osady w tygodniu. I choć to tylko 10 chałup, to mieszkańców w niej niemało. Dziś niedziela, św, Andrzeja, więc ci starsi po nabożeństwach odpoczywają , a młodszym już tylko jedno w głowie, przecież to czas magiczny, tyle przecież dziś może się wydarzyć.

Jagoda, jako najstarsze z 8 dzieci kowala Igora, miała swoje obowiązki więc już od samego świtu na nogach. Odkąd ich matka zmarła, wszelkie zadania z dnia na dzień spadły na szesnastolatkę. Nie narzekała nigdy, choć łez nocami wylała już sporo, ale zawsze rano wstawała, jeszcze przed ojcem, aby wywiązać się ze swoich obowiązków.

Dziś ma być ten dzień, tak bardzo tego pragnie, że stać się nie może inaczej. Od świtu myśli tylko o tym , aby zaraz po oprządku drobiu, szybko naszykować izbę na wróżbę. Cały dzień powtarza sobie wytyczne Gertrudy, w niej nadzieja.

-I pamiętaj dziecko, izba musi być wyprzątnięta, a na stole wszystko poukładane jak ci gadała – stara znachorka punkt po punkcie tłumaczyła w noc pełni tajemnice wróżby – i o wodzie ze studni nie waż się zapomnieć i o chlebie z otrębów – lista była nie mała, Jagoda miała to wszystko spamiętać , bo znachorka to samo kilkakroć powtarzając , zawsze w tej samej kolejności wymieniała. Niezwykła musiała być jej pamięć, bo wiek Gertrudy był tylko plotką po wsiach. Mieszka na skraju buczyny, przy źródlisku jeziora od zawsze. Nikt nie pamięta aby było inaczej. Do jej małej chatki, przychodziły nieraz całe pielgrzymki, bo znała sposoby na wszelkie dolegliwości. Chatka niewielka, kryta stuletnią słomą , nieomal po sam kamienny fundament. Choć to pewnie poszycie dachu przechodziło w kiście suszących się ziół podwieszonych pod strzechą, jakby z niej wyrastały. Zioła to jej potęga, bo leczy nimi i te choroby co człowiek czuje osłabieniem, a i te co w sercu tylko cierpią.

-Dziecko moje drogie i pamiętaj ! Tylko 3 kroć musisz obejść stół dookoła, a w ciszy zupełnej , bez żadnych głosów. Jak ostatni raz obchód zrobisz z razu patrz w okno co na zachód wychodzi.

-Babciu, czy to się na pewno uda?-złożone ręce jak do największej modlitwy, błagalny wzrok wbity w babcię wszystkich potrzebujących – Mi już naprawdę czas znaleźć męża, ja już kolejnego roku tak wyczekiwać nie mogę – łzy splunęły po policzku. Do Tej chwili spływają, jak tylko wspomni sobie jak bardzo się stara, a jak los ją omija. Została już sama we wsi, co w tym wieku nie przyszedł po nią żaden kawaler- Musi się udać ta wróżba przywołania, prawda?

-Uda się moje dziecko, uda, jak tylko wszystko po kolei zrobisz i nic nie przeszkodzi – pogłaskała Jagodę klęczącą u jej kolan. – I najważniejsze, pamiętaj co byś się pierwsza słowem nie odezwała. Kawaler pierwszy musi się odezwać, inaczej … przepadnie i kawaler i ty sama! Staniesz się wierzbą płaczącą nad polami.

Wszystko wydaje się gotowe. Izba nigdy tak nie była posprzątana. Ojciec poszedł do młynarza, a całe rodzeństwo rozpierzchło się po wiosce i dookoła. To czas psot dla tych najmłodszych, żartów i wróżb dla starszych. Słońce już zaczynało chować się za lasem. Jagoda zaczęła się denerwować co raz bardziej. Ładna z niej dziewczyna, ale co rusz podchodziła do lustra sprawdzając czy oby jej warkocz prostu leży, czy oby suknia nigdzie nie ma wady. Ubrała najlepszą co po mamie jej pozostała, w błękitno- czerwone kwiaty na czarnym tle, no i korale, nie mogło by ich nie być. Tak w sumie szła dziś na nabożeństwo , więc cały strój tylko czekał jej na krześle.

„Już czas? Jezusie, kiedy to jest już ten czas aby stół obchodzić?” – nerwowo rozglądając się szukała odpowiedzi po izbie. Oczy sprawdzały czy wszystko jest tak jak być powinno, umysł próbował przypomnieć sobie każde słowo Gertrudy po raz kolejny.- „oby tylko nikt nie przyszedł, furtę zamknęłam, nikt nie może się zjawić!” – zapadał zmierzch, a z nim coraz więcej rozterek w głowie Jagody

- Już czas - głośno powiedziała do siebie Jagoda, rozpoczęła swój obchód nadziei. „Trzy razy stół wokół i przez okno, a jak się obrócisz, kawaler będzie stał w przeciwnym rogu izby”. Babka Gertruda brzmiała w jej głowie.

Jagoda czuła jak trzęsą się jej nogi, drżą z każdym krokiem, jeszcze tylko jedno obejście i okno… serce wydawało się walić jak młot ojca w kuźni. Jeszcze tylko okno. Spojrzała. Pot spływał jej ze skroni jak w żniwa. Obrócić się i ….

- O Jezusie , ależ się wystraszyłam widząc pan – przyciskając ręce do serca wykrzyknęła Jagoda patrząc na gościa w rogu izby.

Wieś Wierzbianki, olęderska wieś, skrajem pola rząd płaczących wierzb jakby swoim cieniem okrywa drogę do chaty Babki Gertrudy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • bogumil1 18.04.2020
    Ha, ha, to ta Gertruda cwana była, przybyły jej hurtem dwie wierzby płaczące przy drodze. A one we wsiach Olęderskich sadzone planowo pełniły ważną funkcję melioracyjną.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania