Nasz nie nowy dom

Minęło zaledwie kilka lat w zgodzie, ciszy i w spokoju. Gdy małżonka nabrała ochoty na odnowienie mieszkania, prawdopodobnie pod wpływem licznych programów telewizyjnych, w których remontują o ile znajdą sponsora. Mnie bardzo męczy hałas, destabilizacja, utrudnienie, a przede wszystkim niemały wydatek związany z tym przedsięwzięciem. Gdybyśmy mieszkali w nowym apartamentowcu, albo przynajmniej z poprzedniej epoki z okresu wielkiej płyty, czy czymś podobnym, z pewnością moje nastawienie byłoby inne. Niestety niskie dochody, kiepskie perspektywy w najbliższej i dalszej przyszłości, brak widoków na jakikolwiek awans społeczny, przynajmniej do klasy średniej, podcięły nam skrzydła i mieściły w dwuizbowym mieszkaniu, w budynku komunalnym przeznaczonym za cztery lata do rozbiórki, o ile wcześniej nie zawali nam się na łby. Z pewnością ucieszyłbym się i zniósł wszelkie niedogodności, o ile jakaś ekipa wpadłaby i w ciągu pięciu dni doprowadziłaby naszą ruinę, do stanu świetności, czyli lepszym niż zaraz po wybudowaniu. Niestety takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach i telewizji, więc nikogo nie powinno dziwić, że usłyszałem.

- Zenek, odmaluj wreszcie Walerii pokój i nie mów zaraz.

Na swoje usprawiedliwienie dodam, że imię córce nadała żona wspólnie z mamusią, a korzenie tej mojej traumy sięgają okolic dzieciństwa teściowej.

- Wiem, pamiętam, zrobię, nie musisz mi ciągle przypominać – odpowiedziałem ugodowo, by wziąć ją na przeczekanie.

Przez ostatnie trzy lata, nacisk na mnie po takiej odpowiedzi przeważnie ulegał odkształceniu i następował powrót do normy. Czyli, zawsze wracałem styrany z roboty i przed telewizorem zażywałem relaksu i ładowałem akumulatory na następny dzień. Tym razem pod wpływem zaniedbań Rządu, a szczególnie ojca dyrektora, ministra Kaczyńskiego i prezes Trybunału Przyłębskiej, babom, dziobów nie zakneblowali i tak jak za komuny oraz pseudodemokracji nadają na chłopów, zamiast wziąć się za sprzątanie i do garów.

- Mam dość tych obiecanek – charcząc i tocząc pianę, zbliżyła się do mnie z wrogą miną, jakbym wrócił pijany o trzeciej nad ranem.

- Przecież niedawno jej pokój był malowany – dodałem pojednawczo.

- Jakie nie dawno to było na rok przed jej pierwszą komunią!

- Czyli nie dawno – twardo broniłem swoich racji.

- Za miesiąc twoja córka będzie pełnoletnia i wybiera się na studia!

- No, to sobie wtedy pomaluje, jak będzie chciała, a może się wyprowadzi do akademika i będziemy mieli ją z głowy.

- Jak nie pamiętasz, to przypomnę ci – wykrzyczała mi prosto w twarz i przybrała kolor czerwony, jakby to miało dodać jej uroku, czy wpłynąć na mnie mobilizująco – wtedy, przed wyjazdem twoim z Niemiec do Anglii, do odnowienia całego mieszkania nająłeś jakiegoś swojego kolegę. Przeszło pół roku trwał remont, a ja musiałam znosić nie tylko bałagan, lecz i jego obsceniczne aluzje. Kiedy się w końcu go pozbyłam, zostawił masę gruzu, niedokończone kładzenie kafelek w łazience i uszkodzoną instalację elektryczną. Pokój dziecka tylko jego zdaniem był zrobiony na błysk, lecz w rzeczywistości mała wstydziła się zaprosić do siebie jakąkolwiek koleżankę.

- Nie wiedziałem – wtrąciłem.

- A co miałam ci mówić, gdybym cokolwiek wspomniała, zaraz byś wrócił i to bez pieniędzy, a na rachunki i żyć z czegoś trzeba było wziąć. Najlepiej poradziła sobie Walerka, sama przemalował pokój. Mąż koleżanki poprawił po partaczu i dokończył remont. Gdy przyjechałeś na komunie, wszystko zostało zrobione i w takim stanie jest do dzisiaj.

Argumentów, by przekonać mnie do wysiłku i poniesienia wydatku na odświeżenie mieszkania było zbyt wiele. Dlatego zacząłem skupować materiały i farby po okazyjnej cenie z największymi promocyjnymi upustami. Zanim dobrnąłem do końca listy, Walerka poznała jakiegoś wspaniałego chłopaka, a w mojej ocenie zwykłego obszczymurka i przeprowadziła się do jego wynajmowanej kawalerki. Gdyby coś takiego zrobiła jakaś inna panienka, guzik mnie by to obchodziło, lecz ten związek bez sakramentów mocno mnie ugodził i to w samo serce. Mój zdecydowany sprzeciw małżonka podsumowała.

- Proszę, przypomnij mi, od ilu lat jesteśmy małżeństwem?

Dość szybko podliczyłem lata, naszej wspólnej egzystencji i odpowiedziałem dość niepewnie – dwadzieścia.

- A po ślubie?

Akurat tego nie potrafiłem sobie przypomnieć i dość długo zwlekałem z odpowiedzią.

To ja tobie odpowiem – równe zero i brak własnego ślubu jakoś przez wszystkie te lata tobie nie przeszkadzał, a do córki masz o to pretensję.

Doskonale wiedziałem, czułem przez skórę, że nie należało półtora roku temu poruszać tematu remontu mieszkania, ponieważ to dla mnie dobrze się nie skończy. Powstała wielka destabilizacja w życiu codziennym. Najmniej mnie zabolała utrata zakupionych farb i materiałów do remontu, ponieważ córeczka z tym swoim gachem przytulili się do nich i je zagospodarowali, pomimo sprzeciwu. W ten sposób pozbawili mnie możliwości wykazania się przed wściekłą żoną, której status panienki nagle zaczął przeszkadzać. Prawdopodobnie jej nastawienie uległo zmianie pod wpływem zmasowanych ataków na związki nieformalne i psucie wizerunku partnerki życiowej, jako opiekunki domowego ogniska. Oliwy do ognia dolała odmowa udzielenia informacji o stanie zdrowia pacjenta, gdy mnie szybki samochód na pasach poturbował. Przynajmniej w całym tym zamieszaniu, upewniłem się, że nie jest ze mną dla emerytury po mężu i dziedziczenia po mnie, a z jakiego powodu to muszę sprawdzić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bożena Joanna 18.06.2021
    Opowiadanie potwierdza tęsknotę za stabilizacją, w młodości cieszy życie na kocią łatę, a z wiekiem kobiety dążą do uregulowanej sytuacji, a ojcowie nie przepadają za wolnymi związkami, w jakie wdają się ukochane córeczki.
    Pozdrowienia!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania